Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28. Rozmowa

#Pov# Michele

Staliśmy przed bramą pałacu, z walizkami w rękach, kiedy ktoś zaczął do nas krzyczeć. Odwróciliśmy się. Zdyszany Upadły oparł dłonie na kolanach i próbował zaczerpnąć oddech.

- Musicie... Królowa prosi... Stawić się... W sali... Tronowej. Nie nadaję się do takiego sprintu. - wysapał.

Spojrzeliśmy po sobie i zawróciliśmy. Morena przechadzała się po komnacie, czasami z nerwów stukając obcasami o posadzkę. Nie unosiła się tak jak poprzednio nad ziemią.

- O! Jesteście! Czyli zdążył. Połóżcie bagaże, proszę. Musimy porozmawiać.

Każdy po kolei odłożył swój dobytek pod ścianę.

- Zaczęłam wczoraj wieczorem studiować Księgę. Zajęło mi to całą noc, dlatego będę się streszczać. Księga...

Pewnie zobaczyła mój nieco nierozumiejący wzrok, bo wyjaśniła:

- Księga skradziona z Piekła. Nie ma swojej nazwy, jest po prostu Księgą. Więc przeczytałam ją od deski do deski. Powiem wam, że zawiera bardzo ciekawe informacje. Dodatkowo...

Coś pojawiło się w jej dłoni.

- Pomiędzy strony włożone było TO.

Podała nam list. Gabriel wziął go do ręki. Otworzył i przejechał wzrokiem po linijkach tekstu. Zerkałyśmy mu ciekawie przez ramię. Osobiście nic nie z tego pojmowałam, bo było napisane jakimś dziwnym językiem, jednak moi przyjaciele zdawali się rozumieć tekst doskonale, bo co chwila albo marszczyli brwi, albo nos, albo mamrotali coś do siebie. Kiedy wszyscy skończyli, spojrzeli w tym samym czasie na Królową. Ja również przeniosłam na nią wzrok.

- Nie będę owijać w bawełnę. - powiedziała. - Z listu wynika jednoznacznie... Szykuje się wojna. A jedno z jej najważniejszych ogniw znajduje się w tym pokoju.

Wszyscy obecni jak na komendę przenieśli wzrok na Gabriela.

- On? Archanioły nie walczą. - Rozalie przypomniała.

Morena posłała im karcące spojrzenie.

- Dlaczego od razu wszyscy tak myślą. Nie, nie on. - zaprotestowała. Wbiła wzrok w ścianę. - Michele...

Tym razem oczy zebranych wlepiły się w moją osobę. Chłopak stanął przede mną w wojowniczej pozie.

- Dlaczego ona? - spytał groźnie. - Wybierz sobie innego kozła ofiarnego.

Morena dopiero wtedy oderwała spojrzenie od ściany. Ogarnęła mnie współczującym wzrokiem. O co tu, do jasnej cholery, chodzi?!  Dlaczego wszyscy zachowują się, jakby szykowano co najmniej pogrzeb.

- Nie ma nikogo innego.

- Nie zgadzam się! - krzyknął. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak wściekłego. - Nie masz prawa!

Królowa zrobiła krok w naszą stronę. Wyciągnęła rękę.

- Nie dotykaj jej. - chłopak warknął.

- Michele, chciałabym z tobę porozmawiać. - Morena zwróciła się do mnie, zupełnie go ignorując. - Proszę tylko o chwilę rozmowy.

- Nie zgadzam się! - Gabriel powtórzył desperacko. - Nie zrobisz tego!

Byłam coraz bardziej przerażona. Królowa natomiast chyba traciła cierpliwość.

- Mam cię dosyć. Straże!

Do środka weszło dwóch Upadłych.

- Proszę, zabierzcie go stąd na chwilę, zanim zrobi coś głupiego.

- Nie! Nie skrzywdzisz jej!

Strażnicy podeszli do niego i złapali pod ramiona. Zaczął się wyrywać.

- Michele, proszę... - zwrócił się do mnie. W jego oczach zobaczyłam cierpienie.

- To tylko rozmowa. - starałam się go uspokoić. - Nic mi się nie stanie.

- Stanie się. I to dużo! Proszę, nie rób tego!

Upadli wywlekli go za drzwi.

- Rozmowa w cztery oczy. - Królowa powiedziała, ponownie patrząc nieobecnym wzrokiem w ścianę.

Dziewczyny bez słowa skierowały się do wyjścia. Kiedy drzwi się za nimi zamknęły, ktoś załomotał w nie pięściami.

- Wpuście mnie tam, do cholery! Ona...

Chłopak nie dokończył. Zaległa cisza.

- Co mu zrobiłaś? - spytałam cicho.

- Nic takiego. Po prostu by nam nie dał normalnie porozmawiać. Usiądź, proszę.

Spełniłam polecenie, cały czas na nią patrząc. Królowa usadowiła w fotelu naprzeciwko sofy.

Znowu miała ten swój nieobecny wzrok.

- Uważaj na niego. - powiedziała. - To już nie jest ten sam Gabriel, którego znałaś.

- Co? O czym ty mówisz?

Potrząsnęła głową.

- Przepraszam. Czasami tak mam. Sądzę, że nic nie zrozumiałaś ani z listu, ani z tej wymiany zdań, ani z nietypowego zachowanie Gabriela? - sprawnie zmieniła temat.

Pokręciłam głową. Postanowiłam nie komentować tego, co się przed chwilą stało.

- Dobrze. Posłuchaj. Tak jak mówiłam, zbliża się wojna. Między Niebem, a Piekłem. Bitwy takie jak nadchodząca zdarzają się raz na kilkaset lat. Ale się zdarzają. Każda z nich ma... Kogoś, kto jest jakby... jakby kluczem do jej wygranej. - starała mi się to wytłumaczyć. - Ten ktoś jest człowiekiem. I zawsze każda ze stron stara się go przeciągnąć na swoją. By wygrać odwieczną walkę o władzę. Tyle że, tak jak już kiedyś mówiłam, światu potrzebne jest i dobro, i zło. Dlatego ten ktoś musi pozostać bezstronny. Przysłużyć się każdej ze stron. Tak, by zawsze był remis. By nikt nie wygrał, rozumiesz?

- Tak.

- Takim kluczem, w tej wojnie jesteś właśnie ty. Nikt nie umie powiedzieć dlaczego. Wybrała cię siła wyższa. Nie, nie Bóg. Siła jeszcze wyższa. Taka, której nie znamy. Której nie jesteśmy w stanie pojąć.

- To... Wydaje się zaszczytem.

- Bo jest.

- To dlaczego... Gabriel...

- Bo widział już takie bitwy. Bo w nich uczestniczył. Ponieważ ten ktoś, Wybrany, musi być bezstronny, nie podoba się to ani Niebu, ani Piekłu i zazwyczaj... zawsze... ta osoba... nie przeżywa bitwy.

Zamurowało mnie. A więc miałam zginąć? Morena tymczasem kontynuowała.

- On jest jeszcze bardziej... jakby to... uprzedzony? Zły? Ponieważ kiedyś sam dostał rozkaz... Na zabicie tego kogoś. Też była to dziewczyna. Nie tylko z charakteru bardzo podobna do ciebie.

- Byli... parą?

Królowa się zaśmiała.

- Gabriel nigdy się nie zakochał.

Wytrzeszczyłam oczy.

- Od...

- Tak. Nigdy.

- Jak?

- A ty jak? - odbiła piłeczkę.

- Ja nie chodzę po ziemi od tysięcy lat.

- Ale ponad sto.

- Nie ma porównania.

Zamilkłyśmy na chwilę.

- Michele... Chciałam porozmiawiać w cztery oczy również dlatego, by cię spytać czy się na to zgadzasz. Poczekaj. - powstrzymała mnie. - Zanim cokolwiek powiesz, chciałabym cię uświadomić, że kiedy odejdziesz, nic nie będzie cię chronić. Każda ze stron natomiast zrobi wszystko, by mieć cię za sobą. Przemyśl to sobie.

Wstała i skierowała się do drzwi. Kiedy położyła rękę na klamce, zatrzymał ją mój głos.

- On się boi, że powiem "tak"?

Stała tyłem do mnie z ręką na klamce.

- On się boi, że cię straci. Nie wiem tylko czy jest świadomy, że nastąpi to i tak, i tak. Przykro mi, ale to, że jesteś Wybrańcem to zaszczyt, ale również przekleństwo. Twój los jest przesądzony.

Zagryzłam wargę, a ona odwróciła się w moją stronę.

- Decyzja?

Miałam wrażenie, że wie, co odpowiem. Że wiedziała od początku.

- Zgadzam się.



 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro