Rozdział 27
Więzień nie był w stanie zeznawać. I gdyby miała jakikolwiek wpływ na przebieg rozprawy, to Rigel nie zeznawałaby dzisiaj. Ale byłam tylko świadkiem i mogę na to patrzeć bezsilnie.
− Jestem.
Głos Rigel jest ochrypły i zaraz po tym jak odpowiedziała Ministrowi, zaczęła kasłać. Miałam wrażenie, że zaraz pękną jej płuca.
− Wznawiam sprawę numer 7/5476/2435.
Aurorzy, którzy do tej pory stali przy Lestrange, odsunęli się od niej i stanęli przy ścianie. Nadal uważnie się jej przypatrywali i trzymali różdżki w pogotowiu.
− W dniu dzisiejszym oskarżona, Rigel Lestrange, zostanie ponownie przesłuchana. Tym razem prosiłbym jednak o zachowanie spokoju na sali rozpraw.
Każdy siedzący wie o co chodzi Ministrowi. Prorok Codzienny i inne magiczne czasopisma rozpisywały się przez ten cały czas na temat tego co się działo. Powstała cała masa hipotez, kłamstw i oczerniających komentarzy.
Propozycja pracy, którą dostał Caesar ciągle huczy mi w głowie. Dużo na ten temat mówimy przez cały poranek. Asiha jest zachwycona tym, że będzie mogła mieć Dare'a w szkole. Sam chłopak nie jest do końca pewny, ale widzę, że się cieszy.
− W liście jest napisane, że gdybym się zgodził musiałbym przybyć do Hogwartu tydzień przed rozpoczęciem roku szkolnego. Czyli za półtora tygodnia.
Ceasar trzyma w ręku otwarty list, który przeczytał już z dziesięć razy, bo tak długo się w niego wpatruje. Chcę żeby już przestał to robić, ponieważ mnie to tylko irytuje. Wzdycham głęboko.
− To zacznij się pakować.
Może moja odpowiedź nie jest najlepsza w tym momencie, ale nie umiem się powstrzymać. Strach przemienia się w gniew i rozsadza mnie od środka. Kiedy usłyszałam o tym w kuchni myślałam, że zaraz znowu się rozpłaczę, bo opuściłaby mnie kolejna osoba. Teraz jednak wiem, że nie mogę wymagać od Caesara tego żeby zrezygnował z marzeń z mojego powodu. Może gdybym nie odrzuciła go poprzedniego dnia miałabym do tego prawo.
− Rigel!
Aisha jest zdziwiona moimi słowami i to w jaki sposób to powiedziałam. Jest wręcz oburzona i mogę to stwierdzić po jej tonie głosu. Usiadła ze skrzyżowanymi nogami na łóżku i wbiła spojrzenie brązowych oczu we mnie. Odwzajemniam to spojrzenie, bo nie za bardzo wiem co innego mam zrobić.
− Co się między wami ostatnio dzieje? I czemu nie rusza cię w ogóle to, że Caesar może wyjechać? Jakbyś chciała żeby wyjechał.
Ramsay torpeduje mnie pytaniami. Nie mam siły spojrzeć na Caesara, bo jeśli patrzyłby na mnie w podobny sposób co dziewczyna, to pękłabym. Mam ochotę powiedzieć – wręcz wykrzyczeć – im to wszystko co siedzi mi na sercu. Tak, chcę żeby oboje wyjechali. Zostawili mnie samą, bo jeśli będą trzymać się blisko mnie to nie będą bezpieczni. Jestem skazana na śmierć, na porażkę, na potępienie. Jestem cholernym Śmierciożercą i nic innego jak krew, łzy i śmierć mnie nie czeka. Nie mogę sobie pozwolić na żadne uczucia, które mogą mnie zdekoncentrować kiedy będę oszukiwać wszystkich w koło.
Muszę na początku okłamywać Czarnego Pana, potem Dumbledore'a i przekazywać informację z Zakonu Feniksa do Lorda. Nie będę miała, ani czasu, ani siły zajmować się Aishą czy udawać przed Caesarem, że wszystko jest w porządku.
Jednocześnie wiem, że będę cholernie tęsknić. Oboje mnie zostawią na kilka miesięcy i ich jedyną namiastkę będę miała w rzadkich rozmowach przez kominek czy listach. Zostanie mi odebrane ciepło ich ciała i możliwość prawdziwej rozmowy. Ale jeśli to ma być konsekwencja tego, że mają być bezpieczni pod okiem Dumbledore'a to jestem w stanie to znieść. Mam głupią nadzieje, że Dumbledore będzie na nich uważał. Wiem, że nie jest on nowym wcieleniem Merlina i nie zna wszystkich zaklęć, ale nie jest też głupi. Wie, że jeśli cokolwiek im się stanie ja przestanę się hamować.
Nie mówię jednak tego Aishy. Nie jestem w stanie otworzyć warg i pozwolić, by ta cała lawina słów opuściła moje usta. Milczę.
− Mam jeszcze trzy dni na zastanowienie się, ale raczej się zgodzę.
Caesar przerywa tą ciężką atmosferę, ale zaraz potem wychodzi z pokoju. Cicho zamyka za sobą drzwi. Patrzę na jego odwróconą tyłem sylwetkę. Ma lekko zgarbione plecy, a głowę opuszczoną.
Zostajemy z Aishą same w sypialni.
Oczywiście w tym domu nic nie może być normalne. Prawie codziennie są tu jakieś krzyki, wyzwiska czy iskry po nieudanych testach bliźniaków Weasley. Ale ten krzyk jest zupełnie inny. Wysoki, piskliwy i pełen przerażenia.
Zadzieram głowę do góry i patrzę na popękany sufit pokoju, bo wrzask, który roznosi się po domu najbardziej słychać tuż nad nami, z piętra wyżej.
Bez słowa – jak na zawołanie - obie z Puchonką wstajemy i wręcz wybiegamy na korytarz. Nikogo na nim nie ma i nie za bardzo mamy się spytać jakiegoś domownika co się właśnie dzieje. Jedyne co nam zostaje to pójść na górę. Wyjmuję z ukrytej kieszeni różdżkę i zaciskam na niej nerwowo palce. Kwatera Główna Zakonu Feniksa powinna być bezpieczna. Nikt nieproszony nie powinien do niej wejść.
Z mocno bijącym sercem stawiam cicho kroki na schodach. Aisha jest tuż za mną i czuję jak jedną ręką trzyma mnie za tył swetra, który mam na sobie. W sumie, to nigdy nie byłam na wyższych piętrach domu. Nie mam pojęcia jakie tam są pokoje i co może się w nich kryć. Jesteśmy w połowie schodów kiedy widzę pierwsze osoby. Syriusz stoi i szczerzy się głupio.
− Krzyku tyle jakby to był Dementor, a to tylko głupi bogin. Bogin!
Black wzrusza ramionami i zaczyna się śmiać. Z ust wychodzi mi westchnięcie ulgi. Nikt nas nie zaatakował, prostu w tym starym domu, gdzieś ukrył się bogin. Stworzenie, które pokazuje nasze największe lęki.
− Ale kto tak krzyczał?
Nie wiem czy Aisha uzyska odpowiedź na swoje pytanie, a nawet jeśli to nie od Syriusza. Mężczyzna nie może się opanować. Ramiona drżą mu od śmiechu, a w oczach pojawiają się wesołe iskierki, które udaje mi się dostrzec zanim ruszam w głąb korytarza. Różdżkę nadal trzymam mocno w dłoni, bo nie mam zamiaru zaskoczyć się boginowi. Rok temu Caesar znalazł jednego i przyniósł na trening. Teraz jednak nie jestem pewna jaką formę, by przyjął. Dużo się od tego czasu zmieniło.
W drugim pokoju po lewej stronie jest cały tłum osób. Cała masa rudych włosów, co oznacza, że pewnie wszyscy Weasley'owie są obecni. Oprócz nich widzę jeszcze loki Hermiony Granger i czarne kosmyki Harry'ego Pottera. Wszyscy są zebrani wokół Molly Weasley, która klęczy na środku pokoju, a twarz ma mokrą od płaczu. To pewnie ona stała się ofiarą bogina.
− Mamo, musisz wstać.
Ginny Weasley klęka obok matki i próbuje jej pomóc wstać. Ale Molly chyba nie jest w stanie. Dziewczyna patrzy błagalnie na starszych braci, którzy zaraz jej pomagają. Wszyscy są zasmuceni i widać, że martwią się o matkę. Udaje im się w końcu podnieść kobietę i powoli wychodzą z pokoju. Cofam się znowu na korytarz, by zrobić im miejsce. Spuszczam lekko głowę, bo nie chcę za bardzo patrzeć im w twarz. Widzę ich dłonie mocno zaciśnięte na ramionach Molly, która wydaje mi się w tej chwili taka słaba i delikatna.
Zostajemy w piątkę na piętrze.
− Czy Syriusz mógłby się uspokoić? Takie zachowanie nie przystoi.
− Hermiona, proszę cię...
Potter słabo próbuje uciszyć Granger i jej komentarze na temat Syriusza. Gryfon pociera nerwowo słynną bliznę. Hermiona jest zdenerwowana i mruży wściekle oczy. Ze zdziwieniem zauważam, że oboje są pokryci kurzem, a Potter na ciemnej bluzie ma kawałek pajęczyny. Wyglądają jakby zanurkowali pod łóżko, gdzie nie było sprzątane przez kilka dekad.
− Black w Azkabanie widział gorsze rzeczy niż płaczące matki, które spotkały się z boginem. Dla osoby, która przez dwanaście lat widywała regularnie Demetorów, mały bogin powoduje jedynie śmiech. Ale co ty możesz wiedzieć.
Oczywiście, że nie mogłam się powstrzymać i rzuciłam kolejny tego dnia komentarz, który mogłam zachować dla siebie. Ale wychodzi z tego coś dobrego. Granger się zamyka i wychodzi wkurzona z pokoju. Tupie głośno nogami jak pięcioletnie dziecko i prycha po drodze, zarzucając swoimi brązowymi włosami.
− Um... Rigel... czymogęztobąporozmawiać?
Potter coś mamroczę z głową spuszczoną w dół. Jedyne co zrozumiałam to swoje imię, a reszta to był jeden wielki bełkot.
− Co?
Chłopiec-Który-Przeżył bierze głęboki oddech i w końcu patrzy się na mnie kiedy do mnie mówi. Wygląda jakby szykował się na bitwę. Ja sama chowam różdżkę do kieszeni i zakładam ręce na piersi. Nie mam zamiaru mu niczego ułatwiać.
− Hmm... chciałbym... z tobą... pogadać.
Przyznaję, nie spodziewałam się tego. Potter mnie przeprosił za tą całą napaść w dniu kiedy przybył do Kwatery i na tym nasze rozmowy się skończyły. Nikt z nas nie miał ochoty na miłe pogawędki o niczym.
− To mów.
− Yy...
− To może ja pójdę...
Aisha nie czeka na odpowiedź tylko ulatnia się z pokoju. Zamyka za sobą drzwi i przez to zostajemy z Potterem sami.
Cisza jest krępująca, ale nie spodziewam się niczego innego. Mogę sobie pozwolić na rozejrzenie po pomieszczeniu. Wcześniej był taki tłum, że nie widziałam okna, które jest tak szare i pokryte brudem, że słońce ledwo się przez nie przebija. Ciemna, butelkowa zieleń na ścianach powoduje, że pokój wydaje się mały, a zapalony kryształowy żyrandol daje słabe światło. Jest nieco upiornie. W rogu stoi pojedyncze łóżko, a po drugiej stronie ciemne biurko gdzie jest cała masa piór i kałamarzy. Wszystko jest pokryte warstwą kurzu. Jedyna rzecz, która jest czysta to wąska szafa. Pewnie w niej chował się bogin.
W nosie, aż kręci mnie od kurzu i mam ochotę kichać. Czekam, aż Harry zacznie coś mówić. Obiecałam sobie, że nie będę mu niczego ułatwiać, ale jeśli zaraz nie zacznie tematu, to będę musiała coś zrobić. Ale zanim moja cierpliwość się kończy, Potter zbiera swoją gryfońską odwagę, o której krążą legendy i otwiera usta.
− Na początku... chciałem cię jeszcze raz przeprosić za ten atak w kuchni.
Och, zaczyna być ciekawie. Potter zaczyna się kajać, a ja mam dzisiaj taki humor, że jestem w stanie roznieść wszystko jeśli tylko wystarczająco się mnie wkurzy. Nie wiem czy to dobry pomysł żeby prowadzić ze mną rozmowę pojednawczą.
Kiwam głową na znak, że dotarło do mnie to co chłopak do mnie powiedział. Potter chrząka nerwowo i poprawia okrągłe okulary.
− Hermiona... wiem, że się nie lubicie... rozmawiała ze mną o Syriuszu. I ona nie za bardzo za nim przepada, ale wydaje mi się, że to dlatego, że nie za bardzo go poznała. Ja w sumie też, nie za bardzo go poznałem. I ja zauważyłem, że... wy jesteście...dość blisko?
Harry, albo mówi wszystko w bardzo szybkim tempie, ale zacina się i niewiele brakuje, by zaczął się jąkać. Nie spodziewałam się, że będziemy rozmawiać o Syriuszu Blacku. Sądziłam, że będzie chciał pomówić o innych rzeczach.
Zanim odpowiadam, wyciągam znowu różdżkę i rzucam szybkie zaklęcie czyszczące na łóżko. Potter drga nerwowo kiedy celuję w jego stronę, ale to nie moja wina, że stoi w pobliżu. Siadam na zniszczonej narzucie i prawie zapadam się w miękkim materacu. Nogami nie dotykam podłogi, bo stelaż jest naprawdę wysoki. Zakładam nogę na nogę i prsotuję plecy.
− Potter. Uzgodnijmy coś na początku. Syriusz Black jest moją rodziną. Namiastką rodziny, którą mogę dostać i mam zamiar z tego skorzystać. Poza tym Black jest zniszczony przez Azkaban. Naprawdę trzeba to zaakceptować.
− Ale czasami jego zachowania... Hermiona mówi, że on nadal żyje przeszłością.
− A czym ma żyć? Spędził dwanaście lat w Azkabanie. Wspomnienia to jedyne co ma. A teraźniejszość nie jest tym co sobie wyobrażał. Wątpię, by marzył o tym, by tu być.
Harry przytakuje mi, a ja wzdycham głęboko. Granger gówno wie. Nie pozna człowieka po tym jak przeczyta wszystkie te psychologiczne gówna, które są zapisane w starych księgach.
Potter ma tak żałosny wyraz twarzy, że aż robi mi się go szkoda. Nie chcę go pocieszać, ale też nie chce rozgrzebywać ran, które ranią nie tylko jego. Syriusz podczas naszej nocnej rozmowy opowiadał mi o tym jak bardzo chce być idealnym ojcem chrzestnym.
− Po prostu daj mu czas, Potter. Staraj się z nim rozmawiać i zrozumieć. I zignoruj pieprzenie Granger.
Udaje mi się rozśmieszyć Harry'ego. Po raz pierwszy słyszę jak ten piętnastolatek się śmieje, co powoduje, że sama się uśmiecham. Widzę, że chłopak lekko się rozluźnił i nie jest już tak zdenerwowany jak przed kilkoma minutami.
− Dobra, teraz moja kolej. Ty i Asiha.
− Co? Ja i Aisha? W sensie... no...
Potter na to określenie zaczyna się rumienić. Jest to naprawdę delikatne, ale widać, że nie spodziewał się, że poruszę ten temat. I bardzo dobrze, bo zemściłam się za zaskoczenie mnie rozmową o Syriuszu.
− Potter, uzgodnijmy coś. Ja Aishę traktuję jak siostrę. A ty jesteś Chłopcem-Który-Przeżył i Czarny Pan na ciebie poluje. Zbliża się wojna i to jest chyba najgorszy moment na zaczynanie czegokolwiek.
− Ale my... my nie...
− Potter. Zastanów się dziesięć razy jeśli cokolwiek zaczniecie. I musisz by tego stuprocentowo pewny, bo ja nie mam zamiaru pomiędzy jedną, a drugą walką, ocierać jej łez. Zrozumiano?
Mój ton jest poważny i na tyle głośny, by do chłopaka wszystko dotarło. Nie mam zamiaru go straszyć, że rzucę na niego masę zaklęć jak tylko skrzywdzi Ramsay, bo chyba ma tego świadomość. Chłopak patrzy się na mnie szeroko otwartymi oczami i przytakuje na każde moje słowo. Naprawdę nie pasuje mi to, że Aisha zakochała się w Potterze. I jedyne co mogę w tej sprawie zrobić, to uświadomić Harry'ego w jakim gównie oboje wylądują jeśli zdecydują się być razem w czasie wojny.
Wstaję z łóżka i poprawiam sweter. Nie miałam pojęcia, że z Potterem da się przeprowadzić prawie normalną rozmowę.
Zostawiam go samego w tym ciemnym pokoju i kieruję się na dół. Naprawdę, muszę zapalić. Idę do znanego już pokoju z drzewem genealogicznym rodu Blacków. Tylko tam można znaleźć chwilę spokoju w tym popieprzonym domu.
****
Muszę przyznać, że jestem spokojniejsza jak mam wszystko rozpisane i nie mogę się doczekać pisania niektórych rozdziałów. I to tych końcowych, bo tam jest jazda bez trzymanki.
Zawsze chętnie poczytam wasze komentarze, więc nie krępujcie się ;)
Jak w ogóle odbieracie to, że Rigel zaczyna się dogadywać z Harrym?
Do następnego,
Demetria1050
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro