52. Strzała
#Pov# Michele
To były najgorsze chwile mojego życia. Gabriel mówił, żebym dała Upiorowi wolną rękę, ale...
Jak miałam stać (oczywiście to przenośnia, bo teoretycznie z nim walczyłam) bezczynnie, kiedy chłopak, którego kochałam przegrywał?
Na początku było dobrze. Wymienialiśmy szybkie ciosy, ale nikt nie zyskiwał przewagi. Przy jednym z nich rozwinął skrzydła, by móc odskoczyć do tyłu. Zerknęłam na nie i mnie zmroziło.
Co ci się stało?
Również spojrzał za siebie.
Zrezygnowałem z bycia Archaniołem. - wzruszył ramionami.
Co?!
Później będzie czas na wyjaśnienia.
Spojrzałam na niego sceptycznie.
Ej! Więcej wiary we mnie! - powiedział.
W pewnym momencie staliśmy bardzo blisko siebie z opuszczonymi mieczami. Upiór zmusił moje ręce, by powoli podniosły ostrze. Chciał przytknąć je do gardła swojego przeciwnika. Kiedy czubek broni był na wysokości jego mostka, Gabriel jednym szybkim ruchem skrzyżował swój miecz z moim tak, że ponownie oba opadły pomiędzy nas. Wszystko działo się strasznie powoli, a oboje patrzyliśmy sobie w oczy.
Chyba nie myślał, że mu się to uda? - zabrzmiał głos chłopaka w mojej głowie.
Nie wiem, ale raczej na to nie liczył. - odpowiedziałam.
Uśmiechnął się do mnie.
Uważaj. - ostrzegł mnie.
Błyskawicznym ruchem oswobodził swój miecz i rzucił się na mnie. Podniosłam ostrze do góry, chcąc zablokować cios.
W pewnym sensie sam doprowadził do swojej zguby. Bowiem siła uderzenia była tak duża, że jego miecz dosłownie pękł na moim na pół. Spojrzałam na niego przerażona.
Nie pomyślałem, że twoje ostrze jest specjalnie zahartowane, by kruszyć wszystkie inne.
Teraz to już byłam bardziej niż przerażona.
Więcej wiary we mnie?! - przedrzeźniałam go.
Coś się wymyśli.
Zaczynał mnie doprowadzać do szewskiej pasji tym swoim spokojem.
- Na pewno nie chcesz, żeby ci pomóc? - dobiegło nas z lewej.
W tym samym czasie odwróciliśmy tam głowy.
Wytrzeszczyłam oczy.
Później. - powiedzieli do mnie jednocześnie.
- Nie. Nie potrzebuję pomocy. - odpowiedział Gabriel bratu.
Chyba jednak potrzebujesz! - wydarłam się na niego.
Nie, Michele, nie potrzebuję.
Zazgrzytałam zębami.
W miejscu, w którym walczyliśmy, z jednej strony ziała przepaść. Właśnie w nią Upiór zmuszał mnie bym pchała Gabriela.
Zatrzymał się na krawędzi i zerknął niepewnie w dół.
Nie skoczę.
Wiem! - byłam bliska rozpaczy.
W desperacji chwyciłam jedną rękę drugą i próbowałam ją odciągnąć albo odzyskać władzę w palcach, w dłoni, żeby upuścić miecz. Wtedy chłopak mógłby go podnieść.
A później... Poczułam się lekka jak piórko.
#Pov# Gabriel
Najwidoczniej próbowała wygrać sama ze sobą - dokładniej z Upiorem. Na jej twarzy malował się ból. Znów zerknąłem za siebie.
Gdybym skoczył...
Nie. Skrzydła by mnie nie utrzymały. Były już za słabe.
Dziewczyna spuściła głowę w dół. A później...
Nie mogłem uwierzyć we własne szczęście!
Opuściła miecz!
- Michele?
Jednak szczęście nigdy nie trwa długo.
Rzuciła się na mnie.
No... Może to nie najlepsze słowo, ale najlepiej oddaje to, co zrobiła.
Na początku myślałem, że chce mnie zabić - miałem do tego pełne prawo biorąc pod uwagę, co działo się przed chwilą.
Ale ona wbiła się w moje usta z taką mocą, że prawie oboje spadliśmy. Odsunąłem się od przepaści i odetchnąłem z ulgą, obejmując ją w pasie.
Powietrze zgęstniało od dymu. Po chwili obok nas pojawiła się utkana z niego postać.
Tym razem do końca przegrała.
Zawyła z wściekłości i ruszyła w naszą stronę. Dziewczyna wyswobodziła się z moich objęć i podniosła do góry miecz.
Upiór uśmiechnął się drwiąco.
- Dymu nie przebijesz mieczem, maleńka. - wychrypiał.
- A chcesz się założyć? - spytała.
Zerknął na trzymaną przez nią broń. Chyba w tym momencie coś zrozumiał i zaczął się wycofywać, by po chwili rzucić się do ucieczki.
Michele była szybsza. I muszę przyznać - miała cela. Ruciła ostrzem - trafiła w sam środek pleców tego drania. Upadł wściekły na ziemię wsiąkając w nią jak w gąbkę.
Odwróciła się do mnie, a ja się uśmiechnąłem, by dodać jej otuchy.
- Ej, co się dzieje? - spytałem.
- Wydaje mi się, że to jeszcze nie koniec. Za łatwo nam to wszystko poszło.
- Za łatwo? - nie dowierzałem.
Jednak miała rację. Jak zawsze.
#Pov# Michele
Coś mi mówiło, naprawdę, jakiś szósty zmysł podpowiadał mi, że to jeszcze nie koniec.
- Przegrywają. - Lewiatan stał na wzgórzu i przypatrywał się bitwie. - Oddziały Anielskie przegrywają.
Posłał w naszą stronę zatroskane spojrzenie.
Odwróciłam się do Gabriela.
- Przysłużyłam się Królestwu Ciemności. Co teraz?
Odeszłam parę kroków, by pomyśleć, a kiedy podniosłam głowę... Działałam instynktownie.
- Nie! - wrzasnęłam na całe gardło.
Bracia spojrzeli na mnie zdziwieni w tym samym momencie, w którym łucznik naciągnął cięciwę wypuszczając strzałę.
Rzuciłam się przed Gabriela. Poczułam jak coś przebija mi skórę na klatce piersiowej. Osunęłam się na ziemię...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro