Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14


Pov Valerie

Wiem, że powinnam się cieszyć z tego, że Niall zachowuje się w stosunku do mnie dość dobrze, ale ja wiem, że to tylko cisza przed burzą. Znam go dobrze i wiem, że jak jest on zbyt spokojny to także trzeba się bać.

Nagle słyszę pukanie do drzwi. Pozwalam tej osobie wejść i po chwili do pomieszczenia wchodzi jedna z kobiet, która zajmuje się sprzątaniem tego ogromnego domu. Na szczęście ja nigdy nie musiałam się tym zajmować. Nie kojarzę tej kobiety, ale po jej wyglądzie stwierdzam, że jest po czterdziestce.

- Pan prosi by pani jak najszybciej do niego przyszła - mówi, a następnie wychodzi. Jej poprzedniczka była bardziej wygadana i milsza. Wstaje więc i z chodzę na dół. Nie widzę w salonie Nialla, więc idę do jego gabinetu. Nie będę go przecież szukać w kuchni. Pukam przed wejściem do pomieszczenia i jak tylko słyszę, że można wejść to naciskam na klamkę. Niall siedzi w swoim fotelu i patrzy się przed siebie.

Nie podoba mi się to.

- Chciałeś mnie widzieć - odzywam się do niego, bo wydaje mi się, że w ogóle mnie nie widzi.

- Tak, chcę żebyś dotrzymała mi towarzystwa. Siadaj - podchodzę do czarnej skórzanej kanapy i na niej siadam. - Musimy zacząć spędzać z sobą więcej czasu, chcę poczuć że wróciłaś do mnie, bo w obecnej sytuacji to widujemy się praktycznie tylko w łóżku.

Jego wzrok zostaje skierowany na ekran komputera. Przez jakiś czas coś w nim robi, lecz po kilku minutach jednym ruchem ręki zamyka laptopa.

- Powiedź mi co dokładnie popchnęło cię do tej ucieczki - wstaje i podchodzi do stolika, na którym znajduje się karafka z tym jego alkoholem o bursztynowej barwie. To, że pije sprawia, że mam ochotę stąd szybko wyjść. - No powiedź - zachęca mnie gdy milczę. - Chce wiedzieć czego mam nie robić byś mi znowu nie uciekła.

- Bałam się ciebie, taki jaki byłeś. Pragnęłam także choć przez jakiś czas mieć takie normalne i samodzielne życie - mówię ze wzrokiem wpatrzonym w podłogę. Boję się na niego spojrzeć. On chyba chce się ze mną pokłocić.

- I podjęłaś decyzję, że ja jako twój mąż nie pasuje do tego twojego wymyślonego życia. Szkoda, że nie pomyślałaś o tym zanim za mnie wyszłaś - już po jego tonie wiem, że chce mnie uderzyć. Musi się na kimś rozładować i ja jestem do tego najlepszą osobą.

- Wybacz - cicho bąkam.

- Bardzo się staram to zrobić, ale ciągle w głowie mam myśl, że chcesz ode mnie uciec.

- Nie zrobię tego, mam przecież w sobie ten nadajnik - tłumacze mu. Nawet nie mam pojęcia czy on kiedyś przestanie działać.

- Średnio mnie pociesza to, że moja żona jest ze mną tylko dlatego, że mogę ją, w każdej chwili namierzyć - szybko pokonuje dzielącą nas odległość i chwyta mnie boleśnie za ramię. - Chcę byś mnie kochała! To nie jest wiele!

Chyba przyszedł czas na kolejną część mojej kary.

Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to dostaniecie dziś jeszcze jeden.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro