25. Przygotowania
#Pov# Michele
- Ja z Rozalie odciągniemy strażników od ciebie. - Anna opowiadała swój plan. - Jest nas trójka. Victoria nam nie pomoże. Ma do wykonania ostatnią misję, zanim skończy swoją "karierę" szpiega. W Piekle jest pewna bardzo ciekawa książeczka. - dziewczyna zatarła ręce. - Będzie musiała ją wykraść. Tak jak mówiłam: możemy liczyć tylko na siebie. Powtarzam: w miarę naszych możliwości postaramy się trzymać strażników z dala od ciebie. Twoim zadaniem natomiast będzie dostanie się do cel, gdzie trzymają więźniów i wyciągnięcie stamtąd Gabriela. Nie może się zorientować kim jesteś. Niech myśli, że prowadzą go na kolejne tortury. Lepiej, żeby nie udawał, a odgrywał swoją rolę naprawdę. Będziemy mieć przynajmniej pewność, że jedna część planu nie zawiedzie. Nie wiem, czy dodatkowo pilnują go strażnicy, czy jak zawsze jest tylko jeden przy wejściu. Musisz udawać pewność siebie, sylwetka wyprostowana, głowa wysoko, skryta pod kapturem. Nie powinni cię poznać.
- Nie powinni?
- Niczego nie obiecuję. A, zapomniałabym!
Podeszła do ogromnej szafy i czegoś w niej szukała.
- Mam! - podała mi czarne szpilki.
- To chyba nie najlepszy pomysł. A jak będziemy musieli uciekać?
- Wtedy będziemy improwizować. Ale to - wskazała na buty. - musisz mieć. Diablice, kiedy chodzą, wydają dźwięk przypominający właśnie stukanie obcasów. Nie mamy pojęcia skąd się to bierze, ale jedno jest pewne - one unoszą się w powietrzu, nie dotykają powierzchi Piekła.
- Dlaczego?
- Jest po prostu za gorące. Poparzyłoby im stopy. A szpilki dodatkowo dodadzą ci wzrostu. Pamiętaj jeszcze, by skrzydła były rozłożone na całą szerokość. Masz wręcz promieniować dumą, jasne?
- Jak słońce.
- To chyba wszystko wiemy. Jakieś pytania?
- Jak się z nim wymkniemy?
- Wiesz, - Anna westchnęła. - może lepiej, jeśli nie będę odpowiadać na to pytanie.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Odetchnęłam głęboko. Wdech, wydech, wdech, wydech, wdech... Kucałyśmy za drzewami, przyglądając się dwóm strażnikom pilnującym wejścia do Królestwa. Byli dokładnie naprzeciwko nas, jakieś pięć metrów dalej.
- Zaczekajcie. - Rozalie szepnęła do mnie i Anny.
Przemknęła cicho do kępki krzewów parę metrów dalej. Wzięła coś do ręki i tak szybko, że ledwo zdążyłam ten ruch zauważyć, rzuciła to w bok. Rozległ się cichy trzask. Strażnicy wyprężyli się jak struny.
- Słyszałeś?
- Tak. Idę sprawdzić.
W tym momencie trzask rozległ się również z lewej. Drugi strażnik zwrócił tam wzrok.
- Czyżby próba zaskoczenia?
- Albo zmylenia. - wymienili znaczące spojrzenia. Po czym oboje ruszyli prosto przed siebie. Tyle, że nas już tam nie było. Dziewczyny złapały mnie pod ramiona i bez najmniejszego choćby szelestu wleciałyśmy do groty.
- Głupcy...
- Ale domyślili się, że to podstęp.
- A my domyśliłyśmy się, że oni się domyślą.
- Też prawda. - Rozalie zaśmiała się bezgłośnie. - Dobra, dziewczyny.
Postawiły mnie na ziemi przed rozwidleniem dróg.
- Ja tu zostaję i pilnuję przejścia. Wy idziecie do następnego. Powodzenia.
- Nawzajem. Uda nam się. - Anna ją zapewniła.
Tunel był rozjaśniony tylko krwistoczerwonym światłem pochodni, które rozmieszczono co kilkanaście metrów. Podwinęłam lekko długą suknię, by nie ubrudziła się w błocie. Pod ścianami gdzieniegdzie widać było stosiki czaszek.
- Fuj... - szepnęłam do swojej towarzyszki.
- Całkowicie się z tobą zgadzam.
Ruch w tunelu zrobił się coraz większy. Diabły przepychały się pomiędzy sobą. Wszystkie się gdzieś spieszyły. Czarne jak noc skrzydła, rozłożone na całą swoją szerokość, nie ułatwiały zadania. Niektórym, tak jak nam, twarze skrywały kaptury. Muszę przyznać, że dziwnie widzieć Annę w takich barwach. Mówiła, że szare skrzydła zafarbowała sobie zaklęciem, ale kto ją tam wie? Było tu mnóstwo rozwidleń. Przeszłyśmy szybkim krokiem do jednego z odnóży. Dziewczyna zachowywała się tak, jakby była u siebie w domu.
- Często tu bywasz? - spytałam.
Zerknęła na mnie.
- Bywało się tu i tam... - odpowiedziała wymijająco. - Michele, widzisz to rozwidlenie?
Pokiwałam głową.
- Dobrze. Słuchaj uważnie. W prawym tunelu będzie czekał pierwszy strażnik. Zastąpię go chwilowo w obowiązkach. Nie będziemy mieć dużo czasu. Idziesz dalej, cały czas prosto. Tunel nigdzie, powtarzam, nigdzie nie skręca, jasne?
- Tak.
- Spotkasz jeszcze jedego strażnika w tunelu i jednego przy wejściu do cel. Powiedz im, że przyszłaś zabrać Gabriela na to co zawsze.
- Czyli?
- Nie wiem jak oni to ujmują. Ale jeśli powiesz tak, powinno wystarczyć. Pamiętaj, prosta sylwetka, czoło do góry, skrzydła na sztorc. Dobrze. Idziemy.
Skręciłyśmy za róg. Czarnoskóry - jak wszyscy tutaj - strażnik poderwał się na nasz widok.
- Witaj. - powitała go Upadła.
- Kim jesteście?
Dziewczyna podeszła do niego.
- Jak to kim? Diablicami.
- Coś mi się nie wyda... - nie dokończył, bo Anna wbiła mu nóż w żebra. Chwycił za rękojeść, próbując wyszarpnąć ją z ciała. Łapczywie próbował dostarczyć tlen, czy co mu tam było potrzebne, do płuc. Spojrzał na Anielicę przerażonym ślepiami, po czym... Rozsypał się w proch.
- Nie zostanie w takim stanie długo. Musimy się pospieszyć. Idź. - zakomenderowała.
Szybkim krokiem przemierzałam korytarz, nie oglądając się za siebie. W ogóle nie zerkając na boki. Tunel ostro odbił w lewo. Przeszłam parę kroków i zatrzymałam się gwałtownie. "Idziesz dalej, cały czas prosto. Tunel nigdzie, powtarzam, nigdzie nie skręca, jasne?" - przypomniałam sobie słowa Anny. Nigdzie nie skręca. Nigdzie. Wróciłam. Zatrzymałam się przed zakrętem, patrząc na chropowatą ścianę przed sobę. Nigdzie. A może...? Podeszłam niej i położyłam dłonie na skale. Przejechałam ręką po nierównościach. Popchnęłam. Miałam wrażenie, że przesunęła się kilka milimetrów. Dołożyłam drugą dłoń i z całej siły naparłam na kamień. Prawie wywróciłam się przez to, że przede mną ściana, a właściwie wykute w niej drzwi otworzyły się do środka. Za nimi czekała pierwsza niespodzianka. Pierwszy strażnik.
Ten na szczęście przepuścił mnie bez problemu. Gorzej było z drugim.
- Po co przyszłaś? - zaczął.
- Zabrać więźnia. - starałam się tak modulować głos, by był jak najbardziej dumny.
- Którego?
- Archanioła.
- Po co?
- Na to, co zawsze.
- Aaa... - coś mu się chyba przypomniało, bo uśmiechnął się upiornie. Co oni mu zrobili? -Możesz wejść.
Dotarła do mnie jedna rzecz.
- Klucz?
- Nie dostałaś? - zrobił się podejrzliwy.
Natychmiast zrozumiałam swój błąd.
- Nie. Powiedziano mi, że dostanę go od strażnika pilnującego wejścia. - brnęłam dalej.
- Aha.
Odpiął jeden z wielkich kluczy i wyciągnął rękę. Obrócił ją tak, by zawartość wypadła z jego zaciśniętaj dłoni na moją wyciągniętą. Ale nie poluźnił chwytu.
- Ja cię skądś znam.
Zamarłam, ale sekundę po tym się otrząsnęłam, bym nie dała nic po sobie poznać.
- Może się kiedyś widzieliśmy na głównym placu?
- Może...
Na szczęście w tym momencie rozluźnił pięść, przez co klucz wylądował w mojej dłoni. Weszłam do ciemnego korytarza, gdzie również od czasu do czasu wisiały pochodnie. Naciągnęłam kaptur głębiej na twarz. Zabawę czas zacząć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro