Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

[POV.CN]

,,Zen, mam pytanie. Czy w zamku są jakieś duchy, lub samo ujawniające się portale, które teleportują ludzi w inne miejsce?"

,,Co? Nie, skąd ten pomysł?" Zdziwił się chłopak, jeszcze nie słyszał o tym by w jego zamku straszyły duchy, bądź pojawiały się znikąd jakieś portale przenoszące ludzi.

,,Z tond, że w nocy poszłam do lecznicy, do pokoju Arche i najprawdopodobniej zasnęłam, a rano obudziłam się w pokoju, który mi przydzieliłeś" Powiedziała bez ogródek dziewczyna, czekając na jakąkolwiek odpowiedź, z którejś ze stron.

,,Tym duchem, który cię przeniósł był Mistrz" Powiedział Obi i puścił oczko do Księcia ,,Widziałem jak niósł panienkę do pokoju" Książę i dziewczyna mogliby w tym momencie konkurować na najbardziej czerwoną twarz.

***

Jako, że [T/I] nie miała nic do roboty, słuchała rozmowy Zen'a i jego towarzysza, mówili coś o zabójcach, co wtargnęli do zamku i zabili kilka osób, dziewczyna się wzdrygnęła, nie chciałaby stanąć oko w oko z owymi zabójcami, a już zwłaszcza, dlatego że nie potrafi się bronić.

,,Na północnej części Clarines, w jednej z wartowni widziano kilku zabójców z tego samego klanu" Poinformował zielonowłosy.

,,Musimy tam wyruszyć. Natychmiast" Powiedział poważnie Książę, w jego oczach można było dostrzec złość i determinacje do zabicia wrogów. Wszyscy skinęli głowami na znak, że się z nim zgadzają i są gotowi do drogi ,,Obi, ty zostajesz, na wypadek niespodziewanego ataku ze strony zabójców"

Chłopak westchnął głęboko rozczarowany, tym, że nie może wyruszyć razem z nimi, ale cóż mógł zrobić, w końcu bądź co bądź musi słuchać swego Pana ,,Dobrze Mistrzu"

***

Jak powiedział Książę, od razu osiodłali konie i wyruszyli. Gdy [T/I] pożegnała się z nimi, załatwiła i zrobiła co miała zrobić i od razu ruszyła do lecznicy z nadzieją, że Arche w końcu się obudzi. Przystanęła przed drzwiami do jego pokoju, już miała wchodzić, ale usłyszała rozmowę dobiegającą z wewnątrz i zatrzymała rękę na klamce, po chwili zdecydowała się wejść. Kobieta w blond włosach, która jest szefową lecznicy, rozmawiała z już obudzonym chłopakiem, dopiero po chwili ja zauważyli.

,,O [T/I], jak leci?" Uśmiechnął się Arche. Ona zaś nic nie powiedziała, tylko do niego podeszła i zaczęła wymachiwać patelnią w jej dłoni, przed jego twarzą.

,,Jeszcze raz prawie umrzesz i doprowadzisz się do takiego stanu to jebnę ci patelnią" Zagroziła.

,,Spokojnie" Wyciągnął ręce w geście obronnym ,,W ogóle, skąd i po co masz tą patelnię?" Pokazał na przedmiot, który dzierżyła [T/I] w prawej ręce.

,,Nie miałam nic do roboty, to pomagałam w kuchni i tak jakby przez przypadek wzięłam ze sobą patelnię"

Zdezorientowana Garack zostawiła rodzeństwo w spokoju i wybyła z pomieszczenia, w obawie, że dostanie w końcu patelnią, którą nadal wymachiwała dziewczyna. 

***Następnego dnia***

Dziewczyna obudziła się obok swojego brata, który nadal spał, postanowiła go nie budzić, ponieważ nadal potrzebował odpoczynku do regeneracji ran i tym podobnych. Opuściła lecznicę i poszła się odświeżyć. Po południu, jako, że nie miała nic specjalnego do roboty, wybrała się na obrzeża lasu, który znajdował się wokół zamku, jako, że była jeszcze wiosna i lato zbliżało się wielkimi krokami, miejscami rosły kwiatki i grzyby. [T/I] przystanęła i schyliła się by pozbierać kwiatki, zauważyła, że pada na nią cień, nim zdążyła zareagować jakkolwiek, ktoś przycisnął jej zimne ostrze do gardła, próbowała się wyrwać, ale na próżno.

,,Nie szamotaj się tak, albo poderżnę ci gardło" Wychrypiał męski głos. Dziewczynie zbierało się na płacz. Z lasu zaczęli wychodzić inni uzbrojeni ludzie, sądząc po ubiorze byli zabójcami. Nagle mężczyzna poluźnił uścisk i upadł na ziemię, zdezorientowana dziewczyna spojrzała za siebie, mężczyzna leżał bez cienia życia na trawie, przeniosła wzrok na swojego wybawiciela, białowłosy nie cackał się długo, chwycił [T/I] za rękę i zaczął biec w bezpieczne miejsce, zostawiając zabójców w rękach swoich partnerów. Po chwili dotarli na miejsce.

,,Zostań tu" Powiedział.

,,D-dobrze" Wydukała, Zen chciał już biec pomóc przyjaciołom, ale dziewczyna złapała go w ostatniej chwili za rękę ,,Zen, ja....dziękuję. Uważaj na siebie" Książę w odpowiedzi posłał jej lekki uśmiech i zmierzwił jej włosy, chwile potem zmierzał w stronę, gdzie walkę toczyli zabójcy i jego partnerzy.



*******************************

Hej ^^

Rozdział miał być wczoraj, albo dziś po północy, ale wena mi zniknęła, to przez kukułki, ale dziś, teraz powróciła i oto jest :D

Do następnego ^^


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro