29. Stara rana
#Pov#Michele
Okej ferajno, ale od początku. Żeby było jasne - Gabriel nie zgodził się tak od razu. I właśnie żeby Wam trochę przybliżyć przez co musiałam przejść, opowiem mniej więcej co się działo, kiedy Morena wyszła przez drzwi. A nie była to najprzyjemniejsza rozmowa.
Chłopak wpadł przez wrota chyba dosłownie sekundę po tym, jak się zamknęły. Poprawa - nawet nie zdążyły się zamknąć.
- Chyba mi nie powiesz, że się zgodziłaś?! - zaczął.
I co miałam zrobić? Gdybym go okłamała i tak prędzej czy później by się dowiedział. Pokiwałam więc tylko głową. Doskoczył do mniew paru susach i podniósł za ramiona z sofy.
- Chyba sobie żartujesz!
- A co miałam zrobić?
- Nie zgadzać się! - potrząsnął mną, jakby to miało pomóc. - Co ty sobie wyobrażasz?!
-Gabrielu, dobrze wiesz, że tak należało postąpić.
- Nie, nie tak należało postąpić. Posłuchaj...
I tego Wam właśnie oszczędzę. W tym momencie zaczął swój wykład jaka to jestem nieodpowiedzialna, nierozważna, że nie szanuję własnego życia, bla, bla, bla... i takie tam bzdety.
Poczekałam cierpliwie aż skończy. Nie przerwałam mu ani razu, patrzyłam się tylko sceptycznie, w nadziei, że w końcu zrozumienie o co mi chodzi. Chyba nie zrozumiał. Gdy przerwał na chwilę, by zaczerpnąć oddechu, odezwałam się:
-Skończyłeś?
Już miał się odezwać, kiedy podniosłam rękę.
- Dosyć! Klamka zapadła. Nie chcę tego słuchać. Dobrze wiesz, co by sięstało, gdybym się nie zgodziła.
- Ale...
- A możesię po prostu boisz?
Zaniemówił. Musiałam trafić w czuły punkt. Postanowiłam iść za ciosem.
- Boisz się powtórki z rozrywki, tak? Boisz się, że również tym razem dostaniesz rozkaz z samej góry?
-Przestań. - powiedział cicho i odsunął się trochę patrząc cały czas w swoje buty.
Widziałam, że nie chciał do tego wracać, raniło go to, ale nie umiałam przestać.
- Boisz się, że tym razem też będziesz musiał zabić, tak? Mnie?
- Przestań! - przeniósł wzrok na mnie. - Ona nie powinna mieć nic wspólnego z tą wojną! Ty też nie! Jeden raz. Jeden raz zabiłem i cały czas żałuję, że to zrobiłem! Do dzisiaj czasami prześladuje mnie ta scena, kiedy... kiedy stałem nad nią zmieczem. Ona nawet nie próbowała mnie powstrzymać. Byliśmy przyjaciółmi. - dodał cicho. - Nie kochałem jej tak jak ciebie, ale mimo wszystko... Nadal nie mogę tego sobie wybaczyć.
Nie wiedziałam co powiedzieć. Zachowałam się okrutnie. Podeszłam do niego i po prostu przytuliłam. Odwzajemnił mój gest.
-Przepraszam. - wyszeptałam. - To było podłe z mojej strony.
Pogładził mnie ręką po włosach i położył brodę na czubku mojej głowy.Wydawało mi się, że zamknął oczy.
- Nic się nie stało. - westchnął. - Po prostu... Masz rację. Boję się, bo nie chcę znowu kogoś stracić. - znów odsunął się trochę, by móc na mnie spojrzeć. - Nie chcę stracić ciebie.
- Jeśli nie chcesz mnie stracić, to może przestańmy się kłócić i zacznijmy działać, co? Czy tak, czy tak, dobrze wiesz, że będę musiała wziąć udział w tej wojnie. Możesz mi pomóc.
- Niby jak?
Zastanowiłamsię przez chwilę.
-Słyszałam, że jesteś jednym z najlepszych szermierzy na świecie. Naucz mnie trochę swoich trików. Tak, żebym umiała się bronić.
Tym razem to on nie odzywał się przez chwilę.
-Chyba... Chyba to jedyne, co mogę w tej sytuacji dla ciebie zrobić.Tylko ostrzegam, że nie jestem wyrozumiały, jeśli chodzi o naukę.
- Tak jest, panie pułkowniku! - zasalutowałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro