°16°
Jimin
Ciężko mi było się ogarnąć po ruchach Jungkooka, jednak jakoś mi się to udało. Nie ma tak, w życiu nie spadnę na miejsce pasywa, a zwłaszcza z Ciastkiem. Jeśli już będzie na górze, to tylko mnie ujeżdżając.
Jak postanowiłem, tak też zrobiłem - zaraz po tym, gdy chcąc uporządkować myśli, odrzuciłem głowę w tył, oparłem dłonie na jego klatce piersiowej, popychając go lekko, by położył się obok mnie. Szybko udało mi się przenieść nad niego, usadawiając się wygodnie miedzy jego nogami. Położyłem dłonie po obu stronach jego głowy, pochylając się nad nim z jednym kolanem niebezpiecznie blisko jego krocza.
- Chciałeś mnie zdominować, co? - spytałem rozbawiony, zahaczając wargami o te jego, natychmiast się jednak wycofując. - Wiesz, że nie ze mną te numery?
Kookie zmrużył delikatnie oczy, uśmiechając się słodko.
- Wątpiłem, czy mój plan zadziała i najwyraźniej się nie myliłem - wymruczał, zaplatając mi łapki na karku. - Trudno, i do tego kiedyś dojdziemy.
Zrobiłem tak szeroki eye smile, że nawet Jungkook zniknął z mojego pola widzenia.
- O ile ci pozwolę, króliczku - cmoknąłem go w usta, już chcąc się wycofać, jednak nie pozwolił mi na to, wplątując palce w moje włosy i nie dając się odsunąć.
Rozpoczęliśmy zawziętą walkę o dominację. Zdążyłem zauważyć już wcześniej, że Kookiś nie był typowym uke, jednak po kilkunastu sekundach to ja wygrałem, wreszcie mogąc zbadać jego usta językiem. Mruczał zadowolony, szarpiąc lekko kosmyki moich włosów. Odetchnąłem w duchu. Mój strach o strach przed byciem zdominowanym całkowicie zniknął. Wiedziałem jednak, że Jungkook nie odpuści, ale tym się będę przejmował później. Na razie chcę cieszyć się jego poddaniem i moim wciąż bezpiecznym w swoim dziewictwie tyłku.
Kookie pociągnął mnie delikatnie za włosy, chcąc rozłączyć na chwilę pocałunek w celu zaczerpnięcia powietrza.
- Mam nadzieję, że nie jesteś prawiczkiem - powiedział, uśmiechając się leciutko.
- Nie jestem od kilku lat - zmarszczyłem brwi oburzony, że w ogóle taka myśl wpadła do tej jego ślicznej główki. Pomińmy to, że pierwszy raz miałem z nauczycielem koreańskiego. Nikt nie musi o tym wiedzieć.
- To bardzo dobrze - wymruczał, wciąż miziając moje włosy, które najwidoczniej bardzo mu się podobały. - A miałeś do czynienia z małymi zabawkami? - uniósł do góry jedną brew, uśmiechając się cynicznie.
- Widzę niegrzeczny króliczek? - wyszczerzyłem się zadowolony, że trafiłem na tak cudownego chłopaka. Nie uważałem też tego, co aktualnie się miedzy nami działo za niewłaściwe. Wręcz przeciwnie, wszystko odczuwałem jako coś, co powinno się stać. Po iskierkach w oczach Kooka poznałem, że mu też nie przeszkadza fakt, że poznaliśmy się przez internet. -Oczywiście, że miałem.
Niewinny uśmieszek Jungkooka tylko utwierdził mnie w prawidłowości moich działań.
- Cudownie - zsunął jedną dłoń z moich włosów na kark, gładząc go z czułością i wpatrując się uparcie w moje oczy. - Sekunda - mruknął, przerywając tą rozlazłą chwilę. Nabrawszy powietrza e płuca krzyknął tak głośno, aż zabolały mnie bębenki - MAMO, MOGŁABYŚ ZABRAĆ JUNGA DO KINA ALBO GDZIEŚ?!
- JASNE! - odwrzasnęła z dołu jego mama. - I TAK MIELIŚMY JECHAĆ DO BABCI, WRÓCIMY JUTRO RANO! - no po prostu cudowna kobieta. - KUPIĆ WAM COŚ JAK BĘDZIEMY WRACAĆ?!
Kookiś zastanowił się, muskając mój kark kciukami.
- MOGŁABYŚ SZASZŁYKI Z JAGNIĘCINĄ?! PROSZĘ DZIĘKUJĘ!
- OK! DOBREJ ZABAWY SKARBEŃKI! KLUCZE BĘDĄ W KUCHNI NA BLACIE, JAKBYŚCIE CHCIELI SKORZYSTAĆ! TYLKO BEZ PRZESADY, JIMIN, BO ZGINIESZ MARNIE ŚMIERCIĄ DŁUGĄ I BOLESNĄ! - krzyknęła jeszcze, kiedy ja powstrzymywałem się od głośnego śmiechu, choć kompletnie nie rozumiałem ostatniej części wypowiedzi. Jakim cudem ta rodzina była tak idealna? To po prostu nieludzkie.
Nie wiedzieć czemu Ciastek na wieść o kluczach uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- DZIĘKI MAMUŚ! KOCHAM CIĘ! - zakończył tą dziwaczną wymianę zdań, od razu po tym na nowo wpijając się w moje usta.
Niedługo trwało, zanim usłyszeliśmy zatrzaskiwane drzwi i chrobot kluczy w zamku.
Kookie ponownie się odsunął, oblizując lśniące od naszej śliny wargi.
- Wolisz to robić tutaj, czy gdzie indziej? - spytał szeptem, uprzednio unosząc się lekko, by mieć usta tuż przy moim uchu.
Uśmiechnąłem się, poprawiając swoją pozycję, by napierać kolanem na jego krocze. Wciąż oczywiście nad nim wisiałem.
- Gdzie indziej, to znaczy gdzie?
Kookie zagryzł podniecony wargę.
- Mamy w domu do dyspozycji coś jakby 'czerwony pokój bólu' Grey'a - wywrócił oczami. Zapewne nie lubił tego porównania. - Rodzice są fanami i gdy na tyle polubią mojego partnera, by mu zaufać, to zostawiają mi do dyspozycji klucze, jak już usłyszałeś wcześniej.
Boże przenajświętrzy, kocham moich teściów.
- Dostosuję się do ciebie - mruknąłem, schylając się, by cmoknąć go w policzek.
Chłopak zamknął oczy, uśmiechając się słodko.
- Pod łóżkiem - wyszeptał, przemieszczając dłonie na moje ramiona, na których zacisnął palce.
Niestety musiałem się od niego oderwać, co zrobiłem z bólem serca. Wychyliłem się za ramę łóżka i wyciągnąłem spod niego sporą, czarną walizeczkę.
Uniosłem brew, patrząc kątem oka na Kooka, który podparł się na łokciach, unosząc się lekko. Uśmiechał się do mnie niewinnie, oczekując tego, co miałem mu do zaoferowania.
Otworzyłem neseser i gdybym był w jakimś serialu lub kreskówce, na moją twarz padłaby złota poświata z wnętrza przedmiotu.
Oj Kookiś, nigdy nie zapomnisz tego wieczoru.
***
(͡° ͜ʖ ͡°)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro