Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pokrzywa z miodem

Pierwszą noc w Castle Combe mogę zaliczyć do nieudanych. Nie ważne, ile razy próbowałam zasnąć, rezultat był ten sam – widziałam w swojej głowie dziewczynę, która została brutalnie zamordowana, a jej ciało podrzucono do pustego domu, w którym nikt od lat nie mieszkał. Pamiętam każdy szczegół tego, co zastałam we własnym domu i to wspomnienie nie pozwala mi zasnąć.

Około szóstej nad ranem wzeszło słońce, a kogut w ogrodzie postanowił poinformować o tym za pomocą głośnego gdakania. Zapomniałam, jak to jest rozpoczynać dzień wraz z akompaniamentem: „kuku ryku", słyszanym pod swoim oknem. Około szóstej trzydzieści słyszałam krzątanie pani Philips, dlatego ponownie próbowałam zasnąć, aby uniknąć porannych uszczypliwości. Niestety na zewnątrz zrobiło się za jasno, a zegar prędko zaczyna wskazywać ósmą trzydzieści, więc mój czas w łóżku dobiega końca.

Zwlekam się z materaca z jęknięciem, które równie dobrze może oznaczać: „ja pierdolę! Trafiłam do piekła i niech mnie ktoś stąd zabierze". Nie mam energii do funkcjonowania i najchętniej przeleżałabym cały dzień pod kocem, ale nie chcę, aby pani Philips uznała mnie za kogoś kto tylko leży i pchanie, choć nie miałabym nic przeciwko, aby zajmować się błogim lenistwem, gdyby nie fakt, że z powrotem jestem biedna. Wzdycham dwukrotnie czując niemoc, a dopiero później zabieram swoje wczorajsze ubrania z poręczy łóżka i kieruję swoje kroki do łazienki. Jako że moja walizka pozostała w moim domu, obawiam się, że prędko jej nie odzyskam.

W łazience okazuje się, że wzięcie prysznica jest nie lada wyzwaniem. Woda jest zimna, jakby płynęła prosto z Arktyki, a ciśnienie w deszczownicy jest małe, przez co muszę spędzić więcej czasu pod zimną wodą niż tego sobie życzę. W dodatku wszystkie dostępne kosmetyki do mycia ciała i włosów, jakie posiada pani Philips są o zapachu pokrzyw i miodu, co w moim odczuciu nie daje przyjemnego zapachu. Zdaję sobie sprawę, że nie powinnam narzekać, ale każdy ma swoje gusta i osobiście wolę słodki zapach bzu i konwalii. Niemniej jednak nie mam innego wyjścia, jak użycie dostępnych środków, więc szybko oczyszczam skórę i włosy, a kiedy wyskakuję spod prysznica, dygoczę jakbym zanurzyła swoje ciało w wannie pełnej kostek lodu. Podobno zimne prysznice są dobre dla zdrowia, ale nic nie zmieni mojego przekonana, że gorąca woda w kąpieli daje najlepszy relaks dla ciała.

Prędko wycieram się z wody, po czym narzucam na siebie wczorajsze ubrania, a kiedy wyłaniam się na korytarz, dociera do mnie dzwonek do drzwi. Och, czyli pan detektyw już tu jest! Mimowolnie poprawiam swoje mokre włosy, choć za wiele nie można z nimi teraz zrobić, ale liczę, że nie wyglądam jak mokry pies. To niedorzeczne, ale wolę wypaść przed panem Lane perfekcyjnie. Kiedy otwieram drzwi moim oczom ukazuje się starszy mężczyzna z kozią bródką, więc mimowolnie marszczę brwi.

- Dzień dobry. – wita się mężczyzna z miłym uśmiechem. – Czy jest może Gwendolyn? Mam dla niej drobny upominek na poprawę dnia. – w jego dłoniach dostrzegam niewielki pakunek z logo pobliskiej piekarni, co pozwala mi myśleć, że w środku znajdują się słodkości. Najwidoczniej „kozia bródka" wie, w jaki sposób uszczęśliwić kobietę.

- Dzień dobry. – odpowiadam i silę się na równie miły uśmiech. – Zapraszam do środka.

- Och, nie. – mężczyzna wyciąga w moją stronę pakunek. – Proszę jej to przekazać. Nie chcę robić kłopotu i po prostu sobie pójdę.

- To żaden kłopot. Tak sądzę. – dodaję niepewnie. W zasadzie nie mam pojęcia z kim właśnie rozmawiam ani kim jest ten mężczyzna dla pani Philips, więc chyba nie powinnam wtrącać się w tą relację, ale z reguły jestem wścibska i z chęcią poobserwuję, jak flirtują ludzie w starczym wieku. Kto by się spodziewał, że moja wredna sąsiadka jest w kręgu męskich zainteresowań. Najwidoczniej tylko ja dostrzegam jej piekielną duszę.

- Wolałbym nie. – mężczyzna dotyka mojego przedramienia. – Nie potrafię rozmawiać z kobietami. Bardzo mnie to stresuje, więc proszę panienkę o pomoc. – w jego oczach dostrzegam błaganie, więc odbieram od niego opakowanie z piekarni z uśmiechem na ustach. To rozczulający mężczyzna, dla którego moje serce mięknie. Poza tym, czy to nie urocze?

- W porządku. – mówię. – Jak ma pan na imię?

- Gregory Atkinson. – poklepuje mnie po ręce, a później delikatnie kiwa głową na pożegnanie i odchodzi wąską ścieżką. W momencie, w którym znika za furtką na poboczu parkuje BMW, z którego wyłania się Devlin Lane. W świetle dnia prezentuje się jeszcze lepiej niż wczoraj. Może dlatego, że dziś moje oczy nie produkują łez, które zamazują obraz. Niemniej jednak w moim kierunku zmierza detektyw, którego mogłabym schrupać tu i teraz.

- Witam. – wypowiada grubym barytonem. – Jak się pani dziś czuje?

- Proszę mi mówić po imieniu, dobrze?

- Jak sobie życzysz. – odpowiada mi uśmiechem. – Wszystko w porządku?

- Mam za sobą nieprzespaną noc, ale już jestem spokojna. Masz ochotę na kawę?

- Tak. Poproszę. – prowadzę policjanta do kuchni, gdzie natykamy się na panią Philips, która wałkuje ciasto na makaron. – Dzień dobry. – mówię. – Mam dla pani prezent od pana Atkinsona.

- Połóż gdzieś z boku. – wypowiada zjadliwie. – Mam już dość tych ciastek z piekarni. Dostaję je od roku i zupełnie nie rozumiem, dlaczego.

- Myślę, że pan Gregory po prostu darzy panią szczególną sympatią. – odpowiadam, a staruszka głośno parska śmiechem, jakby moje słowa wzbudziły niemałe rozbawienie. Marszczę brwi, ale postanawiam tym razem ugryźć się w język, ale tylko dlatego, że obok mnie stoi detektyw Lane. W innym okolicznościach powiedziałabym, że nie można wyśmiewać się z uczuć drugiego człowieka. Aczkolwiek co ja tam wiem? W końcu wyszłam za mąż dla pieniędzy i nie zaznałam miłości w swoim życiu. – Mamy gościa. Czy mogę zrobić dla niego kawę? – Gwendolyn gwałtowanie zaprzestaje swoich ruchów i odwraca się w naszą stronę, a na widok policjanta robi skwaszoną minę, jakby w jej domu stał wróg.

- Oczywiście. – odpowiada zjadliwie. – Pójdę do sklepu. Nie będę wam przeszkadzać.

- Proponuję odwiedzić pana Atkinsona.

- Po jaką cholerę?

- Wypadałoby podziękować za prezent.

- Irene, to tylko ciastka. Nic szczególnego.

- Mimo wszystko to prezent.

- Nie będę za niego dziękować.

- Dlaczego?

- Nie widzę takiej potrzeby. Proszę zaopiekuj się swoim gościem, a ja wrócę do swoich zajęć.

- W zasadzie chciałbym zadać pani kilka pytań. – wtrąca detektyw Lane. – Może mogłaby pani usiąść z nami? Obiecuję, że to zajmie tylko chwilę.

- Niech będzie. Proszę pytać.

- To ja zaparzę kawy. – pozostawiam detektywa i panią Philips w części jadalnej, a sama podchodzę do czajnika i nastawiam w nim wodę na kuchence gazowej. Całe szczęście puszka z kawą położona jest na blacie obok chlebaka, więc nie muszę grzebać po wszystkich szafkach. Czuję się w tym domu jak intruz, dlatego też wolałabym ograniczyć swoją obecność w tym miejscu do minimum. Planuję znaczą część czasu spędzać na zewnątrz i w pracy. Jeśli jakąkolwiek uda mi się znaleźć. Aktualnie moje CV wygląda następująco: „Irene Holder – była żona miliardera, któremu dawała dupy". Wow. Cóż za wybitne umiejętności. Przydatne tylko w burdelach.

- Mieszka pani naprzeciwko Irene od wielu lat, prawda? – wypowiada Lane.

- Mieszkam naprzeciwko domu jej babki. Natomiast Irene wyjechała lata temu i wróciła dopiero wczoraj, więc nie. Nie mieszkam od lat naprzeciwko Irene. – kwituje zjadliwie staruszka, na co wywracam oczami. Poranne uszczypliwości właśnie się zaczynają, ale nie mam ochoty brać w nich udziału.

- Drobny szczegół. – stwierdza Lane. – Mimo to, mieszka pani tu od wielu lat, więc mogła pani coś widzieć?

- Niestety nie. Wbrew temu, co sądzi Irene, nie podglądam sąsiadów przez okno. Mam znacznie ciekawsze rzeczy do roboty.

- No dobrze. – wzdycha detektyw. – Jednakże coś mogło przykuć pani uwagę tamtej nocy.

- Mam twardy sen. Nie obudzi mnie nawet wybuch bomby pod oknem. – marszczę brwi, po czym odwracam się twarzą do tej dwójki.

- Mam bardzo dobrą pamięć. – wtrącam. – Bardzo często skarżyła się pani na problemy ze snem. Czyżby minęły?

- Biorę tabletki nasenne. – odpowiada staruszka z niezadowoleniem. – Gdybyś tu mieszkała, wiedziałabyś, że zaczęłam je stosować.

- No tak. To moja wina, że nie interesowałam się pani życiem. – kwituję zjadliwie.

- Nie interesowałaś się nawet życiem własnej babki!

- To nie jest prawda. – zaciskam szczękę. – Ale nie zamierzam się tłumaczyć. Do samego końca miałam dobry kontakt z babcią.

- Takie gadanie.

- Jeśli mogę wtrącić. – dopowiada Lane. – to chciałbym zadać jeszcze parę pytań.

- Po jakie licho? – pyta Gwendolyn. – Nic nie słyszałam ani nic nie widziałam. Teraz proszę mi wybaczyć, ale muszę zająć się swoimi sprawami. – bez zbędnego pożegnania, staruszka odchodzi w kierunku salonu, całkowicie ignorując obecność detektywa. Mam ochotę się roześmiać, ale byłoby to niestosowne. Zamiast tego, zdejmuję czajnik z palnika i zalewam kawę w filiżance.

- Cukier? Mleko? – pytam.

- Nie, dziękuję. Piję czarną.

- Zapamiętam. – wypowiadam bez zastanowienia, a kiedy zdaję sobie sprawę, że zabrzmiało to dość dziwnie, udaję, że nie czuję zażenowania. Staram się ignorować swoją gafę i podaję filiżankę detektywowi. – Proszę sobie usiąść. – wskazuje na krzesło, stojące przy stole. Ciemnowłosy zajmuje miejsce, odkłada na blat notes i swoją kawę, a jego mina przybiera surowy wyraz.

- Niestety twój dom jest miejscem zbrodni, więc nie możesz w nim zamieszkać.

- Kto chciałby mieszkać na miejscu zbrodni? – pytam z uniesioną brwią. – Kto wie, jaki wściekły duch odbija się teraz od ścian. Swoją drogą. Czy mogłabym chociaż odzyskać swoją walizkę? Zostawiłam ją w środku.

- Tak, dostarczę ją do wieczora. – kwituje. – Jak się czujesz?

- To pytanie jest konieczne dla dobra sprawy? – pytam z zaskoczeniem.

- Tak, ponieważ mógłbym załatwić na jego podstawie opiekę psychologa.

- Poradzę sobie z tą traumą sama. – silę się na uśmiech. Tak naprawdę nie lubię się zwierzać nikomu, nawet swoim bliskim, więc tym bardziej nie skorzystam z usług jakiegoś psychologa. Wypędzę obraz trupa ze swojej głowy za pomocą własnych metod. Skupię się na rozwoju duchowym i być może to pomoże mi się doleczyć. -Ale dziękuję za propozycję.

- Z doświadczenia wiem, że taki widok może odcisnąć piętno na umyśle. – sugeruje. – W razie potrzeby, skontaktuj się ze mną, a skieruję cię do naszego policyjnego psychologa.

- Dziękuję. – dukam. – Możemy przejść do przesłuchania?

- W zasadzie udzieliłaś mi wszystkich odpowiedzi wczoraj w nocy, więc dziś potrzebuję jedynie twój podpis na protokole zeznań. – wypowiadając te słowa, podsuwa mi kartkę z krótkimi zeznaniami. Szybko przebiegam wzrokiem po ich treści, a potem składam swój podpis na dokumencie.

- To wszystko?

- Na ten moment tak. Wrócę tu, gdy ustalimy tożsamość denatki. – wstaje z krzesła i zabiera swoje rzeczy. – Miałbym jednak drobną prośbę.

- Jaką?

- Proszę, abyś spróbowała dopytać panią Philips o to, co mogła widzieć. Nie wierzę w bajkę o twardym śnie. Osoby starsze zazwyczaj widzą i wiedzą więcej, niż sądzimy.

- Sugerujesz, że Gwendolyn kłamie?

- Nie, ale nie wykluczam tego.

- Wydobycie jakichkolwiek informacji od tej zołzy to zadanie niewykonalne. – kwituję z rozbawieniem. – Ale spróbuję być dla niej miła. Być może to sprawi, że się przede mną otworzy.

- Tu masz mój numer. – podaje mi swoją wizytówkę. – Proszę o informację, gdy tylko czegoś się dowiesz. Dziękuję za kawę i do widzenia. – kiwa głową, po czym wymija mnie i czym prędzej wychodzi z domu. Przez dłuższą chwilę wpatruję się w cyfry na wizytówce, doskonale wiedząc, że wryły mi się w pamięć już na zawsze. 

____
Ta historia może rozwijać się powoli, ale chcę mocno skupić się ma samej sprawie śledztwa i stworzyć możliwość, abyście sami mogli typować, kto jest winny 😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro