Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Wyjazd

#Pov# Michael

Stałem w oknie pałacu, patrząc na świat z góry. Myślałem o córce, która jest gdzieś tam, na dole, i zmaga się sama z problemami codziennego życia. Do komnaty wszedł Rafael.

- Przestań o niej ciągle myśleć. Zadręczasz się tym od ponad 100 lat.

- Może masz rację. A może nie. To moja córka. Nie potrafię się nie martwić. Sprowadziłem na nią przekleństwo.

- Słyszałeś najnowsze wieści?

- Jakie?

- Pan wysłał JEGO, by pilnował Twojej córki. Nic złego jej się nie stanie.

- Mam nadzieję. - westchnąłem ciężko.


 

#Pov# Michele

Nie chcę. Naprawdę nie chcę stąd wyjeżdżać. Po raz pierwszy przywiązałam się do jakiegoś miejsca. Ale wiem, że muszę. Dobra, mniejsza z tym. Mam większy problem. Jak mu o tym powiedzieć? Nie, dla Waszej wiadomości, nie jestem w ciąży. Myślę jak mu powiedzieć o wyjeździe. Bo, że muszę mu powiedzieć to pewne. Nie wyjadę bez pożegnania. Nie jestem taka. Kłopot w tym, że naprawdę polubiłam Luke'a. Zaimponował mi. Nie codziennie chłopak o drugiej rano zgadza się odprowadzić obcą osobę do domu. A później zostać u niej na noc, gdy jest pijana i nie wiadomo, co zrobi... Nieważne. On jest... inny. No nie da się tego inaczej wytłumaczyć.

Stoję przed kawiarenką i myślę. Odkąd się poznaliśmy, minął tydzień. Tak, wiem, że to nierozważne zostawać w mieście tak długo po ataku, ale miałam ku temu powód. Który właśnie siedzi przy oknie i wpatruje się we mnie uważnie. Cholera... Nie ma odwrotu. Naciskam zdecydowanie klamkę i wchodzę do środka. Chłopak podnosi się z uśmiechem i pomaga mi zdjąć kurtkę. Wiesza ją na krześle obok. Siadam, przygotowując się na różne scenariusze: od zawodu w oczach, po bezbrzeżną radość, że w końcu się od niego odczepię. Ale na następujące wydarzenia nie byłam przygotowana.

- O czym chciałaś porozmawiać? - spytał.

Wzięłam głęboki oddech.

- Tak... Po ostatnich wydarzeniach - on wie, że rzucił mnie chłopak, z którym byłam przez ponad dwa lata, dla jakiejś innej. Co miałam mu powiedzieć? Że gonił mnie potwór? Uciekłby pewnie z krzykiem. - postanowiłam... postanowiłam się przeprowadzić.

Błysk zaskoczenia w jego oczach.

- Dokąd?

- Jeszcze nie wiem.

A teraz ulga...?

- A znalazłaś coś? Jakieś mieszkanie?

- Nie.

Radość. Na pewno radość. Czyli jednak...

- Więc posłuchaj... - zagryzł wargę. - Ja też przyjechałem na chwilę. Mam domek w lesie. Bardzo miła okolica. Wiem jak to brzmi. Znamy się bardzo krótko i może nie powinienem Ci tego proponować, ale... może chciałabyś pojechać ze mną?

Zamurowało mnie. Totalnie.

- Ja... Nie wiem. To jest miłe, ale...

Ale w sumie co masz do stracenia? Potrafisz się bronić, tak? W końcu władasz żywiołami, kobieto.

Powiedziałam mu to samo. No... Może pominęłam fragment o żywiołach i samoobronie. Nie każdy musi o tym wiedzieć.

- Kiedy mielibyśmy wyjechać?

- Nie wiem. Możemy w każdej chwili.

W tym momencie mój wzok padł na drzewa za oknem. Stał tam facet w czerni z mieczem u pasa. Pospiesznie odwróciłam spojrzenie, ale kiedy znów zerknąłam w tamtą stronę, po mężczyźnie został tylko cień na trawie. Tak. Sam cień. Bez właściciela. To wcale nie jest dziwne. To ostrzeżenie. Za długo przebywam w jednym miejscu.

- Ok. Możemy nawet dzisiaj.

- Tak szybko? Nie masz żadnych spraw?

Zrozumiałam, że palnęłam głupotę.

- Nie... Ale może jednak jutro. Powinnam się spakować.

Za oknem szarzało. I zaczął padać deszcz.

- To może chodźmy. - dopił herbatę. - Odpowadzę Cię. A przed nami długa droga. Pasuje Ci 6.30 rano? Wiem, że to wcześnie, ale...

- Nie ma sprawy.

Kiedy zamknęłam drzwi od mieszkania, poczekałam aż jego kroki się oddalą. Następnie otworzyłam je ponownie i wyjrzałam. Szukałam Cienia. Nikogo nie zauważyłam, co nie znaczy, że się uspokoiłam. Na wszelki wypadek przeszukałam pomieszczenia. Dopiero wtedy zaczęłam się pakować.



 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro