Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rσzdzíαł 4

(w mediach gif wykonany przeze mnie. z bobbym jest mało, więc zrobiłam xD (będzie w tych mediach, jak wattpad zacznie współpracować. możecie napisać, czy jest))

|σdcínєk 4|

Cassie była razem z chłopakami w domku klubowym, gdy weszły Silvia i Celia z nagraniem meczu szkoły, z którą mieli zagrać kolejny mecz. Przeciwna drużyna stała w miejscu. Podobno tak działała ich "klątwa". Według szatynki, która już widziała z dość bliska jeden taki mecz, to był po prostu strach. Cóż... ona na pewno go wtedy odczuwała.

W końcu nadszedł dzień meczu. Cassandra była cała zestresowana, jednak nie dawała tego po sobie poznać i jeszcze zanim drużyna weszła na boisko, zdążyła życzyć wszystkim powodzenia. Starała się też dodać im otuchy uśmiechem.

Nikt nie zauważył, że przy bramie stała dwójka graczy z Królewskich - Jude Sharp i David Samford. Obaj oglądali mecz.

– Widzę, że Axel oficjalnie dołączył do zespołu – powiedział chłopak z przepaską na oku, na co brązowowłosy jedynie się uśmiechnął.

Wejście Liceum Czarnej Magii było chyba bardziej przerażające od Akademii Królewskiej. Cassie skrzywiła się. Wyglądali dokładnie tak, jak ich zapamiętała.

Weź się w garść, upomniała się.

Zawodnicy ustawili się naprzeciwko siebie, by rozpocząć mecz. Trener przeciwnej drużyny podszedł do Axela, pokazując tym, że to właśnie Blaze'em był zainteresowany. Nikim innym.

– Słuchaj no! Nie gracie przeciwko samemu Blaze'owi, jasne!? Jest nas jedenastu! – zawołał Kevin, pokazując swoją frustrację.

– Masz bardzo dziwne poczucie humoru, synu – odparł mężczyzna, pochylając się nad chłopakiem. – On jest jedynym powodem, dla którego chcemy z wami grać. Nikt inny w waszej drużynie słabeuszy nas nie interesuje. Po prostu bądź tak uprzejmy i nie wchodź Blaze'owi w drogę, dobrze? – Odszedł, nie przejmując się tym, że różowowłosy prawie się na niego rzucił. Jedynie Mark go zatrzymał.

– Mało co gościa nie rozniosłem – powiedział przez zęby Dragonfly. Nie lubił być tak traktowany. Właściwie, kto lubi być pomijany? No właśnie.

– Wyluzuj. Swoim rewelacyjnym strzałem zamkniesz mu usta – zauważył Mark, na co tamten przytaknął.

Mecz się rozpoczął. Przeciwna drużyna nie dawała odebrać sobie piłki i parła na bramkę. Wreszcie jeden z zawodników podrzucił piłkę i wyskoczył w górę, wykonując Fantomowy Strzał. Piłka jakby rozdzieliła się, tworząc parę swoich kopi. Wszystkie stały się fioletowe i leciały w stronę Marka. Bramkarz użył Boskiej Ręki, tym samym zatrzymując pocisk.

Nieźle! Spektakularny strzał nie przestraszył Marka Evansa! – rozległ się głos Chestera, komentującego również ten mecz.

Chłopak podał piłkę do Nathana. Następnie podaniami dostał ją Kevin. Pobiegł z nią dalej, po czym wykonał Smoczy Cios.

Fantastyczny strzał Dragonfly'a i piłka w siatce! Szkoła Raimona prowadzi 1-0!

– Jeju, ale to był potężny strzał! – zawołała Celia, przytulając Cassie i Silvię.

– Nazwał ją Smoczy Cios! – zawtórowała jej Woods, na co Willy się zaśmiał.

– Nie da się ukryć, że mam talent do niezwykle chwytliwych nazw – oznajmił, a wszystkie trzy spojrzały na niego zdziwione.

– To ty wymyśliłeś tę nazwę?

– Oczywiście, że ja.

Raimon zdobył kolejną bramkę. Bardzo dobrze im szło. Hartley zaczynała wierzyć, że uda im się wygrać. Jednak właśnie wtedy trener przeciwników zaczął coś mamrotać pod nosem, a na boisku zaczęły dziać się naprawdę dziwne rzeczy. Na przykład to, że Magiczni, gdy szli do ataku, wyglądali, jakby w sekundzie zamieniali się miejscami. Przez to nie można było określić, kogo tak naprawdę się kryje. Jeśli jedna osoba podbiegła do odpowiedniego numeru, to druga się pomyliła i wpadła na pierwszą. W końcu okazało się, że członkowie Raimona kryli się nawzajem, nie do końca wiedząc, o co chodzi. Na końcu została zastosowana Blokada Ducha i wygrywająca drużyna nie mogła ruszyć się z miejsca. Tak właśnie Mark dał sobie strzelić gola.

Podczas gdy po straconym golu Axel starał się rozgryźć przeciwnika, Kevin parł do ataku. Gdy użył swoją technikę, bramkarz zaczął ruszać rękami, tworząc coś na kształt okręgu i wykonał Zagięcie Przestrzeni.

Takim sposobem pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 3-2 dla Akademii Czarnej Magii. Drużyna i menadżerki spotkali się w domku klubowym. Gracze nie byli jakoś dobrze zmotywowani i rozmowa kręciła się jedynie wokół klątwy, chociaż Mark próbował jakoś odratować sytuację.

– Z takim podejściem raczej nie wygracie – zauważyła Cassie, krzyżując ręce pod biustem.

– Jak mamy niby z nimi wygrać? Są straszni! – zawołał Jack, na co dziewczyna westchnęła.

– Królewscy też byli straszni i co się stało? – zapytała, na co kilka osób coś tam bąknęło o wygranej. – Właśnie. Skoro wtedy się udało, to czemu teraz ma się nie udać?

– Cassie ma rację – poparł ją Evans. – Musimy wykorzystywać długie podania do naszych napastników. Prowadzą jedną bramką. Ten mecz wciąż jest do wygrania! Axel i Kevin – liczę na was!

– Słusznie, bo bez nas się nie uda – odparł Dragonfly.

Hartley podeszła do Axela, a gdy po dłużej chwili wciąż stał w tej samej pozycji, dźgnęła go w bok.

– Ała, za co to?! – zawołał, masując obolałe miejsce.

– Ignorujesz mnie – dziewczyna wzruszyła ramionami.

– Myślę.

– A o czym to Pan Wielki-Axel sobie marzy? Czyżby o jakiejś damie? – zaśmiała się i uchyliła, by nie dostać w głowę.

– Możesz przestać się wydurniać? – warknął zły, a ona podniosła ręce w obronnym geście.

– No dobrze, dobrze. To o czym tak rozmyślasz? Bo do końca przerwy się nie dowiem.

– Nad ich zagraniami. Bramkarz jest jakiś dziwny. To, jak rusza rękami... myślę, że może mieć związek z tym, że strzały lecą prosto w jego dłonie.

– Doobraa... to ja cię może zostawię, bo raczej nie nadaję się do takich rzeczy.

– Ty nawet mapy nie umiesz poprawnie trzymać – sarknął białowłosy.

– Oj spadaj – walnęła go delikatnie w ramię, po czym pobiegła do dziewczyn. Chłopak z uśmiechem pokręcił głową. Czasami była strasznie dziecinna.

___

***

Rozpoczynamy drugą połowę spotkania!

Axel, zaskakując wszystkich, zaczął mecz podaniem do tyłu, usprawiedliwiając się jedynie twierdzeniem, że to jeszcze nie był odpowiedni moment do ataku. Przez to zagranie drużyna przestała do niego podawać. Kevin był mocno kryty, jednak to właśnie do niego poleciało podanie. Kiedy Blaze wreszcie dostał piłkę, Dragonfly mu ją odebrał, sam biegnąc do bramki.

– Co on robi?! Powinni się skupić na grze zespołowej, a nie walczyć! Idioci! – zawołała wzburzona Cassie, wstając z ławki.

– Uspokój się – Silvia z Celią pociągnęły ją z powrotem w dół, na co tamta fuknęła, jednak posłusznie usiadła.

– O-oł! Magiczni biegną w jednej linii! Czy Raimon znajdą na nich receptę?! – zapytał Chester, widząc, że szykują się, by użyć Blokady Ducha.

Hartley teraz z większą uwagą obserwowała trenera przeciwnej drużyny. Znowu zaczął coś mamrotać i dziewczyna była praktycznie pewna, że ma to związek z dziwną techniką.

– Mark zrób coś! – wrzasnęła Silvia, przez co szatynka spojrzała na boisko. Żaden z zawodników nie mógł się ruszyć. Znowu.

– Wiem! Rozgryzłem ich! - zawołał szczęśliwy chłopak, po czym mocno klasnął w ręce i wykrzyknął: – Falo mocy z bramki leć!

Dzięki temu, że jego krzyk rozniósł się na całe boisko, zakłócił słowa trenera i wszyscy mogli się ruszać. Evans rzucił się w stronę piłki, używając Ognistej Pięści i wybijając ją do góry.

– Mark wyłapuje piłkę! Zatrzymał niezatrzymywalny, Fantomowy Strzał!

Cała drużyna podbiegła do chłopaka, zdziwiona tym, że się poruszył. Na początku nawet nie zauważyli, że sami mogą to zrobić. Dziewczyny uścisnęły się. Willy wytłumaczył im, że trik Magicznych polegał na podwójnej hipnozie. W końcu Raimon miał możliwość wygrania meczu.

Podczas ataku Kevina stała się kolejna zaskakująca rzecz. Mianowicie - użył Smoczego Ciosu, by podać do Axela. Tamten wykonał Ogniste Tornado, przez co niebieski smok zmienił swój kolor na czerwony, a piłka trafiła prosto do bramki. Glass od razu wymyślił nazwę dla tej techniki – Smocze Tornado.

– Dokąd to? Nie będziemy oglądać do końca? – spytał David, gdy Jude zaczął odchodzić.

– Ale to był koniec – zauważył tamten, uśmiechając się pod nosem.

Tymczasem jeszcze jedna osoba przyglądała się rozgrywce. Był to chłopak w zielonych spodniach, czarnej koszuli i niebieskich włosach - widać było, że nie chodził do Raimona.

– Ci chłopcy robią coraz większe wrażenie – zauważył cicho. Chociaż już był pewny, jaki będzie wynik, został dalej oglądać.

––––

część druga maratonu, jay! jeszcze tata laptopa nie zabrał, więc szybko lecę poprawiać kolejny rozdział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro