Chapter 28
Rozdział betowany przez Cessidy84
Lucjusz skrzywił się, gdy znów zobaczył, jak jego różowowłosy syn goni Harry'ego Pottera po bibliotece. Czarny Pan chichotał obok niego.
- Mój Panie, wybacz mi pytanie, ale jak sobie radzisz z panem Potterem?
- Nie daję mu powodu do żartów – odpowiedział wesoło Tom.
- Rozumiem – Lucjusz potrząsnął głową, patrząc na dwóch młodszych czarodziei, którzy wybiegli z powrotem na korytarz.
- I nie zawsze robi tylko żarty – dodał szkarłatnooki czarodziej, zanim wrócił do swojego zajęcia. Lucjusz delikatnie potarł nasadę nosa. On to wiedział. Widział to w oczach młodego mężczyzny, kiedy rozmawiał z nim przez całą noc. Ujawniło się to ponownie, gdy tego ranka wszyscy okrążyli go, jakby był łatwym do zbicia jajkiem, dopóki nie zrobił żartów im wszystkim. Teraz zmieniło się to w grę żartów.
- Jeśli to pomoże, Harry obiecał, że niczego nie zniszczą – powiedział Tom, jakby wiedząc, co dzieje się w umyśle Malfoy'a. 'Nie zaskoczyłoby mnie, gdyby to wiedział'. Pomyślał sucho Lucjusz.
- Nie boję się tego, mój Panie. Schowałem wszystkie cenne rzeczy, kiedy zdałem sobie sprawę, że będzie tutaj przebywać trójka Gryfonów – Czarny Pan wydał z siebie szczekliwy śmiech i posłał Lucjuszowi rzadki uśmiech.
- Jesteś mądrym człowiekiem, Lucjuszu.
- Nie tak mądrym, jak ty, mój Panie – odpowiedział Lucjusz. Tom potrząsnął głową.
- Może nie jestem taki mądry. W gruncie rzeczy zakochałem się w Harrym Potterze – Usiadł i spojrzał w chłodne szare oczy – Powiedz mi, Lucjuszu, czy uważasz, że jestem głupcem?
- Nie mnie to oceniać.
- Proszę, żebyś mi powiedział, co myślisz? Co wszyscy myślą? – powiedział ostro Tom, a szkarłatne oczy zwęziły się. 'Skąd miałem wiedzieć, że zapyta mnie o to w tym momencie?' Lucjusz westchnął.
- Większość z nas uważa, że w końcu straciłeś rozum, mój Panie. Chociaż niektórzy uważają, że próbujesz nowej strategii ataku.
- A ty, jak myślisz, Lucjuszu?
- Mój Panie, wierzyłem, że straciłeś rozum, ale Draco codziennie wysyła mi listy o panu Potterze. Teraz go poznałem i zaczynam się zastanawiać, czy to nie jest dobry pomysł.
- Dobry pomysł? – Powtórzył sceptycznie Czarny Pan.
- Tylko dwie rzeczy dzielą cię, mój Panie, od przejęcia władzy nad magicznym światem. Tymi barierami są Harry Potter i Albus Dumbledore. Więcej ludzi będzie podążać za chłopakiem, niż dyrektorem, ponieważ to Harry Potter jest wybawcą, a nie Dumbledore – wyjaśnił Lucjusz. Tom spojrzał w oczy swojego wiernego śmierciożercy, zanim skinął głową.
- Tak – Przerwał na chwilę, zanim znów się odezwał – Lucjuszu, dlaczego mówisz na Harry'ego, "Pan Potter" lub "Harry Potter"? Dlaczego nie nazwiesz go Harrym?
- Czuję się z tym... nieswojo, mój Panie – mruknął Lucjusz, krzywiąc się. Miał nadzieję, że Czarny Pan nie będzie drążył tego tematu. Mylił się.
- To ma coś wspólnego ze Zgredkiem, skrzatem domowym? – Zapytał z rozbawieniem Tom.
- Być może – odpowiedział cicho Malfoy. Szkarłatne oczy błysnęły radością, gdy Tom wrócił do swojej zajęcia po raz kolejny.
- Mówiąc słowami Harry'ego: Przebolej to – Lucjusz skrzywił się.
- ~ * ~ -
- Co tam masz, Hermiono? – Zapytał Teodor. Hermiona wyciągnęła guzik i pokazała mu go z uśmiechem.
- W.E.S.Z.! Chcesz dołączyć?
- Och, tylko nie Front Wyzwolenia Skrzatów Domowych – Ginny jęknęła, chowając twarz w dłoniach.
- Front Wyzwolenia Skrzatów-co? Nie! – Teodor spojrzał gniewnie na brunetkę – Zostaw skrzaty domowe w spokoju, Hermiono.
- Ale należy je traktować z godnością! – Kłóciła się Hermiona.
- Ich życie im nie przeszkadza – odparł Teodor.
- Ale Zgredek...
- On to zupełnie inna sprawa – wtrącił chłodno Harry, gdy wszedł do pokoju, a Draco podążył za nim – Odłóż to, Herm. To jest Malfoy Manor, nie Hogwart – Hermiona westchnęła i ponownie skurczyła puszkę, zanim ją zapakowała.
- Co się stało? – spytała Ginny, gdy Harry rzucił się na krzesło.
- Jestem po prostu zmęczony, to wszystko – Ginny spojrzała na Draco, a Hermiona zmarszczyła brwi, patrząc na kruczowłosego czarodzieja. Draco tylko wzruszył ramionami bezradnie.
- Harry – Ginny westchnęła zirytowana – Porozmawiaj z nami. Już – Harry wymamrotał coś do kolana, które podciągnął do piersi i oparł brodę.
- Harry – Hermiona i Ginny zawołały.
- Wczoraj znalazłem adres Dursleyów w kieszeni spodni Toma – powiedział cicho młodzieniec.
- A ty nie wiesz, dlaczego go miał? – Zapytała Ginny. Harry wzruszył ramionami.
- Mam kilka pomysłów.
- Och, daj spokój – warknął Draco – Nie możesz nam powiedzieć, że nadal troszczysz się o tego drania-kuzyna lub ciotkę i wuja. Czy nie zostawili cię, byś sam sobie poradził w Londynie?
- Nie o to chodzi...
- Przestań zachowywać się jak męczennik! – Krzyknął wściekle Draco – Myślałem, że cię z tego wyleczyłem, Potter! – Harry wydął wargi.
- Nie zachowuję się jak męczennik, Malfoy – powiedział spokojnie.
- Oni. Nie. Są. Tego. Warci – warknął blondyn – Jesteś milion razy lepszy od nich. Dlaczego chcesz, żeby nadal żyli?
- Nie robią nic złego.
- Tak, Harry, robią – przerwała łagodnie Hermiona – Sprawy związane z Dudley'em, jego przyjaciółmi, Vernonem i Petunią, zawsze miały na ciebie wpływ, nawet gdy jesteśmy w szkole. Żarty, które im zrobiłeś w sierpniu, niczego nie rozwiązały.
- Nie zabijam ludzi.
- To bardzo dobrze, Harry, ale oni są okropnymi ludźmi, a ty cierpiałeś z ich powodu.
- Zabijanie jest złe – kłócił się Harry.
- Niektórzy zasługują na śmierć – Warknął Draco.
- Podobnie jak moi rodzice? – zapytał Harry miękko, a zielone oczy błyszczały niebezpiecznie – Albo Syriusz? Draco, czy zasłużyli na to, co dostali? – Dziedzic Malfoy'a westchnął bezradnie.
- Nie mogę oceniać tych, których nigdy nie znałem.
- A jednak oceniasz Dursleyów.
- Nie muszę się z nimi spotykać, żeby zobaczyć, jacy to są ludzie, Merlinie!
- O co wszyscy się teraz kłócą? – Tom wszedł do pokoju z niebezpiecznie zmrużonymi oczami, a Lucjusz podążył, jak cień za nim.
- Potter znowu udaje męczennika – Draco zaszydził. Tom zamrugał kilka razy, a potem jęknął.
- Na magię Slytherina... Harry, kogo próbujesz ocalić tym razem? – Harry spojrzał na Toma.
- Dursleyów – Tom zamarł.
- Co sprawia, że myślisz, że są w niebezpieczeństwie?
- Ty – powiedział krótko chłodnym tonem Harry, wstając – Masz ich adres, Tomie Riddle. Nie poprosiłeś mnie o niego, więc jestem przekonany, że planujesz urządzić przyjęcie w domu bez mojej wiedzy.
- A gdybym chciał? – zapytał Tom równie chłodno.
- Dlaczego do cholery mnie nie zapytałeś?! – Harry wybuchł – Dlaczego nie mogłem choć raz dowiedzieć się czegoś od ciebie?!
- Harry... – Tom zrobił krok do przodu.
- Zamknij się – syknął Harry, po czym odwrócił się i wybiegł z pokoju.
- Tom? – Wyszeptała Ginny. Spojrzenie Toma mroziło.
- Skoro tak – splunął, po czym odwrócił się gwałtownie i opuścił pokój drogą, którą wszedł. Pozostali w pokoju wymienili spojrzenia.
- Och, to był bardzo trudny dzień... – jęknęła Hermiona, chowając twarz w dłoniach.
- Bez żartów? – Draco rzucił się na krzesło, ignorując zduszoną skargę ojca – A teraz, co mamy zrobić? Z tymi dwoma jest tak trudno sobie poradzić.
- Właściwie sugerowałbym, żeby nie ingerować – zaproponował Lucjusz, nonszalancko oparty o ścianę.
- Być może, panie Malfoy, to działa na Lorda Voldemorta, ale nie działa na Toma Riddle'a, którego ja znam, ani nie zadziała na Harry'ego – odpowiedziała Ginny, wpatrując się w mężczyznę – Jeśli pozwolimy im dusić to wszystko w sobie, kto wie, co głupiego mogą zrobić?
- Znając Toma, zabije kogoś. Znając Harry'ego, zabije siebie – mruknął Teodor.
- Musimy porozmawiać z Harrym – Draco się zgodził – Ale on nie chce z nikim rozmawiać.
- Nieprawda – Ginny postukała się w brodę – Ale nie mamy tutaj Salazara, więc Hermiono, musisz go zastąpić – Odwróciła się, by spojrzeć na starszą wiedźmę, która skinęła stanowczo głową – Dobrze. A teraz, kto chce zmierzyć się z Tomem?
- Gin, nie chcę tego mówić, ale najprawdopodobniej z tobą porozmawia szybciej, niż z kimkolwiek z nas – zauważył Teodor, gdy Hermiona poszła szukać Harry'ego – Jesteśmy tylko poplecznikami. Ty jesteś rodziną.
- Rodziną? – Zapytał Lucjusz.
- Gin jest powodem, dla którego nasz Lord i Harry są razem – wyjaśnił Draco monotonnie – Ona jest także przykrywką dla ich związku w szkole, więc w pewnym sensie należy zarówno do rodziny naszego Pana, jak i Harry'ego.
- Tak – Ginny mrugnęła – I pewnego dnia Tom może skłonić mnie, abym też przyłączyła się do niego – Odwróciła się i wyszła między Lucjuszem a Draco, z towarzyszącym jej śmiechem Teodora.
- ~ * ~ -
- Cześć – Hermiona usiadła na fontannie obok Harry'ego w ogrodach Malfoy'ów – Piękny widok – Harry wzruszył ramionami i położył rękę na wodzie.
- Też tak sądzę.
- Pamiętam bystrego, szczęśliwego, ciągle uśmiechniętego chłopca z mojego pierwszego roku – Hermiona westchnęła – Właściwie dwóch takich. Byli najlepszymi przyjaciółmi, robili wszystko razem, a nawet uratowali brzydką, bystrą dziewczynę przed trollem – Spojrzała na przygnębioną twarz Harry'ego – Wydaje się, że nic nigdy nie jest dla ciebie odpowiednie, prawda, Harry? Właśnie wtedy, gdy myślisz, że życie zmieniło się na lepsze, coś postanawia to zepsuć.
- To jest nas dwójka, prawda? – wymamrotał Harry – Ty ze swoim niechcianym dzieckiem i ze mną, kochającym mężczyznę, który go nie chce.
- Harry, nie masz racji. To nie tak, że Tom cię nie chce...
- Tak, tak właśnie jest. On mnie nienawidzi. Absolutnie gardzi mną – Hermiona zmarszczyła brwi i potrząsnęła głową.
- Dlaczego tak myślisz?
- Ciągle o tym myśli. Słyszę to.
- Wiesz co?
- Och, przestań mówić, że nie mam racji.
- Chciałam opowiedzieć ci kolejną krótką historię.
- To, to samo – Hermiona spojrzała ze smutkiem na przyjaciela.
- Pamiętam znacznie starszego chłopca, chłopca, który widział śmierć i odrodzenie wielkiego zła. Pamiętam tego chłopca, który kiedyś się uśmiechał i żartował z przyjaciółmi, nagle krzycząc na nich, na wszystkich. Nazwał ich niemiło, powiedział, że ich nienawidzi. Ale wiesz co? Nie miał tego na myśli. Był po prostu zły na świat i wszystko, co zostało na jego barkach. Był zły, że wszystko zależało od niego – Harry zagryzł wargę i odwrócił wzrok.
- Odejdź, Herm – Hermiona przytuliła Harry'ego.
- Nie zrobię tego, bo tak naprawdę nie masz tego na myśli. Jesteś teraz po prostu zły i zawsze mówisz złe rzeczy, gdy jesteś zły. Rzeczy, których tak naprawdę nie masz na myśli – Harry odwrócił się i zapłakał w jej koszulę.
- ~ * ~ -
- Tomie Marvolo Riddle, otwórz te cholerne drzwi, do Merlina!
- Powiedziałem: Idź sobie. Nie rozmawiam z nikim.
- Wolałbyś, zamiast tego słuchać, jak krzyczę, zanim ochrypnę? Nie odejdę, bo tobie nie chce się podnieść dupy! – Drzwi otworzyły się gwałtownie i Ginny stanęła twarzą z rażącymi szkarłatnymi oczami. Oczami, które już jej nie przerażały – Więc wpuścisz mnie do środka? – Tom wypuścił gniewnie powietrze i cofnął się, by ją wpuścić, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Czego, kurwa, chcesz, Ginewro? – Ginny zapaliła lampę, uśmiechnęła się.
- Z pewnością podoba Ci się tutaj, gdy próbujesz nie płakać – Tom wskazał różdżką na jej gardło.
- Czego chcesz? – Ginny uniosła brew – Wiesz, że później pożałujesz, jeśli mnie zabijesz, Tom, więc przestań mnie straszyć. To robi się uciążliwe.
- Kobiety – syknął, wściekle podchodząc do niej i rzucając się na łóżko – Odejdź, Gin. Nie rozmawiam z tobą.
- Więc po prostu mnie posłuchasz – powiedziała stanowczo Ginny, krzyżując ramiona na piersiach i patrząc na niego groźnie – A ty będziesz słuchać, albo inaczej uderzę cię w głowę poduszką.
- Nie bądź małostkowa, Ginewro.
- Posłuchaj siebie! Hipokryta!
- Uważaj na język – warknął Tom ze złością. Ginny wydęła wargi.
- Nie mów mi, co mam robić, kiedy nawet nie słuchasz siebie. Dlaczego jesteś zły na Harry'ego?
- Zignorował mnie i sobie poszedł – odpowiedział natychmiast Tom.
- Oko za oko. Dlaczego jesteś naprawdę zły na Harry'ego? – Tom spojrzał na nią w milczeniu – Czy chciałbyś, żebym powiedziała ci, dlaczego jesteś na niego zły? – Zapytała chłodno Ginny. Kiedy nie odpowiedział, kontynuowała: – Jesteś zły, bo Harry ma rację. Kontaktowałeś się z kimś innym, aby uzyskać informacje na temat jego rodziny i nigdy mu nie powiedziałeś, nigdy nawet nie rozważałeś z nim rozmowy na ten temat. Mogę się założyć, że nigdy nie planowałeś mu powiedzieć. Prawdopodobnie dowiedziałby się o śmierci Dursleyów z gazety – Ginny potrząsnęła głową – Naprawdę, Tom. Jak na siedemdziesięcioletniego faceta jesteś cholernie głupi, jeśli chodzi o miłość i ludzi, prawda?
- Nie masz pojęcia, o czym mówisz.
- Jesteś pewien? – Ginny wzruszyła ramionami – W porządku. Chyba masz rację. W końcu co mogę wiedzieć o miłości lub ludziach ? To znaczy, jasne, mam chłopaka i tak dalej, i dorastałem otoczona rodziną, ale oczywiście nie mam pojęcia, o czym mówię – Zmrużyła oczy na Mrocznego Lorda, który w odpowiedzi skrzywił się – Tom, wyjaśnijmy to wszystko, bo chyba tego nie zauważyłeś: Harry jest kruchy, tak jak ty; Harry miał gówniane życie, tak jak ty; kiedy ktoś atakuje Harry'ego, on odpowiada walką tak, jak ty. Nie, Harry nie dba o Dursleyów, ale to nie znaczy, że chce, żeby ktoś próbował ich zabić bez uprzedniej rozmowy. Powiedz mi, Tomie Riddle. Jakbyś się czuł, gdyby jakaś inna osoba poszła i zabiła twojego ojca, nie mówiąc ci, że to zrobi, tylko dlatego, że myślała, że to ci pomoże? – Dodała cicho, zanim odwróciła się i wyszła z pokoju.
- ~ * ~ -
- I jak? – Ginny westchnęła i ostrożnie usiadła na kanapie obok Teodora.
- Cóż albo mnie zabije za obrażanie go i jego inteligencji, albo wyciągnie głowę z tyłka i przeprosi Harry'ego.
- Ty, panno Weasley, nie masz nic, jeśli nie posiadasz odwagi – zdecydował Lucjusz, popijając filiżankę herbaty.
- Jestem Gryfonką, proszę pana; odwaga to wszystko, co możemy mieć – odpowiedziała bez ogródek Ginny.
- Nie jesteś idealną Gryfonką i wiesz o tym – Draco prychnął.
- O co ci chodzi?
- Masz więcej do zaoferowania, niż odwaga – Ginny zatrzasnęła dłoń na ustach Teodora, gdy Ślizgon otworzył ją, by dodać coś do rozmowy.
- Spokój – Teodor skrzywił się, a pozostała dwójka się zaśmiała.
- Przynajmniej ktoś się dobrze bawi – mruknęła Hermiona, prowadząc Harry'ego do pokoju – O czym wszyscy mówicie?
- Co Gryfoni mają do zaoferowania – zapewniła Ginny, trzymając dłoń na ustach Teodora – Wszystko w porządku, Harry? – Harry wzruszył ramionami.
- Nie zamierzam skakać z Wieży Astronomicznej, jeśli o to ci chodzi.
- Mam nadzieję, że nie, to trochę daleko stąd – powiedział Tom od strony drzwi. Harry odwrócił się i spojrzał na mężczyznę, podczas gdy wszyscy obserwowali go ostrożnie.
- Czego chcesz? – Tom westchnął.
- Spieprzyłem. Powinienem z tobą porozmawiać. Przykro mi – Harry skrzyżował ramiona na piersi.
- Ćwiczyłeś tę formułkę, czy mówisz to, co masz na myśli? – Tom otworzył usta, by odpowiedzieć, gdy poduszka uderzyła go w twarz. Odwrócił się, by spojrzeć na Ginny, która wzruszyła ramionami.
- Mówiłam ci, żebyś uważał, prawda? Nie krzycz.
- Nie miałem...
- Ach! – Ginny mu przerwała – Tak, miałeś. Jak możesz pokazać Harry'emu, że masz na myśli to, co powiedziałeś? – Tom skrzywił się, a dziewczyna zacisnęła zęby ze złości przez długą chwilę. Ginny spojrzała na niego gniewnie, a oczy płonęły niebezpiecznie. Tom westchnął, poddając się i ze smutkiem spojrzał na Harry'ego.
~ Naprawdę przepraszam, kochanie.Masz rację. Powinienem z tobą porozmawiać. Nie miałem na myśli tych wszystkich rzeczy, które powiedziałem. Wiesz, że naprawdę mi na tobie zależy. I nie powinienem był tracić panowania na tobie. To było... głupie... z mojej... strony. ~ Harry patrzył na niego uważnie.
~ Jesteś kompletnym palantem, Tomie Riddle. Powinienem cię nienawidzić.
~ Ale? ~ Harry zrobił krok do przodu i mocno przytulił Toma.
~ Ale mam dość nienawiści i za bardzo cię kocham.
~ Hum, to chyba na moją korzyść. ~ Tom uśmiechnął się złośliwie, całując czubek głowy Harry'ego.
~ Niewielką. ~ Harry prychnął, uwalniając się od Czarnego Pana z niebezpiecznym uśmiechem.
- Co masz w zanadrzu? – zapytał ostrożnie Tom.
- Twoją nagrodę – odparł Harry jasno, a zielone oczy zalśniły psotnie, po czym pstryknął palcami. Tom jęknął, gdy czerwone, świąteczne włosy opadły mu na twarz, a pozostali mieszkańcy pokoju zaśmiali się histerycznie.
- Czerwone włosy? – Harry pokiwał głową z radością.
- Specjalnie dla ciebie i nie usunę ich, dopóki nie wrócimy do szkoły.
- Harry...?
- Mój Panie? – Lucjusz zachichotał. Tom odwrócił się do niego, odgarniając włosy z oczu, by spojrzeć na Śmierciożercę – Myślałem, że powiedziałeś, że nie robi ci żartów.
- Och, Tom kłamał – Harry machnął ręką nonszalancko – Nawiasem mówiąc, kochanie, wyglądasz uroczo – Tom podniósł rękę.
- Liczę do pięciu, żebyś stąd uciekł, jak najszybciej.
- To jest urocze – Ginny zaoferowała z uśmiechem.
- Ty też. Pięć... – Opuścił jeden palec.
- Gramy w chowanego! – Harry krzyknął radośnie, po czym uciekł z pokoju.
- Tom szuka! – Ginny zgodziła się, zanim wybiegła przez kolejne drzwi. Śmiejąc się, Teodor, Hermiona i, ku przerażeniu Lucjusza, Draco poszli za ich przykładem. Lucjusz uniósł brew w stronę Toma, gdy starszy mężczyzna rzucił się na krzesło, odgarniając włosy.
- Mój Panie?
- Ani słowa, Lucjuszu – warknął Tom, wskazując różdżką na szarookiego mężczyznę – Ani jednego, pieprzonego słowa – Lucjusz się roześmiał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro