Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

33. Szok

#Pov# Michele

Kiedy weszłam do pokoju, Gabriel leżał na łóżku, wyginjąc sobie palce. Bez słowa przeszłam przez pomieszczenie i położyłam się obok niego. Patrzyliśmy przez chwilę w sufit. W końcu, kiedy w głowie miałam już przynajmniej dwadzieścia pytań, spojrzałam na jego twarz. Oczy nadal miał uparcie wlepione w sklepienie komnaty.

- Co się stało? - spytałam cicho, ale miałam pewność, że usłyszał.

- Nic, co się miało stać? - uparcie nie chciał na mnie patrzeć.

Postanowiłam mu więc w tym pomóc. Podparłam się na łokciu, a wolną rękę przyłożyłam do jego policzka. Zmusiłam go w ten sposób, by spojrzał mi w oczy. Nieskazitelny błękit był jakiś... smutny, a może zmartwiony?

- Gabrielu, mnie możesz powiedzieć. Co się tam stało? O co chodziło?

Tęczówki pociemniały mu tak, jak na sali, a temperatura policzka gwałtownie się obniżyła. Oderwałam od niego rękę przestraszona.

- Nic się nie stało. Zrozum to wreszcie, to nie twoja sprawa.

Zabolało. I to mocno. Gwałtownie wstałam.

- Dobrze, nie będę się wtrącać, jeśli to nie moja sprawa. Chciałam tylko pomóc. - warknęłam w jego stronę. Obróciłam się na pięcie i powiedziałam oschle: - Miałam cię też poinformować, że po kolacji idziemy z dziewczynami na...

- Polowanie?

Odwróciłam się z powrotem w jego stronę. Coś w tym zdaniu mi się nie zgadzało. Tylko nie wiedziałam co. Jakoś... Nie pasowało do niego.

W tym momencie jego tęczówki znów nabrały jasnej barwy. Spojrzał na mnie, jakby zdziwiony, że nie leżę już obok niego.

- O czym ty mówisz? Jakie polowanie? Wiesz co, jeśli do tego czasu ci przejdzie, możesz się z nami wybrać. - smutno pokręciłam głową. - Nie poznaję cię ostatnio.

Nie wiedzieć czemu, w tym momencie przypomniały mi się słowa Moreny: "Uważaj na niego. To już nie jest ten sam Gabriel, którego znałaś."

Potrząsnęłam głową i wybiegłam z pokoju. Kiedy drzwi od jego pokoju zamknęły się z hukiem, ja już siedziałam na kanapie w komnacie dziewczyn. Rzuciły mi zdziwione spojrzenie, a po moim policzku spłynęła samotna łza. Momentalnie usiadły obok.

- Co się stało? - Anna zaczęła.

- Mam tam iść i dokopać pewnemu Archaniołowi? - Rozalie zaproponowała.

- Nie poznaję go. - wyszeptałam.

Opowiedziałam im, co się przed chwilą zdażyło.

- ... a na koniec spytał czy... czy idziemy na polowanie.

Obie wstały gwałtownie.

- CO?! - krzyknęły jednocześnie.

- Gabriel... Na polowanie?!

Pokiwałam głową.

- Przecież... przecież on... kocha zwierzęta. - Anna wyjąkała. - Prędzej sam dałby się zabić niż któreś z nich miałby skrzywdzić.

- Wiecie może o co chodzi? - spytałam desperacko.

Pokręciły przecząco głowami.

- Nie poznaję go.

W tym momencie drzwi otworzyły się jakby nieśmiało. Przez powstałą w ten sposób szparę wyjrzała głowa chłopaka. Gwałtownie wstałam i starłam ślady łez z policzków.

- Mogę wejść? - zadał pytanie.

Anielice spojrzały na mnie. Skinęłam głową.

- Mogę z tobą porozmawiać? - zwrócił się do mnie. - W cztery oczy?

Zastanowiłam się. W sumie, co mi szkodzi? Może mi w końcu wytłumaczy co się z nim dzieje.

- Dobra. Niech wejdzie.

Dziewczyny wymieniły spojrzenia, ale skierowały się do drzwi. Rozalie złapała go jednak za ramię.

- Jeśli ją skrzywdzisz, obiecuję, że wyrwę ci każde z piór po kolei.

Drzwi zamknęły się, a ja założyłam ręce na piersi.

- Słucham. - głos mi się jeszcze trochę łamał. - Wytłumaczysz mi to, czy znowu będziesz na mnie krzyczał?

- Usiądziesz?

Spełniłam polecenie - nie chciałam się z nim dłużej kłócić. Sam zajął miejsce obok. Odwróciłam się tak, by móc obserwować jego twarz.

- Michele... - znowu nie patrzył mi w oczy, ale jakoś nie miałam na to ochoty. - Ja nie wiedziałem...

- Czego nie wiedziałeś?! - przerwałam, podnosząc głos. - Nie wiedziałeś co mówisz, czy jak te słowa ranią?

- Nie wiedziałem co robię. - przyznał cicho.

- Chyba sobie żartujesz. Nie urodziłam się wczoraj. - wycedziłam. - Takie bajki wciskaj komuś innemu.

- Naprawdę... Nie pamiętam nic z naszej rozmowy.

- O czym ty mówisz? - nie wytrzymałam. - Mam ci przypomnieć?!

Milczał.

- Okej. "To nie twoja sprawa. Nic mi nie jest." - przedrzeźniałam go. - Na koniec zaproponowałeś jakieś polowanie.

- Polowanie?

- Tak. - przyznałam cicho. Nie miałam siły. - Nie mamy pojęcia co się z tobą dzieje. Anna się martwi... Ja też. Chcemy coś zrobić, ale... - pokręciłam bezradnie głową. - Ty kategorycznie odmawiasz jakiejkolwiek pomocy. Dlaczego?

- Nie pamiętam nic z naszej rozmowy. - powtórzył. - Nie wiedziałem co robię. Mam tak od kilku dni... Nagle jakby... Robi mi się ciemno przed oczami. Nie tracę przytomności, ale nie wiem co się ze mną dzieje. Nigdy bym cię świadomie nie skrzywdził. - przyłożył mi dłoń do policzka i dodał błagalnym tonem. - Musisz mi uwierzyć.

- Dlaczego? Dlaczego mam ci wierzyć?

Usiadł trochę bardziej przodem do mnie i rozwinął skrzydła. Były nieskazitelnie białe.

- Bo nie kłamię. - powiedział, chociaż było to zupełnie niepotrzebne.

Położyłam swoją dłoń na jego, którą nadal przykładał do mojego policzka i zamknęłam na chwilę oczy.

- Wierzę ci, ale...

Uchyliłam powieki i spojrzałam mu w oczy.

- Ale? - spytał.

- Co mamy z tym zrobić? Nie może tak zostać.

- Nie wiem. Na razie, od teraz, nie wierz w ani jedno moje słowo...

- Nie będę wierzyć w twoje słowa, kiedy będą ci ciemnieć oczy.

- Ciemnieją mi oczy?

- I robisz się zimny.

Uniósł brwi.

- Kiedy, no... Kiedy to COŚ się dzieje.

Zrozumiał.

- No dobrze. To nie wierz w moje słowa, kiedy będą ciemnieć mi oczy i nie bierz ich do siebie, dobrze?

Pokiwałam głową.

- Mogę cię jeszcze o coś prosić?

- Tak?

- Po takich... zdarzeniach opowiesz mi co się działo?

- Oczywiście, że tak.

- Dziękuję. - przysunął się do mnie i pocałował w czoło. - Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.

Postanowiłam zmienić temat. Chyba najwyższy czas.

- Idziesz na ten spacer?

- Jaki spacer?

- Ach... No tak. Dziewczyny wybierają się na spacer. Idę z nimi. Jeśli chciałbyś, możesz do nas dołączyć.

- Nie wiem... Może poszukam w archiwum czegoś na ten temat?

- Daj sobie spokój i odpocznij. Nie pali się. Zdążymy, mamy dużo czasu. Chyba nie zrobisz nikomu krzywdy, co? - dodałam w żartach.

Niestety, w tamtym momencie nie wiedziałam, jak bardzo się pomyliłam...

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Z okazji urodzin, wstawiam Wam rozdział. ;-)

Podoba się? Tylko szczerze. Przyjmę każdą krytykę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro