19. Trop
#Pov# Michele
- Michele, Michele, haloo? Micheeeele!
Gwałtownie otworzyłam oczy.
- Tak? Co się stało? - rozejrzałam się wokół. - Gdzie jest Gabriel?
- O to samo chciałyśmy zapytać ciebie.
Mimo otępienia podniosłam się i wodziłam wzrokiem po łące.
- Gdzie on jest?!
- Gdybyśmy wiedziały, to byśmy nie pytały.
- Nie wiem...
- Nie panikuj, spokojnie. Moment... Nie ruszać się.
Anna oglądała śnieg wokół, ale nigdzie nie było żadnych śladów.
- Nic. Kompletnie.
Wpadłam w jeszcze większą panikę. Wtedy ona się schyliła.
- A to co? - wyjęła ze śniegu jakiś malutki przedmiot w kształcie kuli. - Nabój.
- Nabój?
- Tak. Kula. Do pistoletu.
- Co?!
- Ćśś... Spokojnie.
- Jak mam być spokojna?! - odrętwienie ciągle wracało. Musiałam usiąść.
- Co się dzieje?
- Nic.
Anna ukucnęła i dotknęła mojego czoła.
- Nie masz gorączki.
Rozalie w tym czasie wzięła do płuc głęboki oddech powietrza. Następnie otworzyła szeroko oczy i natychmiast podeszła do mnie, odrywając kawałek koszuli. Zakryłam mi nos.
- O cholera... Anno, weź głęboki oddech. Czujesz?
Anielica spełniła prośbę i również otworzyła szerzej oczy.
- To dlatego... Odrętwienie. Musimy ją stąd zabrać.
Spakowały szybko nasze rzeczy do jednego plecaka. Rozalie go założyła.
- Bierzemy ją pod ramiona. Musi odetchnąć świeżym powietrzem.
Wzniosłyśmy się ponad czubki drzew. W tym czasie Anna wytłumaczyła mi o co chodziło.
- Tam, w dole, jest rozpylony w powietrzu pewien specyficzny zapach. Odór Śmierci.
Zmarszczyłam brwi.
- Wydobywa się on z głębi Piekieł. Dla ludzi jest silnie teujący, dlatego czułaś odrętwienie. Nie możecie go wdychać zbyt długo, bo sami staniecie się trupami.
- Leżałam tam całą noc.
- Mimo wszystko nie jesteś zwykłym człowiekiem.
- Co to wszystko ma ze sobą wspólnego?
Popatrzyły po sobie. Rudowłosa zabrała głos:
- Tropy prowadzą do jednego wniosku...
- Gabriel nie opuścil nas z własnej woli. - dokończyła gładko Rozalie.
- Co tam się stało? - spytałam.
- Coś - lub ktoś - groził mu, właśnie z broni. Takie kulki - podniosła nabój. - wytwarzane są tylko w Królestwie Śmierci, czyli krótko mówiąc - Piekle.
- I?
- Zabrali go ze sobą.
- Tylko, że mamy mały problem. - dodała druga anielica.
- Mianowicie?
- Gabriel jest nieśmiertelny. Jak każdy Anioł, Archanioł czy Upadły. Nawet taka spiżowa broń nic mu nie zrobi.
- Więc wniosek jest jeden.
- Grożono TOBIE, nie jemu.
Zadrżałam. W nocy - cokolwiek tam zaszło - otarłam się o śmierć.
- Ale kto...?
- Lucyfer. Diabeł, Szatan, Pan Piekieł - jak kto woli. I w związku z tym ciągle pojawiają się kolejne pytania. Dlaczego nie zabrał również ciebie... - Anna zagryzła wargę, niepewna czy mówić dalej.
- Skoro polował na twą osobę od ponad wieku. - znów dokończyła Rozalie.
Siostra posłała jej mordercze spojrzenie.
- Polował na mnie?
- Wysyłał swoich sługusów. Różne bestie.
- Ach...
- Na pewno nie przyszedł osobiście. Znów kogoś wysłał. - właścicielka tym razem kruczoczarnych włosów rozmyślała na głos, na co druga posłała jej kolejne mordercze spojrzenie. - Może... - oczy jej zaświeciły.
- Cicho!
- Nie. - przerwałam. - Mów.
- Może... Lewiatana?
- Lewiatana?
Anna westchnęła ciężko.
- No dokończ. - powiedziała. - Gabriel zamorduje ciebie, nie mnie.
- Lewiatan to... brat Gabriela.
Wybałuszyłam na nią oczy.
- On ma brata?
- Który go zdradził. Chłopak wtedy o mało nie umarł... Dlatego nie lubi o tym wspominać.
- Dobra. Może innym razem. - przerwała opowieść Anna. - Musimy pomyśleć jak go odbić.
Ciągle unosiłyśmy się w powietrzu, ale widziałam, że dziewczyny trochę się zmęczyły. W dole ciągle widniała polana, na której spędziliśmy noc.
- Wracamy tam. Poszukamy śladów.
Kiedy wylądowałyśmy, Anna wzleciała ponownie parę centymetrów, tak by nie zatrzeć jakichkolwiek tropów. Krążyła chwilkę nad polaną.
- Aha! - wykrzyknęła i schyliła się, by coś podnieść.
W triumfalnym geście wzniosła w górę śnieżnobiałe pióro.
- Skierowali się na północ... Do Królestwa Piekieł. - orzekła.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Masz ten swój rozdział, Kociaro!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro