Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29


Rok?

Głos Amelii Bones jest dość zdziwiony. Kobieta szybko zbiera się w sobie i przybiera maskę opanowania na twarzy. Zerkam tylko przelotem na Ministra Magii, który jest prawie zielony na twarzy. Pewnie przypomniało mu się jak Draco Malfoy opowiadał jaki ból towarzyszył mu podczas naznaczenia. Jakby ktoś przypalał mu skórę i wkładał rozpalony pręt prosto w otwartą ranę. Zrobić coś takiemu rocznemu dziecku jest wręcz okrucieństwem.





Czarny Pan wzywa mnie w momencie kiedy przechodzę przez ściankę peronu 9 i ¾ w towarzystwie Molly Weasley i Syriusza w postaci psa. Ból przeszywa całą moją rękę i o mało nie wywracam się przez to wszystko. Najchętniej i najlepiej by było jakbym od razu teleportowała się na miejsce spotkania. Nie mogę jednak zostawić ich bez słowa wyjaśnienia. Żeby nie krzyczeć o tym na cały peron dziewiąty i dziesiąty, próbuję zlokalizować osobę, która nie będzie robić dramatu kiedy usłyszy, że muszę iść. Kingsley jakby wyczuł, że coś się dzieje i nasze spojrzenia się złapały w czasie mojego gorączkowego poszukiwania odpowiedniej osoby.

– Czarny Pan.

Mówię bezgłośnie te dwa słowa i mam nadzieję, że zrozumie. Mroczny Znak zaczyna palić żywym ogniem i zaciskam zęby z bólu, bo wiem, że nie mogę zacząć krzyczeć. Kingsley kiwa z powagą głową i dla mnie jest to wystarczający sygnał, by iść. Narzucam kaptur kurtki na głowę jednocześnie odwracając się plecami do reszty grupy i zaczynam iść. Nie odwracam się nawet wtedy kiedy słyszę swoje imię. Idę prosto, mijając po drodze spieszących się mugoli z torbami podróżniczymi. Muszę jak najszybciej wydostać się z King's Cross, albo znaleźć miejsce gdzie mogę się teleportować. Bolące przedramię coraz bardziej zaczyna o sobie dawać znać, a serce bije mi coraz mocniej.

W końcu znajduję znak informujący, że żeby trafić do łazienki trzeba skręcić w lewo. Robię to jakby z automatu, nie patrząc nawet na to, że staranowałam jakiegoś niskiego mężczyznę, który zaczyna się wygrażać. Mam ważniejsze rzeczy na głowie niż jakiś przypadkowy mugol, który nic nie znaczy. Wchodząc do kabiny publicznej łazienki, nie zamykam za sobą drzwi. Zamykam oczy i skupiam się na tym wszystkim czego uczył mnie Ceasar podczas nauki teleportacji, bo przecież nawet to osiągnęłam bez zgody Ministerstwa.

Tuż przed tym jak prawie dotykam Znaku, by w końcu się teleportować przypomina mi się o jednej ważnej rzeczy. Nadal mam prawie czarne oczy i inny kolor włosów. Z trudem wyciągam różdżkę i wykonuję jak najszybciej mogę, odpowiednie zaklęcia. Kurtkę zmieniał na długi czarny płaszcz, ale muszę obyć się bez maski Śmierciożercy.

Kiedy w końcu jestem gotowa, naciskam dwoma placami Mroczny Znak.



***



Ląduję znowu w jakiś innym miejscu niż ostatnio. Tym razem jest to duża posiadłość, dość stara i zaniedbana. Muszę podnieść głowę by zobaczyć kolejne piętra. W jednym oknie na samej górze pali się światło. Jakby sygnał, ze właśnie tam mam iść. Wiem, że Czarny Pan czeka na mnie już wystarczająco długo dlatego zaczynam szybko iść w stronę głównego wejścia. Dom z bliska wygląda jeszcze gorzej.

Z naprawdę głośnym skrzypnięciem otwieram drzwi wejściowe i wślizguję się do środka. Caesar uczył mnie, że w takich sytuacjach powinnam trzymać różdżkę w dłoni, a na końcu języka mieć zaklęcia obezwładniające. Teraz jednak te nauki na nic mi się nie przydadzą, bo jestem w domu Czarnego Pana i nie wyobrażam sobie, co by się stało gdybym wymierzyła w niego różdżką.

Schody na górę są w gorszym stanie niż te na Grimmuald Place. Dopiero stawiając kolejny krok, coś sobie uświadamiam. I naprawdę niewiele mi brakuje żeby spanikować. Jedna myśl w moim umyśle goni drugą. Zaczynam rozważać możliwości, a mięśnie mam napięte z nerwów.

Cholera jasna, zapomniałam!

Nie rzuciłam na siebie zaklęcia zmieniającego wspomnienia przed teleportowaniem się tutaj. Tak bardzo byłam skupiona na tym żeby znaleźć odpowiednie miejsce na King's Cross, że wyleciało mi to z głowy.

Wstrzymuję oddech kiedy dociera do mnie co by się stało jakby Czarny Pan zobaczył moje wspomnienia. Aisha nie dojechałaby żywa do Hogwartu, bo pewnie byłaby już zabita przez jakiegoś Śmierciożercę. Tak samo skończyłby Dare, bo przecież zrobiłam to wszystko dla nich. I dlatego, że Dumbledore mnie wręcz zmusił do tego całego teatrzyku.

Zanim robię kolejny krok, przypominam sobie treść zaklęć. Tym razem jestem przygotowana na to co się stanie.

Claudendo memorias. Falsa memoriae

Ból głowy jest tak samo mocny jak wcześniej. Prawie zginam się w pół, a zawroty głowy kiedy sztuczne wspomnienia pokazują mi się przed oczami, powodują mdłości.

Biorę kilka głębokich wdechów i ruszam w drogę do pokoju gdzie czeka na mnie Czarny Pan.

– Lessstrange.

Spinam się kiedy słyszę wysyczane własne nazwisko. Lord po raz pierwszy powiedział do mnie w ten sposób. Podchodzę bliżej niego na sztywnych nogach, z różdżką luźno trzymaną w opuszczonej ręce.

– Mój Panie.

Klękam na jedno kolano i pochylam głowę w dół. Okazuję szacunek, który nie wiem czy mu się należy, ale jego władza i potęga jest niekwestionowana.

– Bardzo żałuję, że nie mogliśmy sssię sspotkać wcześniej, ale... zatrzymały mnie pewne... sprawy.

– Oczywiście, Panie.

To nie tak, że miałam w ogóle pytać czy żądać wyjaśnień. Nie wstaję z klęczek i głowę nadal mam lekko pochyloną w dół. Nie mam siły na to żeby Czarny Pan dzisiaj przeczesywał mój umysł.

– Myślałem o tobie Lestrange. I doszedłem do pewnych... wniosków.

Serce zamiera mi na sekundę kiedy to słyszę. Jedyne na co mnie stać to przełknięcie śliny i oczekiwanie na dalsze słowa Czarnego Pana. Zaciskam rękę na schowanej w rękawie różdżce kiedy słyszę jego kroki.

– I mam dla ciebie... niessspodziankę. Glizdogon!

Podnoszę wzrok kiedy słyszę jak ktoś wchodzi do komnaty. Widzę tego samego mężczyznę, który podczas mojego pierwsze spotkania z Lordem był torturowany i leżał skulony na ziemi. Mimo że tym razem nie jest pod wpływem Crucio to i tak trzęsie się jak osika.

– T-tak, P-panie mój?

Głos mu drży, idzie zgięty w pół w stronę Czarnego Pana. Mimo że sama właśnie klęczę mam ochotę zwymiotować na takie poddańskie zachowanie. Nie toleruję takich ludzi. Czarodziei, którzy za namiastkę władzy są gotowi sprzedać własną duszę. Może to namiastka moich gryfońskich cech jak to zawsze mówił Ceasar kiedy stwierdzałam, że ja się nie nadaję na sługę. Byłam uczona by stanąć u boku Czarnego Pana, ale wiem też kiedy trzeba walczyć samemu.

– Wprowadź naszego... gościa.

Uśmiech na twarzy Czarnego Pana jasno pokazuje, że to nie żaden gość. Nie za bardzo wiem czego właśnie mam się spodziewać.

– Wstań, Lessstrange.

Wykonuję rozkaz od razu, nie chcąc się narazić na zaklęcia torturujące. Ale dzisiaj to nie ja będę przyjmować niewybaczalne. Ja je będę rzucać.

Glizdogon przyprowadził dzisiejszego... gościa, jak to ujął Lord. Staram się nie pokazać jakie wrażenie zrobił na mnie ten marnie wyglądający mugol. Mężczyzna gdzieś w wieku pięćdziesięciu lat, w podartym eleganckim garniturze. Wszędzie ma krwawe rany i jest na skraju wyczerpania. Jedna ręka zwisa mu bezwładnie wzdłuż ciała, bo pewnie jest złamana. Nie jestem pewna czy ten mugol wie co się wokół niego dzieje.

– Powiedz mi czy wiesz kim jest zdrajca?

Lord podszedł na tyle blisko mnie, by wysyczeć mi to pytanie tuż przy twarzy. Odwracam głowę w bok i wewnętrznie szykuję się na oberwanie zaklęciem.

– Niestety nie, mój Panie. Ale robię wszystko co mogę, by go znaleźć i wypełnić zadanie.

Crucio!

Czarny Pan krzyczy zaklęcie, a ja zaciskam zęby żeby nie zacząć krzyczeć z bólu. Spinam mięśnie mimo że nie powinnam, bo i tak zaraz będą napięte do granic możliwości. Ale ból nie przychodzi.

Zamiast tego słyszę wrzask cierpienia innej osoby. Przekręcam głowę ostro w bok i widzę jak mugol zwija się w konwulsjach na zakurzonej podłodze.

– Zła odpowiedź, Rigel.

Nie umiem na to odpowiedzieć. Ani oderwać wzroku od cierpiącego mężczyzny. Mój mózg chyba do końca nie wie co się dzieje. Przetwarza obraz, ale nie potrafi go zanalizować. Może w normalnej sytuacji zaczęłabym krzyczeć i stanęła w obronie tego mugola. Ale to co się dzieje dalekie jest od normy. Dlatego nie robię nic. Po prostu patrzę i czekam, aż zaklęcie się skończy.

– A powiedz mi czy dotarłaś do jakiegoś członka tego przeklętego Zakonu?

– Pracuję nad tym, Panie.

Te słowa ledwo przechodzą mi przez zęby. Torturowany mężczyzna ma jeszcze drgawki mimo że zaklęcie już go nie dotyka. Nie ma on jednak chwili oddechu kiedy kolejne Crucio go atakuje. Dzieje się po każdym pytaniu jakie zadaje mi Czarny Pan. Po trzecim zaklęcia są nieco bardziej twórcze.

W końcu słyszę słowa, których oczekiwałam od początku.

– Teraz twoja kolej na zabawę, Rigel. Pokaż panu jak kończą osoby, które nie chcą z nami współpracować.

Avada Kedavra.

Czarny Pan się śmieje. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro