Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

42. Kłótnia

#Pov# Gabriel

Stałem przed złotą bramą i czułem, że to będzie najgorsza rozmowa mojego życia. Walcząc ze sobą wszedłem do środka. Aniołowie kiwali mi głowami, jakby ze smutkiem. Domyślałem się czym jest on spowodowany.

Strażnicy w sali tronowej bez słowa otworzyli przede mną drzwi. Przekroczyłem próg. Jak ja dawno tutaj nie byłem...

- Proszę, proszę. Któż to zaszczycił nas swoją obecnością? - Bóg podniósł nieco głowę. Skłoniłem się.

- Witaj. - powiedziałem.

- Gabrielu. - odpowiedział.

Zapadła cisza.

- Masz mi coś do powiedzenia?

- Sądzę, że już wszystko wiesz. - zaryzykowałem.

- Chcę to usłyszeć od ciebie.

Zamilkłem.

- Czyli jednak. - stwierdził. - Nawet na ciebie nie mogę już liczyć.

Nadal się nie odzywałem.

- Odwaga cię opuściła?

Podniosłem na niego spojrzenie.

- Kocham ją. - stwierdziłem dobitnie.

- Nie możesz.

- Mogę. - podniosłem nieco głos. - Dlaczego inni mają prawo do szczęścia a my nie?

- Dostałeś większą szanę niż ktokolwiek inny. Coś za coś.

Pokręciłem głową. Władca Niebios wstał.

- Gabrielu. Nie chciałem tego robić, ale... - podszedł do mnie. - wybieraj. Albo masz wszystko, albo nic.

- Nie. To nie jest wszystko. To nie jest pełnia szczęścia.

- Pleciesz głupoty. Ona zawróciła ci w głowie. Zostań tutaj, odpocznij i przemyśl to. Na pewno dojdziesz do tego samego wniosku, co ja.

- Wolę spędzić jeden dzień z nią niż wieczność tutaj. - skąd w tobie tyle odwagi, co Gabrielu? Nie potrafiłem odpowiedzieć samemu sobie.

Bóg otworzył lekko usta ze zdumienia. Ale zaraz się opanował.

- Przepraszam, chyba się przesłyszałem. Możesz powtórzyć?

- Nie przesłyszałeś się, Panie. Nie chcę takiego życia.

- Gabrielu! - powiedział ostrzej.

Zrobiłem krok do tyłu i rozejrzałem się po twarzach posągów, które stały pomiędzy kolumnami prowadzącymi do tronu. Znalazłem wreszcie to, czego szukałem.

- Gabrielu, opanuj się!

- To nie każ mi wybierać! - stanąłem przed moją wierną kopią, wyrzeźbioną z białego marmuru. Nad głową posągu unosiła się złota aurola.

- Nie mogę. Dobrze o tym wiesz! Zostaw tę dziewczynę, nie jest warta tego, co chcesz zrobić. Zastanów się!

Znowu pokręciłem głową. Miałem aż za dużo czasu na zastanawianie się.

- Co ona ma takiego w sobie?!

- Jest cudowna. Gdyby nie ona, dobrze wiesz, że zabiłbym Annę. A ją bym... skrzywdził. Później Michele również próbowałem zabić.

- I jestem jej wdzięczny za to, że cię powstrzymała, ale to nie jest powód, by porzucać wszystko, czego dokonałeś.

- Nie dlatego z nią jestem. Po prostu ją kocham.

- Możesz ją kochać tak, jak innych śmiertelników.

- Kocham ją bardziej. Oddałbym za nią życie.

- Nie oddałbyś. Nie zrezygnowałbyś z Niebios.

Ja również nie dostałbym drugiej szansy, gdybym jakimś sposobem zginął. Nie mógłbym liczyć na Życie Wieczne. Po prostu przestałbym istnieć.

- Zrezygnowałbym. - odpowiedziałem bez wahania.

- Gabrielu, przestań. Jeśli to zrobisz, możesz tutaj nie wracać.

- Wiem. - złapałem złotą aurolę.

- Gabrielu! - chciał mnie powstrzymać, ale było za późno.

Rzuciłem przedmiot na podłogę. Rozsypał się u moich stóp na miliony kawałeczków.

- Coś ty zrobił?!

- Jeśli nie mogę być z nią, to nie chcę być dłużej Archaniołem. Wybacz. - powiedziałem bez żadnych emocji w głosie.

Zdecydowanym krokiem wyszedłem z sali. Kiedy miałem już opuścić Królestwo, ktoś chwycił mnie za ramię.

- Ja nie byłem w stanie tego zrobić. - usłyszałem smutny głos Michaela. - Musisz ją naprawdę kochać.

- Ty też ją kochasz.

- Nie tak jak ty.

Odwróciłem się.

- Oddałbym za nią życie. - powtórzyłem.

- Wiem. Nie tylko życie. - nawiązał do tego, co stało się przed chwilą.

- To prawda. Nie tylko życie.

- Jako jej ojciec, chyba powinienem powiedzieć teraz, że jak ją skrzywdzisz, to powieszę cię za jaja na suficie. - próbował zażartować. Uśmiechnąłem się. Mężczyzna spoważniał. - Ale wiem, że akurat ty tego nie zrobisz.

- Tutaj masz rację.

Zamknął mnie w swoim uścisku.

- Powiedzenia chłopcze. Żegnaj.

Westchnąłem.

- Żegnaj.



 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro