Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 42

Harry obudził się na cichy alarm z jękiem. - Tempus - mruknął, gdy znalazł swoją różdżkę; było za wcześnie, aby używać magii bezróżdżkowej. Świecące liczby stwierdziły, że była trzecia czterdzieści pięć rano. Dlaczego ty i inni nauczyciele muszą tak wcześnie wstawać?

Hej, nie ja zdecydowałem o czasie. Tom prychnął, brzmiąc na rozbudzonego.

Pierdolony drań... Harry jęknął, wstając z łóżka i podchodząc do swojej garderoby. Doszedłem do wniosku, że gardzę kolorem czarnym.

Tom prychnął. Założę się, że tak. Szkoda, że ​​to kolor, który zawsze nosimy.

Nienawidzę cię.

Nie, nie, jesteś po prostu zrzędliwy, bo musiałeś wcześnie wstać. Do zobaczenia za dziesięć minut. dodał Tom przed zamknięciem swojej strony połączenia.

Zignoruj ​​moją trudną sytuację, dlaczego nie? To do bani. Jęknął Harry, wyciągając szaty i narzucając go. Złapał szklankę wody obok łóżka i szybko przełknął, po czym włożył stare buty i zszedł na dół po schodach.

Pokój wspólny nie był całkowicie pusty, ku irytacji Harry'ego. - Panno Thorald - powitał pierwszoroczną, pochylając się nad oparciem jej krzesła.

Ula krzyknęła i podskoczyła, obracając się, by na niego spojrzeć, z wyciągniętą różdżką. - Potter - szepnęła, uświadamiając sobie, kto to był.

Harry uprzejmie skinął głową. - Dobry refleks. - Odwrócił się i ruszył w stronę dziury portretowej. - Powinnaś chyba leżeć w łóżku.

- Tak - cicho się zgodziła.

Harry spojrzał na nią przez ramię. Młoda dziewczyna wyglądała, jakby uderzyła ją kula. Wyciągnął fiolkę z jednej z kieszeni. - Masz. - Rzucił jej ją, a ona z zaskoczeniem złapała. - Wystarczy jak wypijesz łyżkę. To Eliksir Bezsennego Snu, a ty wyglądasz jak bałagan. Prześpij się. Jeśli chcesz porozmawiać z kimś później, znajdź mnie lub jednego z innych Prefektów. - Mrugnął do niej przed wymknięciem się z pokoju.

Harry prześliznął się po cichych korytarzach tak cicho i szybko, jak tylko mógł, zerkając od czasu do czasu na Mapę Huncwotów, by sprawdzić swoje położenie. Wszyscy nauczyciele byli już zebrani w pokoju konferencyjnym, a szybki "Tempus" powiedział mu, że spotkanie rozpocznie się, zanim się tam pojawi. Westchnął. Nic na to nie poradzi.

Kiedy dotarł do pokoju konferencyjnego, z ciekawością zerknął na Mapę. Na minaturowej ściance pojawił się napis "Wpuść mnie". Wzruszył ramionami i odłożył Mapę. - Wpuść mnie.

Ściana zniknęła z pola widzenia i Harry znalazł pokój pełen nauczycieli odwracających się, by na niego spojrzeć. - Harry! Cieszę się, że udało ci się! - Dumbledore zawołał wesoło. - Proszę, wchodź. Wygląda na to, że Marcus zajął ci miejsce...

Harry wsunął się na siedzenie obok swojego kochanka i rozejrzał się nerwowo. Wyglądało na to, że im przerwał. Tom położył dłoń na jego kolanie i uśmiechnął się kojąco.

- Pan Potter przyjął stanowisko nauczyciela Obrony przed Czarną Magią na przyszły rok - ogłosił dyrektor, odzyskując uwagę pokoju. - Poprosiłem go, aby przyszedł na spotkanie, aby zobaczyć jak to wygląda, i mam nadzieję, zaprzyjaźnić się z jego obecnymi nauczycielami i przyszłymi współpracownikami.

Harry rzucił mu mroczne spojrzenie. Nie wspomniał o tym ostatni raz. Cholerny starzec.

- Zatem witamy i dobrze cię w poznać - powiedziała Madam Pince, która siedziała obok Poppy. Ku zaskoczeniu niektórych osób większość personelu zamruczała lub pokiwała głowami, nawet Severus. Oczywiście nie wszyscy zdawali sobie sprawę, że między studentem a profesorem powietrze się oczyściło.

- Tak tak. - Dumbledore skinął głową, a jego oczy zabłysły. - Teraz, gdy wszyscy są tutaj, możemy zacząć. Czy mamy uczniów powodujących kłopoty?

- Jak zwykle. - McGonagall westchnęła. - York, Munro, Rockwell i Thorald. Wydaje się, że coraz bardziej są w złych stosunkach.

Tak?

Nie w mojej klasie.

Oczywiście nie. Straszyłeś ich wystarczająco często, założę się, że boją się ciebie tak samo jak Severusa.

- Pan Cauldwell również ostatnio zmienił swoje zachowanie - ogłosiła Sprout. - Nie jestem również pewna, dlaczego. Nie chce ze mną rozmawiać.

- W mojej klasie jest naprawdę cichy - odpowiedziała Sinistra. - Chociaż może to być spowodowane tym, że do tego czasu jest zmęczony.

- Czy pan Cauldwell sprawia problemy na innych zajęciach? - zapytał Dumbledore.

- Nikt nie zachowuje się źle na moich zajęciach - powiedział zimno Severus.

- To dlatego, że ich przerażasz - mruknął Harry. Uśmiechy wokół stołu świadczyły o zgodzie personelu z tym stwierdzeniem, gdy Severus potrząsnął głową na nastolatka. Harry posłał profesorowi eliksirów uśmieszek.

- Cauldwell jest trochę problematyczny - nagle zgodził się Flitwick. - Rzuca rzeczami w innych uczniów.

- Być może ma nadzieję zająć miejsce pana Pottera, gdy skończy szkołę - zaoferował z przekąsem Severus.

- W takim razie obawiam się, że postępuje niewłaściwie. Nie przypominam sobie, by kiedykolwiek rzucał w kogoś czymkolwiek - odparł Harry lekko.

- Nie, zamiast tego złamałeś każdą inną zasadę - odpowiedział Severus.

Harry prychnął. - I kto mówi.

Profesorowie obserwowali nerwowo, jak dwaj długoletni wrogowie patrzą na siebie przez długą minutę, zanim Severus westchnął. - Masz punkt. Wygrałeś.

Harry uderzył powietrze z radosnym uśmiechem. - Ha! Nigdy mnie nie pokonasz.

Severus prychnął. - Śnij dalej, bachorze.

Wszyscy odetchnęli z ulgą z przezwiska powiedzianego bez gniewu. Severus obrażał wszystkich, bez względu na ich pozycję, ale nigdy nie użył tego na wpół miłego tonu z osobą, której nienawidził.

- Teraz, gdy poranna kłótnia już minęła... - droczył się Dumbledore, przynosząc mu mroczne spojrzenia obu kruczowłosych czarodziejów. - Cauldwell może szukać uwagi. Pomono, spróbuj ponownie z nim porozmawiać. Jeśli nadal nie będzie się zachowywał, proszę go do mnie wysłać. - Wszyscy kiwnęli głowami. - Czy ktoś ma jakieś nowe sugestie dotyczące pana York, Munro, Rockwell i panny Thorald?

Kiedy nikt nie zaoferował odpowiedzi, Harry pochylił się, by coś powiedzieć. - Dyrektorze, rozmawiałem już z nimi o rywalizacji między domami, ale stało się tak bardziej z powodu pań Kern, Vance i Clough. Czy chciałbyś, żebym zobaczył, czy uda mi się przynajmniej powstrzymać ich od kłótni w klasie?

Dumbledore obrzucił młodego człowieka badawczym spojrzeniem, podczas gdy pozostali pracownicy patrzyli na niego ze zdziwieniem. Nikt nic nie słyszał o tej rozmowie. - Nie rozumiem, dlaczego nie.

- Rozmawiałeś z nimi o ich relacjami z Clough, Vance i Kern? - zapytała poważnie McGonagall.

Harry pokiwał głową. - Enid powiedziała nam, Herm, Parvati i mnie, że szykanują je za to, że są przyjaciółkami, więc rozmawiałem ze Ślizgonami i Gryfonami.

- Wydaje się, że niewiele to pomogło - zaoferowała cicho Sprout.

Harry zmrużył oczy. - Widzę.

- Panna Clough przyszła do ciebie? - zapytała ciekawie McGonagall.

- Przyszła do mnie po pomoc w pracy z Eliksirami - zgodził się Harry, rzucając Severusowi ponure spojrzenie. - Herm i ja to wyciągnęliśmy, ponieważ Herm chciał wiedzieć, dlaczego siedziała sama.

- Rozumiem...

- Porozmawiam z nimi ponownie - obiecał Harry.

Kiedy rozwiązano problemy studentów, pracownicy przystąpili do dyskusji na temat obowiązków, przygotowań do SUM i owutemów oraz innych drobiazgów. Harry był zaintrygowany, gdy dowiedział się, że profesorowie nienawidzą oceniania pracy tak samo, jak studenci nienawidzą jej pisania, i że ich obciążenie pracą jest prawie takie samo jak uczniów. W pewnym momencie, gdy profesor Vector narzekał na to, że został w tyle z materiałem, Harry wpadł na nagły pomysł.

- Mam pytanie - powiedział, gdy Vector skończył mówić.

Wszyscy zwrócili się do niego. - Mów. - Dumbledore skinął głową.

- Wiem, że kiedy Marcus zostaje pochłonięty pracami do ocenienia, zwykle prosi mnie lub Gin, abyśmy mu w tym pomogli, a pewnego razu Herm, Dray, Ted i Bini pomagali profesorowi Snape'owi w ocenianiu, podczas gdy on pomagał Gin i mnie kilkoma eliksirami - powiedział Harry, rozglądając się. - Jeśli macie aż tyle pracy i nie możesz zwolnić się z powodu zbliżających się egzaminów, owutemów i SUM-ów, dlaczego nie zapytać niektórych uczniów z szóstego i siódmego roku, czy zechcą wam pomóc w części prac młodszych uczniów. Nie mam wątpliwości, że niektórzy z nas pokochają pomaganie wam wszystkim i będzie to dla nich dobre doświadczenie.

- Albusie, choć raz zgadzam się z twoim wyborem nauczyciela Obrony - ogłosiła nauczycielka mugoloznawstwa, profesor Burbage. - Dlaczego nie nikt z nas nie pomyślał o tym wcześniej?

- Zwykle czekam, aż uczeń zapyta czy może pomóc - przyznał Flitwick. - Nigdy tak naprawdę nie zastanawiałem się nad proszeniem uczniów.

- Więc nie. Jesteśmy nauczycielami. Nie powinniśmy potrzebować pomocy studenta - odpowiedziała mocno profesor Trelawney.

- Profesor Trelawney, z siódmorocznymi nie powinnaś rozmawiać tak jak z pierwszorocznymi, w tym momencie większość z nas jest już dorosła i chce być traktowana jako taka - wtrącił delikatnie Harry.

- Doskonała uwaga, Harry - powiedział Dumbledore, uśmiechając się szeroko. - Sybillo, jestem pewien, że panna Brown lub Patil chętnie ci pomogą.

Oczy Trelawney rozjaśniły się. - Być może - zabrzmiała niejasna odpowiedź.

Tom uśmiechnął się i ścisnął nogę Harry'ego, gdy Dumbledore kończył spotkanie. Nie jesteś genialny? Herm będzie cię kochać na zawsze za to, że dałeś jej coś do robienia.

Wiem. Harry wsunął dłoń pod rękę na swojej nodze i splótł palce z dłonią Czarnego Pana.

- Dziękuję za spotkanie - powiedział Dumbledore, wstając. - Zobaczymy się wkrótce na śniadaniu. Harry, mógłbyś zostać na chwilę?

- Oczywiście, profesorze Dumbledore - zgodził się Harry, gdy personel zaczął wychodzić.

- Zaczekam na ciebie na zewnątrz - mruknął Tom, delikatnie ściskając dłoń, zanim wyszedł z Poppy.

- Mój personel nazywa mnie Albus - skomentował Dumbledore, gdy usiadł obok Harry'ego na krześle Toma, gdy wszyscy już odeszli. - I widziałem, że już się dostosowujesz.

- Zapewne - odparł Harry, odchylając się na krześle.

Dumbledore posłał czarodziejowi tajemniczy uśmiech. - Ponieważ nadal jesteś technicznie studentem, nie musisz uczestniczyć w każdym spotkaniu personelu, jakie mamy, choć możesz przychodzić, jeśli chcesz. Zawsze są w każdą sobotę o czwartej rano.

- Oczywiście. - Harry pokiwał głową. - W końcu równie dobrze mogę się przyzwyczaić do wstawania o tej bezbożnej godzinie.

- W rzeczy samej. - Dumbledore zachichotał i wstał. - Nie będę cię dłużej zatrzymywał. Jestem pewien, że Marcus wywierca dziury swym wzrokiem w ścianie, próbując sprawić, bym wypuścił cię wcześniej.

- To nie byłby pierwszy raz. - Harry wzruszył ramionami.

- Och, Alastor chciał, żebym przekazał ci, że macie się spotkać w Dziurawym Kotle w południe - dodał nagle Dumbledore. Harry odwrócił się, by spojrzeć na starca. - Spotkanie nie rozpocznie się przed pierwszą, więc zakładam, że naprawdę chce zjeść z tobą lunch. Oczywiście na to zezwalanm, ponieważ jestem pewien, że nie będziecie mieć problemów ale powinieneś mimo wszystko uważać. Zwłaszcza jeśli nie chcesz, żeby prasa cię prześladowała.

Harry posłał Dumbledore'owi mały uśmiech. - W takim razie będę musiał się przebrać. Dziękuję Panu.

Stary dyrektor uśmiechnął się. - Sprawię, że do końca roku zaczniesz mnie nazywać Albus.

- Sir, znając cię, pod koniec weekendu będę cię nazywać Albusem, choćby dlatego, że mam już dość, że mnie o to męczysz.

Zielonooki czarodziej wywołał śmiech Dumbledore'a.

- ~ / \ ~ -

- Potter?

Harry spojrzał znad książki o eliksirach, którą pożyczył od Severusa na początku tego tygodnia. Była ona ledwo legalna, jak zauważył nauczyciel Eliksirów, ale mimo to ciekawa lektura. - Panna Thorald. Jak mogę ci pomóc?

Ula rzuciła szybkie spojrzenie przez ramię, gdzie jej najlepszy przyjaciel, Ronan Rockwell, krzyczał na Victora McKinleya, innego pierwszorocznego. - Powiedziałeś, że mogę z tobą porozmawiać, gdybym potrzebował kogoś do rozmowy, prawda?

- Oczywiście. - Harry zamknął książkę i wstał. - Chodźmy na górę. Coś mi mówi, że nie chcesz, aby twoi przyjaciele widzieli, jak rozmawiasz ze Tym Złym, Mrocznym, Nowym Prefektem.

- Skąd wiedziałeś, jak cię nazywamy? - zapytała Ula, kiedy Harry poprowadził ją do akademików.

Harry wzruszył ramionami. - Wiem wiele rzeczy, panno Thorald - mruknął, zanim wsunął głowę do swojego dormitorium. Neville leżał na łóżku z książką na piersi, którą czytał. - Cześć, Nev.

Neville podniósł wzrok, gdy Harry przyprowadził Gryfonkę. - Och, cześć, Harry. Który to potwór? - zapytał lekko, uśmiechając się z zaskoczenia pierwszorocznej.

- Ula Thorald - odpowiedział Harry, odkładając książkę Severusa na stolik nocny.

Neville spojrzał na dziewczynę z zaciekawieniem. - To ty zawsze narzekasz na Marcusa, prawda? 

- Jest jedną z nich - zgodził się Harry.

- Kim jest Marcus? - zapytała Ula, patrząc między dwoma siódmorocznymi.

- Profesorze Brutús - wyjaśnił Harry. - Usiądź na łóżku. Nev, masz coś przeciwko, że cię wyrzucę?

Neville westchnął ciężko, wstając. - Może. Równie dobrze mogę znaleźć Deana i pomóc mu z tą mapą astronomiczną.

Harry zachichotał, gdy zobaczył oddalającego się jego przyjaciela, który zamknął za nim drzwi. Potem usiadł na łóżku Neville'a. - Więc, panno Thorald, słucham.

Ula spojrzała na Harry'ego. - Ja... - Potrząsnęła głową.

Harry westchnął i podszedł, by usiąść obok niej, obejmując ją ramieniem. - Co się stało, Ula?

Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona, znajdując współczucie w spojrzeniu, które zwykle było skierowane na nią z zimnem. - Dostałam list od mojej mamy wczoraj wieczorem. Powiedziała, że ​​ona i Papa muszą wybrać się na wycieczkę do Bośni czy jakoś tak, więc będę musiała spędzić lato w domu mojego dziadka, a on mnie nienawidzi! Ostatnim razem, gdy mama i Papa zostawili mnie z nim, zamknął mnie na trzy dni w szafie, bo rozbiłam wazon, którego i tak chciał się pozbyć od lat. Jego ciocia mu go dała, ale go nienawidził. Nie sądziłam, że miałby coś przeciwko, ale ział. A teraz muszę spędzić z nim lato i mam tak dużo pracy domowej, a York ukradł mój podręcznik od Obrony i nie chce go oddać, a ostatniej nocy nie mogłam spać! - wybuchła. - To niesprawiedliwe!

Harry uśmiechnął się na ostatnie słowa. - Nic nigdy nie jest sprawiedliwe, Ula. Jedna z najlepszych życiowych lekcji. - W zamyśleniu przeczesał wolną ręką włosy. - Czy powiedziałaś swojej matce lub ojcu, że nie lubisz swojego dziadka?

- Tak. Mówią, że jest cudownym mężczyzną i muszę nauczyć się go lubić. - Twarz Uli wykrzywiła się w brzydkim szyderstwie. - Polubię go, gdy będzie martwy.

Harry zachichotał sucho. - Twój dziadek trochę przypomina mojego wuja - zwierzył się. - Byłem bardzo szczęśliwy, gdy dowiedziałem się, że umarł tego lata.

- Jak? - zapytała Ula z zaskoczeniem.

- Zamieniłem go i moją ciotkę w myszy, kiedy opuściłem ich dom. - Harry wzruszył ramionami. - Mój kuzyn nadepnął na niego.

Ula zachichotała. - To smutny sposób na śmierć. Czy nie pomyślał, żeby się przemienić?

- Był mugolem - odpowiedział łagodnie Harry. - Powiedziałaś, że Cyrus York wziął twój podręcznik od Obrony?

Ula zamrugała kilka razy. - Tak. Ronan i ja osaczyliśmy go przed obiadem, ale Munro i Stanton przyszli mu na ratunek i wszyscy uciekli.

Harry pokiwał głową. - Chciałabyś, żebym sprawdził, czy mogę go odzyskać?

- O tak. Byłoby wspaniale!

- Dobrze. Dalej, praca domowa jest problemem dla wszystkich uczniów i wierz mi, kiedy mówię, że im jesteś starsza tym jest gorzej. Sugerowałbym robienie jej w dzień, kiedy tylko ją dostaniesz, jeśli dasz radę. Również pogodzenie się w Domu może zrobić wiele dobrego. Kiedy ty i twoi koledzy z Domu jesteście skłóceni, ciągle o tym myślicie i trudniej jest się uczyć.

- Dlaczego tak bardzo zachęcasz nas do zaprzyjaźnienia się z Clough? - zapytała podejrzliwie Ula.

- Dlaczego tak bardzo jej nienawidzisz?- Harry odparł. Ula skrzywiła się. - Hermiona Granger, Prefekt Naczelna, była odrzucana przez Gryffindor przez pierwszą część naszego pierwszego roku, ponieważ była wszechwiedząca. Ronald i ja nie lubiliśmy jej od samego początku, a teraz jest moją najlepszą przyjaciółką - westchnął po chwili ciszy.

Nagle walnęło od strony schodów i drzwi otworzyły się, wpuszczając bladego Neville'a. - Harry, zejdź na dół! Gdzie jest Herm?

- Biblioteka - odpowiedział Harry, wstając i szybko podchodząc do drzwi. - Co się dzieje?

- Ooh... - jęknął Neville, gdy złapał Harry'ego za rękę i wyciągnął go z pokoju. - Szybko. - Ula z ciekawością podążyła za dwoma czarodziejami.

- Och, kurwa - syknął Harry, patrząc na bałagan, który powstał w pokoju wspólnym. Klątwy przelatywały między dwiema grupami, na które Dom podzielił się, gdy był na górze. Harry widział swoich Juniorów z jednej strony, i ludzi, którzy zdecydowanie byli po stronie światła z drugiej strony. - WYSTARCZY! - krzyknął.

Różdżki zwróciły się do kruczowłosego czarodzieja, gdy schodził ze schodów. - Wynoś się, Potter - zawołał Evan Abercrombie, czwartoroczny, z "ciemnej" strony pokoju.

Harry zbliżył się do miejsca, w którym na dywanie zaczął się mały ogień i spokojnie go stłumił. - Wszyscy zachowujecie się jakbyście byli na pierwszym roku. Kłócić się o to, kto co wie. Czy egzaminy naprawdę stały się tak stresujące? - jego głos był pozbawiony wszelkich emocji.

- Pavio! - Krzyczał student.

Harry ręką rozproszył klątwą. - Myślałem, że powiedziałem wystarczy - syknął, podnosząc wzrok. Jego spojrzenie było przerażająco zimne, gdy uniósł dłoń w powietrze nad głową. - Expelliarmus. - Pięćdziesiąt dwie różdżki pojawiły się na stosie u jego stóp, a pięćdziesięciu dwóch uczniów, którzy walczyli, patrzyło z mieszaniną strachu i podziwu. - Nev, proszę, idź po profesor McGonagall.

- Jasne. - Chłopiec z siódmego roku przemknął przez bałagan i dziurę w portrecie.

- Wygląda na to, że straciliśmy w tym roku Puchar Domów. Dobra robota - powiedział Harry zimnym głosem. - A teraz, mam nadzieję, że mieliście bardzo dobry powód na tą kłótnię, bo inaczej dopilnuję, aby każdy z was dostał najgorsza karę z możliwych. Wydaje mi się, że Filch narzeka, że ​​szafa z trofeami jest dość brudna. Profesor Snape powiedział, że ma kociołki wymagające szorowania. Hagrid wspomniał, że pokochałby pomoc w wychodzeniu do Zakazanego Lesu. Pani Pince od kilku lat mówi, że biblioteka mogłaby pozbyć się kurzu...

Lista możliwych szlabanów Harry'ego została ucięta, gdy dziura w portrecie otworzyła się ponownie, by wpuścić McGonagall i Neville'a. Profesor Transmutacji rozejrzał się po polu bitwy i bladzi uczniach skupionych po dwóch osobnych stronach pokoju, zanim skupiła się na Harrym. - Panie Potter, byłby pan tak dobry, żeby wytłumaczyć co się tu stało? - zapytała napiętym głosem.

Harry rzucił Nevilleowi zaciekawione spojrzenie, a chłopiec potrząsnął głową. Harry westchnął. - Pani profesor, byłem w swoim pokoju, kiedy Nev przyszedł po mnie. Kazał mi tu zejść, a ja natknąłem się na widok, który widzisz przed sobą, plus kilka zaklęć przelatujących nad pokojem. Rozbroiłem twoich kochanych uczniów i wysłałem Nev'a po panią - odpowiedziała spokojnie. - Nie mam pojęcia, co sprawiło, że zaczęli rzucać na siebie klątwami i, szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie to.

McGonagall wydęła wargi. - Oczywiście, że nie. Idź po dyrektora, a ja spróbuję znaleźć powód.

Harry skinął głową i podszedł do niej. - Thorald była ze mną, chociaż teraz stoi ze swoimi przyjaciółmi. Nie powinna zostać ukarana - dodał cicho przed wyjściem.

McGonagall spojrzała na niego z zaskoczeniem. - Oczywiście.

- Dziękuję. - Młody człowiek podszedł do Neville'a i objął ramieniem swojego przyjaciela. - Daj spokój. Nie chcesz tu być, kiedy stara kocica eksploduje - zaoferował, a jego oczy zabłysły psotnie. Dwaj czarodzieje wyszli  rozbawieni, prowadzeni przez prychnięcie McGonagall.

Kiedy drzwi się za nimi zamknęły, Harry rzucił Neville'owi ostre spojrzenie. - Co się stało?

- Naprawdę nie mam pojęcia. Z początku wyglądało na to, że Abercrombie i Harcourt znów się kłócą o szkołę. Okazało się jednak, że kłócili się o Jasną i Ciemną stronę. Wciągnęli w to resztę Domu i zanim się zorientowałem, latały klątwy, a ludzie złapani pośrodku uciekli po schodach w obawie o swoje życie. - Neville westchnął, potrząsając głową.

- Podzielony Dom - mruknął Harry. - Nigdy nie myślałem, że tak się stanie. To obrzydliwe.

Neville skinął głową. - To jest niedorzeczne. Oczywiście teraz wiemy, kto jest po której stronie. - Posłał Harry'emu szybki uśmiech, a zielonooki Dziedzic zaśmiał się.

- Być może wiemy. Być może nie. Ciekawe jednak jest to, że akurat walczyli o taki temat. Ale jestem zły na Parvati i Deana. Myślałem, że są wystarczająco dojrzali, by trzymać się z dala od takich bzdur. - Harry potrząsnął głową i zwolnił, zatrzymując się na środku korytarza. - Czy mogę wysłać cię do biblioteki po Herm i Gin? Zabierz je z powrotem do Wieży Gryffindoru, ale proszę, niech tylko nie wpadną w panikę. Powiedz im, co się dzieje i wspomnij, że to już załatwione.

- Oczywiście. - Neville odsunął się od uścisku drugiego. - Do zobaczenia na górze, bracie.

Harry uśmiechnął się krzywo. - Tak. - Pokręcił z rozbawieniem głową, gdy rozstali się. - Bracie. Naprawdę.

Czy mogę patrzeć, jak zabijasz ich wszystkich?

Och, możesz nawet pomóc. Odparł Harry, z głosem pełnym jadu. Co, w imieniu Merlina, skłoniło ich do przyłączenia się do tej walki?!

Nie proś mnie o wyjaśnienie umysłów Gryfonów, Harry. To nie moja mocna strona.

Harry westchnął i zatrzymał się przed gargulcem. - Cukrowe Pióra.

Gargulec odskoczył na bok i Harry wspiął się po schodach do zamkniętych drzwi gabinetu, w które zapukał. - Wejdź, Harry - zawołał Dumbledore.

Harry otworzył drzwi i obojętnie spojrzał na dyrektora. - Profesor McGonagall przysłała mnie. Myślę, że potrzebuje twojej pomocy przy okaleczaniu Gryfonów.

Dumbledore spojrzał pytająco na Harry'ego, gdy wstał i szybko podszedł do drzwi. - Wyjaśnij, co się dzieje, gdy będziemy iść.

Harry skinął głową i podążył obok dyrektora, gdy ruszyli w stronę Wieży Gryffindoru. - Byłem w swoim dormitorium i rozmawiałem z panną Thorald, kiedy Nev wpadł do nas i powiedział, żebym zszedł do pokoju wspólnego. Wyglądało na to, że studenci z jakiegoś powodu podzielili się na dwie strony i zaczęli przeklinać się nawzajem. Pokój wspólny był bałaganem, kiedy zostawiłem tam McGonagall, żeby na nich krzyczała.

- A ilu przekląłeś? - zapytał dokuczliwie Dumbledore.

- Żadnego, co zaskakujące. Tylko zabrałem ich różdżki i zgasiłem ogień na dywanie. - Harry wzruszył ramionami. - Nie są moim problemem, choć jestem trochę zdenerwowany, że straciliśmy szansę na wygranie Pucharu w tym roku.

Dyrektor zanucił w zgodzie. - Oczywiście.

- Profesorze, zastanawiam się... - Harry zaczął nagle. Dumbledore spojrzał na niego z ciekawością. - Proszę pana, czy mogę z tobą porozmawiać po obiedzie? To raczej, powiedzmy, delikatna sprawa. - Dotknął wisiorka Zakonu swojej matki, który nadal nosił od czasu rozprawy.

Dumbledore skinął głową. - Oczywiście. - Zwolnili w pobliżu portretu. - Droga Pani. - Dyrektor skinął głową na portret.

Gruba Dama uśmiechnęła się do niego. - Dyrektorze - odpowiedziała, zanim otworzyła się przed nim bez hasła.

- Niech mnie szlag... - mruknął Harry, wchodząc za starcem do pokoju wspólnego, w którym studenci zajęli się sprzątaniem bez magii. Hermiona i Neville stali obok McGonagall, marszcząc brwi, a Gin wyglądała na gotową kogoś zamordować. - Wygląda na to, że wszystko jest w porządku. Myślę, że pójdę podręczyć Ślizgonów - powiedział wesoło zielonooki czarodziej, po czym odwrócił się i wyszedł z pokoju wspólnego z uśmiechem.

- ~ / \ ~ -

Harry wszedł do Wielkiej Sali na kolację tej nocy, czując się milion razy lepiej. W drodze do swojego normalnego miejsca między Neville'em a Gin, zatrzymał się za Ulą, Ronanem Rockwellem i Storm Ambrose. - Panno Thorald, mam nadzieję, że nauczyłeś się, że książki nie mają nóg i musisz ich lepiej pilnować. - Rzucił podręcznik od Obrony na stół, obok niej. - Nie przepadam za chodzeniem na dół, aby porozmawiać z przyjaciółmi ze Slytherinu i potykać się o książki Gryfonów. Uważaj na swoje rzeczy - dodał ostrzegawczo, zanim wrócił na swoje miejsce.

- Drań - mruknął Ronan, obserwując plecy Prefekta. - Za kogo on się uważa?

Ula otworzyła przednią okładkę swojej książki i uśmiechnęła się szeroko. Notatka została zapisana na pierwszej stronie.

Wspomniałem York, że mogę go po prostu zamordować, jeśli złapię go z inną książką, która do niego nie należy. Musiałem też zwrócić książkę Krukonce. Myślę, że chłopiec ma fetysz książek.

Porozmawiam dziś wieczorem z szefem Zakonu Feniksa i zobaczę, czy nie mogę znaleźć sposobu, aby choć jeden z twoich rodziców został. Jeśli to się nie uda, warto mieć inny plan, więc daj mi znać, jutro przed południem czy masz innego krewnego, którego wolisz od dziadka, a ja zobaczę, czy będę w stanie przekonać twoich rodziców do wysłania cię do nich, kiedy tylko ich zobaczę. Jeśli to nie zadziała, porozmawiam z kilkoma innymi osobami, które znam, i zobaczymy, czy nie możemy znaleźć czegoś dla ciebie.

Pamiętaj, co powiedziałem o pokoju między Domami, panno Thorlad. I pamiętaj, że zawsze jestem w pobliżu, jeśli potrzebujesz się komuś wygadać.

Ten Zły, Mroczny, Nowy Prefekt.

- Och, daj spokój, Ronan - drażniła się wiedźma, odkładając książkę z powrotem. - Oboje wiemy, że to pieprzony drań bez mózgu i mocy. Mam na myśli, że może wykonać tylko bezróżdżkowy Urok Rozbrajający dla ponad pięćdziesięciu osób.

Ronan delikatnie uderzył Ulę w ramię. - Teraz go lubisz, bo odzyskał twoją głupią książkę. Jestem pewien, że rano poczujesz się lepiej.

Ula wzruszyła ramionami. - Poczuję się lepiej, kiedy odrobię pracę domową.

- Uhg. - Ronan zrobił minę. - Dzięki za przypomnienie! - Ula zaśmiała się.

Przy stole Harry rozmawiał z Deanem i Parvati, wybierając jedzenie. - Nie jestem zadowolony. Wasza dwójka powinna być niezmiernie wdzięczna, że mam dziś wieczorem i jutro inne rzeczy do roboty niż mordowanie was.

- Przepraszamy, dobrze? - Dean syknął.

Harry podniósł wzrok, a ciemnoskóry chłopak zamarł na widok pozbawionego emocji wzroku. - Pozwolę sobie po prostu podkreślić, że jestem wściekły na waszą dwójkę. Marcus jest wściekły na was. Gin jest wściekła na was. Tym razem powstrzymam się od wyciągnięcia jakichkolwiek konsekwencji i faktycznie możecie uznać to za swoje pierwsze i ostatnie ostrzeżenie, ale jeśli kiedykolwiek powtórzycie coś takiego, nie obchodzi mnie kto to zacznie, będę rzucał na was Cruciatusa dopóki nie przestaniecie krzyczeć, bo wasze gardła są zdarte. Zrozumiano? - zapytał zimno.

Zarówno Parvati, jak i Dean przytaknęli odrętwieni.

- Miejmy nadzieję.

Neville położył uspokajająco rękę na ramieniu Harry'ego, a zielonooki nastolatek spojrzał na niego. - Szkoła ma uszy.

- Świat ma uszy i oczy. I zawsze można je oszukać - odpowiedział Harry z uśmiechem.

'Przestań cytować Moody'ego.' mruknęła ponuro Gin, szturchając jedzenie.

- Nie. - Harry uśmiechnął się złośliwie. - Seks to dobry środek na stres, wiedziałaś?

Ginny odwróciła się, patrząc na brata, gdy mała grupa Gryfów zaśmiała się z Chłopca-Który-Przeżył. 'Przestań cytować MNIE.'

- Nie.

- Czy odczuwałeś stres? - zapytał Seamus.

- Nie.

- Więc gdzie byłeś? - zapytała zaskoczona Hermiona.

- Lochy. Musiałem coś odzyskać od Yorka i jego kumpli. I porozmawiać z nim jeszcze raz. Zaufajcie mi, kiedy mówię, że to wszystko nie pomogło mojemu, już i tak, złemu nastrojowi - odpowiedział Harry, uśmiechając się wesoło.

'Jesteś jednym BARDZO dziwnym dzieckiem. Dlaczego się uśmiechasz, jeśli jesteś wkurzony?'

- Uważam z gniewem. - Harry wzruszył ramionami. - To i Dumbledore nas obserwuje.

Pięć par oczu wystrzeliło w górę Sali. Rzeczywiście, Dumbledore ich obserwował.

Harry wstał. - Właściwie to mam spotkanie ze starcem, więc do zobaczenia później.

- Ostatnio masz za dużo spotkań z nim - podejrzliwie skomentował Seamus.

- Planujemy upadek starego, dobrego Voldiego, myślałem, że wiesz. Muszę coś robić z moim czasem. - Harry mrugnął, po czym podszedł do stołu prezydialnego. - Dyrektorze.

Dumbledore wstał uśmiechnięty. - Zatem chodźmy. Nie zawracajmy sobie nawet głowy moim biurem - zasugerował, prowadząc Harry'ego do wejścia nauczycielskiego z Sali.

Harry wzruszył ramionami. - Dobrze.

- Mam pytanie - powiedział Dumbledore, prowadząc Harry'ego do pokoju poza Holem. - Inni Gryfoni uważają, że rzucony przez ciebie Urok Rozbrajający był bezróżdżkowy.

- Tak - zgodził się Harry ostrożnie.

- Dlaczego?

- Straciłem cierpliwość. - Harry westchnął, pocierając grzbiet nosa. - Miałem wystarczająco dużo szkolenia, aby się kontrolować i mogłem moją magię skierować na cel. Saber wspomniał raz, po tym jak wyrzuciłem go w powietrze, że prawdopodobnie mógłbym wykonać taką akcję, więc spróbowałem.

- Ciekawe. Myślałem tylko, że jeśli nie możesz użyć swojej różdżki przeciwko Voldemortowi, możesz skorzystać z magii bezróżdżkowej.

- Wszystko, co musisz zrobić, to wkurzyć mnie, zanim mnie na niego rzucisz, i jestem pewien, że dam sobie radę - mruknął Harry, siadając na krześle ustawionym pod ścianą.

- Może... - Dumbledore westchnął, również siadając na krześle, które przyciągnął, by znaleźć się twarzą w twarz z Harrym. - Chcesz ze mną porozmawiać o czymś związanym z Zakonem?

Harry poważnie skinął głową. - Rozmawiałem wcześniej z Ulą Thorald, jak powiedziałem, i powiedziała mi, że nie chce iść do domu dziadka tego lata, ale jej rodzice zmuszają ją, ponieważ muszą opuścić kraj. Zakładam, że to sprawa Zakonu, bo inaczej mogliby ją zabrać.

- Harry, próbujesz mnie poprosić, żebym ich nie wysyłał, prawda? - Dumbledore westchnął.

- Jeśli to możliwe - zgodził się Harry.

- Nie jest. Potrzebujemy ich w Bośni. Galatea ma tam rodzinę i potrzebujemy, by ona i Xylon stali z nami, a nie przeciwko nam.

- Czy oni są teraz neutralni?

- W większości.

- Zatem neutralni i ciemni - zgadł Harry. Na skinienie Dumbledore'a jęknął. - W takim razie muszę sprawdzić, czy nie będę w stanie przekonać Xylona i Galatei, aby pozwolili Uli zostać gdzie indziej.

- Harry, dlaczego nie chce iść do domu swojego dziadka? Z tego, co o nim wiem, to miły człowiek.

Harry potrząsnął głową ze smutkiem, wstając. - Profesorze, powinieneś już wiedzieć, że każdy ma więcej niż jedną twarz. Ula ma swoje powody a ja ich nie wypaplam. Powierzyła mi je i ja ją rozumiem. Zrobię, co w mojej mocy, aby pomóc.

- A jeśli Galatea i Xylon się nie zgodzą?

Zielone oczy Harry'ego były zimne, gdy spotkał niebieskie oczy dyrektora. - Nie spędzi lata w domu dziadka, jeśli mam coś do powiedzenia, proszę pana. Wiesz tak dobrze, jak ja, że ​​mogę zrobić wszystko, co chcę, gdy tylko zdecyduję się na to. Wyświadcz wszystkim przysługę i nie mieszaj się choć raz - powiedział spokojnie nastolatek, zanim zostawił starego czarodzieja sam na sam ze swoimi myślami.

- ~ / \ ~ -

W niedzielę była już jedenasta, kiedy Harry w końcu obudził się przez głosem Neville'a, który wołał jego imię. Zmęczony wysunął głowę zza zasłony. - Cooo?

Neville uśmiechnął się. - Dzień dobry. Herm przysłała mnie, żebym upewnił się, że wstajesz.

- Godzina? - mruknął Harry, pocierając oczy i wyciągając na oślep ręce, by znaleźć okulary.

- Jedenasta.

Harry jęknął i założył okulary. - Kurwa.

- Jeszcze się nie spóźniłeś, Harry - zawołał Neville, podchodząc do drzwi. - Ale najlepiej przygotuj się. Nie mam pojęcia, jak Moody zareaguje, jeśli się spóźnisz.

- Ale ja tak - mruknął Harry, kiedy drzwi się zamknęły, gdy wstał z łóżka. Dzień dobry.

Mentalny głos Toma był lekki i szczęśliwy. Dzień dobry. Czuję się lepiej?

Nie obudziłeś mnie. Narzekał nastolatek, podchodząc do swojej garderoby i przeglądając mugolskie ubranie.

Nie. Czarny Pan odparł. Potrzebujesz snu i oboje o tym wiemy.

Uhg. Harry potargał włosy i wyciągnął dżinsy oraz czarną koszulę z MacBeth'a. Może wolałbym z tobą spać.

Nie. Przeraziłbyś swoich towarzyszy z dormitorium lub kogoś innego, gdyby nie mogli cię znaleźć. W każdym razie, gdy Dumbledore wie o naszym związku, znacznie trudniej jest ci spędzić u mnie noc. A teraz jesteś Prefektem; musisz tam być. Bez ciebie wczoraj mogło być o wiele gorzej niż tylko pozostawić zniszczony pokój wspólny.

Zamknij się. Wiem to. Harry westchnął bezradnie. Nie mogę się doczekać, aż nadejdzie lato. Bardzo chcę cię znowu mieć.

Tom zachichotał. Wiem, kochanie. Teraz zakończ przygotowania. Do zobaczenia po spotkaniu.

Nie przed?

Nie. Mam prace do oceny. Oczywiście zawsze możesz wysłać Gin do mnie.

Będę pamiętać. Nie ma jej z Tedem?

Ted ma kolejny szlaban.

Co on znowu zrobił?!

Z tego co słyszałem, prawie przyprawił o zawał kilku Puchonów tuż przed oczami Sprout.

Ten chłopak... Harry westchnął, przewracając oczami i chwytając przybory toaletowe. No cóż...

- ~ / \ ~ -

- Potter!

Harry odwrócił się i zamrugał ze zmęczeniem na pierwszoroczną. - Panna Thorald. Co mogę dla ciebie zrobić?

Ula skrzywiła się i rzuciła zwiniętą kartkę papieru w jego głowę. - Nie wkładaj rzeczy do moich książek, Potter - splunęła, zanim odwróciła się i wróciła do miejsca, w którym jej przyjaciele siedzieli z książkami.

Harry wzruszył ramionami, wychodząc z pokoju wspólnego i kierując się do kuchni. Dostał staranną odpowiedź.

Zapomniałem, że ukradł także książkę Solity Heathcliffe. Myślał, że to moja.

Nie mam żadnych innych krewnych w Wielkiej Brytanii. Mam wujka w Ameryce, a mama ma rodzinę w Bośni. Dlatego zawsze jestem wysyłany z dziadka.

Obiecuję być milsza dla Clough, ale chyba mnie nie polubi.

Thorald

Harry uśmiechnął się lekko i włożył list do tylnej kieszeni dżinsów. - Tamta dziewczyna...

'HARRY!' napis pojawił się przed twarzą młodego czarodzieja, który zatrzymał się, zerkając przez ramię.

- Gin. Hej. - Harry uśmiechnął się do swojej siostry, kiedy zatrzymała się obok niego, ciężko oddychając.

'Ta Thorald to niezła suka.' narzekała Gin, wskazując Harry'emu, by prowadził tam, dokąd sam szedł.

- Och, nie wiem. Znalazłem z nią wspólny język.

'Czy ten wspólny język obejmuje rzucanie w twarz pergaminem?'

- Tak - Harry uśmiechnął się lekko. - To mi przypomina, że ​​Marcus poprosił mnie, abym cię do niego wysłał.

'Nie zrobiłam tego!'

Harry uniósł brew i spojrzał na swoją siostrę, kiedy weszli do kuchni. - Nigdy nie mówiłem, że coś zrobiłaś.

Gin uśmiechnął się nieśmiało. 'To dobrze.'

- Pozwól mi zjeść śniadanie, zanim pójdę spotkać się z Szalonookim. - Młody człowiek zachichotał, łaskocząc gruszkę. Obraz zdawał się zachichotać do Gin, gdy pomachała i zostawiła Harry'ego na łasce Zgredka, skrzata domowego.

- ~ / \ ~ -

Szalonooki zmarszczył brwi, gdy blondyn o złotych oczach, ubrany w mugolskie ciuchy wśliznął się na siedzenie naprzeciwko niego. - Czy mogę ci w czymś pomóc?

Młody człowiek uniósł brew, obserwując Aurora w sposób, który Szalonooki niejasno rozpoznał. - Och, więc to naprawdę działa?

Szalonooki miał już krzyczeć na młodego mężczyznę, gdy zobaczył naszyjniki wokół szyi nastolatka, które miała tylko jedna osoba na całym świecie. - Harry? - wyszeptał.

Harry uśmiechnął się psotnie. - Dzień dobry, Szalonooki.

Były Auror potrząsnął głową, uśmiechając się lekko. - Albus wspomniał coś o tym, że jesteś Metamorfomagiem.

Harry wzruszył ramionami i rozejrzał się ostrożnie. - Znam naprawdę niezłą kawiarnia z dobrym lunchem w mugolskim Londynie.

Szalonooki prychnął i wstał. - No to prowadź.

Ulga przeleciała nad twarzą Harry'ego, gdy wstał i wyszedł z Dziurawego Kotła i ulicą do małej kawiarni, w której spędził tyle czasu latem. Obaj usiedli i podali swoje zamówienia kelnerce. - Hej, Szalonooki? - Harry zaczął, obserwując dzwonki poruszające się na wietrze.

- Tak?

- Dlaczego właściwie poprosiłeś o lunch ze mną? - Harry spojrzał na byłego aurora. - Nigdy nie robisz nic bez powodu.

Szalonooki powoli skinął głową, jakby zbierał myśli. - Ufasz mi, prawda?

Harry zmrużył oczy na mężczyznę. - W większości tak.

Szalonooki uśmiechnął się słabo. - Głupie pytanie. Przepraszam.

Harry potrząsnął głową. - Alastor, co jest? Mam wrażenie, że znowu gram z tobą w dwadzieścia pytań.

Były Auror wyciągnął rękę i, zanim Harry zdołał się odsunąć, dotknął wisiorek z Mrocznym Znakiem. - Wyświadcz mi przysługę i nie noś tego na spotkaniu.

Harry szarpnął się do tyłu i złapał rzekomo niewidoczny naszyjnik, wpatrując się w mężczyznę. - Widzisz go. Jak?

- To dobre zaklęcie, prawie idealne. - Szalonooki wzruszył ramionami. - Tyle, że nie ma zaklęcia niewidzialności, Jasnego lub Ciemnego, przez które bym nie widział. - Postukał w melonik, który zakrywał jego fałszywe oko.

Harry uniósł nadgarstek z bransoletką z urokami. - To też?

Szalonooki kiwnął głową. - Dobry wybór uroków. Sam je wybrałeś?

Harry zmarszczył brwi, leniwie dotykając dwa naszyjniki. - Tak, w większości. Szalonooki, dlaczego więc nie było jej widać na rozprawie?

- Testowałeś to?

Harry powoli pokiwał głową. - Mam... kilku przyjaciół, którzy mają bransoletki z urokami, ale nigdy nie widzieli wisiorków.

Były auror nucił w zamyśleniu. - Może...

Przerwało im jednak przyjście jedzenia. Kiedy już się znalazło na ich stole, a kelnerka zniknęła, Harry spojrzał na swojego mentora ostro. - Więc?

- Myślę, że wasze uroki są przeznaczone raczej dla prostych zaklęć i mikstur niewidoczności. Zaklęcie na wisiorku jest znacznie bardziej skomplikowane i nielegalne. Wasze uroki nie zostały stworzone dla nich - wyjaśnił Szalonooki.

Harry pokiwał głową. Tom o tym wspomniał. Szalonooki miał ze wszystkim rację, z wyjątkiem tego, że zaklęcie na wisorkach było legalne, choć zaklasyfikowane jako Mroczne. - Nie powiedziałeś Dumbledore'owi - mruknął, patrząc na filiżankę herbaty.

- Nie.

- Dlaczego nie?

- Mam swoje powody.

- Alastorze, co ci mówiłem o graniu w tę grę?

- Że raczej nią gardzisz.

- Alastorze.

Były Auror posłał Harry'emu szybki uśmiech, od którego młody mężczyzna się skrzywił. - Kiedy ostatni raz miał miejsce atak Śmierciożerców?

- Percy został zabity - odpowiedział natychmiast Harry.

Szalonooki powoli skinął głową. - Prawda. A przed tym?

- Podczas gdy byłem zawieszony.

- Sam powiedziałeś, że ci którzy zaatakowali nie byli Śmierciożercami. Tylko zwolennikami.

Harry zamarł, a potem zmarszczył brwi. - To było... ten... tuż przed Halloween... prawda?

Szalonooki kiwnął głową. - Zakon łączy te wydarzenia i próbuje odgadnąć, w co gra Voldemort. Czy więc planował inne ataki?

Harry potrząsnął głową. - Nie, nie bardzo. Był... zajęty... innymi... rzeczami...

Szalonooki kiwnął głową, choć nie wyglądał, jakby uwierzył Harry'emu. - Ostatni rok był horrorem. Ataki raz na miesiąc, czasem nawet dwa razy. Wszyscy bali się wyjść na zewnątrz, a kiedy to zrobili, byli ostrożni. Wiem, że pamiętasz. Był wściekły, kiedy nie dostał przepowiedni. Ale latem wszystko się uspokoiło. Na początku myśleliśmy, że po prostu spędza czas, czekając, aż osłabimy naszą czujność. I tak czekaliśmy. A ty zniknąłeś w Londynie, choć na początku nikt nie wiedział.

- Nigdy nie atakował - mruknął Harry, bezradnie kręcąc głową. - Cóż, robił, ale nigdy nie w Londynie. Nigdy blisko mnie.

- Mieliśmy nadzieję, że po prostu nie wiedział, gdzie jesteś. Molly prawie miała zawał serca, gdy Ginewra podążyła za Hedwigą do Londynu, aby sprawdzić, gdzie się zatrzymałeś. Wszyscy myśleliśmy, że tyle aktywności z naszej strony coś spowoduje. Ale oto i on nigdy nie przyszedł. Myśleliśmy, że może zrezygnował. Na starość. Może nie było go już w Londynie.

- Ale zaatakował go w zeszłym roku - odpowiedział Harry, pochylając się do przodu.

- To nie miało sensu - zgodził się Szalonooki. - Wyglądało na to, że stary wąż zdezorientował nawet Albusa, kiedy szkoła zaczęła się od nowa.

- Potem przyszedł Marcus...

- Tak. Marcus Junius Brutús. Interesujące imię, zważywszy na związaną z nim historię. Albus był co do niego ostrożny, ale Fred i George przyjaźnili się z nim i zapewnili Albusa, że ​​jest dobrym człowiekiem. Godnym zaufania. Po tym, jak został zatrudniony, Snape przyszedł do nas, ostrzegając nas przed Brutúsem. Że był Śmierciożercą. Ale do tego czasu zaczęła się szkoła, a Albus nie mógł go po prostu zwolnić, zresztą nie znalazł nikogo, kto zająłby to stanowisko. Więc Brutús został. Byliście też przyjaciółmi. Zakon odetchnął z ulgą, mimo że Snape pojawiał się raz za razem z ostrzeżeniami.

- A co przed Halloween? Ten atak na Ministerstwo?

- Na początku wiele zmartwień i obaw. Widzisz, członkowie Zakonu nie byli celem. W rzeczywistości nikt z nas nie ucierpiał. Zaatakowali bardziej skorumpowanych członków systemu politycznego. To było prawie tak, jakby Voldemort powiedział nam, że zmienił zdanie na temat atakowania "dobrych ludzi"  czy coś w tym rodzaju. Po prostu próbował uczynić nasz świat lepszym miejscem do życia. Przynajmniej tak sądzili niektórzy członkowie.

Harry powoli pokiwał głową. - Tak. Ma kilka zupełnie innych pomysłów na przyszłość niż Zakon, ale niektóre wydają się być do siebie podobne. Jego sposoby mogą być nieco bardziej prymitywne, ale bardzo różnią się od tego, czym były w pierwszej wojnie, a przynajmniej od tego, co Światło uważało za pierwszą wojnę. Na przykład nie akceptuje Cruciatusowania przeciwników aż do szaleństwa. W rzeczywistości nienawidzi czegoś takiego.

- Nawet jeśli robią to jego ulubieni Śmierciożercy? - zapytał Szalonooki. Jego głos był spokojny, ale jego pojedyncze czarne oko było wypełnione ognistą nienawiścią.

Oczy Harry'ego błysnęły. - Bellatrix byłaby Cruciatusowana do szaleństwa, jakby nie była już szalona. - Pokręcił łagodnie głową. - Nie powiedział mi, co z nią zrobił, i nie sądzę, że naprawdę chcę wiedzieć.

Szalonooki kiwnął głową. - Czy to naprawdę zimny, bezduszny drań?

Harry zmarszczył brwi, ponownie wpatrując się w byłego Aurora. - Już nie taki bezduszny. Rzeczy się zmieniają. Nie jest już taki zły, jak przedtem.

- Ci Śmierciożercy obserwują twój dom...

- Tonks powiedziała, że ​​ich widziałeś - zgodził się Harry. - Musiałem im powiedzieć, żeby zmienili swoje kryjówki.

- Więc to dlatego zniknęli. - Moody potrząsnął głową ze smutnym uśmiechem. - Myśleliśmy, że szukają słabych punktów w ochronie twojego domu. Kiedy zniknęli, przygotowaliśmy się na atak, ale nigdy nie nadszedł.

- A wy byliście bardziej zdezorientowani. - Harry prychnął. - Kto by pomyślał, pracując razem, Voldie i ja mogliśmy przechytrzyć starego Dumby'ego?

- Voldie?

- Przezwisko. - Harry uśmiechnął się psotnie. - Nienawidzi go.

- Zapewne.

- Alastorze? Czy powiesz Dumby'emu? Mam na myśli, że zaraz przyjmiecie wysokiej rangi Śmierciożercę na kluczową pozycję w Zakonie. - Harry posłał byłemu Aurorowi przenikliwe spojrzenie, które przypomniało Szalonookiemu Dumbledore'a.

- Wiesz, że zawsze przesłuchiwałem Snape'a. Jeśli Albus może mieć swojego małego szpiega, ja mogę mieć swojego. O ile ja widzę, tylko pomagasz nam w blokowaniu ataków Voldemorta. Po co to kończyć? - Szalonooki wzruszył ramionami. - W każdym razie Światło potrzebuje ciebie, mimo, że nie chcesz tego przyznać. Bez ciebie zgubilibyśmy się. Wysłanie cię do Azkabanu lub Twoja śmierć zniszczyłaby całe dobro, które przyszło tego lata. Nie chcę kolejnej wojny jak siedemnaście lat temu. Nikt nie chce.

Harry westchnął ciężko. - Nie, nie sądzę, żeby ktoś chciał. Nawet Voldemort nie rozkoszuje się tak dużą ilością rozlanej krwi.

- Po prostu nie wypaplaj wszystkich naszych tajemnic.

Harry posłał swojemu mentorowi szybki uśmiech, który sprawił, że Szalonooki był bardziej ostrożny wobec nastolatka niż kiedykolwiek wcześniej. - Kto, ja?

- Nie. Skrzat domowy w mojej kieszeni. Tak ty!

Harry mrugnął. - Zrobię co w mojej mocy.

- Bachor - mruknął Szalonooki. Nie mógł powstrzymać uśmiechu, gdy Harry się roześmiał. - Och, jest jeszcze jedna rzecz, która sprawiła, że ​​nie chciałem mówić Albusowi o twoim twoim naszyjniku.

- Co? - Harry zmarszczył podejrzliwie brwi.

- Jesteś szczęśliwy. Wolny. Nie pamiętam, żebym cię kiedykolwiek takiego widział. Wypełnia to moje stare, złamane serce nadzieją na przyszłość. - Szalonooki mrugnął, widząc gburowaty wyraz twarzy Harry'ego. - Czy pokryłbyś rachunek?

- Och... jasne... - Harry przewrócił oczami i przeszukał portfel po mugolskie pieniądze po tym, jak machnął na kelnerkę. - Rachunek!

- ~ / \ ~ -

- Albus i ja rozmawialiśmy o tym, jak dobry jesteś.

- Dobry w czym? - Harry odwrócił się, by spojrzeć na byłego Aurora z rozbawionym spojrzeniem, gdy odchodzili od kawiarni, wisiorek Mrocznego Zakonu Harry'ego został schowany w bezpiecznym miejscu. - Powodowaniu kłopotów?

Szalonooki posłał młodszemu czarodziejowi szybki uśmiech. - Nie. Jak dobry jesteś w byciu Aurorem, po tym treningu, który ci dałem i treningu z Saberem Upwoodem.

Harry wzruszył ramionami. - Czy to ma znaczenie? Jeśli mnie nie przyjmą, niewiele mogę z tym zrobić.

- Nie możesz przejść szkolenia, nie.

- ...O co ci teraz chodzi, Szalonooki? - Harry warknął, a jego złote oczy zwęziły się na jego mentora.

- Nie możesz przejść szkolenia, ale możemy cię certyfikować.

Harry zmarszczył brwi i zwrócił oczy na chodnik przed sobą. - Rozumiem.

- Rozważysz to? Przynajmniej warto byłoby uzyskać certyfikat.

- Dlaczego?

- Cóż, miałbyś dowód na to, że mógłbyś przynajmniej uczyć Obrony przed Czarną Magią i mógłbyś pomóc w obronie szkoły, zakładając, że Voldemort kiedykolwiek by ją zaatakował - głos starszego czarodzieja zabrzmiał z lekkim śmiechem.

- Prawda...

- Pomyśl o tym.

- Czy chcieliby, żebym im pomagał? - Harry ponownie spojrzał na Szalonookiego.

- Prawdopodobnie nie. Chodzi mi o to, że nie poprosiliby o to innego obywatela, chyba że dasz do zrozumienia, że ​​właśnie tego oczekujesz.

- Rozważę to - obiecał Harry, zanim zmienił temat. - Wydaje mi się, że mam tendencję do spóźniania się na spotkania.

- Zawsze? - Szalonooki zapytał spokojnie, pozwalając na zmianę tematu.

- Spóźniłem się też na wczorajsze spotkanie. - Harry przeczesał ręką swoje blond włosy. - Oczywiście dlatego, że muszę wstać tak wcześnie, jak to możliwe, aby powstrzymać małe bachory przed spustoszeniem, gdy personel jest zajęty.

Szalonooki prychnął z rozbawieniem, gdy pojawił się Grimmauld Place numer dwanaście. - I znając cię, powiesz wszystkim, kiedy te spotkania są, właśnie po to, aby spowodować spustoszenie.

- Kuszące, ale myślę, że Dumby by mnie zamordował. W każdym razie zabroniono mi mówić komukolwiek, że zostałem zatrudniony do pracy w Hogwarcie, więc nie mogę powiedzieć im, dlaczego znam godzinę.

- Po prostu nie chcesz walczyć z uczniami, kiedy jesteś nauczycielem - oskarżył go Szalonooki, gdy weszli do domu.

Harry mrugnął. - W większości. Chcesz iść pierwszy? Myślę, że mogę zszokować wszystkich, nawet jeśli przyjdę za tobą. Wymyśl jakąś przypadkową historię, że jestem tym czarodziejem, którego znalazłeś na ulicy i zaciągnąłeś ze sobą- zasugerował nastolatek, a jego złote oczy zabłysły psotą.

- Ty, Potter, jesteś koszmarem - oświadczył cicho były auror, prowadząc Harry'ego do kuchni. Harry udawał, że to miejsce jest dla niego nowe i niesamowite.

- Ach, tu jesteście - powiedział Dumbledore, gdy Szalonooki wszedł do kuchni. Gdy Harry wszedł do środka, dyrektor zmarszczył brwi i rzucił Szalonookiemu zmieszane spojrzenie. Pozostali członkowie Zakonu nie radzili sobie znacznie lepiej.

- To mój stary przyjaciel - powiedział lekko Szalonooki. - Wpadłem na niego na zewnątrz.

- To piękny dom - zdecydował Harry, uśmiechając się do ludzi wokół stołu kuchennego. - Przytulny. - Jego głos lekko zadrżał na ostatnie słowo i odwrócił wzrok, wciąż udając uśmiech. Zdjęcie Syriusza zostało umieszczone na półce nad kominkiem.

- Harry? - szepnął Remus, na wpół wstając.

Harry wyciągnął różdżkę i przywrócił swoje stare rysy, po czym uśmiechnął się lekko do swojego żywego ojca chrzestnego. - Siemka.

Dumbledore zachichotał. - Tym razem udało wam się oszukać nawet mnie. Dobra robota. Harry, czy mógłbyś cofnąć swój urok i usiąść między Remusem a Molly?

- Pewnie. - Harry wzruszył ramionami i zmienił formę, gdy szedł. Zanim usiadł między swoją zastępczą matką a ojcem chrzestnym, był znowu sobą z palcami na wisiorku Zakonu.

- Co to jest? - Remus pochylił się, żeby dobrze przyjrzeć, i syknął. - Gdzie to znalazłeś? - zapytał łagodnie.

Harry delikatnie pociągnął naszyjnik, z powodzeniem odzyskując go z uścisku ojca chrzestnego. - Skarbiec rodzinny. Był w pudełku z biżuterią. Szalonooki powiedział, że należał do mamy.

- Tak. Ten był Lily - zgodził się Remus. - Albusie, dlaczego Harry tu jest?

Dumbledore uśmiechnął się, odwracając się od Szalonookiego, z którym rozmawiał. Szalonooki mrugnął ostrożnie do Harry'ego, gdy usiadł między Kingsleyem Shackleboltem a Emmeliną Vance. - Zdecydowano, że Harry zostanie teraz wprowadzony do Zakonu.

- Albusie, nie! - Krzyknęła Molly.

- Molly, głosowaliśmy w tej sprawie - powiedział uspokajająco Dumbledore.

- Jest za młody! - Molly krzyknęła. - Głosowanie miało sprawdzić, czy przyjęlibyśmy go nawet po oświadczeniu Percy'ego, nie teraz!

- Molly... - zaczął Dumbledore.

Harry gwałtownie potrząsnął głową w kierunku dyrektora, a potem odwrócił się do Molly, przyciągając jej wzrok. - Dosyć - powiedział stanowczo. - To mój wybór i dokonam tego bez względu na to, co powiesz.

Molly natychmiast wstała. - W porządku.

Oczy Szalonookiego rozszerzyły się i szybko spojrzał na matriarchę rodziny Weasley. Nie widział wisiorka Mrocznego Znaku, który widniał u innych przyjaciół Harry'ego i wszystkich Ślizgonów z siódmego roku, ale nie powstrzymało go to od zastanowienia się, jak głęboko sięgnęła sieć informacyjna jego byłego ucznia. Nigdy nie pomyślałby, że Weasley jest członkiem Mrocznego Zakonu, ale, oczywiście, ich powiązania z Harrym mogą równie dobrze przyciągnąć ich w ten sposób. Wiedział, że stało się tak z ich córką.

- Jakieś inne argumenty? - zapytał łagodnie Dumbledore.

Harry rzucił Severusowi ostre spojrzenie, gdy mężczyzna zaczął otwierać usta. - Nie waż się.

Severus zmrużył oczy na nastolatka. - Albusie, wiesz, że od lat jestem przeciwny wpuszczaniu Pottera do Zakonu.

- Tak, wiem. - Albus niepewnie skinął głową. - Severusie, na pewno rozumiesz...

- Och, no weź, Severusie - powiedział Harry spokojnym głosem. - Nie sądzę, żebyś naprawdę chciał, aby nasz rozejm skończył na czymś tak głupim jak to.

Severus skrzywił się na krótko. - Poddaje się. Wprowadź bachora - splunął, odwracając się od zimnych, zielonych oczu.

Harry udawał, że wygląda na zranionego. - Myślałem, że nazywasz mnie urwisem, Sevvie.

Severus drgnął. - A więc mały potwór - mruknął, wciąż nie patrząc na Harry'ego. Harry uśmiechnął się zwycięsko, ku rozbawieniu reszty Zakonu.

- Ktoś jeszcze? - zapytał Dumbledore z chichotem. - Nie? Dobrze więc. Remusie, czy mógłbyś zabrać Harry'ego na górę, dopóki nie przygotuję wszystkiego?

- Oczywiście. - Remus skinął głową, wstał i wyprowadził Harry'ego z pokoju.

- Remy? - Harry wyszeptał, kiedy wyszli z kuchni. Wilkołak spojrzał na niego. - Co dokładnie dzieje się podczas inicjacji?

- Każda jest inna. - Remus wzruszył ramionami. - Jednak zwykle spotykasz Fawkesa i Albusa, którzy decydują, czy masz na myśli to, co powiedziałeś.- Jego bursztynowe oczy przyciągnęły wzrok Harry'ego. - Bądź ostrożny.

Harry skinął głową z roztargnieniem i przekręcił pierścień od Toma. - Wiem.

Remus złapał go za rękę i zmarszczył brwi na jego palcu. Harry skinął głową, gdy Remus spojrzał na niego. Oczy wilkołaka rozszerzyły się, gdy zobaczył pierścień, który się nagle poajwił. - On ci go dał?

- Tak.

- Zdemij go.

- Nie. - Harry oderwał rękę i wepchnął ją do kieszeni dżinsów. - Nie zdejmę go. Jeśli Dumby się wkurzy, niech to zrobi.

- To herb rodziny Slytherinu, Harry - syknął Remus. - Jeśli Albus to zobaczy, chyba wybuchnie.

- Nie ma dowodu - odpowiedział stanowczo Harry, nie patrząc na ojca chrzestnego. - Nie zaczynaj, Remusie. Powiedziano mi już kiedyś, żebym to zdjął. Jeśli nie posłuchałem Marcusa, co sprawia, że ​​myślisz, że posłucham ciebie?

Remus wzdrygnął się. - Masz punkt. - Wskazał na jedyne zamknięte drzwi na korytarzu. - Wejdź. Muszę wracać na dół. - Odwrócił się, aby odejść.

- Remusie. - Harry położył delikatnie rękę na ramieniu mężczyzny, zatrzymując go. - Nie czuj się skrzywdzony, proszę? Wiesz, że Cię kocham, prawda?

Wilkołak obejrzał się przez ramię, a jego oczy wyrażały ból. - Wiem, że nigdy nie pokochasz mnie tak mocno jak jego.

- Nie, Remus, nie. - Harry gwałtownie potrząsnął głową. - To jest inne. Kocham cię jak ojca a Marcusa jak kochanka. Zawsze będzie inaczej. Proszę nie porównuj tego...

Remus westchnął i mocno przytulił Harry'ego. - Czasami zapominam dokładnie, ile masz lat - mruknął, gdy Harry przylgnął do niego. - A potem zapominam dokładnie, z kim mam do czynienia. - Odsunął się i napotkał oczy Harry'ego. - Jesteś silny, wiem. Nie pokazuj im, jak bardzo. Wiem, że nic ci nie będzie.

Harry skinął stanowczo głową, a potem odwrócił się i wszedł do pokoju. Remus westchnął smutno, zanim wrócił do kuchni.

- ~ / \ ~ -

Harry znalazł się w zacienionej przestrzeni. Drzwi, jedyne światło, zatrzasnęły się za nim. Próbował wyciągnąć różdżkę, ale okazało się, że jej nie ma. W rzeczywistości jedynymi materialnymi rzeczami, które wciąż wydawał się mieć przy sobie, był pierścień na jego palcu, kolczyk i wisior Zakonu na szyi. Jego bransoletka zniknęła, podobnie jak jego ubrania. Zamarł, słuchając jakiegoś dźwięku. STAŁA CZUJNOŚĆ! Głos Szalonookiego krzyknął w jego głowie.

Dźwięk sprawił, że zakręcił się i mógł niejasno dostrzec, jak Dumbledore i Fawkes zbliżają się do niego w słabym blasku otaczającej ich mgły. Nie stracił czujności, obserwując ostrożnie dwóch zbliżających się.

- Cześć, Harry - zaoferował radośnie Dumbledore, podczas gdy Fawkes zapiał radośnie.

- Dyrektorze. Fawkes. - Harry lekko skinął głową.

- Witamy po ciemnej stronie Światła - powiedział Dumbledore. - Tutaj zmierzysz się ze swoimi najgorszymi koszmarami.

- Dlaczego? - Harry spytał. - Co moje koszmary mają wspólnego z przystąpieniem do Zakonu?

- Chcieliśmy wiedzieć, kim jesteś - nadeszła wesoła odpowiedź.

- Innymi słowy, absolutnie nic - mruknął ponuro Harry. - Fantastycznie. Właśnie tego powinienem oczekiwać od starca.

Oczy starego dyrektora zabłysły w ciemności. - Powodzenia, Harry. - Zniknął z pola widzenia.

Oczy Harry'ego podążyły po miejscu. Koszmary? Jak co? Dementorzy? Strata Marcusa? Strata Molly, Artura, Gin lub jednego z pozostałych Weasleyów? Strata Remusa? Hermiony?

- Właściwie to bardzo rozczarowujące.

Harry odwrócił się i krzyknął zaskoczony. Gdyż z obrzydzeniem obserwowali go James Potter, Lily Potter i Syriusz Black. - Nie...

- Naprawdę, Harry. Jesteśmy bardzo rozczarowani - powiedziała Lily głosem upominającym. - Tak bardzo rozczarowani.

Harry potrząsnął głową i mocno zamknął oczy. - Nie są prawdziwi, idioto - mruknął głośno. - Wiesz, że nie są prawdziwi.

- Nieprawdziwi? - Syriusz wydał z siebie zimny śmiech, który brzmiał nieco jak szczekanie. - Jak głupio! Oczywiście, że jesteśmy prawdziwi!

- Nie. Dumby powiedział, że jesteś koszmarami. Moimi najgorszymi koszmarami. Zaraz, dlaczego w ogóle z wami rozmawiam? Nie ma was tu!

- Jeszcze nie odeszliśmy - zadrwił James.

Oczy Harry'ego otworzyły się szeroko i zwęziły się, patrząc na ojca, kiedy coś przyszło mu do głowy. - Wy jesteście rozczarowani ze mnie? Po tym, jak traktowaliście Severusa w szkole?! Wy dwaj nie macie prawa twierdzić, że jesteście mną rozczarowani! I mamo - Harry zwrócił się do rudowłosej wiedźmy. - Co sprawia, że ​​myślisz, że jesteś lepsza? Byłeś więc dobrą dziewczyną w szkole, ale czy choć przez chwilę pomyślałaś, że twoja siostra za tobą tęskniła? Nie, oczywiście nie. Jesteś zbyt idealna. - Zaszydził.

Trzy postacie cofnęły się i wyglądały, jakby zostały uderzone. - Petunia nigdy mnie nie chciała - oświadczyła Lily.

- Smarkerus na to zasłużył - powiedział stanowczo James. Syriusz skinął głową.

- Czyżby? - Harry prychnął. - Zastanówcie się. Każde zło, które zrobiliście tym dwóm osobom, zwróciło się na mnie. Ja cierpiałem za wasze złe uczynki i, powiem wam, mam teraz więcej współczucia dla Severusa i cioci Petunii niż dla was. Nie ważcie się mówić, że jesteś ze mnie rozczarowani!

Trzy krzyki wypełniły powietrze, a postacie zniknęły. Na ich miejscu był Voldemort. - Co mu tu mamy. Jeśli to nie biedny Potter. Masz ochotę na spacer? Potrzebujesz towarzystwa? Jestem pewien, że mogę dołączyć. W końcu ludzie umierają aby się tylko z tobą spotkać.

Harry odwrócił się od Czarnego Pana. - Nie jesteś w połowie tak straszny jak prawdziwy.

Obraz Czarnego Pana zniknął z sykiem :Nie jesteś mnie równy!:

Harry zacisnął pięści. :Chciałbyś:

- Co dziwnego robisz tym razem, chłopcze? - Vernon Dursley krzyknął zza Harry'ego.

Harry zamknął oczy. Nie ma go tu, Harry. On nie żyje, pamiętasz?

- Biegasz nago. Jak tak można?

Harry podskoczył, gdy wujek dotknął jego ramienia. Odwrócił się do mężczyzny z płonącymi oczami. - Jesteś martwy! Dudley cię zabił! Szukasz kogoś, draniu?!

Vernon uśmiechnął się złośliwie. - Co to miało znaczyć?

- Najwyraźniej sprawić, żebyś sobie poszedł - powiedział głos Dudleya Dursleya zza Harry'ego, gdy jego ręce opadły mocno na ramiona Harry'ego. - Jedna z jego bezwartościowych małych sztuczek magicznych, nie pamiętasz?

Oczy Harry'ego zamknęły się ponownie i chwycił pierścień, który Tom dał mu na palcu. TOM!

Obrazy wyblakły i Harry otworzył oczy, by zobaczyć najgorszy koszmar. Tom, w swojej postaci Marcusa, obserwował go, smutno potrząsając głową. - Nie mogę tego zrobić, Harry. Za dużo stresu. Przepraszam. - Odwrócił się.

Harry potrząsnął głową, ignorując łzy. - Nie przeszkadzało ci to wcześniej.

- W takim razie musiałem wtedy nie myśleć. Do widzenia, Harry.

Harry przekręcił pierścień na palcu i opuścił głowę pokonany. - Marcus nie zostawiłby mnie w prawdziwym życiu - wyszeptał.

- Jesteś pewien?

Harry podniósł wzrok i musiał mrugnąć kilka razy. Stał na środku białego pokoju, który był jasno oświetlony. Dumbledore siedział przy stole przed nim z Fawkesem na ramieniu. Sam Harry nagle miał na sobie czarną jedwabną szatą. - Tak - odpowiedział dyrektorowi, wyciągając rękę, by otrzeć łzy, które wciąż spadały. - Tylko dlatego, że coś jest strachem, nie czyni tego realnym.

- Bardzo prawdziwe. - Dumbledore uśmiechnął się i wskazał na krzesło naprzeciwko niego. - Usiądź, mój chłopcze.

Harry potrząsnął głową, marszcząc brwi. - Gdzie moja różdżka?

- Odzyskasz ją później. Usiądź - odpowiedział stanowczo dyrektor. Harry usiadł. - Dobrze.- Odchylił się i spojrzał na stojącego przed nim nastolatka. - Interesujące jest dla mnie to, że twój naszyjnik był jedną z rzeczy, które wybrałeś ze sobą w tym pokoju, podobnie jak ten pierścień, który, jak zakładam, dostałeś od Marcusa. Ale nie wybrałeś swojej różdżki?

Harry potrząsnął głową. - Jestem szkolony w innych rodzajach obrony, proszę pana. Bycie bez różdżki nie powinno uczynić mnie bezbronnym.

- Wyglądałeś na bardzo bezbronnego w stosunku do twojego wuja i kuzyna - skomentował Dumbledore. Zauważył, że Harry zesztywniał. - Czy chciałbyś wyjaśnić mi ten strach?

- Nie - Harry warknął.

Dyrektor wzruszył ramionami. - Dobrze. Więc boisz się, że Lily, James i Syriusz będą zawiedzeni niektórymi z twoich wyborów, ale nie, powiedzmy, Remus?

- Wiem co myśli Remusa odnośnie większości moich wyborów, proszę pana. Nie mogę się obawiać czegoś, co wiem naprawdę.

- A jednak boisz się, że Marcus cię zostawi?

Harry przerwał. - Być może mam taki strach w głębi serca. Bardziej jednak obawiam się, że Remus umrze, niżeli tego, gdyby był zawiedziony.

- Rozumiem. - Dumbledore skinął głową. - Ciemny Pokój nie pokazuje śmierci, co jest prawdopodobnie dobrą rzeczą. Bylibyśmy tu przez chwilę, gdyby tak jednak było.

Harry przygryzł wargę. - Bez wątpienia.

- Myślę, że wszyscy byliby tu przez chwilę...

- Nawet pan? - zapytał Harry.

Starzec uśmiechnął się smutno. - Tak, nawet ja.

Harry skinął głową z roztargnieniem. - Sir, czy Ciemny Room nie zajmuje się dementorami?

- Nie. To kolejny strach, który jest zbyt powszechny wśród ludzi.

- Więc nie obejmuje to najczęstszych lęków?

- Dokładnie.

- Dlaczego więc pojawił się dla mnie Voldemort? Jest koszmarem wszystkich.

- Nie prawda. Wielu podążających za nim nie boi się Voldemorta. Jego Śmierciożercy boją się go, tak, ale nie jego zwolennicy, którzy nigdy nie mieli do czynienia z nim osobiście.

- Jednak każdy, kto miał do czynienia z nim osobiście, bałby się go.

- Jednak nie wszyscy muszą. Dementorzy są strachem, wśród wszystkich ludzi, ponieważ oni są strachem, bez względu na to kogo popierają, tak jak śmierć. Każdy musi stawić czoła tym rzeczom w tym czy innym momencie - odpowiedział nieco ponuro Dumbledore.

- Czy zatem Voldemort boi się śmierci?

- Pomyśl.

Harry w zamyśleniu przeczesał ręką włosy. - Tak. Chce być nieśmiertelny. - Zmarszczył brwi, patrząc na mężczyznę. - Ale nie boi się śmierci innych, tylko własnej. Czy to jest częsty strach?

- To wciąż śmierć.

Harry wzruszył ramionami. - Pewnie ma pan rację.

Dumbledore pokiwał głową, patrząc poważnie. - Harry Jamesie Potterze, jesteś tutaj, aby dołączyć do Zakonu Feniksa. Jesteśmy organizacją, która ma walczyć z ciemnością świata czarodziejów i pomagać światłu. Naszym obecnym zadaniem jest zniszczenie Czarnego Pana, Voldemorta. Rozumiesz to wszystko?

- Tak - odpowiedział stanowczo Harry.

- Czy zgadzasz się z tymi misjami?

Ku wielkiemu zaskoczeniu i radości Dumbledore'a, Harry zamilkł, aby to przemyśleć. Po długiej chwili nastolatek skinął głową. - Tak.

- Być częścią Zakonu Feniksa oznacza postawić swoje życie na linii w imię Światła. Rozumiesz to?

- Zdecydowanie za dobrze.

Dumbledore posłał mu pełen zrozumienia uśmiech. - Czy to jest coś, co możesz zrobić?

- To nigdy nie było dla mnie problemem - zabrzmiała sucha odpowiedź.

- Każdy członek Zakonu Feniksa staje w obliczu możliwej śmierci. Czy rozumiesz, że możesz stracić kogoś bliskiego?

- Tak - szepnął Harry, kiwając głową.

- Ci, którzy są blisko ciebie, nawet jeśli nie należą do Zakonu Feniksa, mogą stać się celem. Rozumiesz to?

- Tak.

- Każda wiedza zdobyte jako członek Zakonu Feniksa musi pozostać w Zakonie Feniksa, chyba że powiedziano inaczej i inna osoba również jest w Zakonie. Rozumiesz to?

- Tak jest.

- Czy możesz przestrzegać tej zasady?

Harry przerwał na chwilę. - Jeśli wiedza, którą posiadam, może uratować kogoś, na kim mi zależy, powiem mu, nawet jeśli kazano mi tego nie robić - zdecydował.

Dumbledore westchnął. - Przynajmniej jesteś szczery. - Delikatnie pociągnął brodę. - Witamy w Zakonie Feniksa, Harry Jamesie Potterze. Zdałeś.

Harry odprężył się na krześle i zamknął oczy. - Ten tydzień był zbyt stresujący - mruknął ponuro.

Dumbledore zachichotał. - Nie mam co do tego wątpliwości, mój drogi chłopcze.

- Widzę jednak, że nie przepraszasz za stres, który spowodowałeś - powiedział tępo nastolatek.

- Być może nie żałuję. - Dumbledore wstał, niepokojąc Fawkesa, który podleciał do Harry'ego i usiadł mu na kolanach.

- Fawkes... - mruknął Harry, wyciągając rękę i przesuwając ją po grzbiecie feniksa. Przeszyło go mrowienie i otworzył oczy, by spojrzeć na ptaka z ciekawością.

Fawkes wydał tryl, a Harry był zaskoczony, gdy go zrozumiał: °°°Czujesz się lepiej?°°°

Harry zamrugał kilka razy. - Tak dziękuję. Jak mogę cię zrozumieć?

- Niektórzy członkowie Zakonu rozumieją Fawkesa, chociaż sam wybiera, kto będzie to potrafił - wyjaśnił Dumbledore z uśmiechem. - Chodź. Jestem pewien, że wielu ludzi zamartwia się na śmierć, co z tobą.

- Moje rzeczy? - zapytał Harry, nie ruszając się. Nie miał ochoty przeszkadzać Fawkesowi, wydający spokojny śpiew.

- Zastąpią szatę, kiedy wyjdziesz z pokoju. Chodź, Fawkes.

°°°Zawsze przeszkadzasz mi, kiedy czuję się swobodnie. Głupi starzec.°°° Poskarżył się feniks, lecąc z kolan Harry'ego, by spocząć na ramieniu nastolatka.

Harry zaśmiał się, wstając. - Sprytny starzec..

°°°Racja°°°

Dumbledore zachichotał i wyprowadził Harry'ego z pokoju. Gdy Harry wyszedł z pokoju, poczuł, jakby coś ślizgało się po jego skórze. Kiedy spojrzał w dół, wróciło jego normalne ubranie i bransoletka. Westchnął z ulgą i uniósł rękę, by przesunąć ją po piórach Fawkesa.

Gdy tylko weszli do kuchni, pokój wybuchł dźwiękiem. Wyglądało na to, że wszyscy z Zakonu, z wyjątkiem Severusa, kibicowali mu. W rzeczywistości szpieg, sądząc po jego braku, wrócił do szkoły.

Fawkes zaoferował nastolatkowi szybkie: °°°Powodzenia, Harry°°° Po czym zostawił go, aby sam się obronił przed członkami Zakonu i znów spoczął na ramieniu Dumbledore'a.

Harry znalazł się w otoczeniu wielu członków Zakonu, których poznał przez dwa i pół roku. Molly przytuliła go mocno, podczas gdy Artur uśmiechał się dumnie obok Remusa. Mundungus Fletcher poklepywał go po plecach, ignorując obrzydzone spojrzenia Molly, podczas gdy bliźniacy i ich przyjaciel, Lee Jordan, knuli w kącie. Fred mrugnął do najmłodszego członka Zakonu, zanim wrócił do spisku. Tonks podskakiwała radośnie, a Kingsley wyglądał na zdenerwowanego, próbując ją uspokoić.

- Chodź, Harry! Usiądź, usiądź! - Zawołała Tonks. - Mamy ciasto!

Harry zaśmiał się z jej wygłupów. - Tonks, czemu nie wyświadczysz przysługi Kingsleyowi i nie usiądziesz?

Kingsley posłał nastolatkowi wdzięczny uśmiech, gdy Tonks wzruszyła ramionami i usiadła. Mundungus usiadł obok niej i niemal natychmiast wciągnął ją w rozmowę, więc Kingsley podszedł do niego. - Dzięki, Harry. Powiem ci, że to koszmar, mieć ją za partnera.

- Ona jest twoim partnerem w Ministerstwie? - zapytał Harry z zaciekawieniem, gdy Molly poszła po ciasto.

- Tak. - Kingsley skinął głową. - Zaczęli nas parować, żebyśmy nigdy nie byli złapani indywidualnie. Jakoś skończyłem z Tonks. Nigdy więcej nie odpocznę.

Harry zachichotał. - Nie, nie spodziewałbym się tego.

- Proszę. - Molly podała Harry'emu talerz z ciastem. - Najlepiej zjedz, zanim wszystko zniknie - zasugerowała, wręczając Kingsleyowi kolejny talerz.

- Dzięki, Molly. - Harry uśmiechnął się szeroko. - Jeśli oboje mi wybaczycie, muszę porozmawiać z Xylonem i Galateą Thorald, zanim uciekną.

- O czym? - zapytała podejrzliwie Molly.

- Ich córce. - Harry wzruszył ramionami i prześlizgnął się przez tłum do państwa Thorlad. Galatea miała długie brązowe włosy, które lśniły w słabym świetle świec. Włosy Xylona były nieco jaśniejsze niż kasztanowe. Nastolatek zauważył, że ​​Ula ma szczupłą budowę ciała ojca, ale jej ciemne włosy od matki. - Xylon i Galatea - powiedział na powitanie.

Rodzina wydawała się być podobna do rodziny Weasleyów, zauważył Harry, gdy Galatea zaczęła. - Panie Potter. Przyjemnie jest pana wreszcie poznać - powiedziała kobieta, wyciągając rękę, aby nastolatek mógł się uścisnąć.

Kiedy Harry uścisnął im obie dłonie, zadał swoje pytanie. - Rozmawiałem ostatnio z waszą córką, Ulą, w szkole. Przyszła do mnie z kilkoma obawami, a jedna z nich wydała mi się poważna.

- Nasz wyjazd do Bośni. - Galatea zacisnęła usta.

- Tak. - Harry uśmiechnął się lekko. - Ale Dumbledore mówi, że tego nie zmieni, a wiedząc, że to sprawy Zakonu, możecie wrócić później lub znaleźć się w jakimś niebezpieczeństwie, więc prawdopodobnie najlepiej żeby Ula pozostała w Wielkiej Brytanii. To jest zrozumiałe i akceptowane. Martwi mnie jednak jej pobyt u dziadka.

- Papa to wspaniały człowiek! - Galatea zaprotestowała. Xylon przesunął się lekko, wyglądając na niewygodnego.

Oczy Harry'ego stwardniały. - Ludzie mogą mieć więcej niż jedną stronę, Galateo, szczególnie ludzie na stanowiskach władzy. Ula boi się i nie lubi swojego dziadka z jakiegoś powodu. Z mojego doświadczenia wynika, że ​​intuicja dziecka jest często przerażająco dokładna.

- Nie ma dokąd pójść - odpowiedziała ciemnowłosa kobieta.

- Obaj jesteście członkami Zakonu Feniksa. Macie wiele miejsc, gdzie moglibyście ją zostawić. Wszystko, co musicie zrobić, to zapytać, czy ktoś może się nią zaopiekować przez lato, a jestem pewien, że zostaniecie zbombardowani ofertami - zabrzmiała prosta odpowiedź.

Oczy Galatei zabłysły. - Nawet ty, panie Potter?

Harry przerwał, zastanawiając się nad tym. - Zatrzymuję się w domu mojego kochanka, ponieważ ja takowego nie posiadam, ale tak, myślę, że oboje chętnie zabierzemy ją na lato.

- A kto jest twoim kochankiem? - zapytała kobieta dość wrednie.

Harry uniósł brew na kobietę. - Marcus Brutús i nie podoba mi się twój ton.

Niezależnie od tego, czy była to odpowiedź na jej pytanie, czy zimna nagana, Harry nie wiedział tego na pewno, ale mimo to ucihcła. Xylon zanucił w zamyśleniu, wypełniając ciszę, którą rozpoczęła jego żona. - Być może można to załatwić. Myślę jednak, że najpierw chciałbym spotkać się z profesorem Brutúsem aby porozmawiać na ten temat.

- Wątpię, żeby Marcus miałby coś przeciwko. - Harry wzruszył ramionami. - Tak długo, jak bez problemów będzie mógł skończyć ocenianie esejów, a Ula przysięgnie, że ​​nie sprawi kłopotów.

Xylon uśmiechnął się. - Zrozumiałe. - Postukał się w brodę. - Czy możemy spróbować zorganizować spotkanie w następny weekend?

Harry spojrzał na miejsce, w którym rozmawiali Dumbledore i Szalonooki. Szybko spojrzał z prośbą do Moody'ego, aby Szalonooki przysłał do nich starego dyrektora i uśmiechnął się, gdy były Auror skinął głową i zaczął popychać mężczyznę w stronę Harry'ego i państwa Thorald. - Będziemy musieli omówić to z Dumbledorem - wyjaśnił w odpowiedzi na pytające spojrzenie Xylona.

- Co mogę dla was zrobić? - zapytał Dumbledore z szerokim uśmiechem, gdy on i Szalonooki dołączyli do nich. Fawkes ponownie usiadł na ramieniu Harry'ego, a nastolatek pogłaskał go palcem po piersi.

- Dumby, pamiętasz, jak wspominałem, jak chciałem znaleźć pannie Thorald miejsce na lato, który nie byłoby domem jej dziadka - powiedział łagodnie Harry.

Dumbledore rzucił nastolatkowi spojrzenie. - Tak. Jakie problemy wymyśliłeś tym razem?

Harry wyglądał na zranionego. - Jak nisko mnie cenisz.

- Wypchaj się, Potter - mruknął mrocznie Szalonooki. Harry posłał mu szybki uśmiech.

- Albusie, myślę, że Harry ma dobry pomysł - powiedział Xylon, gdy stało się oczywiste, że Galatea nie zamierza rozmawiać w najbliższym czasie. - Ale obawiam się, kto byłby dobrym człowiekiem do opieki nad Ulą. Ponieważ Harry to zasugerował, osobiście uważam, że byłby dobrym opiekunem przez tak krótki czas. Dla mnie to oczywiste, że zaopiekuje się nią, ponieważ zależało mu na tym, aby z nami porozmawiać, i że ona rzeczywiście go wysłucha, ponieważ poszła do niego po pomoc.

Dumbledore obrzucił Harry'ego badawczym spojrzeniem. - Rozumiem... A Harry, co ty na to?

- Zgadzam się, ale zostaję z Marcusem tego lata, więc trzeba będzie z nim rozmawiać. Wątpię jednak, żeby miał z tym jakieś problemy, ale ponieważ nie umiem czytać w jego myślach, będziemy musieli go zapytać - odpowiedział z łatwością nastolatek.

°°° Założę się, że powie tak tylko dlatego, że nie przeżyje, jeśli tego nie zrobi°°° Fawkes drażnił się.

- Cicho. - Harry rzucił feniksowi ostre spojrzenie. - Ty okropny ptaku.

Xylon obserwował wymianę zdań szeroko oczami, podobnie jak Galatea. Szalonooki wyglądał na lekko pod wrażeniem. - Więc Fawkes wybrał cię, żebyś go zrozumiał. - Były Auror potrząsnął głową. - Dlaczego jestem zaskoczony?

Harry przewrócił oczami. - Ponieważ jesteś idiotą. - Złapał manierkę Szalonookiego, gdy mężczyzna wyciągnął ją, by się napić, i schował ją za plecami z psotnym uśmiechem. - I nie jesteś czujny.

Fawkes sfrunął z ramienia Harry'ego, gdy niebieskie oko Szalonookiego zaczęło dziko wirować. - Oddaj to, Potter.

Harry mrugnął. - Właściwie to planowałem przeprowadzić testy naukowe na temat i AI! - Nastolatek odskoczył od wkurzonego byłego Aurora i zaczął slalom między innymi członkami Zakonu, ku wielkiemu rozbawieniu wszystkich.

- Ten chłopak... - Dumbledore zachichotał. - W takich chwilach mogę się tylko zastanawiać, jakim cudem przeżył tak długo.

- Jak on to zrobił, proszę pana? - Galatea szepnęła, obserwując pościg.

- Dużo szczęścia - stwierdził dyrektor. - Och, tak i to, że jest bardzo potężnym i genialnym młodym człowiekiem.



- - - * ^ * - - -

Huh tysiąc słów mniej niż wczoraj, brawo ja!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro