Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20. Uciekająca broń

#Pov# Michele

Szłyśmy już dość długi czas. Zbliżał się kolejny wieczór. Wiedziałam, że dziewczyny się niecierpliwią, gdyby były same, pewnie dotarłyby tam szybciej. Ale kiedy przeprosiłam za swoje ślimacze tempo i zaproponowałam, by mnie zostawiły i szły dalej same kategorycznie odmówiły. Niekiedy, żeby przyspieszyć pokonywałyśmy odległości latając.

- Z chwilą gdy zapadnie zmrok, przystajemy na odpoczynek. Musimy się wyspać, zanim tam dojdziemy.

- I co wtedy? - spytałam.

- Ja: co wtedy? Mowię, będziemy spać.

- Nie o to mi chodzi. - pokręciłam głową. - Co gdy tam dojdziemy? Będę wam tylko zawadzać.

Anna podeszła do mnie i położyła dłonie na ramionach.

- Z tego co słyszałam, bardzo dobrze walczysz.

- Nieprawda.

- Prawda. - wyciągnęła miecz, który zabłysnął w słońcu. - Rozalie, daj jej swój. Zobaczymy co potrafi.

Dziewczyna rzuciła mi miecz, złapałam go, na co tak uśmiechnęła się pod nosem. Anna natomiast, kiedy tylko broń znalazła się w mojej dłoni, ruszyła do ataku z zaskoczenia. W błyskawicznym tempie podniosłam klinkę, by zasłonić twarz. Ostrza zwarły się, poleciały iskry. Pamiętając czego uczył mnie Gabriel, wycofałam się szybko, by nie miała przewagi. Tym razem zaatakowałam pierwsza. Ciosy tak szybkie, jak zadawałyśmy były wręcz niemożliwe do wychwycenia przez ludzkie oko. Chyba lepiej od aniołów bronią władają tylko elfy. Wiem, bo jednego kiedyś spotkałam. Wracając. Nie mam pojęcia jak to się stało. Naprawdę. Uwierzcie mi, nie wiem jak to zrobiłam, ale miecz Anny nagle znalazł się na ziemi. W jednej chwili trzymała go w ręku, a w następnej leżał obok nas na śniegu. Najlepsze jest to, że nie zwarły się akurat razem. A NA PEWNO ona nie pozbawiła się broni SAMA. Dziewczyny patrzyły na mnie z wybałuszonymi oczami.

- Coś ty zrobiła?

Pokręciłam bezradnie głową.

- Rozalie. - Anna zwróciła się do siostry. Podałam jej miecz, a ona siostrze.

Powtórzyło się dokładnie to samo. W pewnym momencie miecz dziewczyny po prostu wyleciał jej z rąk. Mimo powagi sytuacji, śmiesznie wyglądała, gdy próbowała go chwycić. Nic z tego nie wyszło. Zawisł w powietrzu centralnie przed nią, ale tak, by nie mogła go dotknąć. Anielica podniosła odrobinę rękę. Miecz podleciał dokładnie tyle samo centymetrów w górę. Opuściła dłoń. Miecz opadł. W pewnym momencie jej palce wystrzeliły do góry. Broń drgnęła najpierw niespokojnie, a ułamek sekundy później również wystrzeliła w stronę czubków drzew. Rozalie cofnęła się, a miecz jakby chcąc ją zdenerwować, przybliżył się i opadł na ziemię leżąc całą długością na śniegu. Dziewczyna odwróciła głowę niezainteresowana. Jednak po chwili rzuciła się na śnieg. Klinga umknęła sprzed jej nosa, tak, że Rozalie przejechała na brzuchu parę metrów i zatrzymała się z głową w zaspie. Prychnęła wściekła i podniosła się. Zaczęła latać za ostrzem, a to uciekało przed nią jak małe dziecko. Kiedy wyrżnęła kolejnego orła, my nie powstrzymałyśmy i tak już tłumionego śmiechu i wybuchnęłyśmy. A miecz dosłownie ZATAŃCZYŁ przed nią taniec zwycięstwa.

- Coś ci się nie udało. - stwierdziłyśmy zgodnie.

Ukucnęłam i przywołałam broń. Wleciała mi do rąk jak dziecko do mamy.

- To nie jest normalne. Co pomyślałaś w tamtym momencie?

- Co pomyślałam?

- Yhm.

- Myślałam o... wygranej.

Patrzyła na mnie z uwagą. Oddałam dziewczynom ich własność.

- Nie masz miecza?

- Nie.

- To musimy go zdobyć.

- Skąd?

Na jej twarzy wykwitł przebiegły uśmiech.

- Dobry i szanowany Upadły ma swoje wtyczki wszędzie. Nawet w Piekle.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Przepraszam, że nie dodałam rozdziału wcześniej. :-(

Ale za to na nowy rok wstawię jeszcze jeden. ;-D


 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro