Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 4

Harry usadowił się przed małą kawiarnią z filiżanką herbaty, na którą wydał ostatni funt. Zbliżała się równo czternasta, a rzeczy, które miał zrobić, już zdążył wykonać. Stworzył plan, który pozwoliłby mu dotrzeć do jego skarbca niezauważenie i wymienić galeony na mugolskie funty, żeby móc dalej mieszkać w hotelu.

- Znudzony, prawda? - Rozległ się głos Toma zza Harry'ego. Harry odwrócił się i spojrzał na mężczyznę.

- Tak. Nic nie można zrobić, jeśli nie ma się książki do eliksirów, aby robić w niej bazgroły, a tym bardziej pióra, którym można by było te bazgroły robić! - oburzył się. Tom westchnął i usiadł naprzeciwko Chłopca-Który-Przeżył.

- Zawsze możesz coś kupić. Naprawdę musisz zapanować nad swoim temperamentem, Potter! - Harry jęknął.

- Jak zdobędę przebranie. - Tom rzucił chłopcu szybkie spojrzenie.

- Harry, twoja blizna to chyba jedyna rzecz, którą trzeba ukryć.

- Magia nie działa... - Tom spojrzał na niego ostro.

- Próbowałeś wcześniej, prawda?

- Oczywiście. Ostatnim razem, zakryłem ją kapeluszem. - Czarny Pan prychnął.

- Uderz w stół. - Harry gapił się na mężczyznę naprzeciwko niego. - Co?

- Czy ty, Tomie Marvolo Riddle, użyłeś mugolskiego powiedzenia?

- Zamknij się Harry. - Chłopiec po prostu się roześmiał.

-~*~-

- Weź tą.

- Nie interesuję się Czarną Magią, Tom.

- Najlepszym sposobem na pokonanie wroga jest poznanie go.

- Och, czy właśnie dlatego ze mną rozmawiasz?

- Harry, po prostu weź tę książkę, to tylko teoria i daleko jej do nielegalnej magii.

- Ciekawe, dlaczego nie jest nielegalna. - Chłopiec parsknął, dodając oprawioną w czarną skórę książkę do małego stosu w jego ramionach.

- Nie mam wpływu na decyzje ministerstwa.

- Chyba że chcesz zrobić coś nielegalnego, co spowoduje złamanie przez ciebie prawa. - Tom spojrzał na Harry'ego.

- Wcale nie.

- Dobrze, Lucjusz Malfoy zrobi to za ciebie.

- Lucjusz robi wszystko dla własnego zysku, nie dla mnie. Czy możemy zmienić temat?

- Nie lubisz mówić o Lucjuszu? - Tom jęknął.

- Nie. Nie lubię się z tobą kłócić o moich Śmierciożerców w księgarni czarodziejów, gdzie każdy może nas podsłuchać.

- Obawiasz się, że pójdziesz do Azkabanu?

- Nie mogą mnie zamknąć w Azkabanie. Z kolei wobec ciebie, nie mieliby większego wyboru. Zmień temat. - Harry wyciągnął książkę o klątwach, którą widział wcześniej i zastanawiał się nad jej zakupem. Dodał ją do swojego stosu.

- Wymień jedną osobę, której nie możesz znieść. - Tom zamrugał zdezorientowany, z powodu nagłej zmiany tematu.

- Albus Dumbledore.

- Dlaczego? To znaczy, zawsze mówisz, że go nie lubisz, ale dlaczego go nie lubisz?

- Po pierwsze, jestem Ślizgonem, a on jest uprzedzony. - Harry zanucił.

- Masz punkt. Ale on zawsze stara się dostrzec w ludziach to, co najlepsze.

- Ze mną próbował może raz... Ale zawsze mnie podejrzewał o cokolwiek.

- Miał rację.

- Och, nie zawsze. Inni Ślizgoni też lubili sprawiać kłopoty, a ja bardzo często trafiałem w niewłaściwe miejsce o niewłaściwym czasie.

- Cieszę się, że jestem Gryfonem. - Harry zachichotał, zyskując zirytowane spojrzenie od dziedzica Slytherina. - Coś jeszcze?

- Tak. Mam wrażenie, jakby potrafił czytać ludziom. To doprowadza mnie do szału.

- To doprowadza wszystkich do szału, ale to nie znaczy, że go od razu nienawidzą.

- Och! I wciąż próbuje mnie zabić.

- I nie udało mu się to. Teraz to moja praca. - Tom westchnął.

- A co z tobą, Harry, kim jest osoba, której nie możesz znieść?

- Korneliusz Knot. - Tom wyglądał na zszokowanego.

- Dlaczego?

- Nie nadaje się na swoją pozycję i nigdy nie słucha innych. Kiedy Dumbledore i ja powiedzieliśmy, że wróciłeś dwa lata temu, uznał, że jesteśmy szaleni.

- Harry, Dumbledore jest znany z wątpliwego zdrowia psychicznego, a z tego, co słyszałem, to Rita Skeeter przez cały rok kwestionowała twoje zdrowie psychiczne.

- Och, tak. Wszystko przez bliznę, którą mi dałeś - odpowiedział sarkastycznie Harry.

- Jasne, zrzuć to na mnie. - Harry westchnął i pokręcił głową.

- Tom, jak ja mam uratować świat, jeśli nikt mnie nie słucha? - Zapytał cicho, zanim podszedł do lady, by zapłacić. - Dobra. Inna osoba, której nie możesz znieść? - zapytał Harry, kiedy byli już w drodze do Dziurawego Kotła by zjeść obiad.

- Peter.

- Pettigrew?! - Harry gapił się na starszego czarodzieja z szeroko otwartymi oczami. Tom kiwnął głową. - Masz problemy z Glizdogonem, a mimo to nadal go trzymasz?

- Jest denerwujący, ale użyteczny.

- Użyteczny, aby być ruchomym celem?

- To też.

- Tom...

- Cóż, to animag, Harry, właściwie animag w formie szczura.

- Nielegalny szczur animag.

- Nawet lepiej. - Harry jęknął.

- Dlaczego po prostu nie oddasz go do Ministerstwa?

- A dlaczego miałbym?

- Bo jest on denerwujący, wszystko psuje i ma u mnie dług?

- Dług?

- Tak.

- O tym nie wiedziałem...

- Uratowałem mu życie, gdy Syriusz i Remus chcieli odstrzelić mu tyłek.

- Język. - upomniał go Dziedzic.

- Zamknij się, Tom. - Tom zachichotał, gdy zajęli miejsca.

- Kogo innego nie możesz znieść, Harry?

- Gilderoy'a Lockharta. - Tom prychnął w herbatę.

- Lockhart, oszust, który rzucił sam na siebie Zaklęcie Zapomnienia?

- Och, tak. Po drodze do Komnaty, próbował oblivować Rona i mnie za pomocą złamanej różdżki Rona.

- Ojej!

- Zrzucił nam sufit na głowy.

- I oblivował sam siebie?

- Tak!

- Ach, był nawet na tyle głupi, żeby spojrzeć jej w oczy.

- Bazyliszek był samicą?

- Och, taaak. - Harry spojrzał na Toma.

- Skąd niby miałem to wiedzieć?!

- A czy próbowałeś sprawdzić?

- Właściwie to była gotowa mnie zabić, więc nie miałem okazji.

- Oczywiście - sarknął.

- Zamknij się, Tom. Czy zamierzamy robić to codziennie?

- Och, nie wiem, nadal jesteś bardziej interesujący niż Crabbe i Goyle.

- Binns jest bardziej interesujący niż Crabbe i Goyle.

- Och, nie. Ty znasz tylko dzieci. Rodzice są gorsi. Źdźbło trawy jest bardziej interesujące niż ta dwójka.

- Co powiesz na kroplę wody?

- Ona nie jest interesująca, tylko denerwująca.

- Hej, czy jestem bardziej interesujący niż Glizdogon?

- O-o-oczyw-wiście mój P-panie - Tom udawał jąkanie. Harry zachichotał.

- To był Glizdogon, czy Quirrell? - Tom wzdrygnął się.

- Och, Merlinie, Quirrell, prawie o nim zapomniałem.

- Cieszę się, że mogłem odświeżyć twoją starą pamięć.

- Och, jesteś zdecydowanie bardziej interesujący, niż którykolwiek z moich Śmierciożerców. No może z wyjątkiem Lucjusza. Ty nie boisz się mnie obrazić. - Tom zdecydował.

- Tak, przecież powiedziałeś, że mnie nie zabijesz i nie możesz rzucić Cruciatusa na mnie w miejscu publicznym, więc myślę, że jestem, cholera, całkiem bezpieczny.

- Skąd masz pewność, że cię nie zabiję? Co sprawia, że ​​myślisz, że dotrzymam słowa?

- Nie jesteś Malfoy'em. - Tom się roześmiał.

- Jednak jesteś bardziej interesujący niż Lucjusz, Harry. On nigdy nie obraziłby sam siebie! - Harry usiadł z uśmiechem.

- Jutro?

- Tak, tak.

- O drugiej.

- Dokładnie.

- Idealnie. Do zobaczenia, eks-wężowa twarzy. - Harry pomachał, kiedy wychodził. Tom parsknął śmiechem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro