35. Opowieść
#Pov# Michele
Odtąd co noc, kiedy dziewczyny zasypiały, ja przekradałam się do jego pokoju. Opowiadał mi o życiu w Królestwie. O swoich obowiązkach, o czasie wolnym, o... innych. Właśnie gdy wspominał o tych innych, zagryzłam wargę. Oczywiście musiał zauważyć.
- Co się stało? - spytał.
- Nie, nic. Mów dalej.
Nie zamierzał odpuścić. Podniósł mi kciukiem brodę, by móc spojrzeć mi w oczy.
- O co chodzi?
Zawahałam się na moment, ale w końcu odpowiedziałam:
- Opowiesz mi o... o moim ojcu?
- A co chcesz wiedzieć? - po goszczącym na jego twarzy lekkim uśmiechu nie było teraz śladu.
- Co robi, jakie ma zadania, jak... jaki w ogóle jest.
- Twój ojciec... Jest z nas wszystkich najstarszy. Jakby to... O, już wiem - sprawia piecze nad Archaniołami.
- Nie. - pokręciłam głową.
- Co nie?
- Nie to chcę wiedzieć.
Zerknął na mnie.
- A więc?
- Wiesz może jak poznał moją mamę? Jak... jak się w sobie zakochali?
- Tak jak my.
- Ale w jakich okolicznościach?
- Podobnych.
- Gabrielu.
- Nie powinienem ci o tym mówić.
Rzuciłam mu spojrzenie pełne wyrzutu.
- Proszę...
- I jak ja mam ci odmówić? - odezwał się zrezygnowany.
- Nie możesz.
Westchnął ciężko.
- Miał jej pomóc.
- W...?
- Poszukiwaniach pewnej Księgi.
- Czy naprawdę będę musiała ciągnąć cię tak za język, czy sam mi opowiesz?
- Opowiem. Już i tak twój ojciec mnie pewnie zamorduje.
Ale wbrew swoim słowom zamilkł.
- A więc...? - zaczęłam.
- W poszukiwaniu tej księgi, którą Victoria ostatnio wykradła.
- Nie udało im się.
- Nie. Ale uciekli. Michael uratował twojej matce życie. Z tego co wiem, wtedy już byli w sobie zakochani, ale po tej wyprawie... Jakby to? Umm... Powstałaś ty.
Uniosłam brwi.
- Jak się pewnie domyślasz, Bogu to się nie spodobało. Wezwał go do siebie, ukarał, zakazując jakichkowiek kantaktów z ukochaną i dzieckiem. Biedaczka musiała radzić sobie sama. Może myślała, że Michael stchórzył, a może...
Pokręciłam głową.
- Mówiła, że zawsze nas kochał. - wyszeptałam. - Ale nie mogłam zrozumieć, dlaczego skoro tak nas kochał, to zostawił ją samą. Może...
Pomyślałam, że pewnie żałowała tego, że się urodziłam.
-Nie. - zaprzeczył. - Nie myślała o tobie jak o największym błędzie swojego życia. Kochała cię tak bardzo, że... - zagryzł wargę. Najwidoczniej uświadomił sobie, że poruszył trudny temat.
- Że oddała za mnie życie. - dokończyłam. O dziwo, głos nawet mi nie zadrżał.
- Tak.
- Ale skoro ona nie żyje...
Spojrzał na mnie pytająco.
- Ona była zbyt dobra, żeby pójść do Piekła. - wyszeptałam.
- Tak, masz rację.
- To w takim razie dobrze się stało, tak? Że umarła. Może być z nim w Niebie? Gadam jak pięciolatka.
Jednak ku mojemu zdumieniu, pokręcił smutno głową.
- Wcale nie gadasz jak pięciolatka. A ona... Jak tylko umarła, dostała pod opiekę śmiertelnika. Jednego po drugim. Ale każdy umierał. W końcu Bóg musiał przestać ją wysyłać. A chciał zrobić wszystko, by nie mogli być razem. By Michael skupił się na swojej pracy.
Zamilkł, ale za chwilę podjął przerwany wątek.
- Jest szkolona na wojownika. Do zbliżającej się bitwy.
- Co?! - spojrzałam mu przerażona prosto w oczy.
Przytulił mnie mocniej do siebie.
- Niestety. Aniołowie, Zmarli, Święci, nawet Diabły, którzy w niej giną, nigdy nie wracają do swojej poprzedniej postaci.
- To co się z nimi dzieje?
- Nikt nie wie. Sądzimy, że pochłanie ja siła wyższa, ta, która wybrała również ciebie.
Przy ostatnim zdaniu zacisnął dłonie w pięści. Czułam chyba każde ich ścięgno na plecach.
- Nie denerwuj się. - wyszeptałam.
- Ciebie też kocha. - zmienił temat. - Myślisz, że dlaczego masz imię tak podobne do jego? Mama dała ci je na pamiątkę. Chcą nie chcąc masz w sobie piętno zarówno jej jak i ojca.
Dziękuję. - powiedziałam do niego w myślach, za to, że mi opowiedział o wszystkim.
- Nie masz za co. - odpowiedział.
Zaskoczył mnie.
- Umiesz mi czytać w myślach?
- Każdy to potrafi. - wzruszył ramionami. - Jeśli tylko chcesz, by dana osoba je usłyszała. Tylko te, które są przeznaczone dla niej. Oczywiście niektórym ten dar się rozwinął i słyszą myśli wszystkich wokół. Albo tylko tych, co chcą. Spróbuj. Skoncenruj się i wychwyć to, co ci przekazuję.
Zamknęłam oczy dla ułatwienia i wtuliłam twarz w jego koszulkę. Co mógłby mieć mi do przekazania?
- Nie myśl. - usłyszałam. - Pozwól, by to cię pochłonęło.
Spełniłam polecenie. W pokoju zapadła cisza. Nie na długo. Po chwili usłyszałam cichy szept. Dobiegał zewsząd. Był ciepły, kojący.
Świetnie, wiedziałem, że ci się uda.
Otworzyłam gwałtownie oczy. Wrażenie zniknęło.
- Brawo, udało ci się. - uśmiechnął się.
- Tak, chyba tak.
Zamyśliłam się na chwilę.
- Morena może wniknąć w przyszłość? - przypomniało mi się nagle to, o co chciałam go zapytać już od dawna.
- Po części. Widzi różne możliwości przyszłości, wynikające z danych zachowań. To jak błądzenie po omacku. Ale z tego co wiem, zawsze się zgadzają. Zawsze wie, co się stanie, ale nikomu o tym nie mówi. Nie może. Byłoby to zbyt niebezpieczne. Ktoś mógłby chcieć ingerować w przyszłe wydarzenie.
Pokiwałam głową. Miał w zupełności rację.
Ja ją zawsze mam. - zaśmiał się.
Spojrzałam na niego wilkiem i poszłam spać.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Rano obudziłam się dość wcześnie. Podniosłam się na łokciu.
- Trening jest dopiero o ósmej. - zaprotestował zaspany chłopak i przyciągnął mnie bliżej do siebie.
- Ale muszę się przyszykować i wrócić do pokoju, zanim dziewczyny się obudzą.
Wymamrotał coś pod nosem, ale poluźnił uścisk. Wymknęłam się cicho z komnaty. Uważałam, żeby drzwi naprzeciwko nie wydały żadnego dźwięku. Dopiero wtedy się odwróciłam... I napotkałam spojrzenie dwóch par ciekawskich oczu.
- Ymm... Cześć. - pomachałam do nich nieśmiało, zawstydzona, że przyłapano mnie na gorącym uczynku.
- Gdzie byłaś? - spytała Anna.
- Hmm... Na dole... Yyy... W kuchni.
- Najbardziej naiwny człowiek na świecie by ci nie uwierzył.
Rudowłosa podeszła do mnie i położyła mi dłonie na ramionach.
- Możesz u niego spać. Naprawę. Nie musisz wymykać się po nocy.
- Tylko grzecznie mi tam. - Rozalie rzuciła mi jednoznaczne spojrzenie.
Spłonęłam rumieńcem.
- Daj dziewczynie spokój. - Anna skarciła siostrę. - Co ci do tego, co tam robią? A może jesteś zazdrosna?
- O Gabriela? W życiu. Facet za bardzo działa mi na nerwy.
- On mi tylko opowiada różne historie. - zaprotestowałam nieśmiało.
- Wierzymy ci. Tylko mówimy, że nie musiałaś wymykać się do niego w nocy. Możesz nam o wszystkim mówić. Zrozumiemy, naprawdę. No już, - przytuliła mnie. - nie rumień się tak.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro