Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Zbyt wiele słów nie padło, by mogło być tak jak dawniej

Za górami, za lasami, za siedmioma dolinami, a mówiąc prościej, w słonecznym Miami żyły sobie dwie przyjaciółki, które przyjaźniły się dosłownie od zawsze przez to, że ich mamy również były sobie bliskie. Spędzały ze sobą każdą chwilę, razem stawiały pierwsze kroki, razem uczyły się jeździć na rowerze, razem poszły do przedszkola, razem bawiły się lalkami, razem poszły do liceum, gdzie ich ścieżki się rozeszły. Nawet w bajkach, nie może być przecież wiecznie kolorowo... Nikogo raczej nie zdziwi fakt, że ich drogi znowu się połączyły, a one dwie z czasem znowu stały się sobie równie bliskie. Może biologicznie nie były ze sobą spokrewnione, ale z pewnością mogę stwierdzić, że były dla siebie jak rodzone siostry. Wspólnie przeżywały wzloty i upadki, razem chodziły na imprezy, choć zdarzało się to rzadko, bo Ashley zwyczajnie nie lubiła imprez. Tym razem miało być inaczej. Miały już nigdy więcej się nie rozłączać, bo one dwie to była jedność. Wiadomym było, że tam, gdzie, Ashley tam też Bethany, a tam, gdzie Bethany tam też Ashley. Miały wspólne plany, choć ich życie usilnie podrzucało im kłody pod nogi. Jednak tak się nie stało... Ashley wyjechała, niemal zupełnie tracąc kontakt ze swoją przyjaciółką. Nikt tak naprawdę nie wiedział jak wszystko dalej się potoczy, bo były tysiące kilometrów od siebie. Gołym okiem można było zauważyć, że jedna bez drugiej była przygaszona i nie przypominała w żaden sposób swojej prawdziwej osobowości. Ale Ashley wróciła. Stanęła w akademickim pokoju Bethany i choć od razy rzuciły się sobie w ramiona to obie czuły, że nie będzie tak jak dawniej...

Bajki z reguły mają szczęśliwe zakończenia... Tylko, że ja od zawsze wolałam odchodzić od stereotypów.

Westchnęłam głośno spoglądając na kawałek kartki wyrwanej z zeszytu jaką zostawiła mi Bethany. Schludnym charakterem pisma było napisane, że wyszła ze znajomymi i zapewne wróci późno. Zgniotłam karteczkę, a następnie rzuciłam ją na szafkę nocną, która znajdowała się obok mojego łóżka.

Czułam się dziwnie będąc sama w pokoju, który dzieliłam z jedną z najbliższych w życiu mi osób. Doskonale wiedziałam, że nie wszystko od razu będzie tak jak przed moim wyjazdem, ale obecną sytuacja sprawiała, że tysiące igieł wbijały się w moje skamieniałe na pozór serce. Zbyt wiele słów nie padło, by mogło być tak jak dawniej... Czułam się kurewsko dobrze, gdy wczoraj wspólnie porządkowałyśmy pokój po prostu rozmawiając. Ale to nie było to co kiedyś. Nie było tej swobody, jaką czułyśmy do siebie nawzajem. I strasznie mnie to bolało, bo gdybym wtedy nie wyjechała to prawdopodobnie nadal byłoby tak jak dawniej. A tego właśnie pragnęłam. Odzyskać to, co straciłam.

Zagryzłam dolną wargę, a następnie przejechałam językiem po zębach trzonowych co stało się moim dziwnym nawykiem. Spojrzałam na wyświetlacz swojego telefonu i widząc godzinę dwunastą ani trochę się nie zdziwiłam. Zawsze kochałam spać do późna. Wyjrzałam przez okno, z którego idealny widok miałam na dziedziniec, na którym obecnie było pełno ludzi. Każdy chciał korzystać z ostatniego dnia wolności.

Cisza, która panowała w pokoju zaczęła mi ciążyć, bo gdy coś się działo to nie mogłam zbyt wiele myśleć. Natomiast, gdy było całkowicie cicho moje myśli często uciekały w niepożądanym kierunku. Nie znosiłam samotności, choć to właśnie ona w ostatnim czasie została moją najlepszą przyjaciółką.

Wyglądałam przez okno widząc tych wszystkich roześmianych nastolatków, którzy obecnie albo wybierali się na plażę, aby w jak najlepszy sposób wykorzystać ostatni dzień wakacji, albo tych, którzy dopiero przyjechali i próbowali się odnaleźć w nowej rzeczywistości.

Ostatni dzień wakacji... Przez dobre kilkanaście minut stałam pośrodku niewielkiego pokoju wpatrując się w okno zanim serce wygrało walkę z rozsądkiem i zdecydowałam się, że też spędzę ostatni dzień wakacji w miły sposób. Może nie z gronem znajomych jak Betty, ale samej też można się świetnie bawić. Prawda? Obiecałam Bethany i sobie, że postaram się nie wyróżniać z tłumu, aby nie robić wokół siebie zamieszania, więc najlepszym wyjściem był powrót do łóżka, zakopanie się w pościeli i oglądanie kolejnego sezonu The Originals. Ale z drugiej strony chcę zapoznać się ulicami Los Angeles. To nie tak, że nie byłam tutaj nigdy, bo byłam i to mnóstwo razy, ale nigdy nie miałam spędzić tutaj następnych kilku lat swojego życia. Los Angeles stało się moim nowym domem. I byłam też głodna, a zupka chińska nieszczególnie zadowalała mój burczący brzuch.

Wyciągnęłam z szafy jeansowe poszarpane spodenki i zwykłą koszulkę na ciękich ramiączkach. Znalezienie butów zajęło mi o wiele więcej czasu niż bym chciała, ale w końcu znalazłam czarne, wiązane nad kostką espadryle. Rozczesałam włosy szczotką i na głowę założyłam czarny bucket hat. Spojrzałam na swoje odbicie w niewielkim lusterku w łazience i wyglądałam znośnie. Co prawda, na twarzy miałam kilka niedoskonałości, ale gdybym nałożyła makijaż to i tak by mi spłynął, więc nie widziałam w tym sensu. Z nie rozpakowanej jeszcze walizki wygrzebałam moje ulubione okulary przeciwsłoneczne, które założyłam na nos. Złapałam jeszcze swój telefon i kilka banknotów z portfela, które włożyłam pod case. Znalazłam swój komplet kluczy i po kilkukrotnym upewnieniu się, że na pewno zamknęłam drzwi zaczęłam przemierzając wąskie korytarze damskiego akademika.

Promienie słoneczne zaatakowały moją skórę od razu po wyjściu z budynku. Zaczęłam żałować, że nie posmarowałam się żadnym kremem z filtrem, ale byłam zbyt leniwa, by wrócić na górę i to zrobić, dlatego po prostu ruszyłam przed siebie. Ulice Los Angeles były zatłoczone co ani trochę mnie nie dziwiło. Z drobną pomocą google maps przemierzałam ulice, zaliczając przystanek w KFC, a następnie promenadę. Przystanęłam, aby podziwiać jak morskie fale rozbijają się o brzeg. Wychowałam się w miejscu, gdzie do plaży miałam zaledwie kilka przecznic i czasami po prostu tego nie doceniałam. Doceniłam jednak, kiedy miałam cholerną ochotę, aby usiąść na ciepłym piasku i podziwiać chowające się za horyzontem słońce, jednocześnie słuchając szumiące fale, co zawsze działało na mnie kojąco, a po prostu nie mogłam tego zrobić. Zdjęłam ciemne okulary z oczu i obserwowałam pełną ludzi plażę. Ignorowałam to, że stałam pośrodku drogi, którą poruszali się ludzie, a ja im to utrudniałam. Postawiłam niepewnie jeden krok, a następnie kolejny aż w końcu stanęłam na kamiennym murku. Przysiadłam na nim zdejmując ze swoim stóp buty, a następnie chwyciłam je w rękę i zeskoczyłam na piasek, który od razu zaczął parzyć moje bose stopy i w nieprzyjemny sposób zaczął wchodzić między palce. Mimo wszystko uśmiechnęłam się pod nosem, a następnie ruszyłam wzdłuż plaży, by znaleźć mniej zatłoczone miejsce. Czarne okulary ponownie odnalazły miejsce na czubku mojego nosa, gdy ze spokojem szłam wzdłuż plaży głównie obserwując ludzi. W większości były to osoby w moim wieku, które wraz ze znajomymi łapały ostatnie chwile wolności, ale także rodziny z dziećmi czy staruszkowie. Przystanęłam w miejscu, gdy do moich uszu dotarł znajomy śmiech. Brunetka leżała na brzuchu, gdy chłopak siedział okrakiem na jej pośladkach i smarował z dokładnością jej plecy olejkiem. Nie zwróciłabym na to większej uwagi, gdyby nie fakt, że była to Betty i mój brat, którego brązowe loki i rozpoznałabym w każdym miejscu na ziemi. Chwilę potem Max wstał i podał dłoń dziewczynie, a następnie pociągnął ją tam mocno, że ona wpadła prosto na jego klatkę piersiową. Nawet stąd mogłam dojrzeć jego pewny siebie uśmieszek. Pochylił się i delikatnie musnął usta brunetki, gdy ja poczułam ukucie w okolicy serca. Kolejna igła. Obserwowałam ich z kamienną miną i śmiało mogłam stwierdzić, że podczas mojej nieobecności zmieniło się naprawdę wiele. Mój wzrok powędrował następnie na czarnowłosego chłopaka, który aktualnie krzyczał coś do Betty, gdy ta odpowiedziała mu środkowym palcem. Był przystojny, zdecydowanie. Czarne włosy delikatnie opadały mu na czoło, a usta rozciągały się w szerokim uśmiechu. Był nieco niższy od mojego bliźniaka, a także mniej umięśniony, ale za to uśmiech miał zdecydowanie cudowny. Przypominał mi trochę Alec'a z Shadowhunters. Razem z nimi była również dziewczyna, która leżała na ręczniku i przez to mogłam jedynie zauważyć to, że była rudowłosa. Stałam i przez dłuższą chwilę obserwowałam ich grupkę, zauważając jak świetnie i swobodnie czują się w swoim towarzystwie. I wtedy zastanowiłam się, czy gdybym nie wyjechała to byłabym teraz razem z nimi.

Pokręciłam głową, a następnie odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w drogę powrotną do akademika. Na dziś koniec zwiedzania...

***

Ziewałam głośno, gdy siedziałam na swoim łóżku i obserwowałam jak Betty w szybkim tempie szykuje się na pierwsze w tym roku zajęcia. Byłam na wpół śpiąca, dlatego jedynie kiwałam głową, gdy opowiadała mi co nieco o wykładowcach czy samym college'u.

—Dasz radę, Hood— powiedziała na koniec, a następnie poprawiła swoją sukienkę i mrucząc pod nosem szybkie pożegnanie wybiegła z pokoju.

Przez dobrą chwilę wpatrywałam się w zamknięte drzwi zanim przetarłam ostatni raz oczy i podniosłam się z łóżka. Nie rozmawiałam z Betty. W sensie odpowiadałam jej krótko, gdy o coś pytała, a ona sama nie wykazywała większej chęci do rozmowy. Wczoraj, gdy wrócimy do pokoju leżałam już zawinięta po samą głowę w swoim ciepłym kocyku i oglądałam seriale na laptopie. Potem zamieniłyśmy ze sobą może dwa zdania. Było mi przykro, choć wszelkiego rodzaju uczucia już jakiś czas temu wybiłam sobie z głowy. Jednak myśl, że moja najlepsza niegdyś przyjaciółka spotykała się z moim bratem i ja nie wiedziałam o tym absolutnie nic sprawiała, że robiło mi się po ludzku przykro.

Ale hej! To oznacza, że mam jeszcze jakieś ludzkie odruchy!

Podeszłam do niewielkiej szafy i otworzyłam jej drzwi, żeby następnie przyglądać się jej zawartości. Betty doradziła mi, żebym nie wyróżniała się w żaden sposób strojem to nie będę zwracać na siebie uwagi. A na tym mi zależało. Westchnęłam głośno wyciągając z szafy czarne spodnie w delikatną białą kratkę z wyższą talią i nogawkami w kant. Do tego dobrałam czarną koszulkę na ramiączkach z głębokim dekoltem w szpic i czarne mokasyny. W niewielkim lusterku w łazience szybko wykonałam swój codzienny makijaż i wyprostowałam swoje krótkie kosmyki. Spojrzałam na swoje odbicie przekrzywiając lekko głowę, a następnie przymknęłam oczy, gdy dotarło do mnie, że zaraz zaczynają się moje pierwsze zajęcia. Wbrew pozorom nie stresowałam się. Wiedziałam, że dam radę. W końcu zawsze dawałam.

Wyjęłam z szafy swoją dużą, czarną torebkę i wrzuciłam do niej  kilka dni wcześniej kupiony notes i kilka długopisów. Z szafki nocnej chwyciłam jeszcze swoje czarne okulary, a następnie założyłam je na swój nos. Zakluczyłam pokój i wyszłam na akademicki korytarz, który tego dnia nie świecił pustkami, a wręcz ciężko było przejść pomiędzy studentami, którzy szykowali się na swoje zajęcia. Budynek college'u znajdował się zaledwie przecznicę od mojego akademika, dlatego droga nie zajęła mi zbyt dużo czasu. Odnalezienie odpowiedniej sali ze wskazówkami Bethany również poszło mi dość sprawnie. Zdecydowana większość sali była jeszcze pusta, dlatego zeszłam po schodach, aby zająć miejsce w środkowym rzędzie. Wyjęłam z torebki telefon, a następnie zaczęłam odpisywać na wiadomość mojej mamie, która była dzisiaj zestresowana o wiele bardziej niż ja. Sala stopniowo zaczęła się zapełniać, co byłam w stanie stwierdzić po coraz głośniejszych rozmowach. Skupiłam się na przeglądaniu Instagrama, gdy krzesło obok mnie zostało odsunięte, a co chwili obok mnie przysiadła się dziewczyna, której długie blond włosy od razu rzuciły mi się w oczy. Spojrzałam na nią kątem oka, gdy ona całkowicie odwróciła się w moją stronę. Czułam jej wzrok na sobie, ale nadal zachowałam swoją kamienną maskę i ze spokojem przeglądałam telefon.

Nie mów nic do mnie, proszę. Jestem aspołeczna i nie lubię ludzi.

Taka była prawda. Nie lubiłam ludzi, nie lubiłam być w centrum uwagi. Choć dziwnym trafem to właśnie ja zawsze znajdowałam się w centrum zainteresowania. Taki paradoks. Starałam się stać z boku i obserwować ludzi ze swoją bezuczuciową maską. Z czasem weszło mi to w nawyk. Gdziekolwiek byłam patrzyłam na ludzi, starając się wyłapać ich najdrobniejsze zachowania, odruchy. Coś, czego normalnie ludzie nie dostrzegają.

—Dlaczego mam dziwne wrażenie, że skądś cię znam? — zapytała, a ja przymknęłam oczy. Serce zaczęło szybciej pompować krew, a ręce zaczęły mi drżeć. Wzięłam głęboki wdech zanim obróciłam się w stronę dziewczyny. Spojrzałam na jej blond włosy sięgające mniej więcej do łopatek, duże niebieskie oczy, które okalały gęste rzęsy. Moją uwagę zwrócił idealnie wykonany makijaż powiek, na którym obecnie miała dosłownie każdy kolor tęczy. Jej oczy rozszerzyły się, gdy spojrzałam na nią z kamiennym wyrazem twarzy— O matko, Ashley Hood? — zapytała, a ja momentalnie chciałam uderzyć ją w twarz przez to, że zrobiła to tak głośno. Posłałam jej wrogie spojrzenie, a następnie rozejrzałam się po sali, aby sprawdzić czy, aby na pewno nikt nie zwrócił na nas uwagi.

—Mogłabyś być ciszej? — zapytałam uśmiechając się jak najmniej szczerze. Blondynka energicznie pokiwała głową. Wywróciłam oczami i chciałam wrócić do ekranu swojego telefonu, gdy poczułam na swoim ramieniu jej dłoń.

—Jestem Meggie— przedstawiła się wyciągając do mnie swoją drugą dłoń, którą z zawahaniem uścisnęłam. Uśmiechnęła się do mnie przyjacielsko, co odwzajemniłam unosząc lekko, niemal niewidocznie, jeden kącik ust.

***

Siedziałam po turecku na swoim łóżku jedząc sałatkę, którą kupiłam wracając do pokoju i przeglądając wszystkie notatki z dzisiejszych zajęć. Przetrwałam pierwszy dzień i być może wcale nie było tak źle. Meggie nie odstąpiła mnie nawet na krok, ale jej towarzystwo dziwnym trafem mi nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie. Buzia jej się dosłownie nie zamykała, więc ja nie musiałam dużo mówić, co było chyba największym plusem tego wszystkiego. Drzwi do pokoju się otworzyły, więc uniosłam spojrzenie znad zeszytów na Bethany, która wyglądała jakby miała dość dosłownie wszystkiego. Uniosłam lekko kącik ust, gdy padła na łóżko wzdychając głośno. Miałam dzisiaj zdecydowanie dobry dzień.

—Jak pierwszy dzień? — zapytała siadając na łóżku tak samo jak ja. Spojrzałam na nią przez dłuższą chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią. Patrzyła na mnie, jakby z oczekiwaniem.

—Było... dobrze— odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Bethany pokiwała głową i zmarszczyła pomalowane brwi. Znalazłam ją na tyle dobrze, żeby stwierdzić, że w tym momencie intensywnie nad czymś myśli.

—Pójdziemy dzisiaj do Max'a— oznajmiła, a ja jedynie mruknęłam w odpowiedzi. Czułam się dziwnie patrząc na to jak wyglądała nasza rozmowa— Lepiej, żeby dowiedział się od ciebie, że wróciłaś niż od przypadkowej osoby na korytarzu

Pokiwałam delikatnie głową na znak zgody, gdy Bethany podniosła się z łóżka i zniknęła w łazience. Zamknęłam z głośnym trzaskiem swój zeszyt i cisnęłam nim o podłogę. Dlaczego to wszystko było takie kurewsko trudne?

Uniosłam wysoko brwi, gdy stanęliśmy przed sporym białym domem, który jak się dowiedziałam po drodze zamieszkiwał mój brat ze swoimi dwoma kumplami. Podążałam za Betty, która pewnie kroczyła wyłożoną kostką brukową ścieżką, prowadzącą aż do samych drzwi wejściowych. Pociągnęła za klamkę i weszła do środka, gdy ja zrobiłam to samo, ostrożnie zamykając za sobą drzwi.

—Maaax! Jestem! — krzyknęła na wejściu i od razu ruszyła przed siebie. Ja najpierw rozejrzałam się dookoła. Znajdowałam się w małym przedsionku z wieszakami na kurtki i kilkunastoma prami butów porozrzucanych po podłodze. Ruszyłam za Bethany, aby się znaleźć w dużym nowoczesnym salonie połączonym z kuchnią. Znajdowały się tutaj również schody, które prowadziły na górę. Usiadłam na czarnej kanapie obok Bethany i złożyłam nogę na nogę i wyprostowałam plecy, aby moja postawa wyglądała na pewną siebie.

—Witam cię moja droga Bethany! — powiedział czarnowłosy chłopak, którego widziałam wcześniej na plaży— Twój chłopak obecnie bierze prysznic, ale przyszedłem dotrzymać ci towarzystwa! — Betty spojrzała na niego z uniesioną brwią i cicho prychnęła. Spojrzałam na czarnowłosego chłopaka, którego wzrok dopiero teraz spoczął na mnie. Szok, jaki był widoczny na jego twarzy był całkiem zabawny— O kurde, ona wygląda jak damska wersja Max'a! Ej, czy to ta słynna Ashley?

—Brawo Sherlocku Holmesie— pogratulowała mu sarkastycznie, gdy ja wzniosłam oczy ku górze.

—Wystarczy Ashley— odpowiedziałam, gdy czarnowłosy uśmiechnął się do mnie rozbrajająco. Miał naprawdę ładny uśmiech. Znalazł się przy mnie w dwóch krokach i usiadł tuż obok mnie na skórzanej, czarnej kanapie.

—Jessie— odpowiedział sięgając po moją dłoń i składając na jej wierzchu pocałunek. Betty parsknęła na ten gest, a nawet ja musiałam się od tego powstrzymać. Spojrzał piorunującym wzorkiem na brunetkę i wywalił jej język— Twój przyszły chłopak

Tym razem nie dałam rady się już powstrzymać i po prostu zaśmiałam się głośno, może trochę lekko prześmiewczo. Chłopak nadal uśmiechał się zadowolony z siebie i swojego dennego tekstu.

—Dobrze wiedzieć— odpowiedziałam, gdy usłyszeliśmy kroki na schodach. Obejrzałam się za siebie, żeby zobaczyć swojego bliźniaka z mokrymi włosami, które właśnie wycierał w zielony ręcznik. Spojrzał na nas, a następnie zmarszczył brwi, co robił zawsze, kiedy czegoś nie rozumiał. Zupełnie jak ja.

—Ashy? — zapytał lekko zdezorientowany, gdy ja podniosłam się z kanapy strzepując ze swoim spodni niewidzialny kurz. Uśmiechnęłam się szeroko i całkowicie szczerze, co niezdarzało mi się często.

—Cześć braciszku— odpowiedziałam rozkładając na boki swoje ręce, gdy on znalazł się przy mnie w kilku krokach i zamknął mnie w swoim szczelnym uścisku. Zamknęłam oczy, czując pod nimi lekkie pieczenie

—Nie mogę uwierzyć, że to naprawdę ty— wyszeptał, gdy lekko go od siebie odsunęłam. Spojrzałam na niego z dołu, a następnie przeczesałam ręką jego nadal mokre po kąpieli włosy. Naprawdę za nim tęskniłam.

—Twoja siostra jest gorąca— powiedział Jessie przerywając naszą prywatną chwilę. Wywróciłam w odpowiedzi oczami, co zdecydowanie robiłam zbyt często. Za to mój brat uderzył go w tył głowy.

—I poza twoim zasięgiem, Jessie— odpowiedział mu Max siadając na skórzanym fotelu, który znajdował się naprzeciwko kanapy, na której siedzieli Betty i Jessie. Czarnowłosy spojrzał na mnie uśmiechając się łobuzersko. Pokręciłam głową siadając na przeciwległym fotelu.

—Jeszcze zobaczymy— mruknął Jessie, wywołując tym samym na mojej twarzy uśmiech. Był zabawny.

***

Siedziałam na skórzanej kanapie w domu chłopaków, gdy oni próbowali przygotować coś na kolację. Bethany siedziała przy wyspie w kuchni mówiąc im co mają robić albo podśmiewając się za każdym razem, gdy robili coś źle. Czułam się zaskakująco swobodnie w ich towarzystwie. I muszę przyznać, że naprawdę miło spędziłam ten czas.

—Ashy, może zostaniecie dzisiaj na noc? — zapytał mój brat spoglądając na mnie— Robi się już późno, a gdybyście zostały to obejrzelibyśmy razem jakiś film czy coś?

Spojrzałam na niego, gdy przewracał na patelni naleśnika. Wyglądał naprawdę śmiesznie w kuchni. Nigdy nikt nie potrafił go zmusić do zrobienia czegokolwiek do jedzenia, a jeśli już dziwnym trafem sam się za to zabierał to nie kończyło się to dobrze. Tym razem wystarczyło jedno słowo Bethany, a ten stał już w kuchni i pytał na co ma ochotę. Pokręciłam lekko głową na boki, bo to wydawało mi się po prostu niesamowicie abstrakcyjne.

—Tak, w mojej sypialni jest bardzo wygodne łóżko, które chętnie bym z tobą podzielił— powiedział Jessie puszczając mi oczko. Uśmiechnęłam się lekko w odpowiedzi, a następnie podniosłam się lekko leniwe w wyjątkowo wygodnej kanapy.

—Tak właściwie to ja już się będę zbierać— odparłam spoglądając na nich z przepraszającą miną. Mój brat pokiwał lekko głową, a Jessie udawał oburzonego tym, że odrzuciłam jego wspaniałą propozycję. Bethany kończyła jeść swoją porcję naleśników, na które ja nie dałam się namówić. Przytuliłam Max'a na pożegnanie, a Jessie'mu wysłałam buziaka w powietrzu. Udał, że go łapie, a następnie przyłożył go do serca uśmiechając się słodko. Jego uśmiech był naprawdę ładny.

Wyszłam z budynku i spojrzałam na zachodzące słońce, uśmiechając się lekko. Przystanęłam i odwróciłam się, gdy usłyszałam trzaśnięcie drzwi. Max wybiegł z domu i stanął przede mną, patrząc na mnie z góry. Spojrzałam na niego dając mu znak, że nie rozumiem o co chodzi, gdy ten zamknął mnie w szczelnym uścisku kolejny raz tego dnia. Uśmiechnęłam się opierając czoło na jego klatce piersiowej.

—Cieszę się, że tu jesteś, Ashy— powiedział kładąc swój podbródek na mojej głowie. Tak bardzo nienawidziłam tego, że jestem krasnalem— Tęskniłem za tobą, wiesz?

—Też za tobą tęskniłam— mruknęłam cicho udając, że wcale nie poczułam się jakby ktoś kopnął mnie w brzuch. Nie chciałam, żeby tęsknił— Sporo mnie ominęło, co?

Max odsunął się ode mnie i spojrzał na mnie głośno wzdychając. Pokiwał delikatnie głową. Kiwnął głową na niewielką drewnianą huśtawkę, która stała na ich podjeździe. Usiadł na niej, a ja obok niego, mimo że czułam się niepewnie, bo głośno zaskrzypiała.

—Przepraszam, że nie wiedziałaś nic o moim związku z Betty— powiedział lekko zagryzając swoją dolną wargę. Stresował się. Mieliśmy ten sam odruch. Uśmiechnęłam się lekko, bo od razu zrozumiał do czego nawiązywałam. Zdecydowanie kochałam to, że jesteśmy bliźniakami i rozumiemy się bez słów.

—Długo? — zapytałam unosząc jedną brew, gdy ten ponownie westchnął. Spojrzał przed siebie, a ja ułożyłam głowę na jego ramieniu. Naprawdę mi go brakowało. Był najbardziej irytującą osobą na całym świecie, ale był też moim bliźniakiem, którego kochałam ponad wszystko.

–Tak naprawdę to niedługo po twoim wyjeździe— odparł obejmując mnie jedną ręką— Wiesz, wszystkim było nam ciężko i jakoś się do siebie zbliżyliśmy z Betty...

Pokiwałam delikatnie głową, nadal mając głową opartą na jego ramieniu. Patrzeliśmy przed siebie, siedząc w ciszy na starej drewnianej huśtawce. Cieszyłam się ich szczęściem, naprawdę. Mimo, że było to dla mnie dość dziwne to naprawdę trzymałam za nich kciuki i doskonale wiedziałam, że jeśli ta dwójka ma być szczęśliwa to tylko razem.

—Daj jej czas, Ashley... — mruknął cicho, jakby niepewnie. Podniosłam się i spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiami— Widzę jak dziwnie czujecie się w swoim towarzystwie... Widzę to, jak obie się męczycie, ale nie miej tego za złe Betty. Ona naprawdę mocno przeżyła twój wyjazd, a teraz, gdy wróciłaś po prostu jest jej ciężko— pokiwałam delikatnie głową, czując jak pod powiekami zbierają mi się łzy. On się tak bardzo zmienił. Tak bardzo wydoroślał i tak bardzo mnie rozumiał. Nie oceniał, nie pytał dosłownie o nic. Po prostu starał się mnie zrozumieć— I bądź wreszcie sobą, proszę. Nie mogę patrzeć na to, jak się męczysz udając kogoś kim nie jesteś.

Masz rację Max, to kurewsko męczące.

***

Dni mijały dzień za dniem, kiedy ja dosłownie biegałam pomiędzy budynkiem swojego uniwersytetu a swoim pokojem od czasu do czasu zahaczając również o dom Max'a. Między zajęciami często wychodziłam na kawę z Meggie i kilkoma osobami z roku, którzy po prostu wydawali się być normalni i w żaden sposób nie zareagowali, kiedy dowiedzieli się kim jestem. Ceniłam to. To, że traktowali mnie jakbym była kompletnie normalną nastolatką. Większość osób już rozpoznała mnie i często, gdy chociażby szłam przez korytarz zaczepiali mnie, by zrobić sobie ze mną zdjęcie. A ja przecież nie byłam nikim wyjątkowym by to robić. Starałam się wrócić do normalności, odnaleźć siebie sprzed tych wszystkich wydarzeń, które sprawiły, że rzadko kiedy się uśmiechałam. I być może częściowo mi to wychodziło.

Był piątek, gdy leżałam na swoim łóżku oglądając serial na swoim laptopie. Kochałam ten moment, w którym mogłam odpocząć po ciężkim tygodniu i po prostu nic nie robić. To zdecydowanie poprawiało mi humor.

Byłam sama w pokoju jak przez zdecydowaną większość każdego dnia. Beth kończyła zajęcia dużo później niż ja, a po nich zazwyczaj przesiadywała u Max'a, często zostając tam na noc. Zignorowałam zbyt głośny trzask drzwi, bo wiedziałam już, że była to tylko Bethany, która była wkurzona. Zawsze, kiedy humor jej nie dopisywał swoją złość wyładowywała na biednych drzwiach. Czasami miałam wrażenie, że ona zaraz wypadną z futryny. Patrzyłam, jak rzuca na ziemię swoją torebkę, a następnie kładzie się na łóżku krzycząc w poduszkę.

—Ciężki dzień? – zapytałam hamując śmiech. Bethany podniosła na chwilę głowę, aby spojrzeć na mnie zmęczonym spojrzeniem

—Cały tydzień— westchnęła obracając się na plecy— To dopiero pierwszy tydzień, a ja już mam dość—pokiwałam głową, choć na mnie nie patrzyła. Rozumiałam ją, bo ja sama miałam zdecydowanie dość, a to był dopiero pierwszy tydzień— Dlatego idziemy to odreagować na imprezę do chłopaków

Mój napad śmiechu zapewne usłyszeli w pokoju obok. Spojrzałam na brunetkę, a następnie kilkukrotnie uderzyłam się palcem w środek czoła. Nie ma mowy, że mnie gdzieś wyciągnie. Nie wyjdę z łóżka, nie ma szans.

—Oj Ash, nie daj się prosić... —mruknęła wstając i tym razem siadając obok mnie na łóżku— Chłopaki organizują imprezę z okazji powrotu ich współlokatora. Poza tym, to pierwsza impreza w tym tym roku. Musisz na nią iść.

Pokręciłam głową. Naprawdę nie miałam ochoty na żadne imprezy. Nie było mowy, żeby udało się jej mnie namówić.

***

Westchnęłam z irytacji, gdy jakieś dwie godziny później stałam pod domem Max'a. Spojrzałam na Bethany, która ciągnęła mnie za rękę w stronę wejścia do domu i naprawdę zastanawiałam się, czy lepiej będzie ją utopić czy raczej wywieźć na Alaskę.

—Czuję się jakbyśmy były w liceum— mówiła podekscytowana, poprawiając swoją obcisłą, niebieską sukienkę. Pomimo tego, że miałam ochotę ją zamordować za wyciągnięcie mnie z łóżka to cieszyłam się, że tak drobną rzeczą sprawiłam, że uśmiechała się jak wariatka— Zdecydowanie zaprzyjaźnię się z twoją szafą, ta kiecka jest zajebista— zaśmiałam się głośno, gdy teraz odrzuciła swoje gęste, idealnie wyprostowane włosy do tyłu— Ja na początku skoczę na chwilę do Max'a, ale potem wracam do ciebie i mam zamiar cię upić— nie mogłam nic poradzić na to, że przez całą drogę śmiałam się jak głupia. Puściłam jej oczko, gdy od razu po wejściu zobaczyłam mojego brata w jeansowej koszuli z kilkoma odpiętymi guzikami. Betty pognała do niego od razu wieszając się na ich szyi.

Patrzyłam na nich dobrą chwilę aż do momentu, w którym zaczęli wymieniać się śliną. Wtedy doszłam do wniosku, że jeżeli przyzwyczajenie się do tego zajmie mi nieco więcej czasu niż podejrzewałam i jeżeli mam dzisiaj nie puścić pawia to potrzebuję czegoś mocniejszego. Przepychałam się pomiędzy tłumem ludzi, żeby dotrzeć do kuchni, w której zapewne znajdował się alkohol. Gdzieś w tłumie zauważyłam charakterystyczne blond włosy Meggie, które czasem przypominały złote, tak jak właśnie w tej sytuacji. Obiecałam sobie, że złapię się z nią potem.

Chwyciłam czerwony kubeczek nalewając do niego piwa, choć nienawidziłam jego smaku. Już po pierwszym łuku skrzywiłam się na jego charakterystyczny smak, ale obiecałam sobie, że przestanę wybrzydzać. Usiadłam na wysokim krześle barowym, gdy przede mną wyrosła dobrze znana mi sylwetka czarnowłosego chłopaka. Uniosłam wysoko brew, gdy bezwstydnie zlustrował całe moje ciało.

—Wyglądasz olśniewająco, aniele— powiedział, starając się przekrzyczeć grająca w całym domu muzykę. Skinęłam głową w geście podziękowania— Twoja przyjaciółka zabawia się z twoim bratem, więc pozwól, że ja dotrzymam ci towarzystwa.

Pokiwałam delikatnie głową i przygryzłam dolną wargę, aby powstrzymać uśmiech, który cisnął mi się na usta. To będzie zdecydowanie ciekawy wieczór.

***

Tak jak nie lubiłam ludzi i po prostu im nie ufałam, tak Jessie wkradł się w moje łaski od pierwszego dnia. Śmiałam się głośno kompletnie olewając ludzi, którzy również byli na imprezie, gdy toczyłam z nim zawziętą rywalizację. Piwny ping pong był moją ulubioną grą i byłam mistrzynią, ale z bólem serca muszę przyznać, że czarnowłosy deptał mi po piętach. Uśmiechnęłam się z i nieukrytą satysfakcją spojrzałam na Jessie'go, gdy kolejna piłeczka wpadła do czerwonego kubeczka. Miałam ochotę zacząć piszczeć, gdy czarnowłosy spudłował. Skupiłam się, a następnie starałam się idealnie wycelować. Rzuciłam i mocno zacisnęłam kciuki. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, gdy piłeczka z pluskiem wpadła do kubeczka, a ja wygrałam. Odtańczyłam swój taniec zwycięstwa, gdy Jessie stał opierając się o stół i obserwując mnie z ramionami założonymi na piersi.

—Aniele, moje ego przez ciebie znacząco ucierpiało— krzyknął łapiąc się teatralnie za serce. Obejrzał się za siebie, a następnie złapał mnie za rękę i pociągnął w nieznanym mi kierunku. Byłam lekko zdezorientowana, ale mimo to podążałam za czarnowłosym. Zatrzymaliśmy się dopiero koło drzwi wyjściowych na dwór, gdzie stała Betty z Max'em i nieznajoma mi para.

Jessie rzucił się w objęcia chłopaka, gdy ja skupiłam się na dziewczynie. To była rudowłosa dziewczyna z plaży, której twarzy nie widziałam, ale rozpoznałam ją przez włosy. Była wysoka, szczupła i strasznie blada, ale ładnie komponowało się to z jej rudymi włosami i szmaragdowymi oczami. Na małym nosie znajdowało się kilka piegów, które dodawały jej uroku. Była zdecydowanie ładna, choć jej uroda była niespotykana.

—Julie— powiedziała wyłapując to, że się jej przyglądam. Uniosłam delikatnie kącik ust, a następnie sama się przedstawiłam.

—Aniele, poznaj naszego współlokatora, który postanowił przedłużyć sobie wakacje— za zaczął Jessie przedstawiając nas sobie. Spojrzałam na wysokiego bruneta, który przyglądał mi się uważnie. Czułam się dziwnie speszona, gdy mi się przyglądał w ten sposób— Ricky to jest Ashley, czyli moja przyszła dziewczyna.

Pokręciłam głową i cicho się zaśmiałam razem z całą resztą. Jessie zdecydowanie był z tych, którzy nigdy nie dawali za wygraną. Na początku byłam lekko skrępowana, ale gdy poczułam dłoń swojego brata, która lekko ścisnęła moją postanowiłam się rozluźnić. Julie i Ricky byli dość sympatyczni, choć chłopak zdecydowanie miał intensywne spojrzenie, które momentami było dla mnie bardzo niekomfortowe.

Przeciskałam się przez tłum, żeby znaleźć się koło Meggie. Stanęłam obok złotowłosej, a następnie zaraz obok niej zaczęłam delikatnie poruszać się w rytm muzyki. Blondynka uśmiechnęła się szeroko na mój widok, a ja dopiero wtedy zobaczyłam jak dziwnie błyszczą się jej oczy. Zmarszczyłam brwi, gdy zarzuciła ręce na moją szyję i uwiesiła się na mnie, niemal sprawiając, że obydwie wylądowałyśmy na ziemi.

—Ashy, chce spać— mruknęła i dopiero wtedy zobaczyłam, że ledwo stała na własnych nogach. Przeklęłam ją pod nosem, a następnie zaczęłam powoli przeciskać się przez tłum, ale było to jeszcze trudniejsze niż normalnie, bo na moim ramieniu uwieszona była kompletnie pijana blondynka.

—Meggie, przysięgam, że cię zabiję— warknęłam pod nosem, starając się wprowadzić ją po schodach

—Yhy...— mruknęła sennie. Ignorowałam ciekawskie spojrzenia niektórych ludzie i naprawdę musiałam się powstrzymywać przez zaprezentowaniem ich swoim nowych paznokci, w szczególności środkowego palca— Chyba będę rzygać— wymamrotała, gdy byłyśmy niemal na szczycie schodów. Wiedziałam, że nie zdążymy do łazienki, dlatego podsunęłam bliżej niej doniczkę z kwiatkiem. Trzymałam jej włosy i sama powstrzymywałam odruch wymiotny, gdy ta pochylała się nad roślinką i zwracała zawartość swojego żołądka.

Byłam dzisiaj zdecydowanie zbyt miła dla ludzi...

Odetchnęłam z ulgą, gdy dostrzegłam sylwetkę Jessie'go, który opierał się o ścianę. Położyłam jedną rękę na talii blondynki, a jej przerzuciłam sobie w okolicach karku. W myślach zastanawiałam się co zrobię blondynce, gdy ta tylko wytrzeźwieje i możliwe, że trochę również przeklinałam ją pod nosem.

—Jessie! — krzyknęłam, aby mnie usłyszał. Czarnowłosy odwrócił się w moim kierunku, a na jego wargi wstąpił ten charakterystyczny uśmiech.

—Aniele, właśnie miałem cię szukać— odpowiedział szybko i schował swój telefon do kieszeni— Muszę ci kogoś przedstawić

—Przedstawisz mi kogo chcesz, jak tylko zaprowadzisz ją do jakiegoś pokoju— czarnowłosy dopiero jakby dopiero teraz zauważył uwieszoną na moim ramieniu blondynkę. Pokiwał głową i pomógł mi ją zaprowadzić do swojego, a następnie położyć na łóżku. Zdjęłam ze stóp Meggie jej niebotycznie wysokie szpilki, a następnie otworzyłam okno, żeby miała dostęp do świeżego powietrza.

—Matko, ty jednak masz serce— zaśmiał się Jessie lekko trącając mnie w ramię, gdy ja przykrwałam Meggie do kocem. Sama uśmiechnęłam się lekko, bo nie pamiętam, kiedy ostatni raz dbałam o kogoś, kogo znałam tak krótko. Zamknęliśmy drzwi do pokoju na klucz, aby nikt nie wpadł na głupi pomysł, aby coś jej zrobić. Następnie dałam się poprowadzić Jessie'mu do nieznanego mi miejsca w tym domu. Byłam zmęczona i chciałam wrócić już do swojego pokoju w akademiku, ale czarnowłosy był nieugięty.

Dotarliśmy do kuchni, gdzie obecnie znajdowało się nieco mniej osób. Jessie od razu podszedł do postawnego bruneta, który siedział na barowym krześle popijając coś z czerwonego kubeczka.

—Stary, musisz kogoś poznać! — krzyknął Jessie starając się przekrzyczeć dudniącą muzykę.

I wtedy czas stanął w miejscu.

Brunet odwrócił się, a ja spojrzałam na znajomą twarz. Nie docierały do mnie żadne dźwięki. Stałam jak sparaliżowana nie mogąc się ruszyć. Mój oddech przyspieszył, a całe ciało zaczęło drżeć.

Nie, nie, nie...

—...miał już nie wracać do college'u, ale zawsze zmieniał decyzję kilka razy i wrócił dzisiaj całkowicie niespodziewanie— głos Jessie'go docierał do mnie jak przez mgłę, gdy stałam wpatrując się w jego twarz. Dosłownie czułam, jak zaczyna brakować mi powietrza.

—Aniele, poznaj Matt'a— powiedział Jessie uśmiechając się szeroko.

Przełknęłam głośno ślinę, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Jego błękitne tęczówki wpatrywały się prosto w moje.

I to był ten moment, który nigdy miał nie nadejść...

***

Ponad 5k słów, bije rekordy kochani

I teraz należy powiedzieć coś bardzo ważnego... Mianowicie KOCHANY DUPEK MA JUŻ PONAD 100 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ! Ja... ja nie wiem co powiedzieć. Jestem w ogromnym szoku, bo zwyczajnie się tego nie spodziewałam i gdy to dzisiaj zobaczyłam naprawdę byłam w szoku. Dziękuję wam bardzo, bo to tradycyjnie tylko i wyłącznie wasza zasługa. Kocham was najbardziej na świecie, słoneczka! Jest mi ogromnie miło i nawet nie wiecie jak taka z pozoru niewielka rzecz wiele dla mnie znaczy! DZIĘKUJĘ!

A teraz... Nowe postacie, co sądzicie o Jessie'm i Meggie? Jak myślicie, jak długo Ashy i Betty będą jeszcze ,,pokłócone"? Co sądzicie o zmianie w zachowaniu Ashley? Co sądzicie o związku Betty i Max'a. I na sam koniec, WRESZCIE MAMY MATT'A! Co myślicie o ich spotkaniu? Jakieś teorie? Czekam na wasze komentarze!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro