Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

47. Pomóż mi, proszę

#Pov# Michele

Wokół mnie jak okiem sięgnąć rozciągał się ponury widok. Wypalone drzewa bez liści rosły na zgniłej bądź spopielonej trawie. Diabły, które mijałam przypatrywały mi się ciekawie, ale nie próbowały zatrzymać. Nogi same mnie prowadziły. Nie mogłam rozglądać się na boki. Jedyną rzeczą na jaką pozwalał mi Upiór to wędrowanie przerażonymi oczami od jednego drzewa do drugiego. Albo patrzenie w oczy mijanych postaci, próbując zgadnąć, czy któraś jest szpiegiem po naszej stronie. Ale o tym też nie mogłam myśleć. Nie wiedziałam, czy Upiór może przeniknąć do mojego mózgu, moich wspomnień.

Znaleźliśmy się na olbrzymim placu. Z fontanny pośrodku tryskała szkarłatna ciecz, której pojedyncze kropelki w zetknięciu z podłożem parowały, tworząc nieprzyjemny czarny dym. Tak, czarny - nie czerwony.

Na drugim końcu placu wznosiła się budowla z czarnego marmuru, z ogromnymi oknami i masywnymi, wysokimi drzwiami. Puste okiennice nadawały temu miejscu jeszcze straszniejszy wygląd - jakby opuszczonego zamczyska.

Dla mnie chyba byłoby i lepiej, gdyby było opuszczone.

Plułam sobie w brodę, że nie obudziłam dzisiaj Gabriela. Bo doszłam już do tego, po co go tak naprawdę wtedy porwali.

Otóż, to nie on miał być wtedy celem Upiora. Tylko ja. To nie jego chcieli pogrążyć. To nie jego chcieli zmusić do morderstwa. Wszystko co Upiór w nim robił miało być "grą wstępną". Miał się nim nasycić, by mieć siłę mnie pokonać.

Tak planowali przeciągnąć mnie na swoją stronę. Wiedzieli, że jeśli związałam się z Archaniołem, mogłam pomóc Królestwu Niebieskiemu.

A oni nie mogli do tego dopuścić.

Więc jeśli nie chciałabym po dobroci (a nie chciałabym i dobrze o tym wiedzieli) zaciągnęli mnie tu siłą.

Tylko ciekawa byłam, co mieli zamiar zrobić dalej.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Wrót, zapewne sali tronowej, pilnowało dwóch czarnoskórych mężczyzn. Otworzyli je przede mną, nawet nie pytając po co przyszłam. Uśmiechnęli się tylko do mnie zwycięsko, przez co zrobiło mi się niedobrze.

Upiór zmusił mnie do podniesienia głowy.

I wtedy go zobaczyłam.

Lucyfer siedział na czarnym tronie do którego prowadził czerwony dywan. Ale to nie on przykuł moją uwagę. Prawdę mówiąc tylko na niego zerknęłam. Wlepiłam oczy w postać stojącą po jego prawej. Podobieństwo było tak duże, że aż zachłysnęłam się z wrażenia. W pierwszej chwili myślałam, że to on.

Taka sama postawa, wzrost, twarz, kolor włosów, duma bijąca od siebie. Olbrzymie skrzydła wyrastające z pleców. Specyficzny uśmiech, który był przeznaczony tylko dla mnie.

A później zauważyłam resztę szczegółów.

Skóra postaci przede mną była czarna, jakby ktoś ją przypalił. Nie taka jak u niego - biała jak płótno. Skrzydła również różniły się tylko, ale zarazem aż, kolorem. Zamiast błękitnych oczu widziałam dwa płonące węgle.

A uśmiech... Również nie był taki sam. Od tamtego uśmiechu sama miałam ochotę się uśmiechnąć. Od tego tutaj... Znów robiło mi się niedobrze.

Zrozumiałam, że patrzę na jego idealną kopię.

Jego brata.

Wyglądali identycznie, jakby... Odbicie lustrzane w negatywie. Wiecie o co mi chodzi? O kolory. Biały staje się czarny, niebieski czerwony i tak dalej.

Byli bliźniakami. Jeden tylko pewnie o kilka sekund starszy. A jednak to wystarczyło by obrali przeciwną ścieżkę, którą chcą podążać - i to dosłownie. A co by było gdyby to Lewiatan urodził się pierwszy? Natychmiast odrzuciłam od siebie taką możliwość - nie chciałam nawet o tym myśleć.

Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Nie ułatwiał mi tego, ponieważ również patrzył mi w oczy, może próbując zrozumieć, dlaczego jego brat wybrał taką dziewczynę jak ja. A może oceniał moje możliwości? Nie wiem, nie potrafię powiedzieć.

Na sali zaległa cisza jak makiem zasiał. Całą siłą woli zmusiłam się, by odwrócić od niego wzrok i spojrzeć na pana zamku.

Wtedy Upiór próbował zmusić mnie, żebym uklękła. Tego było za wiele! Nie będę się płaszczyć przed tym... tym...

Nie mogłam znaleźć dostatecznie obraźliwego słowa.

Z perspektywy kogoś, kto nie wiedział o co chodzi musiało to wyglądać śmiesznie. Ale nie dla Lucyfera. Zacisnął usta i patrzył na wysiłki swojego podwładnego.

W końcu Upiór dał za wygraną. Wokół mnie powietrze zgęstniało i pociemniało. A już po chwili obok mnie stał Diabeł w czarnej szacie. Nie miał ciała - uformował się z dymu.

A gdyby tak wciągnąć go odkurzaczem?

Nie miałam już siły. Padłam na kolana, podpierając się rękami o podłogę, by się nie przewrócić. Oddychałam płytko i wstrząsały mną lekkie drgawki.

- Widzisz Panie? - rozległ się głos tuż obok mnie. - Sama przed tobą uklęknęła!

Zaśmiał się, ale jako jedyny w sali. Gdyby nie to, że nie mogłam się zmusić do podniesienia głowy posłałabym mu spojrzenie pełne nienawiści. Ale to był już dla mnie zbyt duży wysiłek.

- Naprawdę jest ci do śmiechu? - zagrzmiał Lucyfer. Diabeł obok mnie lekko się skulił. - Armia niedługo wyrusza na wojnę. A ty nie jesteś w stanie zmusić tej dziewuchy do klęknięcia przede mną!

- Dotychczas wszystko szło jak z płatka. - zaprotestował nieśmiało.

- Nie chcę nic mówić, Panie. - Lewiatan zabrał głos, a ja otworzyłam usta ze zdumienia. Był tak melodyjny i piękny jak jego brata. Zorientowałam się, że uśmiechnął się do mnie ironicznie, więc czym prędzej zamknęłam usta, a on kontynuował. - Ale może Michele jest po prostu zmęczona a zarazem zdeterminowana? Jeśli posiedzi tu trochę czasu, może przestanie się opierać?

Trochę czasu?! Michele myśl, myśl...

Ty idiotko! Dlaczego nie wpadłaś na to wcześniej?!

Zamknęłam oczy. Wyobraziłam sobie twarz Gabriela i skoncentrowałam się na powtarzaniu jednego zdania: Pomóż mi, pomóż mi,

pomóż mi, proszę...



 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro