Ciało denatki jest jak otwarta księga
Devlin Lane
Jasmine wpatruje się w ekran komputera, kiedy wchodzę do prosektorium z obiecaną kawę z jej ulubionej kawiarni. Unosi spojrzenie, gdy dociera do niej dźwięk zamykania drzwi, a na mój widok jej twarz się rozpromienia. Zdążyłem już przywyknąć do tego spojrzenia, ale za każdym razem czuję w sercu poczucie winy, ponieważ nie potrafię odwzajemnić jej uczuć. Z reguły nie łączę pracy z życiem prywatnym i chciałabym, aby tak pozostało.
- Mam dla ciebie kawę. – stawiam papierowy kubek na blat, a kobieta błyskawicznie po niego sięga.
- Jesteś moim aniołem! – wypowiada z wyczuwalną czułością w głosie. – Dziękuję.
- Byłem ci to winny. – silę się na uśmiech. – Przeze mnie spędziłaś tu noc.
- Było warto. – puszcza w moim kierunku oczko. – Ustalenie tożsamości naszej denatki nie było trudne. Otóż na jej ciele znalazłam fragment tatuażu. – odwraca monitor w moją stronę. – Spójrz sam. – zerkam na fotografię, na której widnieje napis: „0 RH –".
- Grupa krwi?
- Aha – przytakuje. – Ale nie tylko. Zerknij niżej. – wskazuje końcówką długopisu na kilka cyfr pod spodem. – 63985.
- Coś ci to mówi?
- To numer identyfikacyjny. – uśmiecha się z triumfem. – Dziewczyna regularnie oddawała krew i posiada profil w centralnej bazie krwiodawców w Anglii. – Jasmine szybko zmienia zakładkę na ekranie, a po chwili moim oczom ukazuje się zdjęcie Vanessy Taylor. – Oto ona. Trzydziestolatka, mieszkająca w Londynie z mężem i dwójką dzieci.
- Prześlij mi wszystkie informacje na maila. – wypowiadam rzeczowo. – Poszukam jej w centralnej bazie zaginionych.
- Nie zostaniesz na lunch? – pyta, a w jej głosie wyczuwam nutkę nadziei. Devlin, choć raz nie bądź dupkiem i spędź z nią czas! Otrząsam się zanim moje poczucie winy weźmie nade mną górę.
- Nie. – odpowiadam prędko. – Czas mnie nagli.
- Szkoda. – mamrocze pod nosem. – Może następnym razem?
- Zobaczymy. – uśmiecham się, aby rozluźnić atmosferę. Jednakże Jasmine doskonale wyczuwa, że ją zbywam, ponieważ wraca spojrzeniem na kubek z kawą i milknie. Uch, to dopiero nieręczna sytuacja! Prędko się wycofuję i nie silę się na pożegnanie, ponieważ żadne słowa nie sprawią, że zapomni o moim odrzuceniu. Szybkim krokiem przemierzam długi korytarz prosektorium, a kiedy wychodzę na zimne, deszczowe powietrze oddycham z ulgą.
Nie potrafię być mężczyzną, który zabiera kobiety na randki i pozwala sobie na flirt i romans w pracy, więc każda interakcja z Jasmine sprawia, że przez kilka godzin czuję się niezręcznie. Jestem w pełni świadomy, że ją ranię, ale nie potrafię postąpić inaczej. Co najwyżej mogę mieć nadzieję, że pozna kogoś, kto potraktuje ją lepiej ode mnie. Nie jestem tym mężczyzną, którego potrzebuje. Co gorsza jestem tym, którego chce. Z kolei ona nie jest tą kobietą, dla której stanąłbym w płomieniach. Cenię ją jako współpracownika i jako przyjaciółkę. To tyle.
Wzdycham przeciągle, po czym wsiadam do samochodu i od razu wybieram numer Rowana. Najlepiej będzie, jak skieruję wszystkie myśli na śledztwo, a wtedy zniknie uporczywe poczucie winy i uścisk na żołądku.
- Cześć, szefie. – wypowiada Rowan. – Jaki dziś masz nastrój? Zgryźliwy? Dupkowaty? Miły? Och, najbardziej mam nadzieję na miłego detektywa Lane. – naigrywa się.
- Przeszukaj bazę osób zaginionych. Sprawdź, czy widnieje tam Vanessa Taylor.
- Tak bez żadnego: „cześć, najlepszy przyjacielu. Mam do ciebie prośbę?"
- Do roboty, Rowan. – kwituję.
- Lane wstał lewą nogą! Cały komisariat na baczność. Rotwailer jedzie! – wykrzykuje na cały głos, a potem dopowiada niemal szeptem. – Jak coś nikogo nie ostrzegałem.
- Z pewnością. – parskam śmiechem. – Pracują z nami sami głuchoniemi.
- Otóż to, szefie.
- Cześć.
- Och, chociaż potrafisz się z kulturą pożegnać. – mamrocze, a wtedy kończę połączenie. Praca z Rowanem bywa ciężka, ale nie znam bardziej skrupulatnego gliny od niego. Cenię jego spostrzeżenia, dlatego nasza współpraca przebiega gładko, a nasze wyniki są zadowalające dla komendanta. Obaj jesteśmy blisko awansu, więc pracujemy na najwyższych obrotach, choć Rowan na najwyższych obrotach również obraca policjantki w komisariacie. Jestem jedynie ciekaw, kiedy zostanie na tym przyłapany, zwłaszcza z rękami na tyłku córki komendanta.
~***~
Kiedy wchodzę na komisariat głosy jakby milkną. Unoszę brew i mam ochotę się roześmiać. Nie mam pojęcia, co na mój temat opowiedział Rowan, ale nikt nie łapie ze mną kontaktu wzrokowego. Ben przy oknie udaje, że czyta kodeks drogowy. Cóż za wybitna umiejętność odczytywana liter do góry nogami. Susan pociera dłonią liście eukaliptusa, stojącego przy kserokopiarce. Nie ma to jak nabłyszczanie nawierzchni liścia swoją spoconą dłonią... Barry zacięcie oszczy swój ołówek w temperówce, ale nawet nie zauważył, że w dłoni trzyma długopis, a Louis sprząta swoje biurko, czego dotychczas nie robił. Ze wszystkich sił staram się zachować powagę. Dopiero, gdy wchodzę do biura, które dzielę z przyjacielem, pozwalam sobie na parsknięcie śmiechem.
- Co tym razem wymyśliłeś? – pytam z nutką ciekawości.
- Ja? – wskazuje na siebie palcem wskazującym. – Jestem niewinny!
- Akurat. – unoszę brew. – Uwielbiasz opowiadać na mój temat zmyślone historie.
- To nie jest prawda. – burczy. – Zwyczajnie urozmaicam twoje nudne życie.
- Moje życie wcale nie jest nudne. – spieram się, pomimo że w głębi duszy wiem, że Rowan ma rację. Od dawna żyję jedynie pracą, a moje życie prywatne w zasadzie nie istnieje. Nic jednak nie poradzę na to, że mam ogromne parcie na awans i podwyżkę. Dzięki temu będę w stanie zaoszczędzić pieniądze na zakup wymarzonej żaglówki. Prawdopodobnie wypocznę i zacznę korzystać z życia, gdy przejdę na emeryturę.
- Jesteś tego pewien? – przytakuję, po czym siadam przy swoim biurku i uruchamiam komputer. – Kiedy ostatni raz zaliczyłeś jakąś panienkę?
- Czy seks jest wyznacznikiem dobrej zabawy?
- Dla mnie tak!
- A dla mnie to miły dodatek. Co ustaliłeś w sprawie Vanessy Taylor?
- Miłym dodatkiem może być bita śmietana na ciele ponętnej laseczki.
- Rowan! – warczę. – Co wiesz w sprawie Vanessy?
- Ona i tak nie żyje, więc nie ucieknie, ale twoja młodość przeminie, a twój fiut straci czas swojej świetności.
Zamykam oczy i wyobrażam sobie jak moje dłonie zaciskają się na krtani przyjaciela. Liczę do trzech, starając się zachować spokój, co jest cholernie trudne, zważając na fakt, że Rowan ciągle coś mówi. Interesuje mnie jedynie sprawa Vanessy Taylor, więc jeszcze chwila, a ogłuszę tego człowieka za pomocą pięści.
- Dlatego uważam, że powinieneś wyluzować...
- Rowan! Do kurwy nędzy! – uderzam dłonią w blat biurka. – Mamy morderstwo na tapecie, więc zajmij się swoją pracą.
- Stary, do diabła! – poważnieje. – Co się ostatnio z tobą dzieje!? Gdzie zniknął człowiek, który potrafił wyluzować? Ziemia do Devlina... - pstryka palcami przed moim nosem. – Życie ci ucieka.
- Czy możesz zająć się swoją pracą? Proszę? – pytam poirytowany.
- Tak, ale...
- Nie ma tutaj miejsca na żadne: „ale"! – Rowan marszczy czoło i przez chwilę obserwuje mnie w milczeniu, co nie zwiastuje niczego dobrego. Wyczuwam, że poleci w moją stronę bomba, której nie zdołam powstrzymać.
- Wczoraj zauważyłem, że jesteś miły dla Irene Holder.
- Co w związku z tym? – pytam niepewnie. Co Irene Holder ma wspólnego z naszą wymianą zdań?
- Jeśli jesteś miły dla jakieś randomowej kobiety to znak, że wpadła ci w oko.
- Co ty pieprzysz?
- Znam cię nie od dziś i doskonale wiem, że od zawsze podobają ci się rudowłose babeczki.
- Do czego zmierzasz?
- Przestanę komentować twoje nudne życie, jeśli udowodnisz mi, że potrafisz flirtować z kobietą.
- Takich umiejętności się nie traci, idioto.
- Nie byłbym tego taki pewien. – rozkłada nogi na swoim biurku i wlepia we mnie swoje przenikliwe spojrzenie. – Idę o zakład, że nie poderwiesz Irene Holder.
- Czy ty słyszysz, co mówisz? – pytam poirytowany. – Nie zamierzam wykorzystywać żadnej kobiety, aby cokolwiek tobie udowadniać.
- Czyli straciłeś swój dawny pazur.
- No i co z tego?
- Czuję, że tracę najlepszego przyjaciela. Słuchaj stary... - wzdycha. – Nie wiem, co w ostatnim czasie zjebało się w twoim życiu, ale nie poznaję cię. Próbuję wzbudzić w tobie jakiekolwiek emocje.
- Nie uważasz, że twoja propozycja jest niemoralna? – kwituję.
- Ani trochę.
- Czyli uważasz, że wykorzystanie Irene Holder jest w porządku?
- Kto tutaj mówi o wykorzystaniu? – wzdycha przeciągle. – Po prostu chcę ci pomóc. – porusza sugestywnie brwiami, jakby próbował mi załatwić szybkie bzykanko z kobietą, która wczoraj przeszła niemałe piekło. Ujrzenie trupa w tak głębokim stanie rozkładu musiało być dla niej traumatyczne. Z całą pewnością konieczna byłaby tu pomoc terapeuty. Powinienem jej kogoś polecić, choć jak sądzę Rowan sądzi, że to ja powinienem być tym lekarstwem. Po moim trupie!
- W jaki sposób? – prycham. – Bez obrazy, ale nie potrzebuję pomocy od kogoś, kto pieprzy każdą napotkaną kobietę i nie wykazuje przy tym żadnych uczuć. Stary! Zachowujesz się jak robot, który ma zaprogramowany tylko jeden program. Wypieprz i zostaw. Nie potrafisz się skupić nawet przez chwilę na swojej pracy...
- Seks to jedno, a uczucia to drugie. Nie lubię zobowiązań, ale lubię seks, więc szybkie numerki z laskami w zupełności mi wystarczają. Zresztą, dlaczego zmieniasz temat!? To ty trzymasz swojego fiuta w spodniach, jakbyś dał mu szlaban na bzykanko. – unoszę z rozbawieniem brew. – Co cię tak bawi, do licha!?
- Ty. – kręcę głową. – Możemy zająć się pracą?
- Jeśli mi obiecasz, że pozwolisz sobie na flirt z panną Holder.
- Panią. – poprawiam go. – Była mężatką.
- To jeszcze lepiej! Pomóż jej zapomnieć o rozwodzie, czy coś.
- Rowan, zwariowałeś! – wypowiadam, lecz tym razem do mojego głosu wkrada się nutka irytacji. W dłoń chwytam temperówkę, która leży najbliżej mnie, po czym bezceremonialnie cisnę nią prosto w czoło Rowana.
- Au! Za co!? – pociera miejsce, w którym przedmiot odbił się od jego skóry, a jego mina świadczy o niezadowoleniu. Och, jaśnie pan się zdenerwował...
- Za gadanie głupot. – kwituję. – Zajmij się pracą i skończ swatać mnie z jakąkolwiek kobietą.
- Musisz w końcu zapomnieć. – wypowiada z powagą, jakiej już dawno nie słyszałem w jego głosie. – Nie możesz żyć przeszłością, ponieważ zaczyna dopadać cię w teraźniejszości. Pozostaw wspomnienia daleko za sobą zanim obudzisz się za czterdzieści lat w pustym domu, żałując, że pozwoliłeś, aby twoim życiem kierował strach.
- Nie w tym rzecz. – wypowiadam ze smutkiem.
- To w czym!? Ocknij się w końcu!
- Ona wróci...
____
Do zobaczenia w następnym rozdziale!
Buziole😘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro