41. Właściciel
#Pov# Michele
Czułam się coraz gorzej. Jakby wnętrzności zamarzały mi na kostki lodu.
- J... Jak to zmienił właściciela? - Gabriel wykrztusił.
- Kiedy Michele cię pocałowała, Upiór doszedł do wniosku, że przegrał. Nie udało mu się cię pogrążyć ani zrobić nic, byś nienawidził samego siebie. Więc postanowił uderzyć w osobę, którą kochasz. - Morena znowu spojrzała na mnie. - Interesuje mnie tylko skąd wiedziałaś?
- Po prostu. Nie chodziło o zabójstwo. Chociaż to też byłby dla niego szok, w końcu próbował zabić dwie osoby w niespełna dwadzieścia cztery godziny.
- Jak dwie? - wtrąciła Anna.
- Wczoraj wieczorem chciał zabić mnie. - wyszeptałam.
Chłopak spuścił głowę i zacisnął szczękę. Wyglądał jak wyrzeźbiony z marmuru. Położyłam dłoń na jego ręce.
- Ale to nic nie znaczyło. - dodałam.
Już chciał się odezwać, kiedy ubiegła go Królowa:
- A skąd wiedziałaś co zrobić?
- Nie wiem. Po prostu - impuls. Poza tym, coś mi mówiło, że moją śmierć Bóg by mu wybaczył, ale kogoś kto uratował mu życie... - pokręciłam głową. - Mógłbyś się tam więcej nie pokazywać. Chyba, że o to właśnie by mu chodziło - jakimś sposobem dowiedział się, że jesteśmy razem. Ja byłabym martwa, a ciebie by potępił za śmierć kogoś innego. Ale teraz to już nieważne.
- Tu masz akurat rację. - potwierdziła Morena. - Tak jak mówiłam, u każdego Upiór wyrządza inne szkody i inaczej próbuje go pokonać...
Syknęłam cicho, gdy poczułam kolejne ukłucie w sercu.
- ... U niej wywołuje ból. A ponieważ był silny, kiedy opuszczał poprzednie ciało, staje się nadal coraz okropniejszy.
Starałam się oddychać głęboko, ale nie za dobrze mi to wychodziło.
- Zabierzcie ją stąd. Powinna się położyć i odpocząć.
Poczułam jak ktoś wkłada mi jedną rękę pod kolana, a drugą pod plecy. Gabriel podniósł mnie z łatwością. Królowa posłała mi współczujące spojrzenie i oddaliła się, zapewne poinformować, że strażnicy mogą wypuścić Upadłych z jadalni.
- To nie twoja wina. - powiedziałam do chłopaka. - Nawet tak nie myśl.
- Nie myślę o tym.
- A tylko?
- Sama zobacz.
Spróbowałam się skoncentrować, ale ból mi to trochę utrudniał. W końcu udało mi się - zobaczyłam scenę z jego snu. Tę, w której walczył z dziewczyną zakutą w zbroję. Kiedy ostatkiem sił zdjęła hełm, na podłoże rozsypała się burza rudych włosów. Spomiędzy nich wyjrzała twarz Anny.
- Śniło mi się to w nocy. - powiedział, otwierając łokciem drzwi do swojej sypialni.
- Wiedziałeś co ma się stać.
- Nie wiedziałem kiedy. Chciałem ci powiedzieć, ale nie zdążyłem.
Położył mnie na łóżku i usiadł obok. Podparłam się na ręce.
- Wiedziałeś co robisz, prawda?
Spojrzał na mnie zdziwiony. Nie dałam mu dojść do słowa.
- Tak to zaplanował, tak? Żebyś był świadomy tego, co robisz, ale nie mógł go powstrzymać?
Przeczesał sobie ręką włosy, pozostawiając je rozwichrzone na wszystkie strony. Po prostu musiałam usiąść i mu je poprawić. Uśmiechnął się do mnie, ale zaraz spoważniał i pokiwał głową.
- Nie przejmuj się. - objęłam go. - Ostatecznie nic złego nie zrobiłeś. Anna o tym wie.
- Nie jestem tego taki pewien.
- A ona tak. - dobiegło od drzwi.
Zwróciliśmy wzrok w tamtą stronę. Dziewczyny stały w wejściu, przysłuchując się naszej rozmowie. Przekroczyły próg i Rozalie usiadła na biurku, a jej siostra zajęła miejsce na krześle.
- I nie jestem na ciebie zła. Mam tylko ochotę dokopać pewnemu łajdakowi. - zatarła chciwie ręce. - Szkoda tylko, że jest sproszkowany.
Zaśmialiśmy się, ale nasza radość nie trwała długo. Rana na dłoni dała o sobie znać.
- Dasz mi szklankę wody i jakiś opatrunek? - spytałam chłopaka.
Kiwnął głową i wziąwszy ze stolika kubek przeszedł do łazienki. Usłyszałyśmy szum wody.
- Daj rękę.
Posłusznie wyciągnęłam dłoń.
Zajął się nią i po paru minutach była ściśle owinięta bandażem.
- Dziękuję.
- Do usług.
Dziewczyny przypatrywały nam się ciekawie. Wymieniły spojrzenia po czym wstały i najzwyczajniej w świecie wyszły.
- A tym co się stało?
- Nie mam pojęcia. - pokręcił głową.
Oparłam się o jego ramię. Siedzieliśmy chwilę w ciszy. Nagle drzwi otworzyły się ponownie, a do środka weszły Upadłe z moją walizką i naręczem ubrań.
- Mogę się dowiedzieć, co wy robicie? - spytałam, podnosząc brwi.
- Przesuń trochę jego ciuchy. - Anna odezwała się do siostry, zupełnie mnie ignorując i otwierając szafę.
Kiedy skończyły, a moja walizka wylądowała pod łóżkiem, Anna powiedziała do mnie.
- Od dzisiaj śpisz tutaj. Nie zrozum nas źle, nie chodzi nam o to, by wyrzucić cię z pokoju. Po prostu będziesz mieć fachową opiekę...
- Gabriel swojego czasu skończył medycynę... - dodała Rozalie.
Spojrzałam na niego zdziwiona, ale tylko wzruszył ramionami.
- Będzie cię pilnował...
- A ty jego...
- Rozalie, nie wtrącaj się w moją wypowiedź. A więc, krótko mówią, będzie cię przez najbliższy czas niańczył...
- Ale pilnuj go, by się nie zapędził...
- Rozalie! Cicho bądź! Michele, jesteśmy pewne, że masz świetną opiekę. No to my nie przeszkadzamy i zostawimy was samych...
- Tylko grzecznie mi tutaj! Pa gołąbeczki!
Gdy drzwi się zamknęły, usłyszeliśmy śmiech i głośne:
- Piątka!
Wymieniłam spojrzenia z chłopakiem.
- Aha... no dobra. To wcale nie było dziwne... - powiedziałam.
- Jedno jest pewne.
- Hm? - spytałam.
Popchnął mnie lekko, przez co wylądowałam plecami na materacu. Pochylił się nade mną.
- Mam cię tylko dla siebie. - stwierdził.
W zupełności się z nim zgadzałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro