Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 3

- Nigdy bym się nie spodziewał, że idąc Śmiertelnym Nokturnem po książkę, wyląduję na niewidzialnym Chłopcu-Który-Przeżył. To naprawdę musi być mój szczęśliwy dzień. Nie uważasz tak, panie Potter?

O cholera.

- Zaskoczony widząc mnie?

O cholera!

 Tom Riddle uśmiechnął się do Harry'ego, kiedy zabrał mu pelerynę, uważnie ją oglądając.

- Skąd ją masz? Chyba jest przydatna.

- Zejdź ze mnie! - powiedział Harry łamiącym się głosem. Tom uniósł brew, patrząc na chłopaka.

- Całkiem mi tu wygodnie, dziękuję. - Harry spojrzał na mężczyznę, który zamordował mu rodziców. Tom tylko się uśmiechnął. 

Nie. 

To zdecydowanie nie był jego dzień. Riddle chwycił go i poprowadził gdzieś w głąb Londynu. Zdziwił się, że nie został od razu teleportowany do jego kryjówki.

-~*~-

Harry spojrzał na Czarnego Pana, który siedział naprzeciwko niego przy stoliku, przy małej kawiarence w mugolskim Londynie. Voldemort miał jego różdżkę i pelerynę. Był w totalnym bagnie. Starszy czarodziej westchnął głęboko.

- Nie zamierzam cię zabić, Potter.

- Więc dlaczego nazywasz mnie Potter, Tom? - Voldemort spojrzał zirytowany na młodszego czarodzieja.

- Pozwolę ci tak do mnie mówić, ale tylko dlatego, żebyś nie zaczął krzyczeć "Voldemort", podczas miłej rozmowy. Masowe paniki są zabawne, ale wolę je mieć w planach.

- Miłej rozmowy? - zapytał Harry, z niedowierzaniem.

- Jeżeli przestaniesz być wrogo nastawiony, to będzie miła rozmowa.

- Co ci się stało, że nie próbujesz mnie już zabić?

- Jestem zmęczonym tym, że moja duma zostaje podeptana po raz kolejny, okej? - Voldemort zwęził szkarłatne oczy. - W każdym razie... Dlaczego jesteś sam w środku Londynu?

Harry westchnął. - Ciotka mnie tu zostawiła.

- Czemu?

- A bo ja wiem? Ją zapytaj. - Harry znów spojrzał na mężczyznę. - Dlaczego pytasz? - Voldemort uniósł brew.

- Dumbledore zazwyczaj lepiej dba o swojego Złotego Chłopca.

- Och jasne. Krewni mnie nienawidzą.

- Czemu nie wyślesz sowy do Dumbledore'a, że ciotka cię zostawiła? - Głos Czarnego Pana był zabarwiony ciekawością. Harry potrząsnął głową.

- Moja sowa została w domu wujostwa. Zresztą, Dumbledore powiedział, żeby nie zawracać mu głowy sprawami, które nie są ważne.

- A to nie jest ważne? - Harry nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. 

- Brzmisz jak moja przyjaciółka, Hermiona. - Usta Voldemorta drgnęły.

- Odpowiedz na pytanie, Potter.

- Cóż, to zależy. Próbujesz mnie zabić?

- Odpowiadanie pytaniem na pytanie jest niegrzeczne.

- Musisz mi wybaczyć. Nie miałem kursów dobrego wychowania. - Odparł sarkastycznie Harry. Voldemort obserwował chłopaka z widocznym rozbawieniem w jego szkarłatnych oczach.

- Skąd masz tą pelerynę? - zmienił temat.

- Odziedziczyłem ją po moim tacie. - Harry rzucił Czarnemu Panu wściekłe spojrzenie, na wspomnienie o ojcu. - Dumbledore dał mi ją, podczas moich pierwszych świąt w Hogwarcie.

- Więc nic dziwnego, że ciągle wpadasz w kłopoty. - Voldemort zachichotał, a Harry spojrzał na niego zszokowany. - Co znowu?

- Ty zachichotałeś! - Voldemort popatrzył jeszcze raz na Harry'ego, po czym wybuchnął śmiechem. Harry nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.

-~*~-

- Jacy są twoi przyjaciele?

- Którzy? - Tom przewrócił oczami.

- Ci, którzy zawsze ci pomagają, ilekroć się spotykamy. - Harry uśmiechnął się złośliwie.

- Ron i Hermiona są moimi najlepszymi przyjaciółmi. Hermiona jest mugolakiem... - jego uśmiech się rozszerzył, kiedy zauważył, że Czarny Pan odsunął się trochę. - A Ron jest Weasley'em.

- Nie powinienem spodziewać się po tobie niczego więcej. - Harry prychnął.

- Jest jeszcze Neville, którego najgorszym koszmarem jest Snape...

- Myślę, że o nim słyszałem...

- I Ginny, która jest młodszą siostrą Rona...

- Kolejny Weasley!? Ilu ich tam jest?!

- I Luna, która zawsze chodzi z głową w chmurach.

- Jak ona sobie z tym radzi? - Harry zmarszczył brwi, patrząc na Toma.

- Spójrz na Crabble'a i Goyle'a. - Tom skrzywił się.

- Och dobrze, odpuszczę ci to. - Harry uśmiechnął się triumfalnie, po czym sięgnął po różdżkę, zanim Czarny Pan zdążył zareagować.

- Dziękuję. - Tom przewrócił oczami i podał mu również  pelerynę.

- Schowaj je. - Peleryna i różdżka znalazły swoje miejsce w kieszeni młodszego czarodzieja

- Jestem głodny. - Tom pokręcił głową.

- Nastolatki. - Harry spojrzał na niego gniewnie. Starszy mężczyzna przewrócił oczami i machnął w kierunku kelnera. - Dobra, przestań się na mnie gapić.

-~*~-

- To był chyba najdziwniejszy dzień w moim życiu. - Oświadczył Harry.

- Dlaczego? - spytał Tom, zanim włożył sobie do ust kawałek ciasta z melasy.

- No cóż, na początku zostałem porzucony w Londynie, potem natknąłem się na ciebie, mojego największego nemezis, a teraz ty i ja rozmawiamy akurat o Binnsie! - Tom roześmiał się.

- To mi przypomniało, czego szukałeś na Śmiertelnym Nokturnie?

- Chciałem zdobyć jakieś przebranie - odpowiedział zgodnie z prawdą Harry.

- Rozumiem... - Tom przez dłuższą chwilę patrzył na chłopaka, kiedy Harry jadł swój pudding. - Nadal będziesz potrzebował przebrania?

- Jeszcze nie wiem. Skoro ty mnie nie chcesz zabić, to i tak chyba nie jestem całkiem bezpieczny, prawda?

- Nie, nie. Przypuszczam, że nie. - Czarny Pan wstał ze swojego krzesła. - Jest już późno, ale jeżeli chcesz, możemy się spotkać tutaj jutro i wtedy zabrałbym cię do dobrego sklepu, który powinien ci pomóc.

- To tam powróciłeś do swojej młodej postaci? - Dokuczał Harry.

- Zrobiłem to sam, dziękuję. Nie jestem niekompetentny. - Harry prychnął.

- Prawie mnie oszukałeś. - Tom posłał chłopcu zabójcze spojrzenie. - Snape jest straszniejszy.

- Snape ma tłuste włosy, żółtą cerę i haczykowaty nos. Oczywiście, że jest straszniejszy. - odpowiedział Tom z irytacją. Harry roześmiał się.

- W każdym razie, dlaczego zmieniłeś swój wygląd? Dumbledore powiedział, że wyglądałeś jak wąż, jeszcze, kiedy zaczynałeś podróżować po świecie w młodości.

- Mówisz tak, jakbym był stary, Harry. - Tom zaczął narzekać, co przyniosło mu chichot ze strony nastolatka. - Poważnie? - Harry kiwnął głową. - Miło jest przejść się po Pokątnej, kiedy ludzie wokół ciebie nie uciekają i nie wrzeszczą. - Harry potrząsnął głową

- Ty masz serce! - Tom westchnął.

- Oczywiście, że mam serce. Jestem człowiekiem, jakbyś nie zauważył.

- Zastanawiałem się nad tym.

- Gdybyś był moim Śmierciożercą, oberwałbyś za to Cruciatusem. - powiedział Czarny Pan swemu towarzyszowi. Harry szybko się ogarnął.

- Nie byłby to pierwszy raz. - Tom spojrzał na niego smutno.

- Nie, nie sądzę, żeby był. - Wstał i przeciągnął się. - Muszę przyznać Harry Potterze, mimo bycia Gryfonem z krwi i kości, to jesteś zaskakująco dobrym towarzyszem.

- Czy to był komplement? - zapytał Harry z uśmiechem, gdy też podniósł się z krzesła.

- Czemu nie? Ja uważam, że był. - Podzielili się uśmiechami. - Jutro?

- Tak, spotkamy się koło południa. - Tom pokręcił głową.

- Raczej po drugiej.

- Ach. Ciągle zapominam o twojej pracy.

- Obawiam się, że próby zajęcia świata są nużące. - Tom westchnął z żalem. Harry przewrócił oczami i uśmiechnął się.

- Jutro o drugiej?

- Tak. Obiecuję nie przyprowadzić żadnych Śmierciożerców, żeby pomogli mi cię porwać. - Harry uśmiechnął się złośliwie.

- Wow. Rozmowa ze mną rzeczywiście musi być ciekawa! - Chłopiec odszedł od stolika, będąc odprowadzanym przez śmiech Toma. Może ten dzień jednak nie był aż tak pechowy? Pomyśleli jednocześnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro