Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rσzdzíαł 9

(mem mojego autorstwa, bo niedawno sprawdzałam moje screeny i zrobiłam kilka XD)

|σdcínєk 6/7|

Podczas gdy reszta drużyny stała jak najbliżej biednej Celii, chcąc się czegoś dowiedzieć o przeciwnikach, Axel podszedł do stojącej nieco dalej Cassie

– Ej, wszystko gra? – spytał, widząc jej przerażoną twarz. Dziewczyna szybko się pozbierała, po czym uśmiechnęła się.

– Jest okay – powiedziała.

Chłopak nie był przekonany, jednak wolał nie naciskać. Był pewien, że przyjaciółka powie mu, co się stało, gdy będzie gotowa. Na dodatek już kiedyś słyszał nazwę gimnazjum, tylko nie mógł sobie przypomnieć, kiedy dokładnie.

Wszystko miało się wyjaśnić podczas meczu.

___

***

Wreszcie nadszedł ten dzień. Cassie ze zdenerwowaniem miętosiła rąbek swojej sportowej koszulki. Była rezerwową. Sama o to poprosiła. Nie czuła się na siłach. W końcu powiedziała Axelowi, o co jej chodziło, a chłopak ją usprawiedliwił przed drużyną. Obiecał też, że na pewno wygrają i nie będzie musiała się martwić. Chociaż bardzo chciała mu uwierzyć, nie mogła wyzbyć się złych przeczuć. Wspomnienia wracały do niej wraz z jazdą na miejsce.

Budynek szkoły był mnie więcej tej samej wielkości, co Raimona, ale i tak ją przytłaczał. Wzdrygnęła się podczas wysiadania z busa. Ze stresu zbierało jej się na wymioty, więc powiadomiła resztę, że trochę się spóźni (i odesłała Axela, który chciał ją eskortować do łazienki).

Dobrze znała drogę – w końcu chodziła do tego gimnazjum przez kilka miesięcy. To jednak nie odejmowało jej stresu. W końcu tak się zamyśliła, że na kogoś wpadła.

– Przepraszam... – powiedziała cicho.

– Hę? Co tam szeptasz? Następnym razem lepiej patrz przed siebie – odparł szorstko wyższy od niej chłopak. Miał zmierzwione, czarne włosy z białymi pasemkami. Dobrze go znała. W końcu był synem założyciela gimnazjum.

Cassie wyminęła go bez słowa. Wiedziała, że lepiej z nim nie zadzierać. Miałaby przez to same kłopoty. Wiedziała, że brunet lubił wdawać się w bójki, a ona raczej nie chciała w takowej uczestniczyć. Na szczęście łazienka była tuż za rogiem. Weszła do niej i zamknęła się w jednej z kabin.

___
***

W końcu wróciła i siadła na ławce. Okazało się, że straciła jakieś dziesięć minut meczu. Chociaż był to dopiero początek, oni już przegrywali 2-1.

Raimon rozpoczyna kontratak! – wrzasnął Chester, który jak zwykle zajął się komentowaniem.

Chociaż Kevin zastosował z Axelem Smocze Tornado, strzał został z łatwością obroniony. Tak samo jak Zrzut Inazumy, w którym pokładali największe nadzieje. Chociaż na obronie stali Jack i Bobby, przeciwnikom zawsze udawało się znaleźć jakąś lukę.

– Jest dobrze! Mecz jeszcze się nie skończył! – wrzeszczał Mark, przekrzykując nawet komentatora.

– Wygranie będzie trudne – odparł Axel, uważnie obserwując przeciwnika.

– Obiecuję, że nie przepuszczę już żadnego strzału. Wy po prostu musicie zdobyć dla nas bramkę – powiedział poważnie kapitan, patrząc po kolei na każdego z zawodników.

Chociaż bardzo się starali, nikomu nie udało się strzelić gola przez kolejny kwadrans. Jednak nie można powiedzieć, że się nie poprawili. Bronili dostępu do bramki o wiele lepiej niż ostatnio. Zabieranie piłki również stało się jakby łatwiejsze.

– Nie możemy dłużej tak grać – oznajmił jeden z zawodników przeciwnika. Miał rozpuszczone, czarne włosy, które pod wpływem światła połyskiwały fioletowo.

– Masz rację – przyznał ich kapitan. – Na dodatek spójrz kto siedzi jako rezerwowy – uśmiechnął się szyderczo.

– Jednak nie zrezygnowała, co?

– Zmusimy ją do gry. Wtedy zobaczy, jak mocni jesteśmy. Przekaż reszcie, że czas na Fazę Trzecią.

– Jasne.

Obaj rozbiegli się po boisku. Po chwili już wszyscy wiedzieli, co mają robić. Ich taktyka bazowała na psychice i mocy. Była niepokonana.

Mark spojrzał zdziwiony na biegnących napastników. Coś się zmieniło. Emanowała od nich złowroga aura. Chłopak nie był tym zachwycony i miał złe przeczucia. Mimo tego zachował zimną krew.

– Dajecie! I tak to obronię! – krzyknął do nich.

Nic nie opisze zdziwienia Evansa, gdy strzał zamiast lecieć w stronę bramki, trafił jednego z zawodników Raimona.

– Steve! – wrzasnął przerażony i podbiegł do szatyna.

Grimm leżał skulony na murawie i trzymał się za nogę, wykrzywiając twarz z bólu. Widać było, że w meczu już nie zagra. Ściągnięto go z boiska i opatrzono.

– Hej, co wy robicie!? – Mark podszedł do kapitana przeciwnej drużyny.

– Jedynie eliminujemy słabe ogniwa waszej drużyny. Powinieneś być nam wdzięczny – zaśmiał się tamten, po czym odszedł.

– Tak się nie gra w piłkę! – zawołał jeszcze za nim i wrócił na swoją pozycję.

Grimma zmienia Wright. Raimon wznawia mecz.

Do końca pierwszej połowy przeciwnicy podjęli próbę skontuzjowania Axela. Na szczęście zakończyła się niepowodzeniem. Podczas przerwy nikt nie miał pomysłu na taktykę. Evans starał się jakoś pocieszyć zawodników, jednak z marnym skutkiem. Czyżby to był koniec Raimona w tym turnieju?

Cassie przez cały czas siedziała lekko pochylona do przodu. Złe wspomnienia nie chciały opuścić jej głowy – wciąż na nowo przypominała sobie jak była poniżana i wyśmiewana. Nie znała wtedy żadnej techniki, wślizgów nie umiała, a do strzału nigdy nie było okazji. Czuła się okropnie. To była najgorsza drużyna, do której należała. Właśnie dlatego zmieniła szkołę. Co prawda do Kirkwooda musiała dojeżdżać pociągiem, jednak nie było to dużym problemem. Późnej przeprowadzili się w pobliże Raimona, jednak nie chciała opuszczać Axela i przez pół roku rodzice ją podwozili. Droga samochodem trwała godzinę, więc dziewczyna musiała naprawdę wcześnie wstawać, a i tak nigdy się nie skarżyła.

Silvia wyrwała szatynkę z odrętwienia. Szturchnęła ją i przekazała, że musi zmienić jednego z zawodników. Tylko ona została.

Dziewczyna przełknęła ślinę i kiwnęła głową na znak, że zrozumiała.

– Nie martw się, będzie dobrze – menadżerka uśmiechnęła się i delikatnie popchnęła Hartley w stronę boiska.

– Tak, jasne – odparła automatycznie i weszła na murawę.

Cassie wzięła głęboki oddech na uspokojenie, po czym ustawiła się na pozycji obrońcy. Zmieniała Jacka.

Ze zdziwieniem stwierdziła, że wszyscy – co do jednego – mieli jakieś rany i byli okropnie zmęczeni. Zacisnęła pięści i uspokoiła oddech. Złość na samą siebie szybko zastąpiła strach. Dziewczyna nie mogła uwierzyć, że z tego wszystkiego zapomniała o innych zawodnikach. W końcu teraz też była częścią drużyny. Zamierzała wygrać. Dla tych, którzy nie mogli dalej grać.

Zastąpiła drogę kapitanowi przeciwnej drużyny – Philippowi. Ten jedynie spojrzał na nią pobłażliwie.

– Wreszcie raczyłaś się zjawić? A może wciąż za bardzo się boisz? – Zaśmiał się, jednak szybko spoważniał. – Jesteś tak beznadziejna, że przejście przez ciebie zajmie mi pięć sekund.

Cassie zacisnęła zęby i skupiła się na piłce. Mimo to, nim się obejrzała, chłopak był już za nią. Przez chwilę stała w miejscu, nie dowierzając w to, co się stało. Następnie spojrzała na resztę drużyny. Widać było, że nawet Bobby się starał, chociaż sądziła, że będzie chciał doprowadzić do ich przegranej.

Podjęła szybką decyzję. Odwróciła się i dogoniła Philippa. Następnie wślizgiem zabrała mu piłkę i pognała do ataku.

...co? Pomyślał zdziwiony chłopak. Przecież tego nie umiała. Wciąż nie jest dokonały, jednak...

Nim się obejrzał, Hartley wykorzystała swój Obrót Lotosu – kolejną rzecz, której nie kojarzył.

– Jak można zrobić takie postępy w rok?! – wrzasnął wściekły.

Co prawda strzał nie przyniósł rezultatu, jednak pokazał, że Raimon wciąż walczy. A to nie było częścią planu.

– Dobrze Cassie! Nie poddawaj się, w końcu się uda! – krzyknął Mark.

Cassandra uśmiechnęła się. Zaczęła biec do obrony, gdy minęła ją inna dziewczyna. Hartley aż stanęła. Nie wierzyła własnym oczom. Wcześniej myślała, że to był chłopak, jednak teraz zauważyła jak bardzo się pomyliła.

Drugim napastnikiem była dziewczyna.

Na dodatek musiała być w pierwszej klasie, bo Hartley jej nie kojarzyła. Umiała o wiele więcej niż ona w jej wieku. A jednak trochę się zmienili... pomyślała. W końcu dawniej Philipp nie pozwoliłby od tak grać jakiejkolwiek przedstawicielce płci żeńskiej. Nie mógłby, reszta chłopaków za bardzo by na niego naciskała.

Raimon kontratakuje! Czy z nową zawodniczką przyniesie to wreszcie jakiś rezultat?

Z zamyślenia wyrwał ją komentator. Wzięła się w garść. Nie powinna zaprzątać sobie głowy rzeczami niezwiązanymi z meczem.

Pobiegła w stronę bramki przeciwnika. Już po chwili dostała piłkę. Poszukała wzrokiem Axela i uśmiechnęła się. Był na najlepszej pozycji do ataku.

Wyskoczyła w górę i wykonała swoją technikę. Strzał jednak nie poleciał do bramki, tylko w stronę Blaze'a. Chłopak wyskoczył i swoim Ognistym Tornadem odbił piłkę.

– Taniec Lotosu! – wrzasnęli oboje. To była technika, którą trenowali przez wiele miesięcy (a to dlatego, że białowłosy nie mógł się przyzwyczaić do tylu piłek i nie umiał odróżnić tej właściwej, w którą powinien trafić).

Wszystkie pięć piłek pognało w stronę bramki, a przy Cassie i Axelu pojawił się wielki, złoty kwiat. Był on dodatkowym utrudnieniem, bo oślepiał bramkarza.

Goool! Raimon wyrównuje wynik! – krzyknął rozemocjonowany Chester. – Technika Blaze'a i Hartley posłała piłkę prosto do siatki!

W końcówce meczu udało im się kolejny raz zastosować Taniec Lotosu i strzelić zwycięską bramkę. Philipp był zdruzgotany. Nie miał pojęcia, dlaczego dziewczyna się nie poddała, a ich taktyka nie podziałała.

– Whoa! Udało nam się! – Mark nie odstępował gwiazd tego meczu ani na krok. – To dzięki wam!

Cassie jedynie zarumieniła się i bąknęła coś w stylu: „Wszyscy się do tego przyczyniliśmy". Była naprawdę szczęśliwa, że udało jej się pokonać swój strach i pomogła w wygranej z gimnazjum Johnsona. 

____
i... skończyliśmy z nadprogramowymi rozdziałami. drużyna przeciwna pojawi się jeszcze w osobnej książce poświęconej właśnie im (tylko gimnazjum będzie się inaczej nazywało i imiona będą japońskie. uznajmy, że ta nazwa to dubbingowy odpowiednik tamtej lub cos xd)

pamiętacie jak wam dałam rysunek (który mi nie wyszedł, tak nawiasem mówiąc) jednego z napastników złotej akademii i powiedziałam, że mam w planach o nim książkę? mam w planach taką małą serię o tym, jak radzą sobie wymyślone przeze mnie drużyny i będzie jedna książka o akademii i jedna o drużynie z tego rozdziału (taki trochę spojler to jest, no ale)

to chyba tyle. do zobaczonka (teraz rozdział był szybciej, nie? wzięłam się dzisiaj i w końcu cały napisałam)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro