Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

31. Początek

#Pov# Michele

TO miało zacząć się już wkrótce. I nie mówię tu o treningach.

Na początku nie wiedzieliśmy o co dokładnie chodziło. Myśleliśmy, że to chwilowe, że samo minie. Ale było coraz gorzej. Nikt z nas nawet nie przypuszczał jak bardzo się pomyliliśmy...

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Rano obudziło mnie głośne uderzenie, od którego aż zadźwięczało w uszach. Otworzyłam gwałtownie oczy. Gabriel stał nade mną z dwiema pokrywkami od garnków i najprawdopodobniej uderzył jedną o drugą.

- Oszalałeś?! - spytałam wściekła. - Która godzina?

- Za dwadzieścia piąta.

- Chyba sobie żartujesz. Idę spać. - położyłam się i przykryłam kołdrą.

Odłożył pokrywki i usiadł obok mnie.

- Wstawaj.

- Nie.

- Wstawaj.

- Nie!

- Mamy trening.

- Trudno.

- Michele...

- Daj mi chociaż pięć minut. Muszę dojrzeć.

- Do czego niby? Żeby spaść z łóżka?

- Tak.

- A to ciekawe. Jeśli musisz dojrzeć, to przedtem ktoś musiał cię zapylić.

Ponownie otworzyłam oczy. Napotkałam spojrzenie jego błękitnych tęczówek.

- O czym ty myślisz, co? A podobno jesteś takim porządnym i grzecznym aniołkiem.

- Świat śmiertelników zmienia ludzi. I nie tylko ludzi. A teraz wstawaj.

- Nie. - przykryłam się kołdrą po czubek głowy.

Usłyszałam ciężkie westchnięcie i już miałam je skomentować, kiedy poczułam, że pierzyna unosi się do góry.

- Hej!

- Wstawaj!

- Nie! - zwinęłam się w kulkę na łóżku. Nie miałam najmniejszego zamiaru wstać.

- Posłuchaj, jeśli nie chcesz wstać na trening to powiedz, a sam chętnie położę się jeszcze obok ciebie.

- No to chodź. - posunęłam się.

- Ale jeśli nie wstaniesz uznam także, że przegrałaś nasz zakład już w pierwszym dniu.

Poderwałam się gwałtownie do pozycji siedzącej.

- Chcesz mnie nastraszyć, żebym wstała.

- Nie. Uznam, że przegrałaś i będę oczekiwał nagrody. - uśmiechnął się łobuzersko.

Zmrużyłam gniewnie oczy, ale posłusznie spuściłam nogi za łóżko i się przeciągnęłam.

- W co mam się ubrać?

- Coź luźnego, sama wybierz.

- Okej. - wstałam, skierowałam się do drzwi i otworzyłam, ale zanim zdążyłam je zamknąć, przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Już otwierałam usta, lecz mnie uprzedził.

- I żadnego spania w pokoju. Czekam za dziesięć minut przed drzwiami. Jeśli nie wyjdziesz, wyciągnę cię stamtąd siłą i nie będzie mnie obchodziło czy stoisz akurat pod prysznicem, czy się ubierasz, jasne? I zostaw wiadomość dla dziewczyn, gdzie jesteś.

- Tak, panie pułkowniku. - rzekłam zrezygnowana.

Kiedy zamykałam drzwi, spojrzałam jeszcze w jego oczy. Wydawały mi się ciemniejsze niż przed chwilą. Zamknął je i potrząsnął lekko głową. To również postanowiłam pozostawić bez komentarza.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Mała rada: Nigdy, przenigdy nie proście swojego chłopaka o ŻADEN trening. Szczególnie jeśli uwielbia sport albo jak w moim przypadku jest on Archaniołem.

Ćwiczenia z Gabrielem to była męczarnia. Dobrze, że sala była pusta, bo chyba spaliłabym się ze wstydu. Na początek kazał mi przebiec dziesięć okrążeń (wymusiłam dziewięć, a przebiegłam osiem, za co dostałam za karę jeszcze trzy - a sala wcale nie była taka znowu mała, wielkością dorównywała połówce stadionu piłkarskiego), później zafundował mi ćwiczenia w miejscu (oczywiście bez odpoczynku), a na koniec mieliśmy DOPIERO zacząć trening.

- Zamorduję cię. - syknęłam w jego stronę, gdy po "rozgrzewce" (to była rozgrzewka?!), oznajmił mi, że mogę chwilę odpocząć.

- A nie mówiłem? - stanął przede mną.

Aktualnie byliśmy nadal sami, a ja siedziałam na podłodze pośrodku hali.

- Ta rozgrzewka była W ZUPEŁNOŚCI NIEPOTRZEBNA! I TY DOBRZE O TYM WIESZ! - wydarłam się na niego.

- Wiem. Chciałem ci na początek dać wycisk, ale jak widzę nie zrezygnujesz.

- Chciałbyś.

- Chciałbym, chciałbym. - ukucnął i spojrzał mi w oczy. Znowu były tak samo błękitne.

- Czego? - warknęłam.

- Nie dasz rady walczyć, co?

- Nie. Za bardzo mnie zmęczyłeś.

- W takim razie proponuję iść na śniadanie, a później wrócić do ćwiczeń.

- Jeśli jeszcze raz zrobisz coś takiego, to przysięgam...

- No co?

- Gorzko tego pożałujesz. To, przez co przechodziłeś w Piekle, będzie niczym w porównaniu z tym co ci zrobię.

- Ach tak? - spytał drwiąco.

- TAK! - wrzasnęłam i poderwałam się na równe nogi. - To, że jestem niższa od ciebie, nie znaczy, że jestem słabsza! W pojedynku pokonałam zarówno Rozalie jak i Annę!

Chyba zbiłam go z pantałyku. Wstał i zmarszył brwi.

- W jakim pojedynku?

- Wtedy, kiedy ciebie... No, byłeś... - wskazałam na podłogę. Pokiwał głową, że zrozumiał. - To Anna i Rozalie chciały mieć pewność, że poradzę sobie w pojedynku jeden na jeden. I walczyłyśmy na miecze. Pokonałam obie.

Patrzył na mnie lekko nieobecnym wzrokiem.

- Ach tak...?

- Tak, a co?

- To, że chyba przejdziemy od razu do wyższego etapu. Ale żeby poprawnie ocenić twoje umiejętności, muszę sam to zobaczyć.

- To znaczy, że...?

- To znaczy, że na kolejnym treningu będziemy mieli gości.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~


Masz ten swój rozdział, Kociara__kt. Zaraz wstawię ci drugi, ty szantażystko! Uważajcie na nią, jest niebezpieczna ;-D


 


 


 


 


 


 


 


 

I potrafi drapać jak na kota przystało. XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro