#8
- Musze ci coś powiedzieć.- powiedział stanowczo, ale wtedy..
Ktoś zadzwonił do drzwi. O tej porze? Kto o 21 przychodzi komuś do domu od tak? Zdziwiony wstałem tym samym zrzucając Dominika ze mnie. Zarzuciłem koszulkę i powędrowałem tak do drzwi. Nie ważne, że nie mam spodni. Gdy otworzyłem drzwi w progu ujrzałem zapłakaną Age. Co jest? Nic nie mówiąc przytuliłem ją do siebie i zamknąłem drzwi.
- Dominik! Mati!- obaj wyszli z pokojów.
- Boże Aga!- Dominik krzyknął i w samych bokserkach podbiegł żeby po chwili przytulać Age.- Jezu kochana! Co się stało?- spytał tak łagodnie, że na miejscu Agi to bym od razu wszystko powiedział.
- Dominik..- zaszlochała wtulając się w niego. On zaś zaprowadził ją na kanape i głaskał pocieszająco, aby się uspokoiła.
- Mati zrób nam kakao, a ty filip przynieś koce.- sam zaś mówił coś na ucho Adze.
- Nie nawidze go. To już przesada. Domiś on nie może mnie..- dalej nie usłyszałem, bo powiedziała to za cicho. Z szafy wyciągnąłem trzy koce i wróciłem do reszty.- Ja rozumiem, że mógł się zdenerwować, ale nie aż tak żeby mi nadgarstki powykręcać. Niby jest moim chłopakiem, ale to nie jest normalny związek.
Już wtedy wiedziałem, że chodzi o Daniela, jej chłopaka. Skurwysyn. Od początku nikt go nie lubił. Mati się ożywił i podszedł do mnie.
- Nie darujemy mu. Nareszcie mamy okazję żeby mu przyjebać.- szepnął do mnie.
- On jest u ciebie?- spytałem.
- Nie, to ja byłam u niego.
- Wracamy niedługo.- rzuciłem na odchodne i zabrałem Matiego za ramie.
- Filip!- Dominik pobiegł za mną kiedy ja wparowałem do pokoju, aby się ubrać.- Ty jesteś poważny? Nigdzie nie pójdziesz. Nasza przyjaciółka cierpi, a tym nic nie załatwisz.
Zaprzestałem ubierania i podszedłem do mojego słońca. Pocałowałem go i wyminąłem. Powiedziałem żeby czekał i, że wrócimy, więc niech się nie martwi. Wyszliśmy z mieszkania i wsiedliśmy w samochód. Pojechałem pod dom tego skurwiela. Wysiedliśmy i poszliśmy pod same drzwi, w które zapukałem. Otworzył Daniel.
- Cześć chłopaki.- uśmiechnął się.
- Cześć.- rzuciłem krótko i poleciał pierwszy cios z mojej strony w jego twarz.
- Nauczysz sie kurwa szanować kobiety!- Mati wściekły wepchną go w głąb domu i zamknął drzwi za nami.
Zaczeła się wielka przepychanka. Dostałem raz w oko tak mocno, że na pewno będzie siniak. Nie byłem cały czas dłużny i oddawałem z większą siłą. Mati tak samo. Widziałem, że kolega kopną go w piszczel i jest chwilowo uziemiony przez ból. Wykorzystałem to i mocno szarpnąłem Danielem skutkując mocnym uderzeniem jego głowy o podłogę. Ledwo co przytomny chłopak wyciągnął scyzoryk z kieszeni swoich spodni i zamachnął się. Poczułem wielki ból koło mojego żebra. W złości uderzyłem go na tyle mocno, że zemdlał. Łapiąc się za bok wstałem z podłogi i razem z kulejącym Matim poczłapałem do samochodu.
- Trzeba jechać z tym do szpitala.- powiedział patrząc na sączącą się krew z dosyć głębokiej rany.
- Obiecałem Dominikowi.- zacząłem.
- Wykrwawisz się zanim dojedziemy do mieszkania. Siadaj na tyły i uciskaj ranę tym.- zrzucił z siebie swoją koszulę i dał mi.
Posłusznie zrobiłem to co mi kazał i obserwowałem jak wiezie mnie do szpitala. Dominik na mnie czeka. Miałem wrócić.
Dominik
Nie ma ich od dobrej godziny. Jakieś 20 minut temu uspokoiłem Age, a teraz to ja się zamartwiam. Wziąłem telefon i zadzwoniłem do Filipa. Na próżno. W pokoju usłyszałem jak dzwoni. Idiota nie zabrał telefonu. Zadzwoniłem do Matiego, ale włączyła się poczta. Zacząłem płakać. Obiecał. Obiecał mi, że wróci. Aga mnie przytuliła i sama znów zaczeła płakać.
- To moja wina. Gdybym nie zawracała wam głowy tym to teraz byście byli razem.- zaszlochała.
- Zwariowałaś? To wina samego Filipa, że tam pojechał..- nie dokończyłem bo zadzwonił mój telefon.
M~ Dominik! Przyjedź szybko na ******** do szpitala. Wiem, że on jest idiotą, ale zaraz mi się tu rozpłacze jak ciebie nie zobaczy.
D~ Idioci! Będe za 20 minut.
- Zabieraj swój tyłek jedziemy do szpitala.
Aga zerwała się i poszła założyć buty, ja zaś pobiegłem się ubrać. Po 5 minutach siedzieliśmy w uberze i jechaliśmy do mojego Filipa. Gdy wbiegliśmy tam każdy się na nas spojrzał. Podeszliśmy do recepcji i spytaliśmy gdzie jest Filip. Miła pani wskazała nam drogę. Biegiem rzuciliśmy się tam. Na krześle przed jakąś salą siedział Mati.
- Co się stało?- zapytałem lekko zły.
- Nie pytaj. Po prosty tam wejdź i złap go za ręke czy coś, bo sam nie przeżyje tego zszywania.- wskazał na drzwi obok siebie. A ja wszedłem do środka.
- Pan Dominik jak mnie mam?- spytał wysoki mężczyzna w kitlu.
- Tak.
- Zapraszam za mną, bo nie obędzie się bez pańskiej pomocy.- uśmiechnął się.
Przeszliśmy za jakąś kotare, a tam na jakiejś leżance czy innym gównie leżał Filip. Gdy mnie zobaczył chciał wstać, ale ból mu na to nie pozwolił.
- Proszę nie wstawać. Przyszedł pana narzeczony i ma pan już nie marudzić i dać się zszyć.
- Idiota.- mruknąłem podchodząc do niego. Złapałem za jego ręke i spojrzałem na niego czule. Zaszkliły mi się oczy.- Mówiłem ci. Miałeś wrócić.- lekarz zaczął go zszywać, ale on tym się nie przejął.
- Domiś przepraszam. Teraz będzie dobrze. Tylko bądź tu. Ze mną.- spojrzał na mnie.
- Nie rób tak nigdy więcej.- łzy spłyneły po moich policzkach. Zbliżyłem swoją twarz do Filipa i oparłem swoje czoło o jego.
- Kochanie.. Już nigdy więcej tak nie zrobię.- scisną moją ręke.
Po 15 minutach lekarz skończył zszywać Filipa. Kazał mu wyjść, a ja zostałem żeby dał mi wskazówki.
- A więc..- zbliżył się do mnie. Co jest?- Dominik, tak?
- N-no tak.- zbliżał się coraz bardziej.
- Jestem Michał.- uśmiechnął się do mnie. Zacząłem się cofać, bo robiło się to dziwne. Ja rozumiem krok, ale żeby tak cały czas.
- Tooo.. Jakieś konkretne wskazówki dotyczące mojego narzeczonego.
- Sądzisz, że uwieżę w tą bajeczke? Żaden z was nie ma pierścionka. Widać, że go nie kochasz.
Moja ucieczka się skończyła wraz z biurkiem, które pojawiło się za mną. Wysoki szatyn oparł ręce po moich bokach i wpatrywał się we mnie swoimi niebieskimi jak ocean oczami. Zaczął się pochylać jakby chciał mnie pocałować, ale nie dałem mu tej przyjemności. Może mnie całować tylko Filip. Odepchnąłem go i wybiegłem jak najszybciej tylko mogłem. Pierdolony zbok.
- Co się stało? - spytał mnie Filip.
- Ty się mnie o to pytasz?- wskazałem na jego bok, za który się trzymał.- Masz przejebane. Tyle ci powiem. Mati dawaj kluczyki.- chłopak mi je podał. Wyminąłem ich i zacząłem kierować do wyjścia.- Do samochodu. Już.- stanowczo pokazałem im, że nie mam wyraźnej ochoty na rozmowy i chce wrócić jak najszybciej.
Byłem dłuższy czas sam w samochodzie, bo Mati z Agą prowadzili Filipa. Widziałem przez okno, że się o coś sprzeczają, ale nie zbyt mnie to obchodziło. Zauważyłem kątem oka jak przyjaciele puszczają Filipa, a on sam człapie do samochodu. Otworzył drzwi ze strony pasażera, ale przed wejściem ja go powstrzymałem.
- W tej chwili idziesz na tyły i nie chce słyszeć sprzeciwu, bo inaczej wyrwe ci te wszystkie szwy żywcem.
Filip posmutniał moim tonem i usiadł z tyłu. Obok mnie usiadła Aga. Drzwi z mojej strony się otworzyły. Mati wskazał mi gestem, że to on będzie kierować, ale po pięciu minutach kłótni zdecydował się, że da mi prowadzić. Ruszyłem z piskiem. Nigdy tak szybko nie jechałem. W przeciągu 10 minut dojechaliśmy pod mieszkanie. Aga z Matim wyszli z samochodu, ale Filip został.
- Czemu nie wyjdziesz?- spytałem.
- Bo wiem, że mi uciekniesz.- odparł krucho i bawił się swoimi palcami.
Westchnąłem i przesiadłem się na tył. Zamknąłem samochód i spojrzałem na Filipa. Widać, że był zmęczony tym wszystkim. Po jego policzkach zaczeły płynąć łzy. Wziąłem jego ręce w swoje i pogłaskałem go po włosach. To będzie ciężka rozmowa.
- Mam tego dość wiesz? Każdemu mówisz, że jesteśmy razem kiedy my nawet o tym słowa nie zamieniliśmy. Boli mnie to, że jeateś aż takim tchórzem, że nawet nie miałeś odwagi się spytać mnie czy chce być twoim chłopakiem. Ten zbok w szpitalu chciał mnie pocałować. Ale go odepchnąłem, bo to tobie ufam i tobie się oddałem. Ale jak mam ufać komuś kto cały czas mnie okłamuje. Nie chce takiej relacji między nami. W ciągu zaledwie paru dni zawładnąłeś moim sercem. Mati mówi, że coś już zaiskrzyło jak się tylko zobaczyliśmy, ale zaprzeczaliśmy temu..
- Dominik! Chciałem się ciebie spytać o to już tyle razy, ale tchórzyłem, więc pomyślałem, że zrobie to w twoje urodziny. Oczekujesz ode mnie zbyt wielu rzeczy na raz. Chce ci wszystko powiedzieć ale jeszcze nie teraz. Daj mi czas. To dla mnie naprawdę ciężkie. Bądź tylko cierpliwy. Ja naprawdę nie chce tego, ale cały czas cię krzywdze. Nie chce żebyś cierpiał, więc nie mówie ci o paru rzeczach. Nie jestem dla ciebie odpowiedni w żaden sposób.- zaczął bardziej płakać.
- Nie mów tak.- usiadłem mu na udach uważając aby nie zrobić mu krzywdy i wziąłem jego twarz w ręce.- Jesteś jak najbardziej odpowiedni. Inteligentny, kochany, wspaniały i cudowny. Po prostu idealny. Zależy mi na tobie i na tym żebyś mi mówił prawde. Prosze cię.- wyszeptałem opierając czoło o jego.- Powiedz mi cokolwiek, co pozwoli mi cie zrozumieć.- sam płaczliwym głosem już powiedziałem.
- Przeze mnie umarła bliska mi osoba.- odsunął mnie od siebie, zacisnął usta i spojrzał w bok. Mamy przyciemniane szyby, więc ludzie obok nawet nie wiedzą co się dzieje z nami.
- To na pewno nie twoja wina. Zrozum to, że nie ważne jaka będzie prawda ja dalej będe z tobą.- przyciągnąłem go do siebie i go pocałowałem.
°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
Zlamiłam jeśli chodzi o ten rozdział. Zresztą każdy rozdział jest dziwny i okropny, ale ta książka taka miała być. Pojebana.
Buziaki. Miłego wieczoru.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro