Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Detektyw na miejscu zbrodni

Nastał wieczór, kiedy pod dom zajechało czarne BMW, z którego wysiadł dostojny mężczyzna po trzydziestce. Jego wyraz twarzy jest poważny, wręcz rozzłoszczony, jakby nie był zadowolony z powodu nagłego wezwania na prowincję. Witaj w klubie, stary. Kiedy godzinę temu pod moim domem pojawiły się służby ratunkowe i uznano, że śmierć kobiety nie była przypadkowa, wezwano detetywa i jak mniemam właśnie przyjechał. Castle Combe to mała społeczność, więc nic dziwnego, że dźwięk syren policyjnych i niebieskie migające światła przyprowadziły za sobą gapiów, którzy ustawili się za czarno-żółtą taśmą policyjną. Niektóre twarze są mi znajome, a inne zupełnie nieznane. Pytające spojrzenie pani Philips skierowane w moją stronę jest uciążliwe, ze względu na fakt, że była przyjaciółką mojej babci i szczerze mnie nienawidziła za mój wyjazd do Londynu. Uparcie ją ignoruję, skupiając całą swoją uwagę na nowoprzybyłej postaci.

- Pani Irene Holder? – pyta grubym barytonem, od którego w innych okolicznościach na pewno ugięłyby mi się kolana. Niemniej jednak w dalszym ciągu doskwierają mi mdłości i zawroty głowy, które pojawiły się w momencie, w którym padły słowa: „kobieta ma liczne rany cięte, więc to było morderstwo".

- To ja. – wypowiadam cicho, lecz jego kiwnięcie głową daje mi znać, że mnie słyszy.

- Devlin Lane, koroner śledczy. – ukazuje mi swoją oznakę policyjną, lecz jest to najmniej interesująca rzecz, jaka skupia moją uwagę. Po prawdziwe nie widzę niczego prócz martwej kobiety w moim salonie. – Proszę mi opowiedzieć, co się wydarzyło.

- Już składam zeznania. – wypowiadam z frustracją. – Muszę to robić ponownie?

- Tak. – kwituje hardo, więc nie zamierzam z nim dyskutować.

- Wróciłam do domu po kilku latach nieobecności. Ostatni raz byłam tutaj w dniu pogrzebu mojej babci, dokładnie sześć lat temu. Od tamtej pory dom stał pusty. – mężczyzna kiwa głową, przyswajając sobie wszystkie informacje. – Nie wiem, kim może być ta kobieta. Zresztą ciężko rozpoznać kogoś w takim stanie.

- Jak rozumiem dom nie był wynajmowany?

- Nie. Jak mówiłam, stał pusty.

- Doskonałe miejsce, by ukryć zwłoki. – stwierdza mężczyzna. – Proszę się nie oddalać. Wrócę do pani z pytaniami, gdy obejrzę zwłoki.

- Zapewniam pana, że to nie jest przyjemny widok.

- Z pewnością. – kwituje i unosi z rozbawieniem brew.

- Powiedziałam coś zabawnego? - pytam zdezorientowana.

- Nie, skądże. – odchrząka i przywołuje neutralny wyraz twarzy. – Proszę stanąć za taśmą.

- To jak rzucenie mnie na pożarcie wygłodniałym wilkom. – stwierdzam pod nosem, na tyle cicho, aby Devlin Lane mnie nie słyszał, ale chyba ma słuch wykonany z głośników, bo kąciki jego ust unoszą się w przebiegłym uśmieszku. Och, proszę. Co za palant. Przewracam oczami, a potem idę po woli w stronę gapiów, czując się jak świeże mięsko, które pachnie tak wybornie, aż ciężko się jemu oprzeć. Już zdołałam zapomnieć jak to jest mieszkać w miejscu, gdzie każdy interesuje się naszym życiem. Witamy w Castle Combe...

- Irene! – pani Philips wygląda jak hiena, która pragnie rozszarpać mi krtań. – Kto by pomyślał, że wrócisz do domu.

- Zapewniam, że za panią nie tęskniłam. – odpowiadam lekceważąco.

- Ja za tobą też jakoś niespecjalnie. Wróciłaś na stałe? – na samą myśl, że miałabym zamieszkać w domu, w którym znalazłam trupa, mój żołądek na nowo się buntuje. Nie mogę tutaj zostać. Podłoga i ściany przesiąkły zapachem rozkładającego się ciała, a sama świadomość, że wydarzyło się tutaj coś tak strasznego, nie pozwoli mi zasnąć. Ten dom to jedyne, co do mnie należy, a bez niego czeka mnie życie w gronie bezdomnych. Co mam robić?

- Taki był zamysł. – burczę. – Ogromnie stęskniłam się za urokiem życia z dala od nowoczesności. – niech mnie ktoś obudzi z tego koszmaru! Proszę. – A już na pewno poczułam, że brakuje mi codziennego gdakania kur i budzenia przez natrętnego koguta.

- Co tutaj się wydarzyło? – pytanie pada z ust młodego mężczyzny, którego niestety nie znam. Przez chwilę zastanawiam się, czy chcę odpowiedzieć na pytanie, ale prawdę mówiąc, wieść o morderstwie rozejdzie się nawet wtedy, gdy będę milczeć jak zaklęta.

- W moim domu znajduje się ciało kobiety, która nie żyje od kilku miesięcy. Ktoś ją zamordował i zostawił. – cisza jaka zapada jest przyjemna i nie zamierzam jej przerywać. Zdecydowanie tak jest lepiej, a morderstwo na prowincji na pewno nie obejdzie się bez echa. Powinnam napawać się ciszą, póki mogę zanim Castle Combe zamieni się w miejsce przesiadywania dziennikarzy i telewizji, a lokalne plotki będą wrzeć jak lawa w wulkanie gotowa do eksplozji. Obserwuję kryminologów, szukających śladów, które pomogłyby im wskazać potencjalnego mordercę, ale tak naprawdę, kiedy Devlin Lane wyłania się z domu skupia na sobie całą uwagę. Zupełnie jakby jego postać świeciła jak neon. Nie można ująć temu mężczyźnie urody. Ma ciemne, krótko ścięte włosy, a jego twarz pozbawiona jest zarostu. Za to jego szczęka jest uwydatniona, dodając mu surowości. Nie jest to uroda, która spodobałaby się każdej kobiecie, ponieważ odbiega od obecnego kanonu piękna, jakim są modele z okładek magazynu Glamour, ale w jego postawie jest coś, co budzi zainteresowanie, co z całą pewnością jest absurdalne w świetle morderstwa, jakie miało miejsce w małym domku na prowincji. Nie powinnam zwracać uwagi na Devlina Lane, kiedy w moim życiu rozgrywają się z ceny wyjęte z najmroczniejszych thrillerów.

- Zamordowana kobieta? – dopytuje pani Philips, a w jej tonie głosu tym razem rozbrzmiewa przerażenie. To miła odmiana, biorąc pod uwagę fakt, że najczęściej przemawia przez nią cynizm i zjadliwość. – Jak się tam znalazła? Mieszkam naprzeciwko i nie widziałam, aby ktokolwiek tam wchodził.

- Czyli jednak nie spędza pani całych dni i nocy stercząc przy oknie? – pytam zanim zdołam ugryźć się w język. To oczywiste, że nie przepadam za tą kobietą, ale w tym momencie zrobiło mi się odrobinę głupio. Zazwyczaj mówię coś zanim pomyślę i najczęściej kończy się to potworną kłótnią między mną, a moim rozmówcą. Mam język dłuższy od krowy i mielę nim znacznie szybciej. Bezzaprzeczalnie wpędza mnie to w tarapaty.

- Czy mi się zdaje, czy próbujesz mnie obrazić?

- Od dziecka. – posyłam jej przesłodzony uśmiech.

- Valerie nie miała z tobą łatwego życia. – kwituje pod nosem, a we mnie zaczyna gotować się krew. Co to miało znaczyć do licha? – Nie patrz na mnie z taką wrogością, dziecko. Pozostawiłaś własną babcię, gdy ta była już w podeszłym wieku. To jest niedopuszczalne.

- Tak? – prycham. – W takim razie, gdzie jest pani syn? – unoszę brew. – Nigdzie go tutaj nie widzę, a pani już nie jest pierwszej młodości. – kręcę z niedowierzaniem głową i odwracam wzrok, aby móc całkowicie ją zignorować. – Stara hipokrytka. – dopowiadam pod nosem. Pani Philips zawsze była wścibska i uwielbiała snuć własne wersje opowieści, ale w którymś momencie przestała odróżniać rzeczywistość od fikcji. W tej historii prawdą jest sytuacja, a której wyjechałam do Londynu za zgodą babci, która pragnęła dla mnie lepszego życia z dala od Castle Combe. Nie miałam wtedy pojęcia, że pozostawiam kobietę chorą na raka kości. Babcia nie powiedziała, że choruje, a jej witalność nie dała mi nawet podstaw, aby uważać, że podupada na zdrowiu. Ot to cała smutna historia. Może i jestem egoistką, która wykorzystała Johna przez wzgląd na jego stan konta, ale nie jestem okrutna, by świadomie pozostawić jedyną osobę, która obdarzyła mnie miłością na pastwę losu. Nie wyjechałabym, gdybym wiedziała o jej chorobie. Wróciłabym, gdyby w jednym z listów choć powiedziała jedno słowo. Aczkolwiek ani razu nie napisała, abym wróciła do domu.

- Gdzie zamierzasz dzisiaj nocować? – pyta starsza kobieta, której niestety nie rozpoznaję. Niegdyś nie zawracałam sobie głowy, aby poznać mieszkańców tej wioski, dlatego w tym momencie nie wiem z kim rozmawiam.

- U mnie. – odpowiada pani Philips. Słucham? Nie ma mowy! Wolałabym spać pod gołym niebem niż spędzić noc w domu tej zrzędy. – Nie musisz się o nią martwić, Doris. Zaopiekuję się nią. Jestem to winna mojej drogiej przyjaciółce. Świeć jej Panie nad jej duszą.

- Szczerze dziękuję za pomoc, ale...

- Daj spokój, Irene. Przecież nie możesz spać na zewnątrz. W nocy ma padać.

- Chciałam powiedzieć, że troska nie leży w pani naturze. – wzdycham. – Co chce pani w zamian?

- W odróżnieniu do ciebie, nie jestem materialistką. – ukłucie w klatce piersiowej jest mocne, ale zasłużyłam sobie na to. Pani Philips poznała Johna w dniu pogrzebu babci i niemal od razu zorientowała się, że jest majętnym człowiekiem. – Chcę jedynie być miła dla wnuczki mojej najlepszej przyjaciółki.

- Jakoś za jej życia nie przeszkadzało pani bycie niemiłą i odpychającą.

- Od ciebie również bije wrogość.

- Coś takiego. – wydymam wargi. – Niemożliwe. – narastająca we mnie irytacja z każdą chwilą robi się uciążliwa. Odkąd pamiętam moje stosunki z tą kobietą były napięte, ale w zasadzie nie wiem, dlaczego. Po prostu któregoś dnia rozpoczęła się nasza walka na zgryźliwości, a po czasie uznałam ją za swojego wroga. Dopiero później okazało się, że moim największym wrogiem jestem ja sama, a pani Philips to jedynie stara zrzęda, która uwielbia szczypać ludzi w dupę. Niemniej jednak nie mogę zostać u niej na noc. Jestem pewna, że rozniesiemy jej dom w ciągu pięciu minut, a w tym momencie jestem zbyt spłukana, aby wypłacić jej odszkodowanie.

- Proponuję zakończyć nasz konflikt. Zbyt długo już trwa.

- Mnie on nie przeszkadza.

- Proszę cię, Irene. Nie bądź uparta i daj sobie pomóc.

Spoglądam na panią Philips ze sceptycyzmem. De facto jako jedyna zaproponowała, abym spędziła noc w jej domu, a spoglądając na niebo jestem pewna, że miała rację i zacznie padać. Poza tym w moim własnym domu policja bada morderstwo kobiety, a unoszący się smród w powietrzu nie pozwoliłby mi spędzić w tym miejscu nawet dwóch minut. Chociaż raz powinnam odpuścić sobie upór i przytakuję głową, ale jestem przekonana, że ta decyzja jest jedną z gorszych jakie podjęłam w ostatnich latach. 

_____
Dziś zostawiam Wam dwa rozdziały 😁
Dajcie mi znać, czy ta tematyka jest okej 😁
To romans z wątkiem zagadki do rozwiązania 😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro