H ~ 2 ~ Dzień, w którym problemy mnie przygniatają.
~*~*~*~
czwartek, 08.12, 15:10
Podniosłam filiżankę z zimną herbatą, którą zaparzyłam od razu po powrocie z pracy, ale w tym roztargnieniu kompletnie zapomniałam o tym, by ją wypić. Wyciąganie z Azkabanu niewinnego człowieka, na którym spoczywa tyle obciążających go dowodów, pożerało cały mój czas, a miałam go przez ostatni tydzień zdecydowanie za mało. Godzinami siedziałam w papierach, szukając luk prawnych, chodziłam na przesłuchania, poszukiwałam nowych świadków, by tylko wyciągnąć mojego przyjaciela z tego okropnego miejsca, w którym w ogóle nie powinien się znaleźć. Nawet Harry jako szef Departamentu Przestrzegania Prawa nie był w stanie nic w tej sprawie zrobić, a męczył Ministra Magii o to niemal codziennie. Shacklebolt rozkładał ręce i chociaż naprawdę chciał pomóc, bez dowodów uniewinniających był tak samo bezradny jak my. Spałam po kilka godzin dziennie i to przeważnie z głową w papierach, jadłam śmieciowe żarcie, które zamawiałam sobie do biura pomiędzy przesłuchaniami, by nie umrzeć z głodu, a ciężarna Ginny donosiła mi kawę w papierowych kubkach, by pomóc mi przetrwać ten trudny czas. Żadne z tych poświęceń jednak nie pomagało, bo czas leciał jak szalony, a efektów nie było widać.
- Coś nowego, Herm? - usłyszałam za sobą głos Rona, ale tylko kiwnęłam głową w celu zaprzeczenia, po czym kompletnie wykończona schowałam twarz w dłoniach. - Ciężki dzień?
- Ciężki tydzień - szepnęłam, rozluźniając szyję, kiedy narzeczony zaczął masować mój kark. - Jutro pogrzeb - westchnęłam cicho, nadal nie wierząc, że to się stało. - Po pogrzebie mam jeszcze spotkanie z Seamusem - oznajmiłam i aż poczułam gulę w gardle na myśl, że po raz kolejny nie przekażę mu dobrych wieści.
- Wspominałaś o tym Lavender? - zapytał, przytulając się do moich pleców. - Zasypała mi całą skrzynkę nagraniami i wiadomościami.
- Nie odbieram od niej żadnych telefonów - pokręciłam głową z ogromnymi wyrzutami sumienia, jednak rozmowy z nią po prostu łamały mi serce. - Nie potrafię już jej okłamywać, Ron. Nie mam pojęcia, ile to potrwa. Jej narzeczony gnije w Azkabanie, a ja tracę pomysły, jak go stamtąd wyciągnąć.
- Uwolnimy go, nie możemy tracić nadziei - powiedział, całując mnie w czubek głowy, po czym podszedł do lodówki. - Podgrzeję ci obiad, mama przygotowała nam gulasz.
- Nie wiem, kiedy jej się za to odwdzięczę - powiedziałam, krzywiąc się.
Było mi już głupio, że od tygodnia nie miałam nawet czasu, by przygotować nam jakiś normalny posiłek. Ron codziennie przynosił jedzenie w pudełkach od pani Weasley, a Ginny donosiła wypieki. Wszyscy mieliśmy ciężki okres, jednak nawet nie chciałam myśleć o tym, co przeżywał Neville. Przekazanie mu wiadomości o śmierci narzeczonej to było zdecydowanie najgorsze doświadczenie w całym moim życiu. Hanna Abbott nie miała żadnych szans, by przeżyć eksplozję w Dziurawym Kotle, a akurat w tą noc postanowiła zostać tam dłużej, bo gościła w motelu wyjątkowo wiele osób. Oczywiście Neville również nie wierzy w to, że za tym wszystkim stoi Seamus, ale nie potrafię wyobrazić sobie, jak on się w ogóle musi czuć w tej sytuacji. Jest oskarżony o zamordowanie ośmiu osób, w tym narzeczonej przyjaciela, a wiadomość którą wysłał Harry'emu patronusem nie jest wystarczającym dowodem na to, by go uniewinnić. Harry codziennie wyganiał mnie z biura do domu, a sam zarywał noce i też kompletnie nie miał czasu dla swojej żony i małego Jamesa. Ginny jednak bardzo zbliżyła się w tym czasie do Lavender, bo nie chciała jej zostawiać samej w tym trudnym czasie i na zmianę z Luną i Parvati zmieniały wartę, by Lavender nigdy nie została sama. Seamus był dla niej naprawdę ważny i wydaje mi się, że im dłużej siedział w Azkabanie, tym bardziej ona wariowała, a po tym jak została ugryziona przez Greybacka kilka lat temu już i tak jest rozchwiana emocjonalnie. Wszyscy w tym momencie przeżywaliśmy żałobę po stracie Hanny, ale nie mogliśmy pozwolić na to, by Seamus gnił w Azkabanie za coś, czego nie zrobił.
- Martwią się o ciebie - stwierdził Ron, włączając piekarnik. - Od tygodnia się porządnie nie wyspałaś i wciąż trujesz się fast foodami. Nie wspomnę już o tym, że od miesiąca ze sobą nie spaliśmy, a brak orgazmów jest chyba równie niezdrowy jak śmieciowe żarcie - prychnął, na co mimowolnie się zaśmiałam.
- Głupi jesteś - parsknęłam, przeglądając międzyczasie pocztę elektroniczną.
- Wiem, że robisz to dla Seamusa, skarbie, ale już naprawdę mi ciebie brakuje - mruknął, zatrzaskując piekarnik, po czym podszedł do mnie i pogłaskał po udzie.
Zacisnęłam nogi, kręcąc głową. Nie miałam ochoty na jakiekolwiek zbliżenia. Niestety sprawa Seamusa była tylko wymówką, bo już wcześniej czułam, że musiałam się do tego zmuszać. Ron warknął pod nosem i wyszedł z kuchni, zostawiając mnie samą. Spojrzałam w miejsce, w którym zniknął i przymknęłam powieki. Nie miałam nawet czasu i siły, żeby myśleć o naszym rozpadającym się od jakiegoś czasu związku.
- Hej, przywiozłam babeczki dyniowe, może macie ochotę? - zapytała Luna, wchodząc powoli do kuchni. Postawiła przezroczysty pojemnik na blacie i odwróciła się w moją stronę.
- Czy wszyscy muszą mnie dokarmiać? - zapytałam z uśmiechem, wskazując na piekarnik, w którym dochodził już gulasz.
- Codziennie piekę, żeby się czymś zająć - wzruszyła ramionami, po czym oparła się o blat. - Chyba mam nadzieję, że chociaż trochę osłodzi nam to życie - uśmiechnęła się słabo. - Zamówiłam wczoraj kwiaty na grób w przycmentarnej kwiaciarni, będą do odbioru jutro przed pogrzebem - oznajmiła, na co skinęłam głową. - Neville nadal nikogo do siebie nie dopuszcza - odpowiedziała, jakby czytała w moich myślach.
- Może potrzebuje przeżyć ten szok w samotności - stwierdziłam, chociaż też strasznie się o niego martwiłam. Nie wierzyłam w jego zapewnianie, że wszystko jest w porządku. Wiedziałam, że nie jest.
- Boję się o niego - przyznała Luna, a jej oczy momentalnie się zaszkliły. - Boję się, że sobie jutro nie poradzi. Ja bym sobie nie poradziła - wyznała, a po jej policzku spłynęła łza, którą wytarła szybko rękawem.
- Neville wie, że jesteśmy przy nim - szepnęłam, wstając z krzesła, by do niej podejść i ją przytulić.
- Ale nikt z nas nie jest Hanną - pisnęła, wtulając się w moją szyję. - Lavender też już odchodzi od zmysłów, bo traci nadzieję, że jeszcze zobaczy Seamusa - dodała załamana.
- Nie pozwolę na to - powiedziałam pewnie, głaszcząc jej włosy.
- Wiem - szepnęła, odsuwając się ode mnie. - Po
prostu nie rozumiem, dlaczego wszystko się tak posypało - pisnęła, skubiąc rękaw swojego sweterka. - Miało być już dobrze, a wszystko wróciło.
Nie umiałam się z nią nie zgodzić. Luna jednak była bardzo wrażliwa. W mojej pracy cały czas miałam do czynienia ze strasznymi rzeczami, jednak do tej pory nie dosięgały moich bliskich. Niestety w końcu nas też to dopadło.
~*~*~*~
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro