Rozdział 28
− Panno Lestrange została pani oskarżona o posiadanie Mrocznego Znaku. Czy mogłaby Pani wytłumaczyć nam jak go pani otrzymała?
Głos Amelii Bones rozbrzmiewa na sali zanim Minister Magii zdążył otworzyć usta. Czarownica nie miała zamiaru przepraszać Ministra. Patrzyła wyczekująco na Rigel, która chyba była w szoku, bo nie spodziewała się, że mężczyzna pozwoli by ktoś inny zadawał pytania.
– Miałam rok kiedy Czarny Pan mnie nazanaczył. To miała być nagroda za dobrą służbę moich rodziców.
Na sali słychać jeden wielki świst nabierane powietrza w płuca. Ludzie są w szoku, bo nikt nie spodziewał się, że Voldemort byłby w stanie wypalić swój znak na przedramieniu dziecka, które nic nie rozumiało z tej sytuacji. Jakby się spodziewali czegoś więcej od tego czarnoksiężnika.
Oczywiście list z Hogwartu był jednoznaczny z tym, że trzeba iść na zakupy. W poprzednich latach z Caesarem i Aishą szliśmy na nie razem. Ja ukryta pod zaklęciami kamuflującymi albo eliksirem wielosokowym. Teraz jednak trochę się zmieniło.
– Nie ma mowy o tym, że pójdziemy na Pokątną. Dyrektor Dumbledore powiedział, że w obecnej sytuacji lepiej będzie jak ktoś z Zakonu zrobi wam zakupy do szkoły.
Molly Weasley jest pewna tego co mówi. Siedzimy w wysprzątanym salonie gdzie trwa mała sprzeczka o to czy możemy wyjść i zakupić potrzebne podręczniki. Mnie jednak to nie dotyczy w taki sposób jak Aishy, ale to nie znaczy, że nie zależy mi na tym. Chcę już wyjść z tego domu. Ale nie na spotkanie z Czarnym Panem tylko po prostu się przejść nie oglądając się za siebie.
– Mamooo, przecież to tylko zakupy!
Ginny Weasley stara się jakoś przekonać matkę, ale ta wydaje się nieugięta. Siedzę na parapecie tuż obok Aishy, która jest bardzo zasmucona z powodu tego co mówi pani Weasley. Ma nietęgą minę i wiem jak żałuje tego, że w tym roku nie będziemy mogli w trójkę poszperać w księgarni Esy i Floresy.
– Ale nas chyba to nie obejmuje?
Zadaje to pytanie tylko po to żeby zbadać reakcję Molly Weasley. Znam już odpowiedź na nie zanim kobieta cokolwiek powiedziała.
Oczywiście po tym następuje cała tyrada na temat tego jak w ogóle mogłam o tym pomyśleć i powiedzieć coś takiego. Molly podpiera ręce na swoich zaokrąglonych biodrach. Ma gniewną minę i cała jej postaw jest naprawdę bojowa. Nie mam jednak zamiaru się z nią kłócić. Nie o to mi chodziło, ale po prostu chciałam spróbować jakoś wyjść z tego domu.
***
Wyjść możemy dopiero pierwszego września. Dumbledore pozwolił mi odprowadzić Aishę na peron 9 i 3/4. Dziewczyna właśnie – tak jak wszyscy w domu – pakowała ostatnie rzeczy do kufra. Ramsay była okropną bałaganiarą i znalezienie czegoś w naszym pokoju graniczyło z cudem. Kiedy półtora tygodnia temu Caesar wyjeżdżał do Hogwartu nie było takiego zamieszania.
Ale wydaje mi się, że pożegnanie było sto razy trudniejsze niż będzie w przypadku Aishy. Z chłopakiem prawie nigdy nie rozstawałam się na taki długi okres czasu. Znamy się osiem lat i jedyna przerwa jaką mieliśmy to były dwa tygodnie kiedy pojechałam na obóz wakacyjny z domu dziecka organizowany przez jakąś fundację. A teraz musieliśmy rozstać się na kilka miesięcy.
Już teraz mi go brakowało, a minął dopiero ponad tydzień.
– Widziałaś moją książkę od Zaklęć?
– Spakowałaś ją wczoraj do kufra.
Patrzę jak Aisha kręci się po całym pokoju i co chwilę pyta mnie o jakieś totalne głupoty. Od śniadania leżę w łóżku i ją obserwuję. Chcę się na nią napatrzeć, bo trochę się boję tego, że zapomnę jak wygląda. To samo robiłam z Caesarem kiedy on się pakował.
– A nową papeterię, o którą prosiłam Tonks żeby kupiła na Pokątnej?
– W szafce nocnej.
– Dzięki, R.
Kiwam głową i patrzę na zgarbioną sylwetkę dziewczyny. Ma na sobie pudrowo-różowy sweterek i długie dżinsy. Wygląda naprawdę ładnie i wręcz niewinnie. Brakuje jej jeszcze dwóch uplecionych warkoczy i plecaka w kształcie misia. Chcę żeby zachowała tą niewinność najdłużej jak może. Dlatego nie mówię jej o tym, że mój Mroczny Znak od kiedy się przebudziłam zaczął się ruszać. Wąż bezgłośnie syczy i rusza się wokół czaszki. Czarny Pan mnie jeszcze nie wezwał, ale jestem prawie pewna, że zrobi to dzisiaj. Mam nadzieję tylko, że uda mi się odprowadzić Aishę na peron zanim będę musiała do niego iść.
– Aisha... Obiecasz mi coś?
Poprawiam się na łóżku i zaciskam palce na różdżce, którą do tej pory się bawiłam. Chcę prosić o coś Puchonkę. Nigdy wcześniej tego nie robiłam. Najczęściej mówiłam jej żeby dobrze się bawiła i nie jadała zbyt wielu ciastek. Przypominałam jej też o tym, żeby pisała do mnie listy i wysyłała je najmniejszą sową szkolną jaka jest, bo opiekunki w sierocińcu dostałyby zawału gdyby zobaczyły dużego puchacza walącego w okno do mojego pokoju. Teraz jednak chcę ją prosić o coś zupełnie innego.
– O co chodzi, Rigel?
– Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważać. Nie pakuj się w żadne gówno. I... wiesz, że pomimo tego wszystkiego... ja nadal jestem twoją przyszywaną siostrą, prawda?
Aisha rzuca się na mnie, by mocno mnie przytulić. Odwzajemniam ten desperacki uścisk, bo potrzebuję go jak nigdy wcześniej. Nie chciałam wcześniej nawet dopuścić do siebie myśli, że po prostu się boję. Strach krąży mi w żyłach. Boję się samotności i jednocześnie boję się o najbliższych, którzy by ze mną zostali.
– Mhm.. Obiecuję, obiecuję.
Po głosie wiem, że Aisha znowu się popłakała. Albo ma łzy w oczach.
Udaje jej się uspokoić, spakować resztę rzeczy i zanieść kufer na dół, gdzie Weasley'owie szaleją od samego rana w poszukiwaniu wszystkich zaginionych rzeczy. Kiedy zostaję sama w pokoju, wybieram z szafy odpowiednie ubrania i kieruję się do łazienki. Muszę się przygotować, bo Dyrektor i inni z Zakonu powiedzieli, że muszę mieć odpowiedni kamuflaż. Nie mam zamiaru brać eliksiru wielosokowego z włosem jakieś przypadkowej kobiety. Dlatego stwierdziłam, że pójdę w tradycyjne sposoby.
Włosy idealnie prostuję, a z powodu moich loków, zaklęcie muszę powtórzyć kilka razy na małych partiach kosmyków. Jestem pod wrażeniem kiedy po wyprostowaniu sięgają mi za pośladki. Twarz przez to wygląda na jeszcze bardziej wychudzoną. W porównaniu z oczami, włosy wydają się czymś prostym do zrobienia. Przez nietypową barwę tęczówki mam problem żeby fiolet nie przebijał się przez zaklęcie zmieniające kolor oczu. Dlatego najłatwiej jest mi zmienić je na bardzo ciemne – wręcz czarne. Została jeszcze jedna rzecz.
– Colovaria.
Różdżkę mam skierowaną na swoje włosy kiedy rzucam zaklęcie. Nie jestem do końca pewna czy uzyskam taki efekt jaki chcę. Nie jest problemem zmienienie koloru koszulki, ale zmiana odcienia włosów jest nieco trudniejsze. W lustrze widzę jak od czubka głowy z ciemnego brązu moje włosy zmieniają się w wściekły rudy. Typowy kolor włosów dla rodu Weasley'ów.
Jestem gotowa, by wyjść. W drodze na dół zakładam bluzę z długimi rękawami i cienką kurtkę. Słyszę krzyki Molly i głośne śmiechy bliźniaków. Asiha siedzi razem z Potterem na schodach. Rozmawiają o czymś pochyleni ku sobie, tak że prawie stykają się głowami. Ramsay się uśmiecha i delikatnie rumieni. Mi samej robi się cieplej na sercu kiedy widzę ją taką. Mam nadzieję, że Potter wziął na poważnie moje słowa, które mu powiedziałam kiedy rozmawialiśmy po tej akcji z boginem.
– WY PLUGAWE SZLAMY! BARDZO DOBRZE, ŻE WYNOSICIE SIĘ Z MOJEGO DOMU! I NIGDY WIĘCEJ TUTAJ NIE WRACAJCIE, WY PARSZYWE KALARUCHY!!
Po domu roznosi się okropny wrzask matki Syriusza. Nie mam pojęcia kto ją obudził, ale już po tych kilku zdaniach mam jej dosyć.
Reszta przygotowań do wyjścia jest wśród krzyków portretu i rozkazów Molly Weasley, która wszystkim dyryguje. Zostajemy podzieleni na małe grupy, które mają dojść na King's Cross. Nawet Syriuszowi udaje się wydostać z domu. Pani Weasley nie jest z tego zadowolona kiedy czarny duży pies kręci się wokół Harry'ego i szczeka głośno. Uśmiecham się na ten widok, bo Blackowi naprawdę zależało na tym, żeby wyjść na zewnątrz. Pomału w korytarzu robi się coraz mniej ludzi. Nie widzę Moody'ego, ale z tego co słyszę z ust Molly to ten cholerny Auror ma pomóc w akcji przetransportowania nas bezpiecznie na King's Cross. Ze mną i Aishą na dworzec ma iść Kingsley.
– Dzień dobry, Shacklebolt.
– Dzień dobry, Rigel.
Mężczyzna zdejmuje nakrycie głowy kiedy się ze mną wita. Potem zmniejsza kufer Ramsay i kierujemy się w stronę drzwi. Całe szczęście na zewnątrz nie pada. Według planu mamy iść lekko okrężną drogą i w ciągu trzydziestu minut być już na peronie.
Na początku nikt się nie odzywa. Kingsley ubrany w swój typowy strój lekko się wyróżnia na tle ubranych w szare ubrania ludzi. Ale żadne mugol do nas nie podchodzi. Jesteśmy dość ciekawą grupą – dziewczyna z azjatyckimi korzeniami, czarnoskóry mężczyzna, który wygląda jak jakiś hinduski mnich i ruda dziewczyna, która jest cała spięta. Nie umiem się rozluźnić, bo ciągle oczekuje wezwania od Czarnego Pana.
– Kiedy ostatnio rozmawialiśmy, powiedziałem, że następnym razem to ja będę zadawał pytania.
Kingsley w końcu przerywa nieco niezręczną ciszę. Pamiętam tę rozmowę. Było to na początku mojego pobytu na Grimmuald Place. Przede wszystkim rozmawialiśmy wtedy o Moodym.
Kiwam głową na znak tego, że usłyszałam co powiedział.
– Pytaj więc.
– Ile miałaś lat kiedy dostałaś Mroczny Znak?
W ostatniej chwili powstrzymuje odruch złapania się za rękę i obciągnięcia i tak opuszczonego już rękawa kurtki. Podczas naszej ostatniej rozmowy Kingsley powiedział, że nie ma pojęcia czy Czarny Pan byłby w stanie naznaczyć trzyletnie dziecko. Jestem ciekawa jak zareaguje kiedy usłyszy ile faktycznie miałam wtedy lat. Dlatego zanim odpowiem, odwracam głowę tak żeby doskonale widzieć jego twarz.
– Miałam rok. To był mój prezent od Czarnego Pana. A niegrzecznie jest nie przyjmować prezentów.
Auror jest w szoku. Gdyby nie jego ciemna karnacja, pewnie zbladłby jak ściana. Jedyne co mogę obserwować na jego twarzy to wyraz pełnego szoku – otwarte szeroko oczy i lekko uchylone wargi.
– Rok...?
Głos ma zachrypnięty i słaby. Nawet Aisha zerka na mężczyznę sprawdzić czy wszystko z nim w porządku. Ramsay idzie koło nas, ale na tyle byśmy mogli spokojnie porozmawiać.
– Rok.
Potwierdzam wręcz obojętnie. Shacklebolt zasługuje na prawdę. Mam nadzieję, że po takiej rewelacji jego pytania się skończą, a przynajmniej nie zejdą na bardziej aktualne rzeczy. Dopiero kiedy przechodzimy przez pasy i mijamy grupę ubranych w mundurki uczniów, którzy spieszą się do szkoły, mężczyzna zadaje mi kolejne pytanie.
– Dlatego Sama-Wiesz-Kto nie zabił cię wtedy kiedy na ciebie padły podejrzenia o zdradę. I wezwał cię do siebie z powrotem, bo jesteś w jakiś sposób wyjątkowa. Ale dlaczego do niego wróciłaś?
Nie za bardzo wiem co mam mu powiedzieć. Tak naprawdę, to wróciłam dlatego, że tak zostałam nauczona. Caesar wiedział, że pewnego dnia będę musiała stać się prawdziwym Śmierciożercą i przygotował mnie do tego najlepiej jak potrafił.
– To moje dziedzictwo, Shacklebolt. Urodziłam się, by stać się Śmierciożercą i nie da się tego zmienić.
Słyszę prychnięcie Aishy na moje słowa, ale dziewczyna się nie odzywa. Wiem, że nie zgadza się z tym co mówię.
Potem Kingsley zadaje mi jeszcze kilka pytań. Są to bardziej ogólniki – ile osób widziałam na spotkaniach, czy wiem o innych dzieciach, które mają znak. Na pytanie o innego osoby takie jak ja, okłamuję go. Nie wiem tego na sto procent i nie mam zamiaru mówić mu o swoich podejrzeniach.
Wchodzimy na peron 9 i ¾ gdzie jest już cały tłum czarodziei. Nie podchodzimy zbyt blisko rodziny Weasley i Pottera, bo najpierw chcę się ostatecznie pożegnać z Aishą. Dziewczyna znowu mnie przytula.
– Pisz do mnie często.
Proszę ja o to, bo listy będą moją jedyną odskocznią od rzeczywistości jaka mnie czeka na Grimmuald Place 12.
– Jasne, że będę.
Oddycham głęboko kiedy widzę jak wszyscy pakują się do jednego z przedziałów. Nienawidzę tych momentów. Zawsze wtedy ściskałam mocno rękę Caesara, bo tak bardzo chciałam pojechać tam z Aishą. Kadra nauczycielska rzuciłaby na mnie stos zaklęć gdyby mnie zobaczyli, ale w poprzednich latach pragnienie tego, by nie zostać sama w sierocińcu była mocniejsza.
Zamiast dużej ręki Dare'a czuję jak Syriusz w postaci dużego psa liże moją dłoń i cicho skomli. On też bardzo nie chce żeby Harry pojechał do szkoły. Jego też przeraża wizja zostania na Grimmuald Place.
– No już, nie smućcie się tak.
Pani Weasley próbuje nas jakoś pocieszyć, ale gówno nam to daje. Pociąg odjeżdża, a my zostajemy na peronie.
****
Jest nowy (długi) rozdział! Jak wrażenia po nim?
Muszę trochę zmienić rozpiskę z rozdziałami żeby się zmieścić do końca roku i dlatego w rozdziałach będzie się więcej dziać i będą nieco dłuższe. Ale oczywiście jak coś chcecie żeby się pojawiło w rozdziałach to śmiało piszcie! :d
Do następnego,
Demetria1050
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro