rσzdzíαł 6
|σdcínєk 5-6|
Chłopaki bardzo ciężko ćwiczyli, by znaleźć jakąś nową technikę. Na szczęście znalazł się zeszyt dziadka Marka, który tylko chłopak umiał odczytać. Zdecydowali się na naukę Zrzutu Inazumy.
Podczas gdy Axel poszedł porozmawiać z kapitanem, Cassie oglądała trening chłopaków. A raczej coś, co bardziej przypominało naukę latania. Kevin z góry zrzucał oponę, zawieszoną na drzewie, która z ogromną prędkością leciała na zawodnika, wybijając go w powietrze.
– Przygotujcie się, będzie bolało! To pomysł Marka, więc do niego miejcie pretensje – różowowłosy puścił oponę, a wszyscy uciekli. Wszyscy oprócz Sama. – Zaczynam!
– Nie! Nie jestem gotowy! Łaaaa! – wydarł się, lecąc gdzieś do lasu.
Zawodnicy ustawili się po kolei, chociaż nie chcieli tego robić. Po lotach paru osób, Cassie spytała:
– Hej, czy mniej więcej tam, gdzie oni spadają, są jakieś amortyzatory czy coś?
– Nie, a po co? – Kevin spojrzał na nią zdziwiony, na co ona jedynie pokręciła załamana głową.
– Chcecie się wszyscy pozabijać? Myślcie trochę – burknęła, idąc w stronę, gdzie wszyscy lecieli. Miała jeszcze nadzieję, że postawili tam chociaż materac.
Później, gdy Axel domyślił się jak wygląda Zrzut Inazumy, a Mark wybrał zawodników do tej techniki, chłopcy przestali wylatywać w powietrze. Za to Jack zaczął ćwiczyć skoki z dwiema oponami, a Blaze wybijanie się do góry i robienie salta w powietrzu.
Niestety szybko okazało się, że Wallside miał lęk wysokości. W pewnym momencie zawsze zamykał oczy, przez co tracił równowagę. Nie pomogło ani patrzenie na Axela, ani próba pozbycia się tego lęku. A sposobów było naprawdę wiele. Nawet na zjeżdżalni dla dzieci było zbyt wysoko. Cassie załamała się w tamtym momencie.
– Weź mnie uszczypnij albo co, bo nie wierzę, że to może być prawdą – powiedziała, a Axel, który koło niej stał, spełnił jej prośbę. – No ej! Nie miałeś mnie serio szczypać!
– Sama się o to prosiłaś – zaśmiał się, a ona pufnęła niezadowolona. – Eh, zrozumieć kobiety. To dopiero wyzwanie – złapał się ostentacyjnie za serce.
– Jeju, okropne. Jak ty ze mną możesz w ogóle żyć, co?
– Codziennie zadaję sobie to pytanie – odparł poważnie, na co oboje się zaśmiali. – Dobra, koniec tego dobrego. Masz jakiś pomysł?
– Już mi się wszystkie skończyły – westchnęła.
W końcu większa część drużyny spotkała się w domku klubowym, sprawdzając, jaka wysokość stanowi granicę dla chłopaka.
– Em... osiemdziesiąt centymetrów – oznajmił Willy, chowając miarkę.
– Dobra, podwyższymy mu do metra – oznajmił Mark. – Pamiętaj, potrzebujesz wiary i silnej woli, żeby to zrobić. Tylko w ten sposób pokonasz problem.
– Jakoś nie widziałem, żeby to działało w przypadku twoich ocen, kapitanie – odparł tamten, a co Cassie zakryła dłonią usta, by się nie zaśmiać.
– Jeśli nie opanujemy Zrzutu Inazumy to nie pokonamy Dzikich i tyle. Jack - nasze zwycięstwo zależy teraz tylko od ciebie – oznajmił Nathan.
– To mi nie pomaga.
– Jack nie martw się. Razem przez to przejdziemy! Skoro przeciwnik jest silny, wszyscy musimy stać się silniejsi, by wygrać!
– Właśnie. Skupmy się na dodatkowych treningach, a będziemy coraz lepsi – dodał Swift. Wszyscy przystali na ten pomysł.
– Dobrze. Dla was spróbuję dać z siebie wszystko – obiecał Wallside, po czym konstrukcja, na której stał, zawaliła się.
___
***
Kolejnego dnia wszyscy ćwiczyli akurat to, co musieli poprawić. Starali się jeszcze bardziej niż zwykle. Widać było po nich determinację. Jedynie jedna osoba tego nie robiła. Był to Bobby, który pod uciążliwym wzrokiem Cassie podszedł do menadżerek.
– Proszę, proszę. Ale się wszyscy wzięli do roboty – zauważył.
– Bobby? A czemu ty nie trenujesz? – spytała zdziwiona Silvia.
– Jestem nowy w zespole i pewnie nie będę w pierwszym składzie, więc wrzuciłem na luz.
– A, no to rozumiem – uśmiechnęła się dziewczyna.
– Jednak zawsze może się zdarzyć jakiś wypadek – Hartley postanowiła nie odpuszczać. – Nie sądzisz, że jednak możesz wejść na boisko?
– Jakoś nie wydaje mi się to prawdopodobne, a nawet jeśli, to sądzę, że sobie poradzę.
– Skoro tak mówisz... – poddała się niezbyt przekonana szatynka. Następnie wstała i podeszła do Axela i Jacka, próbując im jakoś pomóc.
W końcu nadszedł dzień meczu. Odbywał się od u Dzikich. Szkoła wyglądała cóż... dziwnie. Z jej środka wyrastało wielkie drzewo, rzucające cień na boisko. Przywitanie również do normalnych się nie zaliczało. Drużyna zaczęła wręcz demolować samochód, którym przyjechała Nelly. Niektórzy nigdy w życiu nie widzieli opon. Na szczęście jakoś udało się doprowadzić ich do porządku.
– Patrzcie na te rozkrzyczane tłumy. To chyba znak, że rozpoczął się turniej Strefy Futbolu – oznajmił Mark, widząc wszystkich, którzy przyszli na mecz. – Ale się cieszę! Nie możemy zawieść tych fanów, musimy dla nich to wygrać!
– Ale to są kibice przeciwników – zauważył Nathan.
– Jesteśmy debiutantami i nie mamy jeszcze żadnych fanów – oznajmił Kevin.
– To nie prawda! Spójrzcie! – Mark odwrócił się i pokazał na trzech młodych chłopaków, wśród których był młodszy brat Jacka.
– Raimon! Raimon! Nasi górą! – wrzasnęli zgodnie.
– Muszę na szybkie siusiu – powiedział Wallside, widząc, jak bardzo jego brat w niego wierzy.
– Nie ma mowy! Zaraz zaczynamy grę! – W kilku złapali go i utrzymali na miejscu.
W czasie meczu Raimon nie grało dobrze. Przeciwnicy byli od nich dużo zwinniejsi. Ogniste Tornado nie miało z nimi szans, więc Kevin postanowił wykorzystać Smoczy Cios. Już miał kopać piłkę, gdy wpadł na niego przeciwnik innej drużyny. Dragonfly został kontuzjowany.
– Słuchaj, Bobby – zaczął Willy. – Chyba nadszedł twój szczęśliwy dzień. Ja zagram z mocniejszym przeciwnikiem.
– Ciekawe – wstał i spojrzał rozbawiony na odwróconego do niego tyłem Glassa.
Nowy zawodnik został ustawiony na obronie, a Jack na ataku. Shearer już na początku popisał się, wykonując Skrzydło Zniszczenia. Axel od razu zauważył, że to była zagrywka obronną Królewskich. Postanowił po meczu podzielić się tym odkryciem z Markiem.
– To do dzieła – Bobby wykopał piłkę wysoko, dając napastnikom szansę na wykonanie Zrzutu Inazumy.
Chociaż Jack bardzo się starał, nie potrafił przezwyciężyć swojego lęku. Dlatego podczas meczu Raimon nie strzelił ani jednej bramki, a pierwsza połowa skończyła się wynikiem 0-0.
– Całkiem dobrze nam idzie – zauważył Mark, ściągając rękawiczki.
– Pogięło cię? – Nathan spojrzał na niego zdziwiony.
– Co ty wygadujesz? Rozkładają nas na łopatki! – dodał Kevin.
– Wiem, że mamy do czynienia z silną drużyną, ale wciąż jest remis! Ja w drugiej połowie nie puszczę żadnej bramki, obiecuję. Wystarczy, że uda wam się Zrzut Inazumy i wygrywamy!
– Pozwólcie mi wrócić na obronę... – Jack był zdołowany. W końcu ośmieszył się na oczach brata. – Albo wymieńcie mnie na kogoś innego, by wykonał Zrzut Inazumy. Ja nie dam rady tego zrobić. Za każdym razem wszystko knociłem i...
– W życiu! Nie wracasz na obronę i nikt cię nie zastąpi. Będziemy teraz podawać piłkę tylko do ciebie i Axela – przerwał mu Mark. – Tak bardzo bałeś się wysokości i zobacz, jakie zrobiłeś postępy! Nie pozwolę, aby tyle pracy i wysiłku poszło na marne. W końcu się nam uda!
Podczas drugiej połowy Jack się załamał i już nawet nie wyskakiwał w górę. Był pewny, że i tak się nie uda... Przeciwnicy to wykorzystywali i używali swoich wszystkich technik, by strzelić bramkę. Na szczęście Markowi za każdym razem udawało się obronić. Później reszta zawodników Raimona podwoiła krycie tak, że tamci nie mogli się przedrzeć.
– Jack, otwórz oczy – rozkazał Axel, podchodząc do niego. Pokazał mu resztę członków drużyny, którzy biegli, choć już nie mieli sił.
– Ja cie... oni dają z siebie wszystko – zauważył Wallside. – Dłonie Marka na pewno spuchły po obronie tyłu strzałów. Mimo to on nie myśli, by się poddać. Po co mu to?
– Po prostu mocno w nas wierzy i w to, że strzelimy zwycięską bramkę. Mark mówił serio. Jeśli zamykasz oczy, to uciekasz od strachu, ale zawodzisz też wszystkich, którzy w cienie uwierzyli.
Jack zacisnął pięści i wstał, a Evans, po złapaniu strzału, podał im piłkę. Wtedy obaj z Axelem wyskoczyli w powietrze i wykonali poprawny Zrzut Inazumy. Przeciwnik nie miał szans doskoczyć tak wysoko. Piłka poleciała, trafiając do bramki i zostawiając po sobie niebieską smugę. Wtedy sędzia odgwizdał koniec meczu.
Cassie od razu zadzwoniła do swojego chłopaka. Przegadali prawie całą drogę powrotną. A raczej to Jerry gadał, ona nie miała się nawet kiedy odezwać. Chociaż bardzo chciała opowiedzieć mu o meczu, nie przerwała mu. W końcu okazało się, że gdy wszystko opowiedział, po prostu się pożegnał i rozłączył.
Wszyscy bardzo się zdziwili, że kiedy następnego dnia weszli do domku klubowego, zastali w nim Nelly wraz z resztą dziewczyn. Okazało się, że została czwartą menadżerką. Na początku treningu Axel odciągnął na chwilę Marka. Poszli porozmawiać trochę dalej. Oczywiście Cassie nie mogła przegapić takiej okazji i poszła za nimi.
– To o czym chciałeś porozmawiać? – spytał Evans, a Blaze kiwnął ręką na dziewczynę, żeby również podeszła.
– Ten nowy chłopak, Bobby Shearer. On na pewno był u Królewskich – powiedział prosto z mostu białowłosy.
– Skąd to wiesz? – Hartley zdziwiona zmarszczyła brwi. Sama też coś podejrzewała, ale nie była tego pewna.
– Jego technika jest ich zagrywką obronną – wyjaśnił Axel.
– Więc myślisz, że dlaczego do nas przeszedł? – zapytał Mark.
– Najpewniej jest ich szpiegiem.
– Musimy coś z tym zrobić – oznajmiła Cassie, gotowa pójść do niebieskowłosego chłopaka, sprawdzić czy to prawda, po czym wygarnąć mu, co o nim myśli. Zatrzymała ją ręka Axela, która mocno uczepiła się jej ramienia, na co wywróciła oczami.
– Wiecie... myślę, że w jego grze widać, że kocha piłkę. Jeśli naprawdę tak jest to raczej nie będziemy mieli problemu, prawda? – uśmiechnął się kapitan.
– Czyli nic z tym nie zrobimy?! – dziewczyna nie mogła uwierzyć w jego słowa.
– Dokładnie.
Obaj wrócili na boisko, zostawiając zszokowaną dziewczynę.
––––
Okay, następny rozdział będzie już całkowicie odstający od fabuły, ale to chyba dobrze, nie? Chociaż ten jakoś za bardzo się nie udał :/ mecz też nie był zbyt dobrze opisany. no, ale to tylko ten rozdział jest taki, dalej będzie lepiej (mam nadzieję)
+ coś, co możesz pominąć
Mam taki fajny (ekhem, nie, ekhem) rysunek mojego autorstwa, dla makedreamsann. Ogólnie zawaliłam proporcje, kolano jest za nisko, przez co strasznie się wydłużył, jedna ręka jest za długa a druga krzywa, ale cóż zrobić, kiedy rysujesz na lekcji i udajesz, że słuchasz pani (dodatkowo kolorowałam na przerwie xD). Oto Victor (bez nazwiska, bo nie wymyśliłam), jest ze Złotej Akademii. Ogólnie można wymyślać imię + nazwisko dla kapitana tej drużyny, który również jest napastnikiem
A oto ten rysunek
Zauważmy, że teraz wygląda już trochę lepiej xd:
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro