Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15. Poduszka

#Pov# Michele

- Spakuj się. Wyjeżdżamy jak najszybciej się da. - Gabriel wchodzi za mną do domu.

Dziewczyny siedzą w kuchni i przyglądają się nam ciekawie. Pewnie próbują wywnioskować jak poszłą nasza rozmowa. Pewnie zaraz któraś...

- Pomogę ci. - zaofiarowała się Rozalie.

Wiedziałam. Anna na stówę wyciągnie wszystko od Gabriela.

Ruszamy na górę. Wyciągam spod łóżka walizki, o ona otwiera szuflady.

- Strasznie długo was nie było. - zauważa jakby od niechcenia. Odwracam się do niej.

- Zadaj to pytanie. Wiem, że chcesz.

- Dobra. - przysiada na brzegu biurka. - Co ci powiedział?

- Mam nadzieję, że wszystko.

- I...?

- I co?

- Nie zerwałaś z nim?

- Nie. Jak mogłabym zerwać z archaniołem?

- Fakt. Niecodziennie dziewczyna znajduje TAKIEGO chłopaka. - kiwa poważnie głową.

Nie wytrzymuję i parskam śmiechem. Patrzy na mnie jak na wariatkę, ale po chwili dołącza. Muszę usiąść na podłodze, bo zaczyna mnie boleć brzuch. Drzwi otwierają się z hukiem.

- Co tu się dzieje? - Gabriel pyta zaniepokojony. Zza jego ramienia zerka Anna. Patrzymy na siebie z Rozalią, po czym wybuchamy jeszcze głośniejszym śmiechem.

- Czy na pewno wszystko w porządku? - chłopak nie daje za wygraną.

- Ona dwie mają coś z głową. - stwierdza rzeczowo dziewczyna, za co dostaje ode mnie poduszką.

- Och ty mała... - nie dokańcza i odrzuca przedmiot.

- Bitwa na poduszki! - krzyczy Rozalie.

I tak zaczyna się zabawa. Ja i Rozalie przeciwko Gabrielowi i Annie. Wkładam w tę wojnę całe swoje serce. Naprawdę. Przez to nie zauważam jak dziewczyny dysketnie się ulotniły. Prawdę mówiąc, zorientowałam się dopiero wtedy, gdy ciało chłopaka przycisnęło mnie do podłogi i nie miał kto mi pomóc. Wodzę wzrokiem bezradnie wokół, aż natrafiam na błękitne oczy Gabriela. Niebiańskie oczy. Można by w nich utonąć. Pochyla się nade mną.

- Wiesz co? - mówi. - Nie mam pojęcia, jak przez tyle lat mogłem żyć bez miłości. Pomijając fakt, że kiedy byłem jeszcze młody, ciebie nie było na świecie.

- Jakoś dawałeś sobie radę. - próbuję żartować.

- Teraz chyba bym nie dał.

- Tylko tak mówisz.

- Nie. Możesz wierzyć albo nie, ale naprawdę nie potrafię bez ciebie żyć. - nachyla się i całuje mnie lekko w usta. - Wyjeżdżamy jutro wieczorem. - mówi i podaje mi rękę, pomagając wstać.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Taki...

Krótki...

 Bardzo krótki...

Ale ciii....

Wy nic nie wiecie... ;-)

~psiara

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro