46. Podejrzenia
#Pov# Gabriel
- Uspokój się. Zaczynasz świrować. - Anna położyła mi dłoń na ramieniu.
Odetchnąłem głęboko, by na nią nie nakrzyczeć.
- Jak mam NIE ZACZĄĆ wariować, jeśli szukamy jej od rana i nie możemy znaleźć? Przeszukałem chyba każdy milimetr kwadratowy tego zamczyska.
- Rozumiem. Też się denerwuję, ale to nie powód by popadać w obłęd. Nie pomożesz jej, jeśli załamiesz się psychicznie.
Kiedy rano się obudziłem, a dziewczyny nie było od razu coś mnie tknęło. Zawsze albo budziłem się pierwszy, albo to ona czekała aż się obudzę. Jeśli chciałaby gdzieś wyjść, zostawiłaby mi chociaż jakąś kartkę. Lub mnie obudziła. Zrobiłaby cokolwiek, do cholery, tak czy nie?!
Nie zostawiła żadnej wiadomości, nie możemy jej znaleźć, a ona nie daje znaku życia. Wniosek nasuwa się jeden, prawda?
Podejrzewam, że ktoś ją porwał.
Nie mogę sobie tylko wybaczyć, że stało się to pod moim nosem. Jak mogłem nie zauważyć, że zniknęła?
Sądzę, że wyszła gdzieś - może napić się wody, a w tym czasie ktoś zakradł się do zamku i ją porwał. Ale kto?
Może Lucyfer do swojej armii?
A może właśnie jego przeciwnik? Bóg, który również chce ją mieć za sobą? Dodatkowo ta ostatnia kłótnia między nami. Może chce mnie upokorzyć? Ale z drugiej strony po co?
- Naprawdę myślisz, że to może być Bóg?
- Nie wiem, Anno. Naprawdę. Rozważam już każdą możliwość.
Do sali weszła przygnębiona Rozalie i od razu zaczęła, widząc moją miną.
- Nikt jej nie widział ani nic nie słyszał. Jakby rozpłynęła się w powietrzu. - przerwała na chwilę. - Jak się czujesz?
- Poza podłamaniem psychicznym? Jakoś ujdzie. - odpowiedziałem.
- Myśli, że ktoś mógł ją uprowadzić. Obstawia Lucyfera albo Boga. - wtrąciła Anna, wstając.
- Też bym tak obstawiała. - odrzekła jej siostra.
- Musimy to sprawdzić. - zdecydowałem, podrywając się gwałtownie z fotela.
- Jak? Nie możesz się tam pokazywać.
Spojrzałem na nią i uniosłem brwi.
- Naprawdę myślisz, że w tej chwili obchodzi mnie co mogę, a czego nie?
Nie uzyskawszy odpowiedzi, złapałem za klamkę i powiedziałem:
- Właśnie.
- A jak masz zamiar się tam dostać?
Zagryzłem wargę.
- Jakoś dolecę.
- A skrzydła?
- Najwyżej rozsypią się w połowie drogi.
Kiedy Anioł nie chciał być już dłużej Aniołem, natura musiała zatuszować wszystko, co miał z nim wcześniej wspólnego. Aureola rozsypała się na miliony kawałeczków, więc pozostały tylko skrzydła. Z dnia na dzień odpadały od nich kolejne pióra. Stawałem się człowiekiem.
- Nie dolecisz tam.
- Więc co mamy twoim zdaniem zrobić, co?! - wrzasnąłem. Byłem na skraju wytrzymałości.
- Sprowadzę Michaela. Może coś poradzi.
Zacisnąłem usta.
- Za późno. - dobiegło nas od olbrzymich wrót po drugiej stronie pomieszczenia. Stała w nich Królowa. - Już to zrobiłam. Sądzę, że powinien dowiedzieć się, co się stało jego córce.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Stałem przez dłuższą chwilę, zupełnie nie rozumiejąc, co się przed chwilą stało. Kompletnie wyleciało mi z głowy, że Morena widzi przyszłość. W tym momencie dotarło do mnie, co powiedziała.
- Ty. - warknąłem na nią. Zrobiłem kilka kroków w jej stronę, ale dziewczyny złapały mnie pod ramiona.
- Gabrielu, uspokój się.
- Ty! Wiedziałaś, co się stanie! Wiedziałaś, że ona... Że... - łzy wściekłości zakręciły mi się w oczach. - Puśćcie mnie!
- Nie. Gabrielu, uspokój się. To nic nie da. - powtórzyła rudowłosa.
Spojrzałem na nią z niedowierzaniem.
- Ty naprawdę nie rozumiesz? Ona wiedziała co się stanie. Wiedziała i temu nie zapobiegła!
Miałem ochotę zacząć wyzywać ją od zdrajców, lecz w tym momencie wrota gwałtownie się otworzyły i stanął w nich Michael.
- Co tu się stało? - spytał. - Co jest tak ważnego, że mnie wezwałaś, Pani?
Podszedł do niej i pocałował w rękę.
- To zdrajczyni! - zacząłem wrzeszczeć. - Nie można jej ufać. Ona...
- Gabrielu, dość! - Anna przerwała mi ostro. - Jakbyś nie zauważył, ta zdrajczyni jedyna wie co się dzieje z Michele. Jeśli tak dalej pójdzie, nic nam nie powie.
Przestałem się wyrywać. Łypnąłem na nią tylko gniewnie. Dziewczyny mnie puściły, ale nadal stały w pobliżu. Tak z innej beczki: zdecydowanie jest ze mną coraz gorzej, jeśli nie mogłem im się wyrwać. Wracając.
- Rozumiem. Pewnie na twoim miejscu zachowałabym się tak samo. - Morena uśmiechnęła się do mnie blado. - Co nie zmienia faktu, że faktycznie mogłam wam powiedzieć. Tyle, że to by nic nie zmieniło.
- Ale co w ogóle się stało? - Michael próbował zrozumieć mój wybuch.
- Michele zniknęła. Gabriel myśli, że została uprowadzona. Po części ma rację.
- Po części? - uniosłem brwi.
- Ponieważ opuściła zamek dobrowolnie. W pewnym sensie.
Szczęka opadła mi chyba do samiutkiej ziemi.
- Słucham?
- Nie brałeś pod uwagę Upiora, chłopcze. Ja też nie. Przechytrzył nas wszystkich. Nie sądziłam, że jest aż tak silny.
Kiedy dotarło do mnie, co się stało, jęknąłem cicho.
- Czyli...? - zacząłem.
Pokiwała głową.
- Upiór przejął nad nią całkowitą kontrolę.
Zagryzłem wargę. Już chciałem jej odpowiedzieć kiedy usłyszałem TO. Z wrażenia musiałem usiąść.
- Gabrielu, co się dzieje? - Michael pochylił się nade mną.
Nie słuchałem go. Skupiłem się na treści wiadomości.
Jej głos był tak cichy, a zarazem tak wyraźny, jakby stała tuż obok mnie.
Wyszeptała tylko jedno zdanie:
Pomóż mi, proszę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro