Rozdział 9
– Zarządzam piętnaście minut przerwy.
Ludzie w pośpiechu opuszczają Salę Rozpraw. Rigel zostaje zabrana przez pięciu Aurorów, którzy trzymają w pogotowiu różdżki w dłoni. Pokój, w którym będzie czekać do wznowienia rozprawy, ma mugolskie lustro weneckie. Kiedy wchodzę do pomieszczenia, gdzie mogę ją bezkarnie podglądać przez szybę, on już tam stoi. Patrzy na nią i ma łzy w oczach. Nie widział jej od dnia aresztowania, a i wtedy nie było z nią najlepiej. Ostatnią rzeczą, jaką zrobiła, była teleportacja do Wielkiej Sali co spowodowało wyczerpanie magiczne. Miała na sobie ubranie, które było pokryte krwią Moody'ego. W pierwszej chwili myśleliśmy, że to jej krew. Ale kiedy spojrzała na nas i na twarzy widniał ten uśmiech, już wszyscy wiedzieli. Krzyczała, ile sił w płucach, że w końcu to zrobiła, że ich pomściła, że odpłaciła za to wszystko, co jej zrobił, że w końcu uwolniła się od strachu, którego on był przyczyną, że teraz może umrzeć, że jeśli go spotka w Piekle, to z przyjemnością zabije go po raz drugi.
Z Syriuszem rozmawiamy jeszcze trochę czasu. Nie mam pojęcia, ile minęło od kiedy Dyrektor wyszedł, ale puste butelki po winie i burbonie mówią same za siebie. Dużo rozmawiamy i to nie tylko na temat wojny. Po mojej gafie z pytaniem o Regulusa, Black wspomina dzieciństwo. Dzieli się ze mną historiami, których nigdy nie miałam szansy usłyszeć. Opowiada mi o siostrach mamy, o dziadkach, którzy zginęli w pojedynku. Wspomina też czas, kiedy wszyscy byli dziećmi i nie chodzili jeszcze do Hogwartu. Oczami wyobraźni widzę, jak cała piątka – Bellatrix, Narcyza, Andromeda, Regulus i Syriusz – biega po kuchni, śmiejąc się głośno z czekoladowymi żabami w rękach. Pragnę, żeby ich dzieciństwo okazało się beztroskie i pełne śmiechu, bo moje takie nie było. Nie dociera do mnie ich sztywne życie wśród zasad czystokrwistych, opieki skrzatów i oczekiwań rodziców. Syriusz oczywiście nic o tym nie mówi, ale widzę też, jaki ból powoduje przywołanie każdego wspomnienia. Nie winię go za to. W zamian staram się też przekazać mu kawałek swojego dzieciństwa, ale nie wiem za bardzo, co mogę mu powiedzieć. Każdy dzień w sierocińcu zlewa mi się w jedną masę, a wspomnienia, z którymi chcę się nim podzielić są pełne Aishy i Caesara. Poza tym nie ufam mu tak, jak chcę. Gdzieś z tyłu głowy mam, świecące się na czerwono ostrzeżenie, że to jest człowiek Zakonu i Dumbledore'a. Nie wiem, ile z tych informacji wycieknie w momencie, kiedy opuszczę kuchnię. Łudzenie się, że żadne nie jest w moim stylu.
Ktoś puka do drzwi. Nie wchodzi i nie odzywa się. Patrzę na Syriusza z pytaniem w oczach. To on tutaj jest gospodarzem domu i to on powinien jakoś zareagować. Słyszę jak wzdycha ciężko, podnosząc się z krzesła i odstawiając pusty już kielich po burbonie. To on z całej trójki wypił najwięcej. Caesar przez cały ten czas zadowala się dwoma kieliszkami i przysłuchiwaniem się naszej rozmowie. Nie uczestniczy w niej jakoś bardzo. Czasami tylko przytakuje i śmieje się z opowiadanych przez Blacka historiach z Hogwartu.
Kiedy drzwi w końcu się otwierają – zanim Syriusz do nich dociera – wchodzi do środka rudowłosa kobieta, widzę, jak jest zdenerwowana. Jest to matka tej dziewczyny, którą porwałam – Ginny Weasley.
- Syriuszu, ile razy mam ci mówić, żebyś nie zamykał kuchni, kiedy zaczynasz pić? I naprawdę nie ma jeszcze południa, a ty już sięgasz do butelki. Wstydziłbyś się Syriuszu! Tu mieszkają dzieci!
Syriusz już otwiera usta, żeby jakoś odpowiedzieć, kiedy pani Weasley w końcu nas dostrzega. Caesar uśmiecha się serdecznie, chowając pod stołem puste butelki po alkoholu. Sama wstaję powoli od stołu, nie uwzględniając jednak tego, że może zakręcić mi się w głowie. Zaciskam palce na krześle i krzywię się od razu z bólu. Zapomniałam, jak bardzo słaba jestem i poharatana. Jak każdy głębszy oddech powoduje kujący ból w poskładanych przez zaklęcia żebrach.
– I jeszcze z nimi pijesz! Syriuszu Blacku to już szczyt głupoty!
– Molly, daj spokój. Nie robię nic złego.
Syriusz zbywa ją wzruszeniem ramion i wykrzywieniu warg w nieprzyjemnym grymasie, który trochę chowa się pod jego zarostem. Wszystko to dostrzegam w momencie, kiedy jestem w stanie wyostrzyć wzrok i dostatecznie skupić się na szczegółach. Już wiem, czemu tak mało pamiętam z wspólnej Wigilii z Asihą i Caesarem – musiałam się niesamowicie spić i dlatego pozwolili mi spać w fotelu.
Zanim pani Weasley odzywa się po raz kolejny z kolejną umoralniającą gadką, w końcu się zbieram do tego, co powinnam zrobić od razu po tym, jak Caesar powiedział mi wszystko. Ale z drugiej strony, tak jak powiedziałam Dumbledore'owi, nie mam zamiaru wziąć całej winy na siebie za to, co się stało po moim obudzeniu. Niech ich Piekło pochłonie, jeśli kiedykolwiek się na to zgodzę.
– Pani Weasley.
Te dwa słowa wystarczą, by zebrać uwagę wszystkich, którzy są w kuchni. Staram się nie patrzeć na Caesara, bo jeśli ma na twarzy ten słodki, zachęcający uśmiech, to przysięgam na swoją różdżkę, wywrócę oczami i moje przeprosiny pójdą się walić. Black natomiast wygląda, jakby nie do końca wiedział, co chcę zrobić. Kiedy w końcu mój wzrok ląduje na Pani Weasley, kobieta uśmiecha się do mnie zachęcająco – w identyczny sposób, w jaki zrobiłby to Dare i naprawdę wiele mnie kosztuje odwrócenie wzroku od jej twarzy i zachowania kamiennej maski.
- Tak, kochanie?
Och, jaka niespodzianka. Myślałam, że jej pierwszymi słowami, skierowanymi w moją stronę, będą wyzwiska, jaka to nie jestem okropna, grożąc śmiercią jej jedynej córce, ale ona traktuje mnie, jakbym była co najmniej z chińskiej porcelany. W takim razie wolałabym już jej oskarżenia niż troskę, która pewnie jest udawana. Niech sobie w dupę wsadzi tą swoją życzliwość.
Uspokój się, Rigel.
– Powinnam to zrobić już wcześniej, ale chciałam bardzo przeprosić panią i pani córkę, jak i resztę rodziny, za to, co się stało wczoraj. Mam świadomość tego, że tą sytuację można by rozwiązać w inny sposób. Jednocześnie obiecuję, że taka sytuacja więcej się nie powtórzy.
Nie mogę, jednak zignorować jednej myśli, która naszła mnie w trakcie mówienia. Mogę ją teraz omamić słodkimi słówkami przez, które pomyśli, że naprawdę jest mi przykro. Jednak kiedy w czasie bitwy będziemy walczyć po dwóch różnych stronach, a jakiś rudy łeb nawinie mi się pod różdżkę, nie obiecuje, że nie dostanie jakąś czarną klątwą.
Nie.
Przecież dla mnie nie ma już dwóch stron w tej wojnie. Strona Czarnego Pana jest dla mnie niedostępna, mój Mroczny Znak nieaktywny, a moja osoba jest tylko zagrożeniem dla reszty Śmierciożerców. Cudownie wręcz, bo jeśli chcę walczyć w tej wojnie, będę musiała stanąć ramię w ramię z bandą idiotów, którzy dla wszystkich – nawet Śmierciożerców – mają akt łaski i miłosierdzia.
Nie udaje mi się ukryć grymasu niezadowolenia, kiedy docierają do mnie te informacje. Pani Weasley, która uśmiecha sie do mnie szeroko i idzie w moją stronę z szeroko rozstawionymi rękoma, chyba go nie zauważa. Zanim jestem w stanie jakoś ją powstrzymać – krzykiem, rękoma czy nawet słowem - przed przytuleniem mnie, na jej drodze staje jakiś rumor, który dochodzi z korytarza. Dzięki Merlinowi, bo bym chyba tego nie przeżyła. No, a przynajmniej moje żebra.
Kobieta zatrzymuje się w jednej chwili i odwraca w stronę drzwi. Wszyscy w pomieszczeniu nasłuchują odgłosów z korytarza. Syriusz pierwszy wychodzi z kuchni i jednym susem pokonuje schody. Zaraz słyszę jego głośny śmiech. Molly rusza jako druga, a my z Caesarem zaraz po niej.
– To pewnie tylko Tonks.
Nie mam siły pytać się, kim jest ta cała Tonks. Wzdycham tylko głęboko przed tym, jak muszę podnieść nogę przed wejściem na schody. Cięcie po klątwie nadal boli przy każdym kroku w szczególności, kiedy siedzę przez dłuższy czas. Caesar cierpliwie czeka za mną, aż pokonam te kilka schodów. Nie komentuje tej całej sprawy, za co jestem mu wdzięczna. Kiedy jednak czuję, jak oplata mnie w pasie i pozwala bym znowu – nie zliczę już, ile razy w ciagu doby – oparła ciężar ciała na niego, nie protestuję. Idziemy razem w tej pozycji do dużej grupy osób, która utworzyła się przy wejściu na piętra. Zanim jednak tam docieramy, powietrze przecina ostry kobiecy krzyk.
– SZLAMY BEZCZESZCZĄ MÓJ DOM! ZDRAJCY KRWI MIESZKAJĄ TUTAJ I MAJĄ CZELNOŚĆ PRZYPROWADZAĆ TUTAJ JESZCZE WIĘCEJ SZLAM I NIEGODNYCH NAWET ODDYCHANIA TYM SAMYM POWIETRZEM CO JA!
Krzyk roznosi się jeszcze dłuższą chwilę dopóki Black nie zasłania materiałem dużego obrazu, który wisi na jednej ze ścian. Nikt sie nie odzywa i nie komentuje jej słów.
Na schodach jest kilka rudych głów, które patrzą na nas podejrzliwie, kiedy w końcu docieramy do nich. Nie ma to jednak znaczenia, kiedy Black odsuwa się, żeby zrobić nam miejsce. Liczy się w tej chwili tylko jedna osoba, która stoi pośrodku.
Aisha jest tu cała i bezpieczna. Żywa. I uśmiecha się w naszym kierunku, by w następnej sekundzie doskoczyć do nas. Stoimy tak w trójkę wśród obcych ludzi, przytuleni do siebie.
– Rigel, Merlinie jesteś tutaj.
Czuję jej zapach i ciepło ciała, które przyciska do mojego. Nawet jeśli jej ręce zaciskają się na materiale sukienki, co powoduje ból w plecach, nie jest to ważne. Liczy się tylko ta chwila, kiedy dwie najważniejsze osoby w moim życiu są obok mnie. Chowam twarz w zagłębieniu jej barku, bo nie chcę by ktoś zobaczył łzy w moich oczach, które formują się w momencie, kiedy czuję, że Aisha zaczyna płakać. Jej łzy kapią mi na skórę w miejscu, gdzie jej twarz styka się z moim ciałem. Jeśli to właśnie jest szczęście, to nie mam nic przeciwko, by trwało wiecznie.
– Udało się.
Słowa Caesara docierają do mnie jak zza mgły. Wiem, co ma na myśli. Udało nam się przeżyć i jesteśmy w końcu razem w bezpiecznym miejscu. Odczepiam Aishę od siebie w momencie, kiedy ktoś zaczyna coś mówić. Nie słucham ich tylko patrzę na twarz dziewczyny. Wiem, że Ramsay może zobaczyć moje załzawione oczy, ale nie obchodzi mnie to. Kiedy głaszczę trzęsącymi się dłońmi jej policzki i widzę wielki uśmiech, który jest przeznaczony tylko dla mnie, czuję spokój. Przez cały ten czas gdzieś z tyłu głowy, bałam sie o nią. Strach, że w sierocińcu nie jest całkowicie bezpieczna, nie dawał mi spać.
Aisha w końcu dostrzega mojego siniaka pod okiem i, co najgorsze, ślady palców jakie mam na gardle. Widzę, jak jej uśmiech znika i pojawia się strach.
– Co oni ci zrobili?
Chcę odpowiedzieć, że to nic. To nieważne. Nie mogę jednak wydobyć z siebie głosu, tylko pozwalam Aishy dalej sie o mnie martwić i badać wszystkie te siniaki. Nie mogę jej powiedzieć, że jeden z Śmierciożerców próbował mnie zgwałcić, jednocześnie prawie dusząc mnie na śmierć. Nie przejdzie mi to przez gardło. I nie chodzi tutaj o to, że mamy całkiem dużą widownię, ale o samo to zdarzenie. To mój ciężar i nie pozwolę, żeby ktokolwiek niósł go ze mną.
– Tonks, co tam sie stało? Miałaś ją tylko wziąć z sierocińca.
Dopiero po tym pytaniu Caesara dostrzegam przypalone ubrania Aishy i czarny pył na jej rękach, i ubraniach. Kiedy spoglądam w końcu na resztę, szybko orientuję się, kim jest ta Tonks. Wygląda dużo gorzej i ma poparzenia na ręce, w której ściska różdżkę. Jej niebieskie szaty nadają się chyba tylko do wyrzucenia.
– Jak to, co? Śmieriożercy zaatakowali sierociniec, kiedy się pakowałyśmy. Jakiś idiota podpalił cały parter i wszyscy zaczęli panikować. Nie mogłyśmy się aportować z pokoju, poza tym wszędzie były dzieci.
Zamieram na jej słowa. Śmierciożercy zaatakowali sierociniec. To nie może być przypadek. Musieli się dowiedzieć, kim jestem i gdzie mieszkam. Drżę na samą myśl, co by mi zrobili, gdybym tam była. Snape miał niestety rację - oni już zaczęli na mnie polować.
Szok reszty osób, nie odzwierciedla tego, co ja sama czuję. Widzę przerażenie na ich twarzach, które jest tylko ułamkiem tego, z czym muszę sobie poradzić. Co musiała czuć Aisha, kiedy to wszystko się zaczęło.
– Czy był tam Lucjusz Malfoy?
Widzę skrzywioą minę Caesara, kiedy zadaję to pytanie, ale ja muszę wiedzieć, czy brał on udział w ataku. Jeśli on wie, czyją córką jestem, to czy byłby w stanie podnieść na mnie różdżkę po raz drugi?
– Chyba tak, ale było tam takie zamieszanie, że nie wypatrywałam tlenionych kłaków tego drania.
– No już dość! Nie będziemy przecież o tym rozmawiać w korytarzu. To nie zebranie Zakonu.
Molly Weasley przegania wszystkich obecnych. Krzyczy coś o tym, że zaraz będzie obiad. Po chwili na korytarzu zostaje nasza trójka i Black, który przypatruje nam się uważnie. Nawet ta cała Tonks zniknęła w jednym z pokoi, chociaż widziałam jej zdziwienie, kiedy zadałam to pytanie. Nie musi nic wiedzieć. Nie mam zamiaru im mówić o moim dzieciństwie i tym, kto rzucił na mnie klątwę tnącą. Nie chcę ich współczucia z powodu tego, że osoba, którą uważałam za najbliższą rodzinę, jest w stanie bez mrugnięcia okiem okaleczyć mnie na resztę życia.
– To co... musimy ci znaleźć jakiś pokój, co nie?
Black mruga porozumiewawczo do Aishy. Kiedy jednak jej się przedstawia, a ona w końcu łączy jego nazwisko i twarz z poszukiwanym mordercą, który prawie dwa lata temu włamał się do Hogwartu, by niby zabić Harry'ego Pottera, jest totalnie przerażona.
Gdybym sama nie usłyszała całej jego historii kilka godzin wcześniej, zareagowałabym podobnie. Ale wszystko, co do tej pory wiedziałam o Syriuszu Blacku, pochodziło z Proroka Codziennego i innych dokumentów z tamtego okresu. Na własnym przykładzie mogę powiedzieć, jak beznadziejne jest Ministerstwo Magii, jeśli chodzi o sprawiedliwość. Prawda, w tamtym okresie, dla rządu nie była niczym ważnym i przez te czternaście lat niewiele się zmieniło.
Ja i Syriusz Black jesteśmy dla Ministerstwa bardzo niewygodnymi ludźmi, których należy się obawiać. Jeśli zaczniemy głośno mówić o tym wszystkim, co się stało, ludzie zaczną nas słuchać. A nie ma nic gorszego dla polityka niż moment, w którym jego kłamstwa ujrzą światło dzienne. Bo wtedy będzie skończony. A ja z wielką przyjemnością zrobię wszystko, by Alastor Moody i Milicenta Bagnold, która była wtedy Ministrem Magii, za to odpowiedzieli.
Kiedy tylko myślę o tym wszystkim, mimowolnie na mojej twarzy pojawia się gniew, a obolałe palce zaciskam na ramieniu Aishy, którą cały czas trzymam za rękę.
- Rigel, wszystko okej?
****
Przepraszam, za mały poślizg, ale Ada mi nie wyrabia ze sprawdzeniem ;)
Wiem, że w tym momencie zabrzmię troszeczkę kapryśnie... Jjeku, nie pomyślcie, że nie doceniam tych gwiazdek (tak, przyuważyłam, że - chyba można tak powiedzieć - mam dwie stałe czytelniczki, za co cholernie wam dziękuję ;* Wracając do tematu, czy mogę liczyć na to, że dostanę informację o tym co wam się podoba, a co nie i jakie macie przypuszczenia co do następnych rozdziałów? Bardzo by to pomogło, bo jestem na etapie pisania 10 i idzie mi to okropnie..
Do następnego,
Demetria1050
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro