Brudna piwnica, a w niej szkielet
Ze snu wybudza mnie dźwięk policyjnych syren, a kiedy otwieram oczy dostrzegam niebieską poświatę ich świateł. Zrywam się z łóżka, jakby trzasnął obok mnie naelektryzowany piorun i dobiegam do okna w dwóch susach. Obok mojego domu zaparkowały cztery radiowozy oraz straż pożarna i karetka pogotowia. Co to ma znaczyć!? Niewiele myśląc sięgam po szlafrok, podarowany przez panią Philips, a na stopy zakładam za duże o trzy rozmiary bambosze, po czym zbiegam po schodach, przeskakując po dwa schodki na raz.
- Irene! – woła za mną Gwendolyn. – Wracaj natychmiast do pokoju! Jest środek nocy! – ignoruję rozkaz, dobiegając do drzwi. Wybiegam na zewnątrz, a duszne i suche powietrze od razu powoduje uczucie gorąca. Mocno bijące serce mówi, że wydarzyło się coś złego w domu obok i koniecznie muszę dowiedzieć się, co to takiego. – Irene! – nawołuje Gwendolyn. – Irene! Proszę, wróć do domu. Na zewnątrz może być niebezpiecznie! – marszczę brwi.
Od kiedy w Castle Combe jest niebezpiecznie? Och, racja. Zamordowano tutaj kobietę...
Przebiegam na drugą stronę ulicy i zatrzymuję się przed żółtą taśmą policyjną, przeskakując z nogi na nogę. Tuż obok mnie zebrali się sąsiedzi, którzy są zainteresowani wydarzeniami tak samo jak ja. Wokół domu kręcą się policjanci, ale nikt nie jest na tyle miły, aby podejść do nas, aby wyjaśnić, co się dzieje. Staję na palcach, aby móc zobaczyć coś więcej, niż kilku mężczyzn w mundurach, ale to na nic. Powód, dla którego ponownie wezwano cały sztab policyjny musi znajdować się w domu, poza spojrzeniami ciekawskich gapiów.
- Do licha! – wypowiada Gwendolyn tonem pełnym irytacji. – Co tu znowu się stało? Jest środek nocy i ludzie chcą spać! – spoglądam na nią wzrokiem, który mógłby ją zamrozić. – Nie patrz tak na mnie, dziecko! Cokolwiek ich tutaj sprowadziło, zapewne mogło poczekać do rana! Jutro mam ważne spotkanie z synem i nie mogę być zmęczona.
- Na pewno ten gnojek to zrozumie. – burczę.
- Co powiedziałaś!?
- Na pewno Robert to zrozumie. – uśmiecham się słodko.
- Nazwałaś mojego syna gnojkiem, ty mała materialistko?
- Dokładnie tak powiedziałam. – fukam.
- Przeproś!
- Co?
- Powiedziałam, że masz przeprosić!
- Za co!?
- Robert nie jest gnojkiem. To mój syn!
- To wiele wyjaśnia. – burczę.
- Przeproś!
- Panno Holder? -tuż obok mnie pojawia się Devlin Lane. Wygląda na zmęczonego, jakby nie spał od dwóch dni. Jego włosy są w nieładzie, tak jak gdyby nieustanie przeczesywał je palcami. Muszę przyznać sama przed sobą, że w tym wydaniu wygląda naprawdę dobrze. To stwierdzenie być może nie jest na miejscu, ale nic nie poradzę na to, że mój wzrok zawsze docenia to, co piękne. Jego wzrok pada na mój babciny szlafrok i bambosze, co wywołuje na jego ustach delikatny uśmiech, ale ten z rodzaju uprzejmych, dlatego nie czuję się urażona. Jeszcze nie odzyskałam swojej walizki, więc jestem zmuszona, aby ubierać na siebie ubrania nieodpowiednie do mojej metryki. – Proszę za mną. – unosi dla mnie taśmę policyjną, abym mogła pod nią przejść. Kiedy oddalamy się na tyle daleko, aby być poza zasięgiem słuchu sąsiadów, detektyw Lane głośno wzdycha.
- Co się stało? – pytam.
- Powiem to wprost. W piwnicy natknęliśmy się na ludzki szkielet. – pierwsze uderzenie gorąca trafia we mnie z siłą, która powala mnie na kolana. Jest jak kula wrzącej lawy, wyrzucana z rozbudzonego wulkanu. Silny uścisk dłoni na moim ramieniu chroni mnie przed zderzeniem z twardą nawierzchnią chodnika. – Proszę oddychać. – jego głos rozbrzmiewa cicho, pomimo tego, że mężczyzna stoi krok ode mnie. – Panno Holder, proszę nie tracić przytomności! – wypowiada głośniej niż przed chwilą, ale moje ciało robi się ciężkie, jakby chciało utonąć w błogiej nieświadomości. – Cholera! – czuję, jak jego ramię owija się wokół mojej tali, a drugie układa się przy zgięciu moich kolan. Kiedy tracę grunt pod nogami, pozwalam sobie zapaść w głęboki sen.
~***~
Kiedy otwieram oczy, otoczenie wokół mnie jest rozmazane. Kilkukrotnie mrugam, aby wyostrzyć wzrok. Próbuję podnieść się do pozycji siedzącej, ale nie jest to łatwe. Jestem osłabiona, jakby przygniotło mnie stado rozpędzonego bydła. Co się właściwie stało? Gdzie jestem? Rozglądam się dookoła i szybko stwierdzam, że znajduję się w ambulansie. Przez chwilę próbuję sobie przypomnieć, co się stało. Co było powodem utraty świadomości? Wkrótce potem powraca do mnie obraz detektywa Lane, stojącego naprzeciwko mnie z nietęgą miną, a informacja o znalezieniu kolejnego ciała w piwnicy, odcięła mnie od rzeczywistości. Mój umysł powiedział: „dość" i postanowił się odłączyć od makabrycznych wieści. Wstrząsa mną potężny dreszcz, a w głowie rozpędza się karuzela chaotycznych myśli. Oddech przyśpiesza, a bicie serca zwiększa swój rytm. Słyszę jego dudnienie w uszach.
Ciało...
Kolejne ciało...
W moim domu...
W piwnicy...
Szkielet zakopany pod domem...
CO TO MA WSZYSTKO ZNACZYĆ DO KURWY NĘDZY!?
Po moich policzkach spływają łzy. Są reakcją obronną na stres. Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć, ani jak powinnam reagować. Powróciłam do Castle Combe po sześciu latach, a podczas mojej nieobecności, w domu babci działy się przerażające rzeczy. Zginęły dwie osoby w niewyjaśnionych okolicznościach. Co gorsze, obie ofiary są powiązane z małym wiejskim domkiem na prowincji, którego właścicielem jestem ja. Nic dziwnego, że w oczach mieszkańców jestem uznawana za winną. W końcu to w moim domu odnaleziono dwa ciała.
- Irene? – zza otwartych drzwi karetki wyłania się sylwetka Devlina. – Jak się czujesz? – pyta z autentyczną troską.
- Zupełnie tak samo, jak osoba, która właśnie dowiedziała się, że odnaleziono drugie ciało w jej domu. Jest fantastycznie. – odpowiadam sarkastycznie.
- Rozumiem, że to może być szok.
- Szok!? – parskam śmiechem. – To przerażające! W odróżnieniu do ciebie, nie jestem przyzwyczajona do seryjnych morderstw ani widoku zwłok, więc nie mam pojęcia, jak sobie z tym poradzić. Jestem w totalnej rozsypce, ponieważ znalazłam się w centrum całego śledztwa, a wracając do domu, chciałam jedynie zaznać spokoju po burzliwym rozwodzie. – łkam. – Niestety trafiłam w sam środek gówna, które z każdym dniem się zwiększa i boję się, że w nim całkowicie utonę! Jedno morderstwo byłabym w stanie przetrawić, ale dwa!? Obawiam się, że nie poradzę sobie z tym wszystkim w pojedynkę. To zbyt dużo dla jednej osoby, której umysł nie jest w najlepszej kondycji. – ciepła i silna dłoń ściska mój nadgarstek. Może to dziwie zabrzmi, ale poczułam, jakby z mojego ciała zeszły wszystkie emocje, pozostawiając po sobie jedynie spokój. Spoglądam zamglonym wzrokiem na ciemnowłosego mężczyznę z wdzięcznością. Jego pokrzepiający dotyk w mgnieniu oka pozwolił mi zapanować nad rosnącą paniką. Interesujące. – Dziękuję. – wyduszam z siebie.
- Chcę ci zaproponować pomoc psychologa. Myślę, że w tej sytuacji jest on konieczny do poradzenia sobie z traumą.
- Nie stać mnie na psychologa. – wyznaję zgodnie z prawdą, odczuwając zakłopotanie. Nie lubię przyznawać się ludziom do swoich słabości, a w tym momencie czuję wstyd, będąc dorosłą kobietą na skraju bankructwa. – Nie stać mnie nawet na dojazdy do Londynu. – przygryzam dolną wargę, spuszczając wzrok na swoje dłonie. Małżeństwo z Johnem pokazało mi, że najważniejszą wartością w życiu każdej kobiety powinna być niezależność finansowa, zwłaszcza jeśli rozwód wisi w powietrzu. Bogactwo było chwilowe, ponieważ nigdy nie należało do mnie. Teraz mam do odrobienia lekcje, z których wyciągnę poprawne wnioski i nauczę się żyć w zgodzie ze sobą.
- To nie jest problem. – wypowiada łagodnie. – Policyjny psycholog może pojawić się w każdej chwili i nic cię to nie będzie kosztować.
- To bardzo miłe, ale poradzę sobie bez pomocy specjalisty. – może to głupie zachowanie z mojej strony, ale nie chcę, wykorzystywać czyjeś dobroci. Wychodzę z założenia, że każdy powinien otrzymać wynagrodzenie za swoją pracę, a to oznacza, że powinnam opłacić swoje wizyty u psychologa samodzielnie.
- Bzdura! Jesteś roztrzęsiona i nie mogę tego zbagatelizować. Potrzebna jest interwencja psychologa. Wezwę go najszybciej jak to możliwe. Pozwól teraz, że obejrzą cię medycy, a ja muszę cie zostawić, aby zająć się śledztwem.
- Nie masz czym się zajmować, pracoholiku. – zza pleców Devlina wyłania się wysoki, barczysty mężczyzna o miłej aparycji. – Wyręczyłem cię w rozmowie z Jasmine i spisałem zeznania gapiów. Mamy na karku kilku reporterów, ale te hieny zawsze drepczą nam po piętach, więc sobie z nimi poradzę. Za to ty mój drogi przyjacielu zajmij się panią Holder, a później wróć do domu i odpocznij.
- Wziąłeś się do pracy? – pytanie pada z ust detektywa.
- Ta. Dziwne, co?
- Jaki masz w tym interes?
- Patrzę na niego. – mężczyzna uśmiecha się przebiegle, po czym puszcza w moim kierunku oczko.
Co to ma znaczyć!?
______
Powoli się rozkręcamy 😁
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro