Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24. List

#Pov# Gabriel

Nie czułem już rąk. Zdrętwiały mi przez kajdany, które miałem na nadgarstkach. Przytwiedzone były krótkim łańcuchem do ściany. Jedna ze strażniczek podeszła do celi. Włożyła olbrzymi klucz do zamka. Otworzyła kraty i wniosła do środka tacę z marną porcją posiłku. Postawiła na podłodze, po czym poszła dalej, zatrzaskując wejście. Zabrałem się do skromnego śniadania - chyba śniadania. Nagle zauważyłem coś dziwnego. Spod brudnego talerza wystawało coś białego. Wysunąłem to, co okazało się malutką karteczką złożoną na cztery. Zgrabnym, pochyłym pismem, nakreślono na niej tylko kilka słów:

"Dzisiaj, zaraz po rozdaniu ostatniego posiłku. Przygotuj się.

M."

Patrzyłem na kartkę w osłupieniu. Mój zmęczony mózg nie miał siły działać. Usłyszałem kroki. W wąskim korytarzu zauważyłem, że ktoś idzie. Miałem na szczęście tyle rozumu, by schować liścik. Kiedy właścicielka ognistoczerwonych włosów przechodziła obok celi, w której mnie przetrzymywano, odwróciła nieznacznie głowę w moją stronę i puściła mi oczko, po czym odeszła, jak gdyby nigdy nic.

Nie miałem pojęcia o co w tym wszystkim chodzi.


 

#Pov# Michele

- Chcesz mnie udusić? Może trochę lżej?

- Żeby zbroja ci spadła? Powiedziałabym, że raczej ciaśniej. - Anna zacisnęła rzemyk.

- Mam nie oddychać?

- Nie przesadzaj. To twój rozmiar.

- Na pewno. - mruknęłam pod nosem.

- Okej. Będzie dobrze. - stanęła przede mną i zlustrowała wzrokiem. - Trzymaj. - wręczyła mi miecz. - Schowaj do pochwy. Miejmy nadzieję, że nie trzeba będzie go użyć.

- Nie zapomniałyście o czymś? - z łazienki wyszła Rozalie.

- O czym?

- Peleryna?

- Mamy. - dziewczyna zarzuciła mi na ramiona czarny materiał.

- A skrzydła?

- O cholera. - Anna przygryzła wargę.

- Nie ma na to jakiegoś czaru? - spytałam.

Upadłe wymieniły spojrzenia.

- Chyba nie...

- Spytajmy Królową.

Przeszłyśmy przez olbrzymie korytarze. Morena jakby czytając nam w myślach pojawiła się po drugiej stronie.

- Królowo...

- Wiem. - przerwała jej. - Chodźcie. Coś poradzimy.

A może ona naprawdę potrafi czytać w myślach?

Weszłyśmy do biblioteki. Właściwie archiwum. Olbrzymiego archiwum. W tym zamku właściwie wszystko było olbrzymie. Półki wręcz uginały się od ciężaru książek. Pani tych włości kluczyła pomiędzy regałami, najwidoczniej czegoś szukając. Chodziłyśmy za nią. Wreszcie zatrzymała się i przejechała smukłymi palcami po grzbietach. Przekręciła głowę, gdy znalazła interesujący ją stary, zakurzony tom. Otworzyła księgę na pobliskim stoliku. Do góry uniosła się warstwa kurzu. Kartki były pożółkłe, wręcz rozpadały się w dłoniach.

- Ta księga, drogie panie, ma ponad cztery tysiące lat. I tak, aniołowie znali wtedy papier.

Popatrzyłam na nią.

- A jak książka znalazła się w waszym posiadaniu?

- A myślisz, że tylko w Królestwie Niebieskim posiadają nieograniczoną wiedzę? Mylisz się, moja droga. Wiem więcej od niejednego anioła. Ponieważ nie jesteśmy niemile widziane ani tam, na górze, ani pod ziemią, tolerują nas i tu, i tu. Oczywiście formalnie nie popieramy żadnej strony. Ale do Piekła Upadli wchodzą po kryjomu. Pozwalam im na to, lecz na własną odpowiedzialność. Nie możemy stracić bezstronności. Jeśli ktoś nakryje naszych szpiegów, obojętnie gdzie, odpowiadają oni sami za siebie. Nie mogę im pomóc. Może to i okrutne, ale każdy świat rządzi się swoimi prawami. Upadli są po to, by utrzymywać równowagę. Od zarania dziejów pilnujemy, by szala zwycięstwa nie przechyliła się ani na stronę dobra, ani na stronę zła. Bo wbrew pozorom na świecie potrzebne jest i to, i to.

- Jesteś... - nie wiedziałam jak sformuować swoją myśl. - jakoś spokrewniona z Bogiem i Lucyferem?

- Można tak powiedzieć. Chociaż pamiętaj, że tak naprawdę nie wiadomo jak powstaliśmy.

- Wasza trójca...

- Pięknie to ujęłaś.

- ... jesteście jak chodząca historia świata. Wiesz, ile ludzie by dali, by móc z wami porozmawiać choć przez pięć minut?!

- Wiem. I właśnie dlatego nasze istnienie ma pozostać tajemnicą. - zastrzegła.

- Spokojnie. Nikomu nie powiem.

- Dobrze. A więc... zaklęcie stworzenia skrzydeł. Jak rozumiem od razu czarnych?

- Jeśli można by było. - odpowiedziała za mnie Rozalie.

- Naturalnie, że można. - Królowa porcelanowymi palcami przewracała z największą uwagą karty księgi. Nie miałyśmy śmiałości nawet oddychać. Wreszcie Morena przejechała paznokciem po linijkach tekstu.

- Gotowa?

Przełknęłam ślinę.

- Nie.

- To zaczynamy. - skupiła całą uwagę na pochyłym piśmie. Zaczęła mamrotać pod nosem niezrozumiałe słowa. Kiedy skończyła, przygotowałam się na falę zapowiedzianego bólu, ale nie nadszedł. Spojrzałam na nią zdziwiona.

- I...?

- Musimy poczekać. Każde dobre zaklęcie nie działa od razu.

Miała rację. Jak na zawołanie, poczułam lekkie mrowienie w dolnej części kręgosłupa. Powoli, jak wytrwały alpinista, parło w górę. Nagle, tak niespodziewanie, że aż musiałam usiąść, poczułam jakby przez plecy przebiegł mi prąd. Wzdrygnęłam się.

- To nie boli tak, jak wyrośnięcie prawdziwych skrzydeł. Takich na stałe.

Nie za bardzo jej, prawdę mówiąc, słuchałam. Bardziej skupiłam się na tym, co się działo w moim ciele. Czułam jakby paliło mnie żywym ogniem, a później dosłownie, jakby ktoś rozdzierał mi skórę. A może to się właśnie działo? Nie wiedziałam. I nie chciałam wiedzieć.

Ale na koniec pozostaje coś podobne do tego, co czujesz po napisaniu trudnego egzaminu, z którego wiesz, że nic nie umiesz. A na koniec dowiadujesz się, iż zdałeś go na ocenę najwyższą. Czyż to nie piękne?

Gdy wreszcie stanęłam z powrotem i spojrzałam w górę, Rozalie zdążyła przynieść ogromne lustro, zakryte brezentem. Ogarnęła mnie wzrokiem i zdjęła płachtę. W lustrze faktycznie, widziałam swoje odbicie. Ale nic poza tym.

Podniosłam brwi.

- Nie zadziałało?

- Zadziałało.

Sięgnęłam ręką do tyłu. Pod palcami poczułam puszystą fakturę. Szybko się odwróciłam. Z pleców wystawały mi rzędy piór.

- A... Jak je podnieść? Bo teraz wyglądają na złamane.

Królowa zaśmiała się.

- Czekałam na to pytanie. Każdy je na początku zadaje. - wyjaśniła. - Skup się. Zamknij oczy i wyobraź sobie, że skrzydła unoszą się do góry.

Posłusznie spełniłam polecenie. Faktycznie, poczułam jak skrzydła lekko drgają i się unoszą. Czym prędzej otworzyłam oczy, chcąc sprawdzić czy mi się udało. Poczułam takie uderzenie, że bym się przerwóciła, gdyby nie Anna, która mnie złapała.

- Powoli. Straciłaś skupienie. Z czasem przyszłoby ci to samo z siebie. Ale do tego trzeba lat...

Przerwałam jej chyba kiedy ze złości nastroszyłam każde z piór osobno. W jednym czasie wszystkie stanęły na sztorc.

- ... ćwiczeń. Ale jak widzę tobie przychodzi to dość łatwo.

Najwidoczniej postanowiła nie drążyć tematu.

- Zaklęcie działa dopóty, dopóki będziecie w Królestwie Ciemności. Gdy wyjdziecie skrzydła automatycznie... ymm... jakby to powiedzieć, żeby cię nie straszyć...?

- Odpadną. Po prostu. - Rozalie postanowiła jej pomóc.

Przeniosłam z jednej na drugą przerażony wzrok, a Morena zgromiła Upadłą wzrokiem. Westchnęła.

- Tak. Jak to bezpośrednio i bezceremonialnie ujęła nasza kochana Rozalie - po prostu odpadną.



 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro