Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 0 ~ Wieczór, który nie powinien się wydarzyć.

~*~*~*~

piątek, 02.12, 22:40

     Ulice Londynu opustoszały, a na nierównych chodnikach zatrzymała się woda po obfitych opadach deszczu, które nawiedziły miasto w ten dzień. Latarnie obok Dziurawego Kotła zgasły, przez co jedynym źródłem światła, pozostał księżyc w pełni na bezchmurnym niebie.

- Zostawcie mnie! Moja narzeczona mnie dzisiaj potrzebuje! - krzyknął wysoki mężczyzna, którego głos rozniósł się echem po pustej ulicy. Szarpało go dwóch oprawców, którzy teleportowali się chwilę wcześniej w samo centrum Londynu. Jeden z nich rzucił nim o ziemię przed dobrze znanym mu pubem i ściągnął z głowy szmaciany worek, przez który nic nie mógł zobaczyć. - Czego ode mnie chcecie? - zapytał z przerażeniem, zerkając nerwowo w stronę księżyca. To był dzień, kiedy potrzebowała go najbardziej. W kieszeni jego spodni spoczywała fiolka z eliksirem, który przyjmowała w każdy dzień pełni już od kilku lat.

- Różdżka! Już! - warknął wyższy z nich, podchodząc do niego szybkim krokiem. Mężczyzna od razu skierował dłoń pod bluzę, w miejsce w którym zawsze trzymał swój magiczny atrybut.

- Expecto Patronum! - krzyknął, zaciskając mocno palce na swojej różdżce zanim w ogóle zdążył wyjąć ją spod ubrania. Chmura srebrzystego światła wyłoniła się na ulicę, formując się w lisa, który pognał szybko ulicą, po chwili znikając z ich pola widzenia w ulicy za rogiem.

- Kurwa! - warknął jeden z oprawców, kopiąc leżącego mężczyznę, wytrącając mu tym samym różdżkę z dłoni. - Nie mamy czasu! - dodał wściekły, podnosząc własność czarodzieja, by wymierzyć nią w pub znajdujący się za nimi. - Bombarda Maxima!

Potężna eksplozja odrzuciła ich parę metrów do tyłu. Szyby w oknach zadrżały nawet na drugim końcu ulicy, a mury kamienicy i zarazem najstarszego pubu w Londynie rozsypały się w drobny mak. Ogień zajął całe pomieszczenie i zaczął przemieszać się w głąb, zajmując część motelową, w której znajdowały się pokoje gościnne. Kawałki drewnianych belek i szkła rozrzucone były po całej ulicy. Nie przetrwał również mugolski sklep z płytami i księgarnia, między którymi znajdował się Dziurawy Kocioł.

- Bekniesz za to - zaśmiał się jeden z oprawców i bardzo z siebie zadowolony, wycelował swoją różdżkę w poturbowanego czarodzieja leżącego na ulicy. - Obliviate.

- Spadamy stąd! Nie możemy dać się złapać! - krzyknął drugi, podchodząc do kolegi chwiejnym krokiem, by wspólnie teleportować się jak najdalej od miejsca przestępstwa.

Głucha cisza jaka zapanowała na ulicy przerywana przez odgłos palących się mebli i ciał niewinnych ludzi była okropna, a w powietrzu unosił się zapach spalenizny i uchodzącego życia.

- Mamy sprawcę! - krzyknął mężczyzna, który z cichym trzaskiem teleportował się w miejscu zdarzenia. Poprawił okulary na nosie i kucnął nad nieprzytomnym mężczyzną. - Nie, to niemożliwe. Co tu się stało? - zapytał sam siebie kompletnie przerażony widokiem swojego przyjaciela, od którego dostał chwilę wcześniej wiadomość. - O Boże - szepnął, kiedy dostrzegł wnętrze pubu całkowicie zrównane z ziemią. - Zajmijcie się nim, jest ranny! - dodał w stronę swoich towarzyszy i wbiegł do środka bez zastanowienia z nadzieją, że nie znajdzie pośród gruzów ukochanej swojego przyjaciela, która była właścicielką Dziurawego Kotła.

~*~*~*~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro