Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6.

- Feliks - język polski

Kazik - Kazimierz Łukasiewicz - Wawel

Leszek Łukasiewicz - Świdnica

#########################

- Chyba widzę żeeeeeeee.... się zgubiliśmy.

- Zamknij się Kazik!

Dało się to słyszeć w okolicach rozkosznej godziny dziewiątej, w bliżej nieokreślonym miejscu w trzewiach labiryntu zwanego Hogwartem. Trójka Łukasiewiczów wstała, tak jak zwykle, razem ze słońcem, i nie mając nic ciekawego do roboty postanowiła się powłóczyć po szkole. Prędko uznano to za dobry pomysł, bo nikt nie dał im mapy zamku, a oczekiwano punktualności na zajęciach już w pierwszym dniu.

Więc teraz się wlekli gdzieś w okolicach Wieży Astronomiczniej, bo Boski GPS stracił najwyraźniej zasięg. 

- No i jak teraz trafimy do Wielkiej Sali? - Leszek drapał tył głowy, lekko ciągnąc za sterczący kosmyk włosów - Jakby chociaż było widać słońce, to by się zorientowało w terenie, a tak kicha. 

Jarema ziewnął, odsłaniając imponujący zestaw kłów charakterystyczny dla rodu Łukasiewiczów. 

- Witajcie, mężni Gryfoni! Czyżbyście zgubili się na drodze życia?!

Chłopaki, szkoleni przez Warszawę, mało nie posiekali portretu z rycerzem na kawałki.

- WTF?! Gadający portret??? - Kazik dostał wytrzeszczu oczu, wymachując rękami jakby chciał odlecieć do ciepłych krajów. Jarema stał ze szczęką na ziemi, zaś Świdnica, jak to noł lajf, wyciągnięty z wyrka po dwóch godzinach snu, tylko zamrugał. Kredka do oczu i korektor zaczynały już schodzić, odsłaniając wory pod oczami większe niż ustawa przewiduje.

Tymczasem rycerz, nie patrząc na reakcje widowni, zaczął jeździć w kółko po portrecie na przysadzistym koniku, dalej mieląc ozorem.

- Ja, Sir Cadogan, Rycerz Okrągłego Stołu w usługach Miłościwego Pana nam królującego, Artura Pendragona, wypełniając swoje śluby do Sali Biesiadnej drogę wam wskażę! Za mną! Na ucztę i pogrom wężom!

- Co on ma z tymi wężami? 

- Może ma traumę z dzieciństwa? 

Dziwny rycerz rzeczywiście zaprowadził ich do WS, przeskakując przez inne portrety. Choć rabanu przy tym było, jak przy najeździe Tatarów czy kiej innej wyjącej dużo armii.

Weszli w połowie śniadania, telepiąc się na tyłach sporej grupki Puchonów. Zaraz musieli nawzajem zbierać sobie szczęki z podłogi. I martwić o popękane żebra. Powstrzymywanie śmiechu jednak nie wpływa pozytywnie na stan zdrowia.

Wielki Albus-Jak-Mu-Tam-Do-Cholery-Jasnej-Było Dumbledore siedział z królewską godnością na swoim złotym tronie, starając się w każdym calu wyglądać potężnie i majestatycznie. Tylko, że majestat diabli wzięli, bo całościowy efekt popsuła broda ucięta jak od linijki na wysokości brody, cienka czerwona linia na szyi, rozpoznawalna dla osób mających dużą styczność z mieczami, oraz bogaty asortyment siniaków na całej powierzchni odsłoniętej, pomarszczonej skóry.

Łukasiewicze śmignęli do stołu Gryffindoru, trzymając rękami szczęki nad poziom gruntu a żebra w jednym kawałku. Usiedli obok starszych, rudowłosych bliźniaków, pochylających się nad kawałkiem (wcale nie interesującego) starego pergaminu. Rudzielce też powstrzymywały chichoty, coś tam smarując po skrawkach pergaminu. Polacy nałożyli sobie płatków z mlekiem oraz kawy (szczególnie Leszek, musiał się dobudzić), zaczynając omawiać "Kłamcę" Jakuba Ćwieka, zastanawiając się nad dalszym rozwojem akcji, losem Michała, Gabriela oraz Lokiego.

Rozmowa trwałaby w najlepsze, gdyby do grupki nie dosiadł się rudzielec z ich akademika, zaczynając paplać o czymś zwanym "kłidicz" oraz "Armaty z Czudlej" [Błędy Specjalne], aż McGonnagall z grymasem rozdała plany lekcji i trzeba było zasuwać na zajęcia.


##############################

Sorka, że takie krótkie, ale wena wzięła samolot w jedną stronę na moją autorską trylogię...

cryyyyy....

Nie wiem, kiedy opublikuję coś na tej książce... Ale nie porzucam!

Lota!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro