Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 10

Harry'ego obudziło słabe pukanie do drzwi. Ron nadal spał, więc wstał i otworzył.

- Gin?

- Och, nie śpisz.

- Nie. Potrzebujesz czegoś?

- Właściwie miałam nadzieję, że mogę z tobą porozmawiać.

- Kto...tam? - Ron wymamrotał z łóżka.

- To tylko Ginny. Śpij dalej, Ron - odparł cicho Harry, a potem wyszedł na korytarz. - Oczywiście, że możesz ze mną porozmawiać, Gin.

- Świetnie. - Ginny wzięła dłoń Harry'ego i zaprowadziła go do swojego pokoju. Hermiona nie spędzała nocy w Norze, więc pokój był pusty. Dziewczyna zamknęła drzwi i usiadła na łóżku, podczas gdy Harry wziął krzesło.

- Dobra, twoja mina mówi mi, że to będzie bardzo poważna rozmowa. Chcesz, żebym rzucił Zaklęcie Wyciszające? - zapytał Harry.

- Poproszę. - Harry mruknął zaklęcie z machnięciem różdżki.

- Już - skinął głową dziewczynie, wkładając różdżkę do rękawa — nawyk, który podejrzał u Toma.

- Słyszałam, jak George mówił Blaise'owi o Aurorze imieniem Tom, z którym spędzałeś większość czasu - zaczęła Ginny, od razu przechodząc do rzeczy. - Czy to jest Tom, o którym myślę? - Harry odchylił się na krześle i rzucił dziewczynie przenikliwe spojrzenie.

- A o jakim Tomie myślisz, Gin?

- No cóż, o Tomie Riddle'u.

- Ja i Voldemort? - zapytał cicho Harry poważnym głosem, a nie szyderczym tonem.

- Właśnie tak myślałam. Ale opis George'a sprawił, że on pierwszy wpadł mi do głowy.

- Opis?

- Blaise zapytał, jak wygląda, a George powiedział, że wyglądał podobnie do ciebie. - Ginny skinęła głową.

- Cudownie. - westchnął Harry. - Tak, to Tom Riddle.

- Dlaczego?

- Wpadliśmy na siebie na Ulicy Pokątnej i zaczęliśmy rozmawiać. Naprawdę nie jest taki zły, kiedy nie czyha na twoje życie, albo jest wkurzony na mnie.

- Wkurzony na ciebie?

- Mieliśmy kłótnię kilka dni temu. I wiesz, że on potrafi przesyłać mi koszmary, prawda?

- Dlatego wyglądałeś na tak zmęczonego!

- Dokładnie.

- Dzisiaj wyglądasz dobrze.

- Myślę, że dał mi przerwę, bo to były moje urodziny. - Harry przerwał i przyjrzał się jej uważnie. - Przyjmujesz to do wiadomości nad wyraz dobrze.

- Ufam twojemu osądowi. - Ginny westchnęła. - Zresztą, ja poznałam tego lepszego Toma.

- Wiem. Inaczej bym ci nie powiedział.

- Co wy dwaj robicie? - zapytała Ginny, odprężając się na łóżku.

- Rozmawiamy, obrażamy się nawzajem, ja odrabiam lekcje, a on rzuca klątwy na mugoli. - Harry uśmiechnął się. - Spotykamy się w małej mugolskiej kawiarni. Tom jest również powodem, dla którego mam takie dobre przebranie.

- Upewnił się, że żaden z jego popleczników cię nie rozpozna. - Ginny skinęła głową.

- Tak. - Harry westchnął. - Ale to dziwne. Czuję, że powinienem z nim walczyć, a zarazem, że nie powinienem.

- Lubisz go?

- Ech? - reakcja Harry'ego była nietypowa, jak na odpowiedź, bardziej brzmiała na niesprecyzowane pytanie.

- Harry, czy on ci się podoba?

- Dlaczego tak sądzisz? - odpowiedział pytaniem.

- Przez to spojrzenie w twoich oczach. Miałeś to z Cho dwa lata temu i z Seamusem w zeszłym roku.

- Cholera.

- Harry?

- Jeszcze o tym nie myślałem...

- On ci się podoba!

- Wcale nie!

- Na pewno! - Ginny uśmiechnęła się. - Kiedy mu powiesz?

- Nigdy.

- Harry...

- Jestem poważny. On mnie zabije.

- Jeśli ci się podoba, powiedz mu!

- Merlinie! Gin, on mnie zabije!

- Wtedy ja mu powiem!

- Nie... - Harry jęknął. - Nie możesz. Jeśli to zrobisz, to nie będę mógł spojrzeć mu więcej w oczy.

- A co, jeśli on też cię lubi, a może nawet jest coś więcej między wami?

- On jest cholernym Czarnym Panem, Gin! Nie lubi nikogo! Koniec. Kropka!

- Ginny! Harry! Ron! Czas wstać! - rozległ się głos Molly z dołu, przy schodach.

- Chodź. Śniadanie! - Ginny podskoczyła i wyszła z pokoju. Harry jęknął i schował twarz w dłonie.

- Jestem stracony.

-~*~-

- Idziesz do Dursley'ów? - zapytał Ron, gdy wszyscy jedli śniadanie.

- Tak. Mam tylko nadzieję, że uda mi się odzyskać swoje rzeczy. - Harry westchnął.

- Co zrobisz ze swoimi książkami? Będziesz miał teraz dwa zestawy - zauważył Artur.

- Ginny może mieć nowsze, których potrzebuje, pozostałe mogę oddać do księgarni - odparł.

- Naprawdę?! - Ginny spojrzała na niego.

- Oczywiście. - Harry skinął głową.

- Wow. Jesteś najlepszy, Harry.

- Tylko jeśli odzyskam swoje rzeczy. Zabezpieczyłem je, żeby w większości nie mogli ich uszkodzić, ale znając ich, znaleźli jakiś sposób, by to obejść. - Harry westchnął smutno.

- Jestem pewien, że odzyskasz swoje rzeczy. - Ron uśmiechnął się. Pozostali Weasley'owie wokół niego skinęli głowami.

- Dzięki. - Harry uśmiechnął się lekko. - Z wami wszystkimi nie ma mowy, żebym ich nie odzyskał! - Każdy się zaśmiał.

-~*~-

Harry zapukał do drzwi numeru cztery na Privet Drive, z irytacją. Samochód wuja Vernona na podjeździe, a Harry z opóźnieniem zdał sobie sprawę, że był to piątek. Tego dnia Vernon zaczynał pracę późno, co oznaczało, że nie mógł po prostu nakazać ciotce, by oddała wszystko. Nie. Musiał poradzić sobie z wujem. Drzwi się otworzyły i Dudley wydał z siebie pisk strachu, zanim spróbował zatrzasnąć drzwi przed twarzą Harry'ego. Stopa Harry'ego zablokowała drzwi, a na jego twarzy pojawił się zimny uśmiech.

- Dudley, czy nikt nigdy cię nie nauczył, żeby sprawdzać, kto stoi po drugiej stronie drzwi, zanim je otworzysz?

- Kto to? - zawołał Vernon z salonu.

- Och, to tylko ja, wujku Vernonie! Przyszedłem po moje rzeczy!

- Wyjdź z mojego domu! - warknął Vernon, gdy skręcił za róg i wyjrzał na korytarz. Harry lekko potrząsnął palcem, jakby rozmawiał z małym dzieckiem.

- Tak się nie wita gości, wuju Vernonie. Co pomyślą sąsiedzi? Oj nie ładnie, nie ładnie. - Vernon zamarł, potem zaczerwienił się ze złości, a jego oczy zwęziły się.

- Dudley, wpuść go. - Harry wszedł do domu, gdy Dudley cofnął się szybko, by go wpuścić. Czarodziej cicho zamknął za sobą drzwi, po czym odwrócił się do wściekłego wuja, a Dudley już zdołał uciec do jadalni.

- Moje rzeczy, wujku Vernonie. Chciałbym je z powrotem. Proszę.

- Nie. - Różdżka Harry'ego pojawiła się w jego dłoni, a on dotknął jej z miłością. Kolejny nawyk, który prawdopodobnie podejrzał u Toma.

- Gdybym był tobą, nie odmówiłbym mi czegoś tak prostego. Teraz mogę używać magii - głos Harry'ego był niski i niebezpieczny, dający ostrzeżenie przed tym, co czeka tego, który sprzeciwi się młodzieńcowi. Vernon zbladł.

- Są w komórce - powiedział tylko.

- Idealnie - mruknął Harry, mijając grubego mężczyznę, by stanąć twarzą do drzwi. - Alohomora. - mruknął do zamka, który kliknął. Otworzył drzwi, ignorując Vernona, który gorączkowo rozglądał się za sową z Ministerstwa. Harry wycelował różdżkę w swój kufer. - Minuta Tabula. - Włożył swój miniaturowy kufer do kieszeni i odwrócił się z uśmieszkiem do wuja. - Moje rzeczy wciąż są w moim pokoju, prawda?

- Tak - wycedził już purpurowy mężczyzna.

- Cudownie. - Harry minął Vernona i wszedł po schodach do najmniejszej sypialni. Kolejną Alohomorę później znalazł się w swoim pokoju, chodząc po nim i zbierając swoje rzeczy. Szybkie zaklęcie uwolniło Hedwigę. - Zatrzymałem się w Londynie, w pobliżu Dziurawego Kotła. Jestem pewien, że będziesz umiała mnie tam odnaleźć, prawda? - Lekkie skinienie ptaka wywołało uśmiech na ustach Harry'ego. - Świetnie. Baw się dobrze. Do zobaczenia później. - Hedwiga zaskrzeczała cicho, zanim wyleciała przez otwarte okno. Harry zminiaturyzował klatkę i włożył ją do kieszeni wraz ze wszystkim innym.

- Skończyłeś, chłopcze? - warknął Vernon, gdy Harry schodził po schodach z jasnym uśmiechem.

- Och, nie całkiem.

- Pospiesz się! - Petunia wrzasnęła zza męża. Harry upuścił kilka słodyczy na podłogę, po czym rzucił dwa zaklęcia i aportował się z głośnym trzaskiem. Dudley wyjrzał na korytarz.

- Mamo? Tato? - Zamrugał, gdy zobaczył cukierki, które leżały obok pary myszy, jednej fioletowej i dość pulchnej, drugiej białej i przeraźliwie chudej. - Oooh... - Wsunął cukierki do ust i nadal szukał rodziców, przypadkowo nadepnąwszy na fioletową mysz. Potem Dudley zamienił się w świnię i zapomniał o swoich rodzicach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro