Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 19

- Och... Merlinie...

- O co chodzi, Herm? - zapytał Harry, nie podnosząc wzroku znad tostów.

Prorok Codzienny został wepchnięty tuż przed jego nos. Upuścił tost, aby go wziąć, i przeczytał ogromny tytuł na pierwszej stronie:

Atak Śmierciożerców na Ministerstwo! 16 Zabitych, 69 Rannych!

Harry zakrztusił się i upuścił gazetę. Ginny złapała ją, zanim wylądowała w grzance chłopaka i przeczytała całą historię, a jej twarz zbladła.

- Co z tatą? - Zapytała Rona, kiedy skończyła czytać.

Ron podniósł list, którego nikt wcześniej nie zauważył, a potem w ciszy przekazał go Ginny, ponieważ nikt jeszcze nie zdjął z niego Zaklęcia Wyciszającego z zeszłej nocy, a Harry zdecydował, że Urok będzie trwał, dopóki nikt się nie ulituje nad Weasleyem i nie zdejmie z niego zaklęcia.

- Wszystko z nim w porządku. Podobnie z Percym. To nie była ich zmiana - powiedziała Ginny pozostałym. Wszyscy odetchnęli z ulgą.

- Ale nie wszyscy mieli tyle szczęścia - mruknął Harry, kiwając głową w kierunku, w którym uczniowie byli wyprowadzani przez opiekunów domów. Kilku młodszych Gryfonów poszło za McGonagall i ulga zniknęła. - To będzie bardzo smutna wycieczka do Hogsmeade. Zakładając, że pozwolą nam w ogóle iść.

- Oby pozwolili! - krzyknęła Lavender Brown, która podsłuchiwała rozmowę przyjaciół.

Harry zwrócił zmęczone zielone oczy na dziewczynę. - Lavender, ludzie właśnie stracili rodziny. Nigdy nie wiemy, gdzie uderzy Voldemort. Wolałabyś zginąć podczas kupowania cukierków, czy zostać w Hogwarcie, gdzie będziesz bezpieczna i zawsze możesz poprosić skrzaty o posiłek?

- Nie zaatakuje w dzień! -  Zawołał gniewnie chłopiec z czwartego roku.

- A my musimy mieć przecież stroje na Bal Halloweenowy! - Krzyknęła Parvati Patil.

Ginny wstała i położyła dłoń na ramieniu Harry'ego. - Harry, daj spokój. Chodźmy gdzie indziej. Wrzaski nie pomogą.

Harry również wstał, ale spojrzenie, którym obdarzył pozostałych z jego Domu, którzy nie dbali o to, co się właśnie wydarzyło, mogło zabić. - To nie jest żadna zabawa, idioci. Nie możecie zostać zabici, a następnie poprosić o powtórkę. Macie tylko jedną szansę. Pewnego dnia, być może wcześniej, niż myślicie, stanie się to dla was rzeczywistością. Do tego czasu możecie żyć sobie z tą waszą szczęśliwą nieświadomością. Jednakże, gdy staniecie twarzą w twarz ze Śmierciożercą i zdacie sobie sprawę, jak bardzo jest źle, nie próbujcie mnie znaleźć; Nie pomogę wam. - Odwrócił się i wyszedł z Sali.

W ciszy, która zapadła, Ginny przeniosła wzrok na stół prezydialny i zauważyła, że ​​nie ma tam Toma. Potem pospiesznie poszła znaleźć swojego „chłopaka".

Zapadła cisza, kiedy przekroczyła próg drzwi i skrzywiła się na milczenie innych. Harry, myślę, że w końcu zmusiłeś resztę do myślenia.

-~*~-

- No chodź.

- Gin, czy nie zwracałaś uwagi na to, co powiedziałem wcześniej?

- Zwracałam. - Ginny przewróciła oczami. - A Dumbledore wysyła nas w grupach z nauczycielami. Inni Gryfoni już poszli. Jeśli się pospieszymy, możemy iść ze Ślizgonami. W każdym razie wiesz równie dobrze jak ja, że ​​nie zaatakuje Hogsmeade.

Harry spojrzał na dziewczynę znad książki o Czarnej Magii, będącą pod iluzją księgi od Transmutacji. - Nie mam ochoty na cukierki i żarty, Gin. Idź sama.

Ginny złapała Harry'ego za ramię i wyciągnęła go z łóżka. Wylądował na podłodze z trzaskiem. - Nadal nie masz stroju na Bal Halloweenowy, a potrzebujesz dobrego. Mówiłam ci, żebyś sobie coś kupił, ale ty cały czas spędzałeś z Tomem. Jeśli zaraz się stąd nie ruszysz, pójdziesz na bal nago!

Harry jęknął, gdy wstawał. - Tak mamo.

Ginny uderzyła go w tył głowy. Mocno.

- Au! Za co to było!?

- Za taki język? - Ginny wzruszyła ramionami, a następnie zaciągnęła Harry'ego do holu wejściowego.

- Więc udało ci się go przyprowadzić. - Draco uśmiechnął się złośliwie do Gryfona.

- Tęskniłeś za mną? - odparł Harry.

- Och, zdecydowanie. - Draco skinął głową.

- Zmieniając temat, świetne przedstawienie to wcześniej - powiedział lekko Blaise.

- Przestraszyłeś wszystkich i może wreszcie pójdą po rozum do głowy. - Pansy zgodziła się radośnie.

Harry przewrócił oczami. - O rany, dzięki. Naprawdę właśnie to chciałem osiągnąć.

- Z twoją rodziną wszystko w porządku? - Nagle Teodor zapytał Ginny. Cała uwaga została skierowana na dziewczynę.

- Tak. To nie była ich zmiana. - Dziewczyna skinęła głową. Wszyscy Ślizgoni odetchnęli z ulgą.

- To dobrze. - Odwrócili się na głos Toma. On i Snape zbliżali się do nich. - Profesor Snape i ja będziemy wam towarzyszyć w drodze do Hogsmeade. Wszyscy powinni wiedzieć dlaczego, może z wyjątkiem pana Pottera, który nie jest bynajmniej skłonny do postępowania zgodnie z zasadami. - Mrugnął do Harry'ego, a chłopak odwrócił się z gniewnym spojrzeniem.

- Nie będzie żadnej samowolki. Nie możecie zdecydować nagle, że chcecie być w innej grupie. Zanim pójdziemy do następnego sklepu, czekamy na pozostałych i nie będziecie marudzić - powiedział ostro Snape. - Jeśli coś się stanie, macie natychmiast mnie powiadomić.

- A co z profesorem Brutùsem? - zapytała Pansy.

- Och, ze mną? - Tom uśmiechnął się. - Widzicie, profesor Snape tak naprawdę mi nie ufa. Właśnie dlatego jest nas dwóch. Chce mieć mnie ciągle na oku. - Mrugnął do uczniów, z których większość zachichotała.

Snape spojrzał na Toma gniewnie. - Bardzo dobrze. Ruszajmy. - Odwrócił się i szybko wyszedł przez drzwi na drogę.

Uczniowie szybko podążyli za nim, Harry, Draco, Ginny, Pansy, Blaise i Teodor byli na samym końcu.

- Ach, pewnego dnia zdobędę zaufanie moich współpracowników. - Tom westchnął, zrównując krok z Harrym i Ginny.

- Śnij dalej, Marcusie. - Ginny prychnęła.

- Jest na mnie zły, prawda? - zapytał dziewczynę, wskazując na Harry'ego.

- Zapytaj go.

- Jesteś na mnie zły, prawda?

- Odwal się.

- Jest na mnie zły.

- Odwal się.

Tom wpatrywał się w Harry'ego przez dłuższą chwilę w szoku, po czym skrzywił się. - Ty mnie obwiniasz. - Gryfon przyśpieszył kroku, aby dogonić innych Ślizgonów, którzy prowadzili rozmowy.

Draco, Pansy, Teodor i Blaise spojrzeli na Ginny, żądając wyjaśnień.

- Atak zeszłej nocy. - Ginny wzruszyła ramionami.

To wszystko, co inni musieli usłyszeć. Draco zrobił minę w kierunku Harry'ego. - Myśli, że to była jego wina?

- Tak.

- Dlaczego miałby zrobić coś takiego? - Syknął blondyn. Pozostali trzej Ślizgoni przytaknęli, dołączając się do pytania.

- Zeszłej nocy był dziwny. - Harry wzruszył ramionami.

- Pokłócili się - wytłumaczyła Ginny.

- Ochhh... - Czterej Ślizgoni westchnęli.

- Więc pokłóciliście się i myślisz, że poszedł pozabijać ludzi z tego powodu? - Zapytała Pansy.

- Oczywiście - nadeszła głucha odpowiedź chłopca z Gryffindoru.

Pozostała piątka jęknęła.

- Harry, wiem, że to będzie szok, ale świat nie kręci się wokół ciebie - poinformował Blaise Chłopca-Który-Przeżył.

- Dość tego! - Harry odwrócił się i ruszył przez trawnik z powrotem do szkoły.

- Potter! - zawołał Snape, odwracając się w tył, słysząc krzyk Gryfona.

Tom jęknął i pomachał, by Snape szedł dalej. - Dogonimy was - powiedział stanowczo były Ślizgon, po czym odwrócił się i pobiegł za nastolatkiem.

Snape spojrzał na nich gniewnie, ale odwrócił się do Hogsmeade i nadal prowadził grupę. Jeśli dziewczyna Pottera nie potrafi go uspokoić, nie widzę sposobu, w jaki Marcus miałby tego dokonać. Nie mam ochoty radzić sobie z humorkami Pottera, ale nie chcę też wracać i znaleźć szkoły w ruinach, spowodowanych przez jego kolejny napad złości.

-~*~-

Tom złapał Harry'ego za ramię na środku trawnika i gwałtownie go obrócił. - Uspokój się, do cholery!

Harry wyrwał rękę z uchwytu, który Tom ze złością uściślił. - Puść. Mnie. Riddle.

Tom niebezpiecznie zmrużył oczy i złapał Harry'ego za podbródek, aby utrzymać jego twarz nieruchomą i spojrzeć chłopcu w oczy. - W czym do diabła leży twój problem? I nie waż mi się dawać tego swojego wykładu na temat atakowania niewinnych, ponieważ żaden z twoich przyjaciół, ani ich rodzin nie był narażony na żaden atak.

- Mam dość twoich zmieniających się nastrojów, cholera! W jednej chwili z radością próbujesz zaciągnąć mnie do łóżka, a w następnej każesz mi wyjść! Puść mnie!

- Nie. Dopóki nie będę pewien, że ode mnie nie uciekniesz.

Harry skrzywił się.

- Słuchaj, przepraszam za moje nastroje, dobrze? - powiedział cicho Tom. - Jestem trochę zestresowany. Mówiłem ci wcześniej, że gdybym wiedział, co mogę zrobić, żebyś ​​nie musiał tu wracać, zrobiłbym to. Gdybym mógł cię stąd zabrać i zmniejszyć stres nałożony na ciebie, zrobiłbym to. Zamiast tego zdecydowałem się przyjechać tutaj z tobą. Zależy mi na tobie, Harry, wiesz o tym. Ale jestem pod nadzorem Severusa i czujnym okiem Dumbledore'a, przez co stresuję się jeszcze bardziej!

- Więc wyjedź. Jeśli jest to stresujące, porzuć pracę.

- Nie chcę porzucać tej pracy. Podoba mi się bycie tu z tobą. Do diabła, podoba mi się nauczanie. - Tom uśmiechnął się lekko. - Jeśli moje dręczenie cię seksem tak bardzo ci przeszkadza, dobrze, przestanę. Przykro mi. Chciałbym jednak wiedzieć, dlaczego tak bardzo ci to przeszkadza.

Harry zbladł.

- Ale nie teraz - zapewnił go Tom, notując w myślach, żeby zapytał chłopaka o to przy innej okazji. - Teraz musimy dogonić twoich przyjaciół i Severusa, zanim wyśle kogoś, aby upewnić się, czy nie zabrałem cię do Czarnego Pana.

- Voldie! - ćwierknął Harry, a jego oczy rozjaśniły się na okazję, by zirytować mężczyznę.

Tom drgnął. - Zgadza się. - Zadrżał, puszczając Harry'ego.

Harry uśmiechnął się złośliwie. - Sprawię, że sam się tak nazwiesz do końca roku.

- Nie sprawisz!

- Sprawię!

- Zakład!

- Dziesięć galeonów, że tak.

- Stoi!

Uścisnęli sobie dłonie.

- A teraz chodźmy - powiedział Tom, opierając ręce na ramionach Harry'ego.

Harry przewrócił oczami i objął ramieniem talię Toma, ponieważ mężczyzna był od niego wyższy. - Tak, tak. Nie chcę, żeby Ted próbował pocałować Gina, kiedy mnie lub Rona nie będzie w pobliżu, żeby go zatrzymać i tak dalej.

Tom zaśmiał się. - Nie możemy na to pozwolić!

Wyruszyli zgodnie w stronę Hogsmeade.

- To mi przypomniało, dlaczego pan Weasley jest dzisiaj taki cichy?

- Nikt nie chciał zdjąć z niego Zaklęcia Wyciszającego, które na niego rzuciłem zeszłej nocy.

- Chciałbym tam być.

- Co będziesz robił na Balu?

- Eh? Och, będę jednym z opiekunów, dlaczego pytasz?

- Zastanawiałem się.

- Idziesz z Gin?

- Tak. Mówi, że muszę iść. Wszyscy inni wydają się z nią zgadzać.

- Ja też. Dobrze jest tak po prostu spędzać czas.

- A na ilu balach byłeś ty, kiedy się jeszcze uczyłeś w Hogwarcie?

- Żadnym. Nie widziałem w nich żadnego sensu.

Harry zachichotał. - Naprawdę...

- Ach, są. Uśmiechnij się do Severusa, żeby wiedział, że nie przekląłem ciebie ani nic.

Harry skrzywił się.

- Nieee... To nie był uśmiech, którego oczekiwałem.

Harry uśmiechnął się złośliwie do Toma i szturchnął go mocno w bok, po czym odskoczył od profesora Obrony Przed Czarną Magią i uciekł poza zasięg Toma. - Nie złapiesz mnie, Marcusie! - Wystawił język na Toma, który skrzywił się i pobiegł w miejsce, gdzie czekali na niego przyjaciele.

- Znowu przyjaciele, co? - Zapytał Blaise z uśmiechem.

- Można tak powiedzieć - zgodził się Harry, a jego oczy błyszczały psotnie.

- Cóż, Harry. - Pansy z uśmieszkiem zarzuciła mu ramię na ramiona.

Ramię Ginny owinęło się wokół talii szmaragdowookiego nastolatka. - Znalazłyśmy dla ciebie świetny kostium na Bal Halloweenowy.

Harry zdał sobie sprawę, że został uwięziony między dwiema dziewczynami, które stały przed sklepem z szatami. - Ach... Dziękuję, młode panie. Dlaczego mnie nie wypuścicie i nie pokażecie go?

- Och, nie. Musimy być absolutnie pewne, że będzie pasował - mruknęła Pansy.

Harry spojrzał na Draco, Teodora i Blaise'a. - Wsparcie?

- Nie. Idź. Jestem pewien, że zobaczymy się w środku - powiedział Blaise z uśmiechem. Draco i Teodor kiwnęli głowami.

- Chodź, kochanie - powiedziała Ginny niebezpiecznym głosem. - Musimy cię odpowiednio ubrać.

Tom! Pomocy! One chcą mnie zabić!

Według mnie, nie wygląda na to.

Nie możesz mnie tak zostawić!

Tom uniósł brew. - Miłej zabawy, panie - powiedział do Ginny i Pansy.

Obie wiwatowały i zaciągnęły bladego Harry'ego do sklepu.

Blaise, Draco i Teodor okrążyli swojego nauczyciela z drapieżnymi spojrzeniami. - Profesorze Brutùs, a pan ma kostium na Bal?

Tom prychnął. - Mam już kostium i nie, nie możesz go dla mnie przerobić. - Wskazał na sklep. - Idziemy. Wszyscy muszą być w tym samym budynku. Wiecie o tym.

Chłopcy weszli z rozczarowanym spojrzeniem.

Tom oparł się o ścianę budynku z uśmiechem. - Dzięki Merlinowi, że nie jestem Harrym.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro