Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 28

Rozdział betowany przez Cessidy84



Lucjusz skrzywił się, gdy znów zobaczył, jak jego różowowłosy syn goni Harry'ego Pottera po bibliotece. Czarny Pan chichotał obok niego.

- Mój Panie, wybacz mi pytanie, ale jak sobie radzisz z panem Potterem?

- Nie daję mu powodu do żartów – odpowiedział wesoło Tom.

- Rozumiem – Lucjusz potrząsnął głową, patrząc na dwóch młodszych czarodziei, którzy wybiegli z powrotem na korytarz.

- I nie zawsze robi tylko żarty – dodał szkarłatnooki czarodziej, zanim wrócił do swojego zajęcia. Lucjusz delikatnie potarł nasadę nosa. On to wiedział. Widział to w oczach młodego mężczyzny, kiedy rozmawiał z nim przez całą noc. Ujawniło się to ponownie, gdy tego ranka wszyscy okrążyli go, jakby był łatwym do zbicia jajkiem, dopóki nie zrobił żartów im wszystkim. Teraz zmieniło się to w grę żartów.

- Jeśli to pomoże, Harry obiecał, że niczego nie zniszczą – powiedział Tom, jakby wiedząc, co dzieje się w umyśle Malfoy'a. 'Nie zaskoczyłoby mnie, gdyby to wiedział'. Pomyślał sucho Lucjusz.

- Nie boję się tego, mój Panie. Schowałem wszystkie cenne rzeczy, kiedy zdałem sobie sprawę, że będzie tutaj przebywać trójka Gryfonów – Czarny Pan wydał z siebie szczekliwy śmiech i posłał Lucjuszowi rzadki uśmiech.

- Jesteś mądrym człowiekiem, Lucjuszu.

- Nie tak mądrym, jak ty, mój Panie – odpowiedział Lucjusz. Tom potrząsnął głową.

- Może nie jestem taki mądry. W gruncie rzeczy zakochałem się w Harrym Potterze – Usiadł i spojrzał w chłodne szare oczy – Powiedz mi, Lucjuszu, czy uważasz, że jestem głupcem?

- Nie mnie to oceniać.

- Proszę, żebyś mi powiedział, co myślisz? Co wszyscy myślą? – powiedział ostro Tom, a szkarłatne oczy zwęziły się. 'Skąd miałem wiedzieć, że zapyta mnie o to w tym momencie?' Lucjusz westchnął.

- Większość z nas uważa, że ​​w końcu straciłeś rozum, mój Panie. Chociaż niektórzy uważają, że próbujesz nowej strategii ataku.

- A ty, jak myślisz, Lucjuszu?

- Mój Panie, wierzyłem, że straciłeś rozum, ale Draco codziennie wysyła mi listy o panu Potterze. Teraz go poznałem i zaczynam się zastanawiać, czy to nie jest dobry pomysł.

- Dobry pomysł? – Powtórzył sceptycznie Czarny Pan.

- Tylko dwie rzeczy dzielą cię, mój Panie, od przejęcia władzy nad magicznym światem. Tymi barierami są Harry Potter i Albus Dumbledore. Więcej ludzi będzie podążać za chłopakiem, niż dyrektorem, ponieważ to Harry Potter jest wybawcą, a nie Dumbledore – wyjaśnił Lucjusz. Tom spojrzał w oczy swojego wiernego śmierciożercy, zanim skinął głową.

- Tak – Przerwał na chwilę, zanim znów się odezwał – Lucjuszu, dlaczego mówisz na Harry'ego, "Pan Potter" lub "Harry Potter"? Dlaczego nie nazwiesz go Harrym?

- Czuję się z tym... nieswojo, mój Panie – mruknął Lucjusz, krzywiąc się. Miał nadzieję, że Czarny Pan nie będzie drążył tego tematu. Mylił się.

- To ma coś wspólnego ze Zgredkiem, skrzatem domowym? – Zapytał z rozbawieniem Tom.

- Być może – odpowiedział cicho Malfoy. Szkarłatne oczy błysnęły radością, gdy Tom wrócił do swojej zajęcia po raz kolejny.

- Mówiąc słowami Harry'ego: Przebolej to – Lucjusz skrzywił się.

- ~ * ~ -

- Co tam masz, Hermiono? – Zapytał Teodor. Hermiona wyciągnęła guzik i pokazała mu go z uśmiechem.

- W.E.S.Z.! Chcesz dołączyć?

- Och, tylko nie Front Wyzwolenia Skrzatów Domowych – Ginny jęknęła, chowając twarz w dłoniach.

- Front Wyzwolenia Skrzatów-co? Nie! – Teodor spojrzał gniewnie na brunetkę – Zostaw skrzaty domowe w spokoju, Hermiono.

- Ale należy je traktować z godnością! – Kłóciła się Hermiona.

- Ich życie im nie przeszkadza – odparł Teodor.

- Ale Zgredek...

- On to zupełnie inna sprawa – wtrącił chłodno Harry, gdy wszedł do pokoju, a Draco podążył za nim – Odłóż to, Herm. To jest Malfoy Manor, nie Hogwart – Hermiona westchnęła i ponownie skurczyła puszkę, zanim ją zapakowała.

- Co się stało? – spytała Ginny, gdy Harry rzucił się na krzesło.

- Jestem po prostu zmęczony, to wszystko – Ginny spojrzała na Draco, a Hermiona zmarszczyła brwi, patrząc na kruczowłosego czarodzieja. Draco tylko wzruszył ramionami bezradnie.

- Harry – Ginny westchnęła zirytowana – Porozmawiaj z nami. Już – Harry wymamrotał coś do kolana, które podciągnął do piersi i oparł brodę.

- Harry – Hermiona i Ginny zawołały.

- Wczoraj znalazłem adres Dursleyów w kieszeni spodni Toma – powiedział cicho młodzieniec.

- A ty nie wiesz, dlaczego go miał? – Zapytała Ginny. Harry wzruszył ramionami.

- Mam kilka pomysłów.

- Och, daj spokój – warknął Draco – Nie możesz nam powiedzieć, że nadal troszczysz się o tego drania-kuzyna lub ciotkę i wuja. Czy nie zostawili cię, byś sam sobie poradził w Londynie?

- Nie o to chodzi...

- Przestań zachowywać się jak męczennik! – Krzyknął wściekle Draco – Myślałem, że cię z tego wyleczyłem, Potter! – Harry wydął wargi.

- Nie zachowuję się jak męczennik, Malfoy – powiedział spokojnie.

- Oni. Nie. Są. Tego. Warci – warknął blondyn – Jesteś milion razy lepszy od nich. Dlaczego chcesz, żeby nadal żyli?

- Nie robią nic złego.

- Tak, Harry, robią – przerwała łagodnie Hermiona – Sprawy związane z Dudley'em, jego przyjaciółmi, Vernonem i Petunią, zawsze miały na ciebie wpływ, nawet gdy jesteśmy w szkole. Żarty, które im zrobiłeś w sierpniu, niczego nie rozwiązały.

- Nie zabijam ludzi.

- To bardzo dobrze, Harry, ale oni są okropnymi ludźmi, a ty cierpiałeś z ich powodu.

- Zabijanie jest złe – kłócił się Harry.

- Niektórzy zasługują na śmierć – Warknął Draco.

- Podobnie jak moi rodzice? – zapytał Harry miękko, a zielone oczy błyszczały niebezpiecznie – Albo Syriusz? Draco, czy zasłużyli na to, co dostali? – Dziedzic Malfoy'a westchnął bezradnie.

- Nie mogę oceniać tych, których nigdy nie znałem.

- A jednak oceniasz Dursleyów.

- Nie muszę się z nimi spotykać, żeby zobaczyć, jacy to są ludzie, Merlinie!

- O co wszyscy się teraz kłócą? – Tom wszedł do pokoju z niebezpiecznie zmrużonymi oczami, a Lucjusz podążył, jak cień za nim.

- Potter znowu udaje męczennika – Draco zaszydził. Tom zamrugał kilka razy, a potem jęknął.

- Na magię Slytherina... Harry, kogo próbujesz ocalić tym razem? – Harry spojrzał na Toma.

- Dursleyów – Tom zamarł.

- Co sprawia, że ​​myślisz, że są w niebezpieczeństwie?

- Ty – powiedział krótko chłodnym tonem Harry, wstając – Masz ich adres, Tomie Riddle. Nie poprosiłeś mnie o niego, więc jestem przekonany, że planujesz urządzić przyjęcie w domu bez mojej wiedzy.

- A gdybym chciał? – zapytał Tom równie chłodno.

- Dlaczego do cholery mnie nie zapytałeś?! – Harry wybuchł – Dlaczego nie mogłem choć raz dowiedzieć się czegoś od ciebie?!

- Harry... – Tom zrobił krok do przodu.

- Zamknij się – syknął Harry, po czym odwrócił się i wybiegł z pokoju.

- Tom? – Wyszeptała Ginny. Spojrzenie Toma mroziło.

- Skoro tak – splunął, po czym odwrócił się gwałtownie i opuścił pokój drogą, którą wszedł. Pozostali w pokoju wymienili spojrzenia.

- Och, to był bardzo trudny dzień... – jęknęła Hermiona, chowając twarz w dłoniach.

- Bez żartów? – Draco rzucił się na krzesło, ignorując zduszoną skargę ojca – A teraz, co mamy zrobić? Z tymi dwoma jest tak trudno sobie poradzić.

- Właściwie sugerowałbym, żeby nie ingerować – zaproponował Lucjusz, nonszalancko oparty o ścianę.

- Być może, panie Malfoy, to działa na Lorda Voldemorta, ale nie działa na Toma Riddle'a, którego ja znam, ani nie zadziała na Harry'ego – odpowiedziała Ginny, wpatrując się w mężczyznę – Jeśli pozwolimy im dusić to wszystko w sobie, kto wie, co głupiego mogą zrobić?

- Znając Toma, zabije kogoś. Znając Harry'ego, zabije siebie – mruknął Teodor.

- Musimy porozmawiać z Harrym – Draco się zgodził – Ale on nie chce z nikim rozmawiać.

- Nieprawda – Ginny postukała się w brodę – Ale nie mamy tutaj Salazara, więc Hermiono, musisz go zastąpić – Odwróciła się, by spojrzeć na starszą wiedźmę, która skinęła stanowczo głową – Dobrze. A teraz, kto chce zmierzyć się z Tomem?

- Gin, nie chcę tego mówić, ale najprawdopodobniej z tobą porozmawia szybciej, niż z kimkolwiek z nas – zauważył Teodor, gdy Hermiona poszła szukać Harry'ego – Jesteśmy tylko poplecznikami. Ty jesteś rodziną.

- Rodziną? – Zapytał Lucjusz.

- Gin jest powodem, dla którego nasz Lord i Harry są razem – wyjaśnił Draco monotonnie – Ona jest także przykrywką dla ich związku w szkole, więc w pewnym sensie należy zarówno do rodziny naszego Pana, jak i Harry'ego.

- Tak – Ginny mrugnęła – I pewnego dnia Tom może skłonić mnie, abym też przyłączyła się do niego – Odwróciła się i wyszła między Lucjuszem a Draco, z towarzyszącym jej śmiechem Teodora.

- ~ * ~ -

- Cześć – Hermiona usiadła na fontannie obok Harry'ego w ogrodach Malfoy'ów – Piękny widok – Harry wzruszył ramionami i położył rękę na wodzie.

- Też tak sądzę.

- Pamiętam bystrego, szczęśliwego, ciągle uśmiechniętego chłopca z mojego pierwszego roku – Hermiona westchnęła – Właściwie dwóch takich. Byli najlepszymi przyjaciółmi, robili wszystko razem, a nawet uratowali brzydką, bystrą dziewczynę przed trollem – Spojrzała na przygnębioną twarz Harry'ego – Wydaje się, że nic nigdy nie jest dla ciebie odpowiednie, prawda, Harry? Właśnie wtedy, gdy myślisz, że życie zmieniło się na lepsze, coś postanawia to zepsuć.

- To jest nas dwójka, prawda? – wymamrotał Harry – Ty ze swoim niechcianym dzieckiem i ze mną, kochającym mężczyznę, który go nie chce.

- Harry, nie masz racji. To nie tak, że Tom cię nie chce...

- Tak, tak właśnie jest. On mnie nienawidzi. Absolutnie gardzi mną – Hermiona zmarszczyła brwi i potrząsnęła głową.

- Dlaczego tak myślisz?

- Ciągle o tym myśli. Słyszę to.

- Wiesz co?

- Och, przestań mówić, że nie mam racji.

- Chciałam opowiedzieć ci kolejną krótką historię.

- To, to samo – Hermiona spojrzała ze smutkiem na przyjaciela.

- Pamiętam znacznie starszego chłopca, chłopca, który widział śmierć i odrodzenie wielkiego zła. Pamiętam tego chłopca, który kiedyś się uśmiechał i żartował z przyjaciółmi, nagle krzycząc na nich, na wszystkich. Nazwał ich niemiło, powiedział, że ich nienawidzi. Ale wiesz co? Nie miał tego na myśli. Był po prostu zły na świat i wszystko, co zostało na jego barkach. Był zły, że wszystko zależało od niego – Harry zagryzł wargę i odwrócił wzrok.

- Odejdź, Herm – Hermiona przytuliła Harry'ego.

- Nie zrobię tego, bo tak naprawdę nie masz tego na myśli. Jesteś teraz po prostu zły i zawsze mówisz złe rzeczy, gdy jesteś zły. Rzeczy, których tak naprawdę nie masz na myśli – Harry odwrócił się i zapłakał w jej koszulę.

- ~ * ~ -

- Tomie Marvolo Riddle, otwórz te cholerne drzwi, do Merlina!

- Powiedziałem: Idź sobie. Nie rozmawiam z nikim.

- Wolałbyś, zamiast tego słuchać, jak krzyczę, zanim ochrypnę? Nie odejdę, bo tobie nie chce się podnieść dupy! – Drzwi otworzyły się gwałtownie i Ginny stanęła twarzą z rażącymi szkarłatnymi oczami. Oczami, które już jej nie przerażały – Więc wpuścisz mnie do środka? – Tom wypuścił gniewnie powietrze i cofnął się, by ją wpuścić, zatrzaskując za sobą drzwi.

- Czego, kurwa, chcesz, Ginewro? – Ginny zapaliła lampę, uśmiechnęła się.

- Z pewnością podoba Ci się tutaj, gdy próbujesz nie płakać – Tom wskazał różdżką na jej gardło.

- Czego chcesz? – Ginny uniosła brew – Wiesz, że później pożałujesz, jeśli mnie zabijesz, Tom, więc przestań mnie straszyć. To robi się uciążliwe.

- Kobiety – syknął, wściekle podchodząc do niej i rzucając się na łóżko – Odejdź, Gin. Nie rozmawiam z tobą.

- Więc po prostu mnie posłuchasz – powiedziała stanowczo Ginny, krzyżując ramiona na piersiach i patrząc na niego groźnie – A ty będziesz słuchać, albo inaczej uderzę cię w głowę poduszką.

- Nie bądź małostkowa, Ginewro.

- Posłuchaj siebie! Hipokryta!

- Uważaj na język – warknął Tom ze złością. Ginny wydęła wargi.

- Nie mów mi, co mam robić, kiedy nawet nie słuchasz siebie. Dlaczego jesteś zły na Harry'ego?

- Zignorował mnie i sobie poszedł – odpowiedział natychmiast Tom.

- Oko za oko. Dlaczego jesteś naprawdę zły na Harry'ego? – Tom spojrzał na nią w milczeniu – Czy chciałbyś, żebym powiedziała ci, dlaczego jesteś na niego zły? – Zapytała chłodno Ginny. Kiedy nie odpowiedział, kontynuowała: – Jesteś zły, bo Harry ma rację. Kontaktowałeś się z kimś innym, aby uzyskać informacje na temat jego rodziny i nigdy mu nie powiedziałeś, nigdy nawet nie rozważałeś z nim rozmowy na ten temat. Mogę się założyć, że nigdy nie planowałeś mu powiedzieć. Prawdopodobnie dowiedziałby się o śmierci Dursleyów z gazety – Ginny potrząsnęła głową – Naprawdę, Tom. Jak na siedemdziesięcioletniego faceta jesteś cholernie głupi, jeśli chodzi o miłość i ludzi, prawda?

- Nie masz pojęcia, o czym mówisz.

- Jesteś pewien? – Ginny wzruszyła ramionami – W porządku. Chyba masz rację. W końcu co mogę wiedzieć o miłości lub ludziach ? To znaczy, jasne, mam chłopaka i tak dalej, i dorastałem otoczona rodziną, ale oczywiście nie mam pojęcia, o czym mówię – Zmrużyła oczy na Mrocznego Lorda, który w odpowiedzi skrzywił się – Tom, wyjaśnijmy to wszystko, bo chyba tego nie zauważyłeś: Harry jest kruchy, tak jak ty; Harry miał gówniane życie, tak jak ty; kiedy ktoś atakuje Harry'ego, on odpowiada walką tak, jak ty. Nie, Harry nie dba o Dursleyów, ale to nie znaczy, że chce, żeby ktoś próbował ich zabić bez uprzedniej rozmowy. Powiedz mi, Tomie Riddle. Jakbyś się czuł, gdyby jakaś inna osoba poszła i zabiła twojego ojca, nie mówiąc ci, że to zrobi, tylko dlatego, że myślała, że to ci pomoże? – Dodała cicho, zanim odwróciła się i wyszła z pokoju.

- ~ * ~ -

- I jak? – Ginny westchnęła i ostrożnie usiadła na kanapie obok Teodora.

- Cóż albo mnie zabije za obrażanie go i jego inteligencji, albo wyciągnie głowę z tyłka i przeprosi Harry'ego.

- Ty, panno Weasley, nie masz nic, jeśli nie posiadasz odwagi – zdecydował Lucjusz, popijając filiżankę herbaty.

- Jestem Gryfonką, proszę pana; odwaga to wszystko, co możemy mieć – odpowiedziała bez ogródek Ginny.

- Nie jesteś idealną Gryfonką i wiesz o tym – Draco prychnął.

- O co ci chodzi?

- Masz więcej do zaoferowania, niż odwaga – Ginny zatrzasnęła dłoń na ustach Teodora, gdy Ślizgon otworzył ją, by dodać coś do rozmowy.

- Spokój – Teodor skrzywił się, a pozostała dwójka się zaśmiała.

- Przynajmniej ktoś się dobrze bawi – mruknęła Hermiona, prowadząc Harry'ego do pokoju – O czym wszyscy mówicie?

- Co Gryfoni mają do zaoferowania – zapewniła Ginny, trzymając dłoń na ustach Teodora – Wszystko w porządku, Harry? – Harry wzruszył ramionami.

- Nie zamierzam skakać z Wieży Astronomicznej, jeśli o to ci chodzi.

- Mam nadzieję, że nie, to trochę daleko stąd – powiedział Tom od strony drzwi. Harry odwrócił się i spojrzał na mężczyznę, podczas gdy wszyscy obserwowali go ostrożnie.

- Czego chcesz? – Tom westchnął.

- Spieprzyłem. Powinienem z tobą porozmawiać. Przykro mi – Harry skrzyżował ramiona na piersi.

- Ćwiczyłeś tę formułkę, czy mówisz to, co masz na myśli? – Tom otworzył usta, by odpowiedzieć, gdy poduszka uderzyła go w twarz. Odwrócił się, by spojrzeć na Ginny, która wzruszyła ramionami.

- Mówiłam ci, żebyś uważał, prawda? Nie krzycz.

- Nie miałem...

- Ach! – Ginny mu przerwała – Tak, miałeś. Jak możesz pokazać Harry'emu, że masz na myśli to, co powiedziałeś? – Tom skrzywił się, a dziewczyna zacisnęła zęby ze złości przez długą chwilę. Ginny spojrzała na niego gniewnie, a oczy płonęły niebezpiecznie. Tom westchnął, poddając się i ze smutkiem spojrzał na Harry'ego.

~ Naprawdę przepraszam, kochanie.Masz rację. Powinienem z tobą porozmawiać. Nie miałem na myśli tych wszystkich rzeczy, które powiedziałem. Wiesz, że naprawdę mi na tobie zależy. I nie powinienem był tracić panowania na tobie. To było... głupie... z mojej... strony. ~ Harry patrzył na niego uważnie.

~ Jesteś kompletnym palantem, Tomie Riddle. Powinienem cię nienawidzić.

~ Ale? ~ Harry zrobił krok do przodu i mocno przytulił Toma.

~ Ale mam dość nienawiści i za bardzo cię kocham.

~ Hum, to chyba na moją korzyść. ~ Tom uśmiechnął się złośliwie, całując czubek głowy Harry'ego.

~ Niewielką. ~ Harry prychnął, uwalniając się od Czarnego Pana z niebezpiecznym uśmiechem.

- Co masz w zanadrzu? – zapytał ostrożnie Tom.

- Twoją nagrodę – odparł Harry jasno, a zielone oczy zalśniły psotnie, po czym pstryknął palcami. Tom jęknął, gdy czerwone, świąteczne włosy opadły mu na twarz, a pozostali mieszkańcy pokoju zaśmiali się histerycznie.

- Czerwone włosy? – Harry pokiwał głową z radością.

- Specjalnie dla ciebie i nie usunę ich, dopóki nie wrócimy do szkoły.

- Harry...?

- Mój Panie? – Lucjusz zachichotał. Tom odwrócił się do niego, odgarniając włosy z oczu, by spojrzeć na Śmierciożercę – Myślałem, że powiedziałeś, że nie robi ci żartów.

- Och, Tom kłamał – Harry machnął ręką nonszalancko – Nawiasem mówiąc, kochanie, wyglądasz uroczo – Tom podniósł rękę.

- Liczę do pięciu, żebyś stąd uciekł, jak najszybciej.

- To jest urocze – Ginny zaoferowała z uśmiechem.

- Ty też. Pięć... – Opuścił jeden palec.

- Gramy w chowanego! – Harry krzyknął radośnie, po czym uciekł z pokoju.

- Tom szuka! – Ginny zgodziła się, zanim wybiegła przez kolejne drzwi. Śmiejąc się, Teodor, Hermiona i, ku przerażeniu Lucjusza, Draco poszli za ich przykładem. Lucjusz uniósł brew w stronę Toma, gdy starszy mężczyzna rzucił się na krzesło, odgarniając włosy.

- Mój Panie?

- Ani słowa, Lucjuszu – warknął Tom, wskazując różdżką na szarookiego mężczyznę – Ani jednego, pieprzonego słowa – Lucjusz się roześmiał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro