44
Pov Valerie
Śniadanie w towarzystwie Isabelle jest dla mnie większą torturą niż te, które zapewniał mi jej syn. On teraz ciągle mnie się czepia i to praktycznie za nic.
- Skoro i tak nic nie robisz to mogłabyś się przynajmniej zająć domem. Służba jest niekompetentna i z daleka widać, że nad niczym tu nie panujsz - co chwila wtrąca niepochlebne mi uwagi. Uwzieła się na mnie chociaż nic jej nie zrobiłam.
- A mi tam wszystko odpowiada - mówi Niall. Broni mnie, ale moim zdaniem zbyt mało. Powinien stanowczo zakazać jej czepinia się mnie.
- Ty akurat się nie znasz na tych sprawach, więc się nie wypowiadaj. To jest obowiązek Valerie, tak samo jak danie ci dziecka i jakoś od kilku lat jest to zupełnie nie wychodzi. Nawet do tego się nie nadajesz - gwałtownie podnoszę się od stołu i wychodzę z jadalni, a następnie idę prosto do sypialni.
Niall może się nawet wściec, ale ja już więcej nie zejdę na dół póki w tym domu jest ta kobieta. Nie pozwolę sobą pomiatać.
***
- Znieś jeszcze te kilka dni, na pewno dłużej tu nie będzie - prosi mnie Niall. Ja jednak nie mam zamiaru ulegać.
- Nie zejdę, możesz mnie nawet za to zabić!
- Nie ułatwiasz mi kochanie - wiem, że jemu też jest ciężko, ale do jasnej cholery nie pozwolę się tak traktować. Wystarczy, że znoszę Nialla, humorów Isabelle nie zamierzam.
- Zawsze możesz powiedzieć, że źle się czuję, Louis na pewno potwierdzi twoje słowa.
- Przecież wiesz, że ona nie może nawet patrzeć na Louisa, a co dopiero z nim rozmowiać. Aż do takiej awantury nie zamierzam dopuścić - no i właśnie to jest najdziwniejsze. Przecież Niall i Louis praktycznie razem się wychowali. Z tego co wiem to matka Louisa pracowała i mieszkała w domu Nialla.
- Zazdroszczę mu spokoju - wstaje z łóżka i kieruje się do drzwi. - Idę do Louisa po jakieś środki na uspokojenie, bo inaczej zrobię coś strasznego - mówię to na tyle poważnie, że on nie waży się mnie zatrzymywać. I dobrze.
Tym razem także wchodzę do pokoju Louisa bez pukania. Jest on w środku i podejrzewam, że tak jak ja ukrywa się przed matką Nialla.
- Masz jakieś tabletki na uspokojenie? Najlepiej jakieś mocne.
- Mam tylko mocne nasenne i ci ich nie dam - czyżby on sądził, że znowu chce nafaszerować nimi Nialla?
- Tym razem chodzi o mnie, potrzebuję się rozluźnić.
- Znam inne na to sposoby, ale ty przecież już mnie nie chcesz. Pobawiłaś się trochę, a następnie odstawiłaś mnie jak nic nie wartą zabawkę - teraz to już zachowuje się jak zwykły gówniarz. Naprawdę był taki naiwny sądząc, że to będzie trwało nieskończenie długo.
- Rusz głową i sam się domyślisz, że to najlepsze rozwiązanie - kieruje się do drzwi, bo wiem, że on mi nie pomoże.
- Ja nigdy nie rezygnuje i tym razem także tak nie będzie.
To akurat zabrzmiało jak groźba.
Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to może następny dostaniecie jeszcze dziś.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro