Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

51. Pojedynek

#Pov# Gabriel

Grad strzał spadł na oddziały Niebios, Aniołowie podnieśli tarcze w górę.

- Do ataku! - padł rozkaz.

Odwróciłem się i krzyknąłem:

- Wiecie co macie robić! Pomagajcie każdemu, kto będzie pomocy potrzebował! Ruszajcie!

Upadli wtopili się w tłum walczących.

- A ja odnajdę pewną dziewczynę. - mruknąłem.

Anna i Rozalie życzyły mi powodzenia i również, posyłając ostatnie spojrzenie ruszyły w stronę walczących. Zostałem sam.

Przymknąłem powieki i skupiłem się. Próbowałem wyłapać ją spośród tłumu. Zobaczyć świat jej oczami.

Stała pośrodku pobojowiska. I za wszelką cenę nie chciała dopuścić do siebie jeszcze kogoś - kolejnej osoby atakującej jej umysł.

Spokojnie, to tylko ja. - szepnąłem do niej. Przestała się opierać.

Poczułem wszystkie targające nią emocje. Bała się, okropnie się bała - najbardziej samej siebie. Walczyła ze sobą - a raczej z Upiorem, który się w niej zagnieździł - o to, by odzyskać władzę nad własnym ciałem. Starałem się pomóc jej mentalnie, żeby wiedziała, że nie jest w tej walce sama.

Ale wtedy za sobą poczułem jakiś ruch. Odwróciłem się gwałtownie, wyciągając miecz z pochwy i podnosząc go do ciosu.

- Uspokój się! - przybysz podniósł dłonie, pokazując, że nie jest uzbrojony.

- Czego chcesz? - warknąłem w jego stronę.

- Pogadać.

- Kiedy ostatnio chciałeś ze mną pogadać, uwięziłeś mnie w lochu. - wycedziłem.

Lewiatan odetchnął głęboko.

- Wiem.

- To czego tu szukasz? - zmrużyłem gniewnie oczy. - Jestem zajęty.

- To również wiem.

- Ach... Czyli Lucyfer wysłał cię, byś mnie powstrzymał? Śmiało, będziesz musiał mnie zabić, bo nie oddam się dobrowolnie, wiedząc, że ona tam cierpi zabijając niewinnych. W każdym momencie może coś jej się stać. Ale was pewnie to nie obchodzi, co?

- Nie. Przynajmniej nie mnie.

Zbił mnie z pantałyku. Uniosłem brwi.

- Lucyfer nie wie, że postanowiłem z tobą pogadać. A dokładniej... - kolejny głęboki oddech. - pogodzić się.

- Łżesz. - syknąłem. - Po tylu lata chcesz się pogodzić? Nie urodziłem się wczoraj.

- Możesz mi wierzyć lub nie, ale naprawdę nie przyszedłem cię powstrzymać. Chcę ci pomóc.

- Ty? Mnie? Lewiatanie, dobrze się czujesz? Upadłeś może ostatnio na głowę?

- Przestań się ze mnie nabijać. Naprawdę chcę ci pomóc.

Opuściłem powoli miecz.

- Dlaczego? Co cię do tego nakłoniło?

- Twoja dziewczyna.

Otworzyłem szeroko usta ze zdumienia.

- Michele?

- A masz jakąś inną?

- No nie.

- No właśnie.

Pokazał mi w głowie obraz sprzed dwóch dni, kiedy ostrzyli broń na bitwę.

- Naprawdę stwierdziła, że jesteśmy do siebie podobni? - zapytałem.

Pokiwał głową.

- Miałem całe dwie doby, żeby o tym rozmyślać - powiedział. - i doszedłem do wniosku, że miała rację. Choćbym nie wiem jak temu zaprzeczał i się tego wypierał.

Uskoczyłem wzrokiem w bok i schowałem broń do pochwy. Michele miała rację... Jak zawsze.

- Ona jest niesamowita. - wyszeptałem.

- To samo jej powiedziałem. - wyciągnął do mnie rękę. - Przepraszam. Za wszystko.

Spojrzałem na niego niepewnie, ale też wyciągnąłem dłoń.

- Ja również przepraszam. - powiedziałem.

Po raz pierwszy od wielu wieków poczułem, że naprawdę mam brata.

- Słyszałem, że zrezygnowałeś z ciepłej posadki? - zagadnął.

- I co z tego?

- Chciałbym pójść w twoje ślady.

W tym momencie przez moje myśli przedarł się jej głos:

Gabrielu!

Chyba Lewiatan też to usłyszał.

- Pomóż jej. Będę cię osłaniać.

Zamknąłem oczy i skupiłem się na dziewczynie.

Nie walcz z nim. - powiedziałem.

Co?! - spytała przerażona. - Jeśli mu się poddam to zabije wszystkich wokół!

Nie zabije. Michele, zaufaj mi.

Znowu poczułem targające nią emocje.

Będzie dobrze. Obiecuję.

Przestała się opierać. Upiór cieszył się swoim zwycięstwem.

Gabrielu...

Nie. Michele, nie. Nic się nie stanie. - zapewniłem ją.

Upiór szalał ze szczęścia. Można by wręcz rzec, że się nim upijał.

I tak jak przewidziałem od razu skierował się w moją stronę. Po chwili spośród walczących wyłoniła się drobna sylwetka dziewczyny. Wtedy opuściłem jej umysł.

- Co ty zamierzasz zrobić? - usłyszałem za sobą głos brata.

- Zobaczysz. - dobyłem miecz. - Ale cokolwiek się stanie, nie wtrącaj się.

Wyciągniętą dłonią zaprosiłem Upiora do ostatniego morderczego tańca. Wiedziałem, że oszaleje z radości. Znowu miałem rację. Usłyszeliśmy triumfalny wrzask.

Gabrielu, proszę...

Nic mi nie będzie, ukochana. Nie bój się o mnie.

Upiór kazał dziewczynie zrobić krok do przodu i przygotować miecz.

- Pojedynek czas zacząć. - powiedziałem.



 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro