31. Początek
#Pov# Michele
TO miało zacząć się już wkrótce. I nie mówię tu o treningach.
Na początku nie wiedzieliśmy o co dokładnie chodziło. Myśleliśmy, że to chwilowe, że samo minie. Ale było coraz gorzej. Nikt z nas nawet nie przypuszczał jak bardzo się pomyliliśmy...
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Rano obudziło mnie głośne uderzenie, od którego aż zadźwięczało w uszach. Otworzyłam gwałtownie oczy. Gabriel stał nade mną z dwiema pokrywkami od garnków i najprawdopodobniej uderzył jedną o drugą.
- Oszalałeś?! - spytałam wściekła. - Która godzina?
- Za dwadzieścia piąta.
- Chyba sobie żartujesz. Idę spać. - położyłam się i przykryłam kołdrą.
Odłożył pokrywki i usiadł obok mnie.
- Wstawaj.
- Nie.
- Wstawaj.
- Nie!
- Mamy trening.
- Trudno.
- Michele...
- Daj mi chociaż pięć minut. Muszę dojrzeć.
- Do czego niby? Żeby spaść z łóżka?
- Tak.
- A to ciekawe. Jeśli musisz dojrzeć, to przedtem ktoś musiał cię zapylić.
Ponownie otworzyłam oczy. Napotkałam spojrzenie jego błękitnych tęczówek.
- O czym ty myślisz, co? A podobno jesteś takim porządnym i grzecznym aniołkiem.
- Świat śmiertelników zmienia ludzi. I nie tylko ludzi. A teraz wstawaj.
- Nie. - przykryłam się kołdrą po czubek głowy.
Usłyszałam ciężkie westchnięcie i już miałam je skomentować, kiedy poczułam, że pierzyna unosi się do góry.
- Hej!
- Wstawaj!
- Nie! - zwinęłam się w kulkę na łóżku. Nie miałam najmniejszego zamiaru wstać.
- Posłuchaj, jeśli nie chcesz wstać na trening to powiedz, a sam chętnie położę się jeszcze obok ciebie.
- No to chodź. - posunęłam się.
- Ale jeśli nie wstaniesz uznam także, że przegrałaś nasz zakład już w pierwszym dniu.
Poderwałam się gwałtownie do pozycji siedzącej.
- Chcesz mnie nastraszyć, żebym wstała.
- Nie. Uznam, że przegrałaś i będę oczekiwał nagrody. - uśmiechnął się łobuzersko.
Zmrużyłam gniewnie oczy, ale posłusznie spuściłam nogi za łóżko i się przeciągnęłam.
- W co mam się ubrać?
- Coź luźnego, sama wybierz.
- Okej. - wstałam, skierowałam się do drzwi i otworzyłam, ale zanim zdążyłam je zamknąć, przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Już otwierałam usta, lecz mnie uprzedził.
- I żadnego spania w pokoju. Czekam za dziesięć minut przed drzwiami. Jeśli nie wyjdziesz, wyciągnę cię stamtąd siłą i nie będzie mnie obchodziło czy stoisz akurat pod prysznicem, czy się ubierasz, jasne? I zostaw wiadomość dla dziewczyn, gdzie jesteś.
- Tak, panie pułkowniku. - rzekłam zrezygnowana.
Kiedy zamykałam drzwi, spojrzałam jeszcze w jego oczy. Wydawały mi się ciemniejsze niż przed chwilą. Zamknął je i potrząsnął lekko głową. To również postanowiłam pozostawić bez komentarza.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Mała rada: Nigdy, przenigdy nie proście swojego chłopaka o ŻADEN trening. Szczególnie jeśli uwielbia sport albo jak w moim przypadku jest on Archaniołem.
Ćwiczenia z Gabrielem to była męczarnia. Dobrze, że sala była pusta, bo chyba spaliłabym się ze wstydu. Na początek kazał mi przebiec dziesięć okrążeń (wymusiłam dziewięć, a przebiegłam osiem, za co dostałam za karę jeszcze trzy - a sala wcale nie była taka znowu mała, wielkością dorównywała połówce stadionu piłkarskiego), później zafundował mi ćwiczenia w miejscu (oczywiście bez odpoczynku), a na koniec mieliśmy DOPIERO zacząć trening.
- Zamorduję cię. - syknęłam w jego stronę, gdy po "rozgrzewce" (to była rozgrzewka?!), oznajmił mi, że mogę chwilę odpocząć.
- A nie mówiłem? - stanął przede mną.
Aktualnie byliśmy nadal sami, a ja siedziałam na podłodze pośrodku hali.
- Ta rozgrzewka była W ZUPEŁNOŚCI NIEPOTRZEBNA! I TY DOBRZE O TYM WIESZ! - wydarłam się na niego.
- Wiem. Chciałem ci na początek dać wycisk, ale jak widzę nie zrezygnujesz.
- Chciałbyś.
- Chciałbym, chciałbym. - ukucnął i spojrzał mi w oczy. Znowu były tak samo błękitne.
- Czego? - warknęłam.
- Nie dasz rady walczyć, co?
- Nie. Za bardzo mnie zmęczyłeś.
- W takim razie proponuję iść na śniadanie, a później wrócić do ćwiczeń.
- Jeśli jeszcze raz zrobisz coś takiego, to przysięgam...
- No co?
- Gorzko tego pożałujesz. To, przez co przechodziłeś w Piekle, będzie niczym w porównaniu z tym co ci zrobię.
- Ach tak? - spytał drwiąco.
- TAK! - wrzasnęłam i poderwałam się na równe nogi. - To, że jestem niższa od ciebie, nie znaczy, że jestem słabsza! W pojedynku pokonałam zarówno Rozalie jak i Annę!
Chyba zbiłam go z pantałyku. Wstał i zmarszył brwi.
- W jakim pojedynku?
- Wtedy, kiedy ciebie... No, byłeś... - wskazałam na podłogę. Pokiwał głową, że zrozumiał. - To Anna i Rozalie chciały mieć pewność, że poradzę sobie w pojedynku jeden na jeden. I walczyłyśmy na miecze. Pokonałam obie.
Patrzył na mnie lekko nieobecnym wzrokiem.
- Ach tak...?
- Tak, a co?
- To, że chyba przejdziemy od razu do wyższego etapu. Ale żeby poprawnie ocenić twoje umiejętności, muszę sam to zobaczyć.
- To znaczy, że...?
- To znaczy, że na kolejnym treningu będziemy mieli gości.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Masz ten swój rozdział, Kociara__kt. Zaraz wstawię ci drugi, ty szantażystko! Uważajcie na nią, jest niebezpieczna ;-D
I potrafi drapać jak na kota przystało. XD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro