Rozdział 17
- Rigel dziecko, jestem tutaj żeby ci pomóc.
Kiedy do wszystkich dociera to co właśnie powiedziała szefowa najważniejszego departamentu na Sali słychać krzyki oburzenia niosące się echem z każdej strony. Wszyscy czarodzieje i czarodziejki mają własne zdanie na temat rozprawy Rigel. Niektórzy nawet uważają, że proces jest tylko stratą czasu i pieniędzy. Jakby przed kilkoma miesiącami nie płakali na rozprawie Syriusza Blacka, na której w końcu cały świat usłyszał prawdę o jego niewinności. Ludzie żądają sprawiedliwości, ale tylko wtedy jeśli chodzi o ich sprawy. Reszta świata może się pieprzyć.
- Dlaczego? Dlaczego?!
Te krótkie pytanie Rigel powoduje, że na Sali znowu jest w miarę cicho. Ja sama wychylam się bliżej balustrady i bacznie obserwuję panią Bones.
- Dzieci nie powinny płacić za winy dorosłych.
- Nawet dzieci morderców?
Ranek jest okropny. Nie porównuje tego do momentu kiedy obudziłam się z bólem głowy, bo Caesar namówił mnie na kilka kieliszków Ognistej Whisky. Chodzi mi bardziej o to, że zanim otworzę oczy, czuję już ból w karku i nogach. Znajome uczucia odrętwienia powoduje, że wręcz chcę syczeć. I chyba nawet to robię, bo zanim otworzę oczy słyszę czyiś szczekliwy śmiech.
- Zamknij się, Black.
Otwieram oczy żeby zobaczyć w jakim stanie i gdzie jest Syriusz. Jestem zdziwiona kiedy widzę go umytego, uśmiechniętego, w nowej koszuli i dżinsach, opartego o parapet okna z kubkiem kawy. Patrzy się na mnie tak jak podczas przesłuchania. Z błyskiem w szarych oczach.
- Uważaj, księżniczko. Jeśli zaraz ktoś cię zobaczy w takim stanie twoja sława złej Śmierciożerczyni opowiadana przez Rona pójdzie daleko stąd.
Automatycznie obracam się w stronę drzwi i próbują odgarnąć loki z twarzy. Takie ruchy powodują, że bolący kark i zdrętwiałe nogi protestują, ale muszę zobaczyć czy nikt nie stoi w drzwiach. Na szczęście nikogo nie ma.
- Ten rudy idiota kiedyś tego pożałuje.
Schodzę w końcu, a może lepszym słowem jest staczam się z fotela i przeciągam najbardziej jak jestem w stanie. Złamana noga boli cholernie i muszę się przytrzymać mebli, by prosto stanąć. Syriusz widząc to od razu podskakuje do mnie i stanowczo znowu sadza na kwiecisty fotel.
- Co ci jest?
Wywracam oczami na to pytanie i wzdycham głęboko. Zrzucam jego ręce z moich barków i poprawiam czarną koszulkę od pidżamy. Nie odpowiadam mu od razu przez co mężczyzna robi się nerwowy, a ja układam się wygodnie i opieram plecami o puszyste oparcie za mną.
- Głodna jestem. I chyba coś jest nie tak z nogą, ale dam radę.
- Czyli nie muszę wołać starej Pomfrey?
Kręcę przeczącą głową. W końcu jedna normalna osoba, która na moje uwagi dotyczące zdrowia nie reaguje jak przestraszony pięciolatek. Płaczem i wołaniem dorosłego. Poradzę sobie z tym, a jeśli nie to madame Pomfrey można poprosić o przyjście dopiero po śniadaniu. Naprawdę ja muszę coś zjeść.
***
Po posiłku siadam z zamiarem napisania listu do Draco i nie mam czasu myśleć o tym, że noga nadal mnie boli. Ja pierdole, tak naprawdę to nie wytrzymuję już z bólu. Mam dosyć, że od momentu kiedy się obudziłam z tortur, ból nieprzerwalnie mi towarzyszy. To nie jest to samo co zakwasy po treningu z Caesarem. To nie to samo kiedy walczysz o życie kiedy Śmierciożercy rzucają na ciebie klątwy. To walka o każdy oddech, krok i myśl, która nie jest podszyta bólem.
Tortury mają za zadanie złamać człowieka. Ma cierpieć tak żeby przekazać informację, które mogą pogrążyć osoby, z którymi walczy. I to ma sens. Człowiek, który doświadcza nieludzkiego cierpienia jest w stanie powiedzieć wszystko, przyznać się do rzeczy, których nie zrobił, byleby nie czuć tego bólu.
Ale torturowanie człowieka dla kary, by pokazać reszcie jak kończą zdrajcy, nie ma sensu.
Zadawanie mu bólu, by osiągnąć własną przyjemność, by poczuć tę władzę nad drugim cierpiącym człowiekiem jest pozbawiona logiki.
Ale Czarny Pan i reszta Śmierciożerców nie zastanawiała się nad tym. Skoro dostali zielone światło w sprawie tortur, nie interesuje ich kto leży na ziemi przed nimi. Może gdyby to był mugolak, albo zwykły mugol cieszyliby się jeszcze bardziej. Atakowaliby klątwami jeszcze bardziej wyszukanymi, zadawali prosty, ale silny ból jaki powoduje Crucio.
I po co?
Dlaczego?
Chcę to wszystko napisać Draco w liście. Pragnę rozgrzeszenia od chłopaka, który nie może mi go dać. Na kartce gdzie jest zapisane tylko jego imię, są ślady moich łez. Dotykam ich czując pod palcami mokre plamy, które zaraz rozcieram po reszcie papieru. Nie mam pojęcia co mu napisać. Jak zacząć list do człowieka, którego nie widziało się czternaście lat. Co mam powiedzieć najpierw, a co przemilczeć?
- Czy to cokolwiek da?
Podnoszę wzrok na Caesara, który stoi przy oknie i przegląda jakąś księgę. Kiedy zerka na mnie, zaczynam ocierać łzy z policzków, ale nadal lekko się uśmiecha i nie martwi się tak bardzo jakby wiedział, że nic wielkiego się nie dzieje.
Ja tylko tonę we własnej rozpaczy, udając, że umiem pływać.
- Musisz wykonać pierwszy krok. Rigel.
- Napisałam jego imię. Czy to się zalicza jako pierwszy krok?
Caesaar przytakuje i siada obok mnie na łóżku, ramię w ramię. Czuję ciepło jego ciała i kładę na nim głowę. Nadal nie wiem co mam napisać w tym cholernym liście. Mimo że jeszcze nie powstał i nic nie napisałam, w głowie mam urywki zdań, które powinnam tam umieścić.
- Na początku wytłumacz mu kim jesteś. Nie pisz gdzie teraz mieszkasz, ani co się stało na zebraniu z Czarnym Panem. I chyba nie muszę ci mówić, żebyś nie wspominała mu, że Lucjusz chciał cię zabić. Draco pokaże im ten list zanim doczyta go do końca.
Zanim cokolwiek odpowiadam w całym domu słychać krzyk pani Weasley i nie jest to wołanie nas na jedzenie.
- CHYBA ŻARTUJESZ DUMBLEDORE!
Zaskoczona podryguje na łóżku i od razu zdejmuję głowę z ramienia chłopaka. Patrzę szeroko otwartymi oczami na niego. Prawie jednocześnie zrywamy się z łóżka i kierujemy w stronę drzwi. Kiedy Caesar je otwiera spotykamy się twarzą w twarz z Hermioną Granger i Ginny Weasley, które również wyskoczyły z pokoju z powodu krzyków.
- CZY KNOT JEST W OGÓLE POWAŻNY?!
Och, zaczyna być coraz ciekawiej. W krzykach pojawia się nazwisko Ministra Magii, a ten szczurowaty idiota nie umie porządnie zawiązać butów, a co dopiero rządzić magiczną społecznością, która jest w stanie wojny.
- Coś musiało się stać.
- Brawo, Granger. Jak do tego doszłaś?
Prycham głośno i przepycham się tak, aby jako pierwsza zejść po schodach. Oczywiście mój plan szlag trafia, bo nie potrafię iść nie utykając mocno z powodu tej przeklętej nogi. Dare szybko zrównuje ze mną krok, a dziewczyny depczą nam po piętach.
W tym domu w końcu coś się dzieje i nie dotyczy to mojej osoby. Jestem przeszczęśliwa z tego powodu i chcę się dowiedzieć komu przypadła ta sława. Jeśli będą to bliźniacy, o których Aisha opowiedziała mi całkiem sporo to będę lekko rozczarowana.
- Może lepiej tam nie wchodźmy. To sprawy dorosłych.
Caesar trzyma już rękę na klamce kiedy Granger się znowu odzywa. Całkiem niepotrzebnie, ale ona ma przecież obsesję, by uchodzić za tą mądrą. Chłopak odwraca się do niej i z szerokim uśmiechem, mówi coś przez co mam wrażenie, że Caesar zaczyna ze mną krucjatę przeciwko Granger.
- Słoneczko, my jesteśmy dorośli, ale masz rację dzieci powinny zostać tutaj.
I otwiera przede mną drzwi niczym prawdziwy gentleman i równie szybko zamyka je tuż przed nosem Weasley i Granger, która jak zauważam w ostatniej chwili, jest czerwona na twarzy.
-... Nie zamkną go chyba w Azkabanie prawda?
Ten krótki urywek wypowiedzi pani Weasley powoduje, że w jednej chwili z mojej twarzy znika uśmiech satysfakcji.
Azkaban?
- Och, pan Dare i panna Lestrange. Jak miło was widzieć. Nie chcecie może poczęstować się dropsem?
Dyrektor mówi to wszystko z uśmiechem na ustach, w ogóle nie przejmując się tym, że pani Weasley jest na granicy wybuchu. Chociaż nie wiem czy te krzyki, nie były już jego początkiem.
Nadal stoimy z Caesarem tuż przy drzwiach i ani ja, ani on nie za bardzo wiemy czy możemy się ruszyć.
- Dyrektorze, czy komuś coś się stało?
Dare zadaje to pytanie, a ja czuję jak serce wali mi mocno prawie wyskakując z piersi. Przecież nie mam się czym, aż tak denerwować. Wszystkich, których kocham są tutaj. Bezpieczni i żywi. Tylko to się liczy. Cała reszta świata może spłonąć.
- Zdarzył się mały wypadek, ale...
- WYPADEK?! Wypadek! Czy ty się słyszysz Dumbledore. Dementorzy zaatakowali go w biały dzień! To tylko chłopiec! Harry mógł zginąć gdyby nie użył zaklęcia, a Ministerstwo wydaliło go z Hogwartu, bo złamał zasady tajności!
- Harry Potter został zaatakowany?
Dyrektor kiwa potakująco głową ze smutną miną. A ja patrzę na to wszystko i nie mogę uwierzyć. Potter miał bliskie spotkanie z Dementorami? I chcą go za to zesłać do Azkabanu? Przecież to śmieszne. Chłopak bronił się przed nimi, a oni chcą wysłać go prosto w ich ręce? Do miejsca gdzie króluje strach przed nimi i paraliżuje wszystkich, którzy są w jego pobliżu. Zanim jednak cokolwiek udaje mi się powiedzieć i skomentować to, do kuchni wpada kolejna osoba. Syriusz otwiera drzwi z takim rozpędem, że uderza mnie nimi w łokieć. Ale patrząc na jego przerażoną minę, nie mam zamiaru nic z tym robić. Black dyszy ciężko jakby zbiegał tu z samej góry, by tylko potwierdzić złe wieści.
- Czy to prawda? Harry'emu nic nie jest?
- Syriuszu...
- TO TWOJA WINA! To ty kazałeś go tam wysłać, chociaż mógł przyjechać tutaj! Do domu swojego ojca chrzestnego! A teraz zaatakowały go te zimne potwory, a ty nic nie zrobiłeś! Nie obroniłeś go tak jak obiecałeś.
- Chłopcze, nie mogłem tego...
- Przecież James i Lily błagali cię, byś chronił Harry'ego! A ty znowu zawaliłeś. I co teraz Dumbledore? Pozwolisz kolejnej niewinnej osobie spędzić dwanaście lat w Azkabanie? W imię większego dobra?!
Och. Robi się ciekawie.
****
Strasznie pisało mi się ten rozdział. I teraz jak go przeczytałam tuż przed wstawieniem to mam wrażenie, że jest napisany ciut innym stylem niż reszta. No cóż, zostawiam to tak jak jest i o waszej oceny.
W ogóle obiecałam sobie, że nie będę szantażować i grozić żeby uzyskać komentarze, bo wystarczą mi wyświetlenia i gwiazdki i jestem na to za stara xd Ale mimo wszystko chciałabym przeczytać co o tym wszystkim sądzicie.
Czy pasuje wam to jaki jest Syriusz? Trochę poważniejszy i mniej szalony?
Ten jak i poprzedni rozdział nie był sprawdzany przez Adę.
Do następnego,
Demetria1050
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro