Epilog
#Pov# Michele
Wzbiłam się w powietrze, a chłopak zrobił to samo co ja. Mknęliśmy ponad walczącymi. Wpadłam w jego rozłożone ramiona i westchnęłam cicho.
- Jak dobrze znowu być na swoim miejscu. - stwierdziłam.
- Całkowicie się z tobą zgadzam.
Złożył na moich ustach delikatny pocałunek.
- Co się stało?
- Później. Będziemy mieć dużo czasu.
Uśmiechnął się na moje słowa. Odetchnęłam głęboko.
- Muszę ci coś powiedzieć. - oznajmiłam.
Przytulił mnie do siebie nieco mocniej.
- Nigdzie nie idziesz.
- Nigdzie się nie wybieram. Już nie... - przerwałam na moment. - Byłam w Królestwie.
Podniósł nieco brwi.
- Stwierdzono, że jeśli przysłużyłam się już Piekłu, to niebu Niebu też muszę, ale o tym też później.
Czekał, nadal obejmując mnie w tali. Streściłam mu szybko przebieg naszej rozmowy.
- Możemy być razem? - spytał.
- Pod jednym warunkiem. - sprostowałam.
- Jakim?
- Po wszystkim... Wrócisz do obowiązków. Poczekaj. - powiedziałam, kiedy zacisnął szczęki. - Nie skończyłam. Będziemy mogli być razem. Przez wieczność. Albo i dłużej.
Uśmiechnął się na to stwierdzenie.
- To jest ten warunek?
- Nie.
- Jak to nie?
- Warunek jest taki. - odetchnęłam głęboko. - Staniesz się człowiekiem. Wiem, że to może być dla ciebie trudne...
- To nie jest problem. Już raz...
- Tak wiem. I nadal nie mogę uwierzyć, że zrobiłeś to dla mnie.
- Więc o co chodzi?
- Normalni ludzie... Są normalni. - nie wiedziałam jak to inaczej ująć. - Chodzą to pracy, a jakoś nie wyobrażam sobie tam ciebie.
- Przesadzasz. - stwierdził. - Coś jeszcze?
- Będziemy musieli strzec miecza pilnującego Równowagi, aż nie pojawi się następny Wybrany.
Chwycił za rękojeść i wysunął go, wkładając do pochwy, którą miałam przytroczoną do pasa.
- Kolejny raz powtarzam: to nie problem. Już wszystko?
- Gdy wrócisz do Nieba będziesz wyglądał tak samo jak teraz. Ja również. Nie zestarzejemy się.
Pokiwał głową, a ja dodałam:
- Kiedy dotkniemy ziemi staniemy się normalnymi ludźmi.
Walka już prawie ucichła. Pod nami, w promieniu kilkunastu metrów nie było nikogo. Chłopak zerknął w dół, a następnie rozejrzał się dookoła jakby ze smutkiem.
- Nie musisz tego robić. - szepnęłam.
To, że już raz się na coś takiego zdecydował, nie znaczyło, że zrobiłby to jeszcze raz. Przecież może nawet na kilkaset lat utracić tak wiele: możliwość odwiedzenia w dowolnym momencie Królestwa, autorytet, swoją pozycję, te przepiękne ogromne skrzydła.
Słońce już prawie skryło się za linią horyzontu.
Spojrzał mi w oczy i pochylił się lekko, by móc znów mnie pocałować. Już wiedziałam, jaką decyzję podjął.
Poczułam jak ciągnie nas w dół. Ale skupiłam się tylko na jego wargach.
Nasze stopy w tym samym momencie dotknęły ziemi, a skrzydła wręcz eksplodowały. Wokół nas zrobiło się biało od piór wirujących w powietrzu.
Przyłożył swoje czoło do mojego.
- Kocham cię.
Uśmiechnęłam się do niego i odpowiedziałam:
- Kocham cię.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
No, kochani. Zakończenie może i banalne, ale...
Ale magiczne.💖
Co by tu dodać?
Cóż, epilog za nami.
Dziękuję mojej kochanej przyjaciółce, która codziennie zachęcała mnie do tego, bym wstawiła nowy rozdział, a niekiedy mnie szantażowała (ona już wie, o kogo chodzi).💬
Dziękuję za komentarze. I te dodające otuchy, i te poprawiające błędy. Bez nich czytanie mogłoby być uciążliwe z powodu moich pomyłek 😄
Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali ze mną do tego momentu.💟
Dziękuję Tobie, ty, który to czytasz, za to, że poświęciłęś swój czas dla mojego opowiadania.📖
Dedykuję ten rozdział wszystkim Czytelnikom.
Mam nadzieję, że jeśli napiszę kiedyś jeszcze jakieś opowiadanie, to do niego zajrzycie.✏✒
Już teraz serdecznie zapraszam!📝
A na razie.
Żegnajcie.🙋
Nie opuszczam Was, mówię po prostu Do widzenia.
Jeszcze kiedyś się spotkamy.
Szczerze w to wierzę.
~psiara2016🐶
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro