Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 22

Tom obudził się nagle, gdy jego różdżka zaczęła powoli ogrzewać jego dłoń. Ustawił ją tak, żeby zdążyli obudzić się i znaleźć się na śniadaniu na czas.

Spojrzał na nastolatka śpiącego spokojnie w jego ramionach ze smutkiem. Harry nie zasłużył na nic, co go spotkało. Był najlepszą osobą, pomimo jego przeszłości.

- Za dużo myślisz... - wymamrotał Harry, otwierając oko, by zerknąć na Toma.

Tom uśmiechnął się.

- Dzień dobry.

Harry prychnął.

- Nienawidzę wstawać. Dlaczego musimy budzić się tak wcześnie i to jeszcze w sobotę? To nie ma sensu. Nie ma.

- Ponieważ jesteś Harrym Potterem, a ja jestem Lordem Voldemortem, a przynajmniej pracuję dla wspomnianego Czarnego Pana i jeśli nie będziemy na śniadaniu, Zakon Flaming Flamingo przeszuka cały świat w poszukiwaniu ciebie i zrzucą winę na mnie.

Harry przewrócił oczami.

- Rano grasz komika, co?

- Przeciwnie, raczej gardzę porankami. Wydawało mi się, że jeżeli cię rozśmieszę, wyjdziemy szybciej, niż jeżelibyś narzekał, albo coś.

Harry próbował ukryć uśmiech.

- Czyżby?

- Owszem. - Tom uniósł brew w stronę nastolatka. - A teraz, Harry, wielki uśmiech dla złego Czarnego Pana, który już nie chce cię zabić.

- Twoje poczucie humoru jest do kitu, Tom.

- Czyżby? - Harry wzdrygnął się.

- Naprawdę nie potrzebowałem tego mentalnego obrazka tak wcześnie rano.

- Więc nie powinieneś go wyczarować - odparł Tom. - A teraz, chodź, powinniśmy zabrać Gin, żebyście mogli udawać, że oboje przeżyliście najlepszą noc w swoim życiu i sprawić, by pan Weasley zmienił odcień czerwieni, który wcześniej znajdował się tylko na poziomie zbyt dojrzałych pomidorów.

- Jakie bogate słownictwo - skomentował Harry, wyciągając się z objęć Toma, by się rozciągnąć.

- Tylko tak wcześnie rano albo kiedy tracę panowanie nad idiotycznym Śmierciożercami. - zamruczał Tom, siadając. - Co mi przypomina, czy możesz mi napisać listę wszystkich krzywd spowodowanych przez moich Śmierciożerców i kto to zrobił, abym miał powód, żeby się nimi pobawić?  - Harry odwrócił się i gapił na Toma. - Albo nie. - Tom wzruszył ramionami. - To była tylko sugestia, Harry. Proszę, nie patrz tak na mnie. - Harry potrząsnął głową i wstał z łóżka, szukając szaty.

- Czasami martwię się o ciebie i twoją definicję "zabawy", Tom. - Tom wyciągnął rękę i delikatnie pociągnął za kosmyk wciąż długich włosów Harry'ego.

- Całus? - Harry spojrzał na niego spode łba.

- Poproś. - Tom zrobił minę.

- Nie chcę prosić o pocałunek gryfonociołka.

- Jesteś taki niedojrzały.

- Och, daj spokój, Harry... - Tom wyglądał na tak smutnego, jak tylko mógł, kiedy Harry wkładał swoją szatę. - Proszę, pocałujesz mnie? - Przewrócił oczami i odwrócił się, aby dać Ślizgonowi krótki całus, po czym odwrócił się ponownie, aby zapiąć szatę. Tom skrzywił się i pociągnął Harry'ego na kolana, sprawiając, że nastolatek pisnął.

- To nie był pocałunek, panie Potter - poinformował młodszego czarodzieja, zanim wciągnął Harry'ego w długi pocałunek. Tom odsunął się, patrzył triumfalnie, jak Harry z trudem łapał oddech.

- Dupek - poinformował go Harry, z trudem łapiąc powietrze.

- I co zamierzasz z tym zrobić? - Harry rzucił tunikę Toma z balu na jego twarz i uśmiechnął się złośliwie.

- To. - Potem odskoczył, żeby dokończyć zapinanie szaty. Tom spojrzał na Harry'ego gniewnie, po czym wstał z łóżka, mamrocząc zaklęcie, które przekształciło jego tunikę w szaty, które nadawałyby się do noszenia w ciągu dnia. Naciągnął szatę, gdy Harry zakładał buty. - Jak planujemy stąd wyjść?

- Wyjściem. - Harry podniósł wzrok.

- Jest tu inne wejście?

- Nie. Można tędy tylko wyjść. Otwiera się w pobliżu mojej kwatery.

- Czyli dlatego wybrałeś akurat tamto pomieszczenie?

- Oczywiście.

- A myślałem, że znam Hogwart lepiej niż ktokolwiek inny. - Tom wzruszył ramionami, wkładając własne buty, które przemienił z sandałów w coś wygodniejszego.

- Prawdopodobnie nie wiesz o niektórych miejscach, o których inni mogą wiedzieć. To wyjście jest tylko jednym z nich.

- Gdybym wiedział, jak je dodać do mapy, to bym to zrobił...

- Mapy?

- Tak. Niesławnej Mapy Huncwotów.

- Oookej... Kim byli Huncwoci?

- James Potter, Syriusz Black, Remus Lupin i... - Twarz Harry'ego pociemniała. - Peter Pettigrew.

- O tym nie wiedziałem. - Tom wzruszył ramionami. - Bierz pelerynę i idziemy. - Harry przewrócił oczami i zarzucił pelerynę na ramiona.

- Gotowy. - Tom otworzył drzwi, a Harry stanął obok niego. Stanęli twarzą w twarz z Salazarem Slytherinem. Harry mocno chwycił Toma za ramię, ale tym razem nie schował się za nim. Tom tylko uniósł brew, patrząc na przodka.

- Tak?

- Wychodzicie?

- Tak.

- A wrócicie?

- Prawdopodobnie.

- Razem?

- I może osobno. - Salazar wyglądał na nieco zaskoczonego.

- Osobno?

- Harry jest wężousty.

- Naprawdę? - Salazar spojrzał na Harry'ego zielonymi oczami, tak podobnymi do tych chłopca.

;Tak...; Harry syknął wyzywająco.

Salazar zmarszczył brwi.

;Gryfon z moim darem?; Harry wskazał na swoją głowę.

;Kiedy byłem niemowlęciem, Tom przeklął mnie i wtedy zdobyłem cząstkę jego mocy. To tylko jeden przykład. W każdym razie Tiara powiedziała, że równie dobrze mogłem być w Slytherinie;

;Nie to miałem na myśli; Odparł Salazar, po czym zwrócił do Toma. ;Będę go akceptować i oczywiście ciebie, ale nikt inny nie będzie tutaj bezpieczny. Wiedz o tym, Marvolo, mały Gryfonie;

;Oczywiście, Slytherinie; Tom lekko pochylił głowę.

Harry skrzywił się.

;Nazywam się Harry lub Potter, jeśli już musisz. Nie podoba mi się nazywanie mnie poprzez przynależność do mojego Domu; Tom westchnął, gdy Salazar uniósł brew, patrząc na najmłodszego czarodzieja.

;Będę cię nazywać małym Gryfonem. Przyzwyczaj się do tego; Grymas Harry'ego pogłębił się. Tom położył dłoń na ustach Harry'ego, zanim nastolatek stracił panowanie nad sobą.

- Harry, kochanie, musimy już iść. 

W porządku. Nadeszła zirytowana odpowiedź. 

Tom z szacunkiem skinął głową swojemu przodkowi. - Slytherinie.

- Marvolo. - Salazar pokiwał głową w odpowiedzi. - Mały Gryfonie. - Harry parsknął i przemknął obok mężczyzn w kierunku wyjścia. Tom przewrócił oczami na zachowanie chłopca i podążył za nim. Salazar westchnął za nimi.

- Przeszłość lubi się powtarzać. Oby nie podzielili naszego losu, Godryku... - powiedział, gdy byli poza zasięgiem słuchu.

-~*~-

- Marcus! Harry! - Ginny uśmiechnęła się i otworzyła drzwi do Pokoju Życzeń na oścież, by wpuścić dwóch czarodziejów. Tom i Harry wślizgnęli się, uśmiechając się do dziewczyny i Teodora, który ostrożnie siedział na kanapie. Harry rzucił się na kanapę obok chłopca. 

- Stało się coś? - Teodor skinął głową na Ginny, która cicho rozmawiała z Tomem.

- Ona jest szalona, ​​wiedziałeś o tym?

- Tak. - Harry przewrócił oczami. - Co zrobiła tym razem?

- Nigdy nie pozwalaj jej zbliżać się do pióra i gołej skóry. - Harry skrzywił się.

- Mogłem cię uprzedzić. - Młodzi czarodzieje wymienili spojrzenia, po czym parsknęli śmiechem. W tym momencie Ginny spojrzała na dwójkę chłopców na kanapie.

- Okej, Marcusie, obiecuję, że nie będę go męczyć na temat zeszłej nocy. Dlaczego to takie ważne? - Brązowe oczy spotkały się z fałszywym turkusem. Tom westchnął.

- Gin, to skomplikowane. Harry powie ci, kiedy będzie gotowy, nie wcześniej. A na razie, po prostu zostaw go w spokoju, dobrze? - Ginny zmarszczyła brwi, a Tom zobaczył oczami wyobraźni, jak trybiki w jej głowie obracają się, zanim coś kliknęło i zmrużyła oczy.

- Powstrzymam też resztę przed pytaniem go o to. - Tom odetchnął z ulgą. Jeśli ktokolwiek zdoła zrozumieć niechęć Harry'ego do większości kontaktów fizycznych, a zwłaszcza seksualnych, byłaby to właśnie Ginny. Co więcej, nie będzie dręczyła go za to i ochroni go przed innymi.

- Dobrze. Po prostu traktuj go normalnie.

- Jasne. - Ginny zmarszczyła brwi, patrząc na swojego chłopaka i chłopca, który był dla niej jak brat. - To z pewnością wiele wyjaśnia... - Potarła ramiona. - Będę miał na niego oko. Bez obaw. - Usta Toma drgnęły.

- Na pewno nie chcesz dla mnie pracować?

- Ach... obiecuję ci, że to przemyślę...

- I zdecydujesz, kiedy wojna się skończy? - Zapytał mężczyzna z rozbawionym uśmiechem.

- Dokładnie. Skontaktuj się ze mną, niezależnie od tego czy wygrasz, czy przegrasz, a wtedy dam ci odpowiedź - powiedziała Ginny tak poważnie, jak tylko mogła. Czarownica wytrzymała pół minuty, zanim wybuchła histerycznym śmiechem. Tom mrugnął do dwóch młodych czarodziejów na kanapie.

- Po prostu próbuję rekrutować, czy coś tam. - Odwrócił się i ruszył do drzwi. - Zobaczymy się później. Trzymajcie się - dodał, zanim wyślizgnął się przez drzwi. Harry przewrócił oczami i wstał.

- Zaufaj Marcusowi, a on spróbuje zrekrutować Weasleya. Ten człowiek nie ma w ogóle zdrowego rozsądku. - Ginny potrząsnęła głową i spojrzała poważnie na chłopaka.

- Harry, pomyśl. Mój przybrany brat, mam na myśli ciebie, jest zakochany w najwyżej postawionym popleczniku Voldemorta, a mój prawdziwy chłopak - pomachała do Teodora, który patrzył w milczeniu z nieczytelną twarzą. - Jest jego zwolennikiem. Weasley czy nie, jestem już w środku obozu Voldemorta. - Mrugnęła. - Ostateczny wróg, pamiętasz? - Harry przewrócił oczami.

- Czyli teraz jest nas dwójka. Wspaniale.

- Chyba czegoś tu nie rozumiem - przerwał Teodor.

- Och, Harry i ja rozmawialiśmy o związku jego i Marcusa latem i określiliśmy Harry'ego jako "ostatecznego wroga", ponieważ jest on symbolem Światła i jest w związku z jednym z głównych Śmierciożerców - wyjaśniła Ginny. Teodor wyglądał na zamyślonego.

- Masz rację. Harry Potterze, wierzę, że jesteś najlepszą rzeczą, jaka przytrafiła się Mrocznej Stronie.

- A co ze mną? - spytała Ginny z lekkim dąsem.

- Gin, droga siostro - odpowiedział Harry z miłym uśmiechem. - Jesteś też dość dobrym atutem, ale, o ile dobrze pamiętam, wciąż jesteś zbyt przywiązana do Światła, by w pełni pomagać Mrokowi.

- Harry uważa się za szarego - wyjaśniła Ginny Nottowi, na co ten prychnął.

- Harry ma teraz rację. - Spojrzał na zegar. - Idźcie na śniadanie. Spotkamy się później, razem z Pansy i Draco.

- A co z Binim? - zapytał Harry, mrugając.

- Seam go upił. Spędzi poranek w Skrzydle Szpitalnym - wyjaśniła Ginny. Harry skrzywił się.

- Cudownie.

- Och, daj spokój. - Ginny złapała Harry'ego za ramię i na wpół wyciągnęła starszego nastolatka z pokoju, a po ich wyjściu Teodor wybuchnął śmiechem.

-~*~-

- Gdzie byliście wczoraj w nocy? - Zapytał Ron, stojąc przed dwoma "kochankami" z Gryffindoru. Harry i Ginny wymienili spojrzenia, po czym wzruszyli ramionami.

- Spaliśmy - odpowiedziała Ginny, a Harry wziął kolejny kęs tostów.

- Że co? - Ron zapewne chciał, by jego głos zabrzmiał zabójczo, ale niezbyt mu to wyszło.

- Spaliśmy, Ron. Czyli robiliśmy to, co najprawdopodobniej i ty - dodał Harry, nonszalancko wzruszając ramionami.

- Po tym, jak zdał sobie sprawę, że nie wrócimy - zgodziła się Ginny, delikatnie nabijając widelcem kilka jajek i wkładając je do ust.

- Harry, wyglądasz jak dziewczyna - rzucił Ron.

- Dziękuję Ron - odpowiedział po prostu Harry.

- Ginny, jak możesz spać z facetem, który wygląda jak dziewczyna? - Ginny rzuciła swojemu bratu zimne spojrzenie.

- Ron, próbujemy jeść. Idź poirytować kogoś innego.

- Że co? - Ron wyglądał na bardzo zmieszanego nagłym chłodem ze strony swojej jedynej siostry.

- Ronaldzie Weasley, idź do diabła - syknęła Ginny i zmrużyła oczy. Teraz, kiedy wiedziała, na co należy uważać, zauważyła, że ​​Harry napiął się lekko. Jego słowa dotknęły ​​Harry'ego, a ona nie zamierzała pozwolić, by ta rozmowa trwała dalej.

- Nie waż się...

- Łasico, Ginewra kazała ci odejść. - Dobiegł ich głos Draco. - Sugeruję, żebyś się jej posłuchał. - Ron obrócił się do Draco, Pansy i Teodora. Trójka Ślizgonów nie wyglądała na zbyt zadowolonych z zachowania rudego Gryfona. Nawet Hermiona, która obserwowała "dyskusję" z dystansu, marszczyła brwi. Ginny wpatrywała się w swojego brata, podczas gdy Harry spokojnie jadł swoje śniadanie, będąc pewnym, że jego przyjaciele mają wszystko pod kontrolą. Rudowłosy Gryfon uznał, że nie ma szans i odszedł w gniewie.

- Cholerna łasica. - Draco zaszydził z najmłodszego Weasleya.

- Czyż nie? - Ginny wstała i lekko się przeciągnęła. - Chodźmy. Możemy skorzystać z pokoju GD.

- Co do tego, kto wymyślił tą nazwę? - zapytała Pansy, gdy Harry również wstał i grupa skierowała się do drzwi z Sali.

- Ja - powiedziała Ginny, patrząc na drugą dziewczynę z irytacją.

- Gin, bez obrazy, ale to kiepska nazwa.

- Obrazowała to, co musiała - powiedział Harry.

- Snape na szóstej - syknął ostrzegawczo Teodor. Harry uśmiechnął się złośliwie i objął prowadzenie.

- Znam skrót, o którym on nie wie.

- Czy on nie jest po prostu najlepszy? - spytała Ginny, trzepocząc oczami, nawet gdy mocno trzymała dłoń Teodora.

- Być może - zgodził się Draco, gdy Harry skinął na nich, by wślizgnęli się pod gobelin, który ukrywał fałszywą ścianę. - Nikt nie zna tej szkoły tak jak nasz Harry. - Harry wzruszył ramionami.

- Nie wiem wszystkiego, Dray. Marcus udowodnił mi to ostatniej nocy, kiedy zabrał mnie z powrotem na drugie piętro.

- Drugie piętro? Czy to tam jest Komnata Tajemnic? - zapytał nagle Draco.

- Eh? Cóż, wejście, tak - zgodził się Harry.

- Dray, dlaczego cię to obchodzi? - Zapytała przebiegle Ginny.

- Ciekawość?

- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła*, panie Malfoy - rozległ się głos Snape'a, gdy wyłonił się z cienia i spojrzał na grupę.

- Profesorze, czy jest jakiś powód, dla którego pan nas śledzi? - zapytał Harry.

- Owszem, panie Potter. Widzisz, to wszystko dla twojego bezpieczeństwa - powiedział Snape tak radosnym głosem, na jaki tylko mógł się zdobyć.

- Bezpieczeństwa? Mojego? Chyba nie. - Harry zmrużył oczy.

- Ach, ale tak jest. Expelliarmus. - Pięciu uczniów skuliło się nieco, gdy ich różdżki opuściły ich dłonie i wpadły w czekającą rękę Snape'a. - Dyrektor prawdopodobnie będzie chciał porozmawiać z wami wszystkimi. 

Tom? To byłby idealny moment na nagłe pojawienie się!

Harry krzyknął w myślach, nawet kiedy zadał szpiegowi kolejne pytanie. - Nie możesz oczekiwać, że ci się to uda.

- Mnie? Nie. To sprawa Dumbledore'a.

- Sprawa Dumbledore'a? - zapytała Ginny. - Jak to?

- Nie pytaj mnie, co staruch ma w rękawie.

- Być może planuje wysłać Marcusa do Voldemorta z informacją, że jesteś szpiegiem - powiedział zimno Harry. - A tak przy okazji, Marcus już się dowiedział, dzięki Dumbledore'owi. - Oczy Snape'a zwęziły się w szparki, gdy wycelował różdżką w Harry'ego.

- Wkrótce może mieć miejsce wypadek, panie Potter. Przyśpieszmy go.

- Lepiej, żeby nie było żadnych wypadków, Severusie - zimny głos Toma ostrzegł ich o swojej obecności, zanim pojawił się na środku korytarza. Harry uznał, że to kolejna z "rodzinnych tajemnic" Toma.

- Marcus. - Severus skrzywił się, patrząc na drugiego mężczyznę. - Po prostu zabieram te dzieci do dyrektora.

- W takim razie powinni mieć różdżki i nie kulić się w strachu - odparł Tom. - I powiem ci teraz, gdyby nie Harry, byłbyś martwy. Oddaj ich różdżki, Severusie.

- Nie masz nade mną władzy. - Tom uniósł brew w stronę Opiekuna Slytherinu.

- Wierzę, że mam informacje, które szybko pozbawią cię łaski Czarnego Pana, Severusie. Przeżyjesz dłużej, jeśli tylko mnie posłuchasz i pozwolisz mi zajmować się moimi uczniami w sposób, który uważam za odpowiedni. - Severus zbladł bardziej niż zwykle na tę groźbę.

- Wygrałeś tę rundę, Marcusie Brutùsie - syknął, wręczając Dziedzicowi pięć różdżek. Potem odwrócił się i ruszył korytarzem. Tom prychnął.

- Wierzę, że wygrałem także wiele innych, które mają dopiero nadejść. - Podał po kolei różdżki uczniom i każdy chwycił swoją własność, Harry wziął ostatnią i mocno chwycił dłoń Toma. Tom westchnął i przytulił nastolatka, opierając brodę na czubku głowy Harry'ego.

Wszystko w porządku, Harry?

Chyba tak...

Tom spojrzał na pozostałych uczniów. Ginny obejmowała Teodora. Pansy mocno ściskała dłoń Draco, podczas gdy blondyn próbował ukryć, ile bólu mu to sprawiało.

- To jest niedorzeczne. Wasza piątka i Zabini oczywiście nie możecie się już czuć bezpiecznie w tej szkole. Wszystko przez dyrektora-idiotę. - Harry wymamrotał coś w szaty Toma. - Co to było, Harry? - zapytał cicho Tom. Harry podniósł wzrok z uśmieszkiem.

- Cholerny stary zgred. - Ginny, która słyszała opowieść o wolności Zgredka, zachichotała cicho, starając się stłumić śmiech w szacie Teodora. Tom uniósł brew na pozostałych Ślizgonów, którzy wzruszyli ramionami, a potem na Harry'ego.

- Czy mogę zapytać, z czym to ma związek?

- Dumbledore pozwolił Zgredkowi się tak do niego zwracać - wyjaśnił Harry, wciąż szeroko się uśmiechając. Tom jęknął.

- Dlaczego ja? - Wszyscy uczniowie się zaśmiali.


= = = * ^ * = = =

*To piekielne przysłowie...

"Curiosity killed the cat" jest oczywiście angielskie, jednak dosłownie przetłumaczona wersja "Ciekawość zabiła kota" istnieje, choć jest praktycznie nieużywana.

Naszą wersją jest "Ciekawość to pierwszy stopień do piekła", ale starałam się tego uniknąć, odkąd jest to uniwersum Harry'ego Pottera, a czarodzieje (raczej) nie wierzą w Boga, Niebo, Piekło itd. Plus to Anglia...

Ale w porządku, niech będzie stopień do piekła xP

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro