Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 8

- Znowu wracamy do swojej nudnej pracy domowej?

- Dlaczego nie? Dobrze jest odrobić lekcje wcześniej.

- Czy to czasem nie jest cytat twojej przyjaciółki od mugoli?

- Cóż, tak. Dlaczego nie usiądziesz?

- Nie, nie. Jesteś nudny, kiedy pracujesz. Pójdę po prostu zabić parę osób.

- Tom...

- Co? To moja praca, przecież wiesz.

- Wiem, że to twoja praca. Chciałbym tylko, żebyś o tym nie wspomniał w mojej obecności.

- Aww, biedny Harry Potter! Znowu przypominasz sobie swoich martwych przyjaciół?

- Co cię dzisiaj ugryzło?! - Tom potrząsnął głową i usiadł.

- Przepraszam. Zły dzień. - Harry odłożył pióro.

- Mów. Nie mogę pracować, kiedy jesteś taki.

- Nie musisz mnie wysłuchiwać.

- Muszę, Tom. Co się stało?

- Nie chcesz wiedzieć.

- Jestem pewien, że dzisiaj będę miał o tym koszmary. Powiedz mi teraz i oszczędź mi trochę bólu, ok? - Tom uśmiechnął się smutno.

- Po prostu dużo śmierci.

- Planowałeś nalot, prawda?

- Ostatniej nocy. - Tom skinął głową.

- I nie poszedł on zgodnie z planem?

- Małe sługusy Dumbledore'a stanęły na drodze.

- Och? - Harry zaczął wyglądać na zainteresowanego. Tom zrobił znudzoną minę.

- Tak. Zabili pięciu moich, a nalot okazał się być porażką.

- Popsuło ci to śniadanie, co? - Tom zmrużył oczy, widząc uśmieszek na twarzy Harry'ego.

- Och, nie tylko moje, zaufaj mi.

- Niech zgadnę: Partia Cruciatusów?

- Dobrze, panie Potter.

- Och, nie zaczynaj znowu!

- Czego mam nie zaczynać?

- Nazywać mnie Potter! Brzmisz jak Snape!

- Fuj...

- Ha, ha. Dobrze ci tak.

- Wiesz, powinienem wysłać go na jakiś atak.

- O tak. Niech Dumbledore go podejrzewa.

- Powinien go już podejrzewać. - Harry zakasłał nagle i podniósł pióro.

- Uhm, jasne! Pomóż mi z zaklęciami!

- Zaklęciami? - Tom potrząsnął głową. - Mów, Harry. Co wiesz o Severusie?

- Nic, nic! To jest trudne! - wskazał na pracę domową. Tom spojrzał na chłopca. Harry uśmiechnął się nagle. - Miał na sobie szare gacie w dniu, w którym zdawali SUMY-y z obrony. - Tom zbladł.

- Gdzie to odkryłeś?! - Harry uśmiechnął się.

- Co wiesz o zaklęciach czyszczących?

- Nic!

- Ach, do diabła. - Harry wyciągnął swoją książkę zaklęć i przerzucił kilka stron.

- Harry...

- Uczę się, Tom. Albo mi pomóż, albo się zamknij. - Tom popatrzył na chłopaka piorunującym wzrokiem, ale milczał.

-~*~-

- Tom?

- Co? - Tom spojrzał na nastolatka z irytacją, szybko chowając różdżkę z powrotem do rękawa.

- Co robiłeś?

- Przeklinałem mugoli.

- Tom!

- Co chciałeś?

- Chcę, żebyś przestał przeklinać ludzi!

- Jakbyś miał coś do gadania.

- Dupek.

- Czego chcesz, Potter?

- Och, nie bądź taki.

- Ugh... Co? - Harry westchnął.

- Ile sposobów wymyśliłeś, żeby mnie zabić? - Tom otworzył i zamknął usta kilka razy w szoku, zanim zdołał cokolwiek odpowiedzieć.

- Dlaczego chcesz to wiedzieć?!

- Praca domowa z wróżbiarstwa.

- Nie jestem właściwą osobą do zadawania takich pytań. Ciągle mi się nie udaje.

- W porządku. Jak zabijasz większość ludzi?

- Avadą.

- O, naprawdę?

- Możesz też zrobić tak jak z Longbottomami. Rzucać Cruciatusa, dopóki nie oszaleją.

- O nie... Jeśli Neville kiedykolwiek to usłyszy...

- Mięczak.

- Tom, zamknij się. Nie skrzywdzę w ten sposób przyjaciela.

- W takim razie nie potrzebujesz mojej pomocy. - Tom wstał z mrocznym spojrzeniem. - Po prostu pójdę i poprzeklinam Śmierciożerców do czasu, aż nie poczuję się lepiej.

- Śmiało. Drań. - Tom zacisnął dłonie w pięści.

- Ty, Potter, jesteś bezwartościowy.

- Słucham? - Nawet kolorowe soczewki Harry'ego nie mogły ukryć jego oczu, które pociemniały.

- Bezwartościowy morderca. - splunął Tom. Harry zmrużył oczy.

- Nie powinieneś tak o sobie mówić, Tom. To jest złe dla twojego zdrowia. - Tom odwrócił się i wyszedł, ignorując wpatrujących się w niego ludzi. Harry chwycił swoje rzeczy i pośpieszył do swojego pokoju w hotelu. Wiedział doskonale, że lepiej nie być na otwartej przestrzeni, kiedy szalony Czarny Pan traci panowanie nad sobą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro