9. Walizki
#Pov# Michele
Obudziły mnie promienie słońca padające na moje powieki. Zamknęłam oczy i leżałam tak chwilę, po czym ponownie je otworzyłam i wstałam. Luke leżał na plecach, oparty o drzewo. Musnęła dłonią jego policzek. Myślałam, że śpi, jednak pomyliłam się. Położył swoją rękę na mojej.
- Obudziłaś się?
- Jak widać. - uśmiechnęłam się. - Mogłeś to zrobić wcześniej. Straciliśmy czas.
- Nie. Wyglądasz uroczy, gdy śpisz.
Czuję, że moje policzki stają się czerwone.
- I gdy się rumienisz. - komentuje.
- Może poszukamy drogi powrotnej?
- Bardzo dobry pomysł. - wstaje.
Dobrze, że umiem wytworzyć trochę ciepła. Przynajmniej nie zamarzliśmy na kość. Mniej więcej po dwóch godzinach błądzenia dotarliśmy wreszcie do domku. Nogi odpadają mi po przedzieraniu się przez śnieg. Natomiast Lucas wydaje się w ogóle nie zmęczony. Jakby nie chodził po ziemi tylko unosił się nad nią. Pakujemy walizki i wsiadamy do jego samochodu w kolorze śniegu jak wszystkie inne rzeczy chłopaka. Postanawiam go o to zapytać.
- Dlaczego wszystko u Ciebie jest takie białe?
Podkręca ogrzewanie na ful i zapina pas.
- Przypomina mi o domu. - widzę, że nie chce o tym rozmawiać, więc mówię tylko:
- W takim razie musi być tam naprawdę cudownie.
#Pov# Lucas
Dobrze, że nie spytała gdzie mieszkam. Byłaby mała wtopa... Ale szczęście nie trwa długo. Coś chyba nagle jej się przypomina, bo prostuje się na fotelu jak struna.
- Musimy zawrócić. - oznajmia, a ja tłumię przerażenie i pytam jakby nigdy nic:
- A co się stało?
- Zapomniałam torebki. A mam tam... - widzę, że się zawahała. - wszystkie oszczędności.
Oddycham z ulgą. Dlaczego nie możemy tam wrócić? Bo z chwilą, gdy opuściliśmy posiadłość ona sama zniknęła, jakby nigdy nie istniała. Zamiast domu jest tam nadal las. Droga, którą teraz jedziemy również za każdym pokonanym zakrętem, okrywa się białym puchem. Maskuje samochód, który przed chwila nią jechał.
- Tylne siedzenie. - mówię.
Odwraca się i rozgląda po aucie. Chwyta jakiś przedmiot i z powrotem siedzi przodem do kierunku jazdy. Na kolanach trzyma czarną torebkę. Czegoś w niej szuka, po czym oddycha z ulgą, tak samo jak chwilę wcześniej.
- Nie wierzę, że ją zabrałeś. Kompletnie o niej zapomniałam. - całuje mnie w policzek.
Uśmiecham się i spoglądam na nią.
- Do usług, milady. - mówię, na co ona cicho chichocze.
#Pov# Michele
Nawet nie zorientowałam się, że zasnęłam. Jednak jednostajny krajobraz i ruch samochodu potrafi uśpić człowieka. Widzę Luke'a przez przednią szybę. Chwila... Że co?! Podrywam się i rozglądam. Stoimy na parkingu przy jakimś motelu. Jest ciemno. Otwiera drzwi od strony pasażera i podaje mi rękę.
- Chodź. Załatwiłem pokój.
Idziemy korytarzem na drugie piętro. Chłopak przekręca klucz w drzwiach i przepuszcza mnie przodem.
- Gentleman. - prycham pod nosem, ale niedostatecznie cicho.
Coś łapie mnie za ramiona i zostaję przyciśnięta do ściany przez jego ciało. Kładzie ręce po obu stronach mojej głowy.
- Słucham?
Szczerzę się do niego i mówię:
- Udajesz gentlemana?
- Nie... - wolno kręci głową. - Ja nim JESTEM.
Po czym nachyla się i mnie całuje. Wczepiam mu palce we włosy. Mruczy.
- Nie naśladuj kota. Nie wychodzi Ci. - śmieję się.
Odsuwa się obrażony.
- W takim razie śpisz na podłodze. - stwierdza.
- Czemu? - mrużę oczy.
- Bo mamy jedno łóżko, zarezerwowane tylko dla zwierząt.
- Czyżby?
Ruszam do przodu w tym samym momencie co on. Lądujemy na łóżku w tumanie piór z kołdry. Ups... Próbuję zepchnąć go na podłogę, ale kończy się na tym, że oboje staczamy się z materaca na panele. Śmieję się z jego miny. Na szczęście to nie ja grzmotnęłam o drewniane deski. Podnoszę się na łokciach i wstaję. Podaję mu rękę, ale zamiast się podnieść, pociąga mnie tak, że ląduję mu na brzuchu. Dźgam go palcem w pierś.
- Wstawaj ty leniu patentowany.
- Ja nie leniuchuję. Mam po prostu włączony tryb oszczędzania energi, poza tym... Nie chce mi się.
- Typowy syndrom.
- Czego?
- Lenicus pospolitus.
- A co to?
- Typowy syndrom Lenicus pospolitus. - szczerzę się.
Leżymy przez chwilę, aż przypomina mi się nasza rozmowa w samochodzie.
- Mogę Ci zadać jedno pytanie? - mówię.
- Już to zrobiłaś.
Nie zwracam uwagi na jego słowa i kontynuuję.
- Pamiętasz jak mówiłam Ci, że tam skąd pochodzisz, musi być pięknie?
Wyraźnie się spiął, ale mi nie przerwał.
#Pov# Lucas
Pamiętasz jak mówiłam Ci, że tam skąd pochodzisz, musi być pięknie? Te słowa rozbrzewają mi w uszach ze zdwojoną siłą. Nie zadawaj tego pytania... Nie zadawaj tego pytania...
- To skąd właściwie pochodzisz?
No i je zadałaś. I co ja mam Ci odpowiedzieć, kobieto, co? Prawdy nie mogę powiedzieć, a skłamać też nie. Postanawiam jednak spróbować.
- Dużo puchu... - zaczynam.
- Grenlandia!
Śmieję się, ale brzmi to nieszczerze i widzę, że ona się tego domyśla.
- Nie...
- Hm...
- Podpowiedź?
- Kręcono tam pewien film.
- Jaki?
- Jak Ci powiem to będziesz już wiedzieć.
- Nie znam się na filmach.
- Sama mi o nim mówiłaś. - drążę.
- "Władca pierścieni" i"Hobbit"!
- Tak...
- Nowa Zelandia!
- Tak. Pochodzę z Nowej Zelandii. - kiedy to mówię, czuję ból w ramionach i wiem, że moje kłamstwo nie obędzie się bez kary. Dociera do mnie coś jeszcze. PIERWSZY RAZ W ŻYCIU SKŁAMAŁEM.
Mia wstaje i ponownie podaje mi rękę. Tym razem ją przyjmuję i również podnoszę się na nogi.
Kilkanaście minut później dziewczyna zasypia, a ja po cichu wstaję, kierując się do łazienki. Na wszelki wypadek zamykam jeszcze drzwi na zamek. Zdejmuję koszulkę i staję przed lustrem. Boję się w nie spojrzeć. Kiedy w końcu zdobywam się na odwagę, przeraż mnie to co widzę. Nieskazitelnie białe pióra pokryły się kolorem szarym jak niebo przed burzą...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro