6. Tłumaczenie
Na początek informacja do moich kochanych przyjaciółek (one już dobrze wiedzą o kogo chodzi - to im zawdzięczacie dzisiejszy rozdział, bo męczyły mnie o to w szkole). Ale! I tu właśnie ta informacja. Zanim przeczytacie nauczyć mi się na jutro do geografii! I jeszcze jedno do nich. Imiona są przypadkowe. To nie to, o czym rozmawiałyśmy dzisiaj. ;-D
To teraz:
Miłej lektury, reszto świata.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
#Pov# Lucas
Wieczorem Mia weszła do pokoju z laptopem.
- Obejrzymy jakiś film? - spytała.
Wzruszyłem ramionami. Nie powinienem jeszcze bardziej się nakręcać. Nasza relacja i tak zaszła już za daleko. Musiałem wymyślić jakąś dobrą wymówkę przed szefem. Ale nie potrafiłem się jej oprzeć. Ciągnęło mnie do tej dziewczyny jak ćmę do płomienia. I ja, i to małe stworzonko wiemy czym grozi nasze ryzyko, ale i tak je podejmujemy.
- Zgaduję, że wolisz filmy akcji niż tandetne romansy?
Pokiwałem głową. Prawdę mówiąc w życiu nie oglądałem żadnego filmu. Nie było czasu. W tym momencie spojrzałem na nią. Miała na sobie moją jedyną szarą koszulkę i majtki. Żałuję, że rano obsypałem ją mąką. Teraz trudniej będzie mi trzymać łapy przy sobie. Uśmiechnąłem się niewinnie, na co ta podniosła brwi.
- O co Ci chodzi? - zadała pytanie.
- O nic.
- To czemu patrzysz się na mnie jak cielę w malowane wrota?
Ona ma rację! Ogarnij się chłopie!
- Czy to nie moja koszulka?
- Twoja.
- Aha. - tak, wiem. Bardzo ambitne stwierdzenie.
Dziewczyna kręci głową i usadawia się obok mnie z laptopem na kolanach.
- No to oglądamy. - uśmiecha się do mnie.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Albo miała ciężki dzień, albo chciało jej się po prostu spać. No bo jak można zasnąć przy takiej akcji?! Film był długi to fakt, a ona go już chyba oglądała, ale mimo wszystko nadal nie mogę zrozumieć dlaczego ona teraz cicho mamrocze przez sen. Wstaję powoli i odkładam komputer na biurko, po czym kładę się obok i przyciągam ją do siebie. Zagryzam wargę i chwilę rozmyślam nad dobrą wymówką. W końcu daję sobie spokój i również zasypiam.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Dwa i pół tygodnia później
Wiedziałem, że w końcu ten dzień będzie musiał nadejść. Kiedy Michele spała, wyszedłem z domu. Zadbałem jeszcze, by nie obudziła się, kiedy mnie nie będzie. Ciekaw jestem jak się wytłumaczę. Stoję teraz przed bramą i waham się czy mam wejść do środka. Ale już tu jestem, a na pewno mnie zauważono. Przekraczam wejście. Wchodzę do pałacu, kiwając głową na powitanie. Wszyscy z wymuszonym uśmiechem odpowiadają. Jestem pewien, że chcieliby dowiedzieć się jak mi na razie idzie. Ale w pierwszej kolejności muszę zobaczyć się z szefem. To mój największy priorytet.
- Kogo to moje stare oczy widzą? - odzywa się mój pracodawca. - Już myślałem, że Cię tu nie zobaczę.
Boję się jednego, jedynego pytania. Oby tylko go nie zadał. Nie wolno mi kłamać. Poza tym on od razu o tym wie.
- Witaj. - odpowiadam.
- Jak tam Twoja misja?
- Dobrze. Chyba mnie polubiła. A na pewno zdobyłem jej zaufanie.
- Rozumiem. Jak na razie bez żadnych komplikacji?
- Tak. Dziwię się, że tak długo mamy spokój.
- Jestem przekonany, iż nie będzie on trwał znowu tak długo. W końcu dowiedzą się, gdzie Michele się ukrywa. Musisz być na to gotowy.
- Wiem. Ale najpierw ona musi mi opowiedzieć o swoich mocach.
Znam ją, może nawet lepiej od niej samej. Poznałem ją w każdym szczególe. Wiem o wszystkich zdarzeniach, które przeżyła. Wiem, że potrafi władać żywiołami. Wiem, że ciężko jej w życiu. Właśnie dlatego wziąłem to zadania. Gdybym nie znał tej dziewczyny tak dobrze nie podjąłbym się misji ochrony jej.
Tylko dziwnie by to wyglądało, gdybym ujawnił przed nią swoję wiedzę. Dlatego muszę być cierpliwy i czekać aż to ona się otworzy.
- No mów.
- Ale co?
- Dobrze wiesz co. - wstał. - Nie udawaj. Ptaszki mi wyśpiewały.
Co za paskudne stworzenia.
- Michele boi się takich domków. Oglądała kiedyś horror i musiał wywołać u niej traumę. Dlatego śpi ze mną.
- Ludzie są jednak naprawdę głupi. - pokręcił głową.
Zaciskam zęby, ale się nie odzywam.
- Dobrze. Jeśli to wszystko, możesz odejść.
Skłaniam głowę i zawracam w kierunku wyjścia. Przechodzę przez salę, a echo moich kroków jest doskonale słyszalne przez panującą między nami ciszę. Już mam wyść, kiedy zatrzymują mnie słowa.
- Gabrielu, poczekaj. - odwracam się z ręką na klamce. Mężczyzna wzdycha i mówi dalej. - Wiesz, że nie wolno ci się zakochać. Sam się zgodziłeś na te warunki, gdy postanowiłeś do mnie dołączyć. Pozbawiłeś się tej możliwości. Nie mogę zrobić dla ciebie taryfy ulgowej. Dobrze wiesz, co spotkało ojca Michele. Zaczynasz zachowywać się tak jak on. Wyznaczyłem do tej misji właśnie ciebie, dlatego, że masz silną wolę. Proszę cię... Nie podpisuj własnego wyroku.
Zwijam dłoń w pięść i rzucam tylko przez ramię:
- Nie zawiodę cię.
Liczę, że po drodze na dół nie spotkam Michaela. Jednak jedno spełnione życzenie to już o jedno za dużo.
- Stój!
Zamykam na chwilę oczy i się odwracam. Michael stoi przede mną ze łzami w oczach. Rozumiem go. Nigdy nie zobaczył córki, a jej matka zmarła. Nawet nie mógł się z nimi pożegnać. Jedyne dziecko widział tylko z daleka. Nie zamienił z nią choćby słowa.
- Co z nią? Jak się czuje? Jak w ogóle teraz wygląda? Przypomina matkę?
Opowiadam mu o Michele. Widzę jak kamień spada mu z serca, gdy mówię jak się miewa. Ale chyba jednak trochę przesadzam, bo na koniec stwierdza:
- Chłopcze. Widzę, że Ci na niej zależy. Nie... Nie angażuj się w to. Nie popełniaj mojego błędu. Nie zakochuj się. Później jest tylko cierpienie. Przeżyłeś tyle lat bez miłości. Wytrzymasz resztę. Dobrze?
- Dobrze. Żegnaj.
- Żegnaj.
Idę powolnym krokiem do wyjścia. Gdy przekraczam z powrotem bramę, dociera do mnie jedna rzecz. Za późno. Już złamałem tę obietnicę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro